Ostatni Książę Kościoła

Wspomnienie o abp Jerzym Strobie, metropolicie poznańskim

Przed dziesięciu laty, 12 maja 1999 roku, o zmierzchu, dzwony kościołów i kaplic archidiecezji poznańskiej oznajmiły odejście do wieczności arcybiskupa Jerzego Stroby. Po ponad 20 latach pobytu Arcybiskupa w Poznaniu, Wielkopolanie pożegnali jednego z najbardziej zasłużonych dla Kościoła i Polski pasterzy i mężów stanu. Musiało minąć wiele lat, zanim przekonano się, jak opatrznościowa była Jego życiowa misja.

- Ostatnie miesiące i tygodnie życia księdza Abp. Stroby naznaczone były Jego wielkim cierpieniem — opowiada siostra Remigia Soszyńska, elżbietanka od lat pracująca w Domu Arcybiskupów Poznańskich, w czasie emerytury Abp. Stroby opiekująca się coraz bardziej schorowanym Pasterzem. - Przez długie lata nie wiedzieliśmy o Jego chorobie nowotworowej. Dowiedzieliśmy się o niej dopiero w ostatnim stadium, kiedy już trudno było ją ukryć - dodaje zakonnica. - Mimo że od pewnego czasu wiedzieliśmy o chorobie Arcybiskupa, nie okazywał, że cierpi z powodu swojego stanu zdrowia — potwierdza ks. Paweł Minta, ostatni sekretarz Arcybiskupa Stroby, a dziś proboszcz kościoła parafialnego pw. św. Anny w Poznaniu. - W dniu śmierci Arcybiskupa Stroby rano zatelefonował z Krakowa kardynał Franciszek Macharski. „W nocy śnił mi się Ksiądz Arcybiskup i chciałem zapytać, jaki jest stan jego zdrowia” — usłyszałem w słuchawce, relacjonuje wydarzenia sprzed 10 lat ks. Waldemar Babicz, sekretarz Abp. Stroby w latach 1991-1994, który czuwał przy Arcybiskupie także w ostatnich dniach jego życia. Gdy poinformowałem, że stan jest krytyczny — kontynuuje ks. Babicz, dziś proboszcz parafii w Żabnie — krakowski kardynał odrzekł: „Zaraz idę na Wawel odprawić Mszę św. w intencji Arcybiskupa”.

 

Zaskoczenie w Poznaniu

Modlono się także w Poznaniu. Choć dla wielu świeckich wiadomość o śmierci Abp. Stroby przyszła niespodziewanie. - Ostatnie spotkanie z okazji kwietniowych imienin Księdza Arcybiskupa — nieco spóźnione - odbyło się 2 maja 1999 roku, kilka dni przed śmiercią — wspomina prof. Jadwiga Rotnicka, senator RP, która spotykała się z Arcybiskupem od początku lat 90. początkowo oficjalnie - jako przewodnicząca Rady Miasta Poznania, później też prywatnie. Utkwiło mi w pamięci, że Arcybiskup, już wyraźnie schorowany, w ogóle nie uskarżał się na swoje dolegliwości. Chwalił natomiast opiekujących się nim lekarzy. Rozmowa nie dotyczyła choroby i nie była ostatecznym pożegnaniem, przebiegła pogodnie i przyjemnie, mimo widocznego cierpienia Arcybiskupa. Gdy niespełna dwa tygodnie później dowiedziałam się o śmierci Arcybiskupa Jerzego — wspomina senator Rotnicka - było to dla mnie zaskoczeniem. Na pogrzebie tej historycznej już postaci miałam świadomość, że przyszło mi spotkać na swej drodze człowieka niezwykłego formatu i wyjątkowej kultury, o którym zachowałam serdeczne i ciepłe wspomnienie.

Szorstka powierzchowność — wielkie serce

Podczas ceremonii pogrzebowej Abp. Stroby w poznańskiej katedrze, której przewodniczył Prymas Polski kard. Józef Glemp, wielu wracało myślami do niepewnego roku 1978 i starało się objąć ponad dwudziestoletni okres obecności Arcybiskupa w Poznaniu. - Przyjście Ks. Abp. Jerzego Stroby do Poznania zbiegło się z początkiem pontyfikatu Jana Pawła II i mimowolnie wielu porównywało tych dwóch Pasterzy — wspomina biskup Grzegorz Balcerek, biskup pomocniczy archidiecezji poznańskiej. Często przeciwstawiano bezpośredniość nowego Papieża pewnej sztywności i dystansowi, jakie budził nowy Arcypasterz Poznański. Później z książki Jana Pawła II „Wstańcie, chodźmy!” mogliśmy się dowiedzieć, jak bardzo Karol Wojtyła cenił Abp. Jerzego — dodaje poznański biskup. - Warto też wspomnieć, że za ową powierzchowną szorstkością kryło się wielkie serce i skrywana uczuciowość. Byliśmy świadkami na przykład płaczu Ks. Arcybiskupa w czasie jednego z kazań — zaznacza bp Balcerek. Podobnego zdania jest bp Zdzisław Fortuniak, któremu święceń biskupich udzielił Abp Stroba w 1982 r.: - Abp Jerzy Stroba był — mam takie przekonanie — człowiekiem z natury emocjonalnym. Ale odnoszę wrażenie, że wiele pracował nad tym, by emocje nie brały w nim góry w sprawach prywatnych. - Do księży zwracał się niekiedy w charakterystyczny sposób, per „panie” — wspomina ks. Babicz. Kogoś, kto nie znał Arcybiskupa, mogło to w pierwszej chwili dziwić, a nawet zrazić i tak w istocie było, zwłaszcza w pierwszych latach Jego posługiwania w Poznaniu. Tymczasem nie było to nigdy podyktowane chęcią obrażenia interlokutora, dowodziło raczej, że Arcybiskup traktuje takiego księdza wręcz przyjaźnie — opowiada wieloletni sekretarz Abp. Stroby. - Bardzo często zwracał się tak nawet do swojego największego przyjaciela, jakim był biskup Ignacy Jeż. Ale oczywiście tylko w nieformalnych, powiedziałbym domowych sytuacjach — dodaje ks. Babicz.

„Tu chodzi o Kościół!”

Temperament Arcybiskupa przejawiał się w wielu sytuacjach: - Był niezwykle pracowity i tego samego wymagał od swoich współpracowników — wspomina ks. Paweł Minta. Zdarzyło się czasem, że zawieruszyło się jakieś pismo czy dokument, wtedy Arcybiskup potrafił się unieść i podnieść głos, ale zaraz dodawał: „Tu nie chodzi o mnie, tu chodzi o Kościół!”. W swoją misję zaangażowany był całkowicie. Jego celem nigdy nie była władza sama w sobie, ale służba Kościołowi. — Był realistą i człowiekiem logicznego myślenia, zatroskanym o Kościół i Polskę — wyznaje bp Fortuniak. Gdy obserwuje się dziś sytuację w Polsce, można odnieść wrażenie, że Arcybiskup w wielu sprawach mógłby powiedzieć: „A nie mówiłem!”. Chociaż wiem, że zapewne sam by tak nie powiedział, nie było to w jego stylu — konstatuje poznański biskup pomocniczy.

- Po przyjściu do Poznania Abp Jerzy szybko okazał się mężem Bożym, pełnym głębokiej wiary, ale i realizmu życiowego — wspomina bp Balcerek. Ów realizm nie przysparzał mu popularności zwłaszcza u księży żyjących złudzeniami, zafascynowanych ciągle dużą liczbą wiernych obecnych na Mszach Świętych i na katechezie. - Na czas trudnego okresu przemian i przebudowy był człowiekiem niezwykle ważnym — senator Rotnicka wspomina rolę, jaką odegrał Abp Stroba w początkach lat 90. - Posiadał umiejętność godzenia a nie różnicowania. Choć w niektórych kwestiach miałam odrębne zdanie, Arcybiskup Stroba zawsze spokojnie mnie wysłuchiwał i miałam wrażenie, że rozważa moje stanowisko. Dzięki takiej zdolności rozumienia drugiego człowieka zyskiwał prawdziwy szacunek i estymę nawet w oczach zupełnie dalekich od Kościoła środowisk — zapewnia Jadwiga Rotnicka.

 

 

Budowniczy kościołów

- Jako jeden z celów swojego pontyfikatu postawił budowę dużej liczby nowych kościołów, tak by każde nowe osiedle i każda miejscowość miały swoją własną świątynię. Sam tego doświadczyłem, kiedy jako młodego księdza posyłał mnie na budowę nowego kościoła i tworzenie jednej z parafii na Piątkowie w Poznaniu — opowiada bp Grzegorz Balcerek. - Wielu dziwiło się, że przez wiele lat nie remontował Pałacu Arcybiskupiego — relacjonuje ks. Waldemar Babicz. Tymczasem od początku swych rządów w archidiecezji poznańskiej nastawił się na budowę nowych kościołów, co było niesłychanie ważne w latach 80. Osobiście pilnował, by proboszczowie najpierw budowali świątynie, a dopiero później plebanie. Miał zwyczaj osobiście jeździć „w teren” i doglądać przebiegu inwestycji — ks. Babicz wspomina częste wyjazdy u boku Arcypasterza. Jak zapewnia bp Grzegorz Balcerek, Abp. Strobie najbardziej zależało na budowaniu żywego Kościoła. - Nie zapominał jednak o konkretach: dobrze zorganizowanej katechezie dla dzieci i młodzieży, prowadzeniu specjalnych spotkań dla rodziców, tworzeniu grup duszpasterskich, przygotowania niedzielnej Mszy św. — opowiada ksiądz biskup.

 

„Prawdziwa cnota krytyk się nie boi”

Mimo wielu zalet, Arcybiskupa w różnych okresach nie ominęła krytyka, jakże często pokątna i szeptana. Nie jest wykluczone, że do jej rozpowszechniania przyczyniał się Służba Bezpieczeństwa, która do końca lat 90. podejmowała próby „działań dezintegracyjnych” i podrywania autorytetu biskupów wśród duchowieństwa i wiernych świeckich. - Arcybiskupowi Strobie zapewne nie zależało na taniej popularności. Wolał zrezygnować z łatwego poklasku, narażać się na krytykę, ale w perspektywie odnosić sukcesy za sprawą swej dalekowzroczności - ocenia ks. proboszcz Babicz. - Tak było na przykład z „Solidarnością”. Wielu krytykowało Arcybiskupa, że nie wydawał się być jakimś szczególnym entuzjastą tego ruchu, że nie udzielał mu swego jednoznacznego błogosławieństwa, pełnego i bezkrytycznego poparcia. - Kierował się przy podejmowaniu ważnych, kościelnych decyzji niezwykłym zmysłem przezorności i dalekowzroczności. Potrafił przewidywać odległe konsekwencje bieżących decyzji, o których inni by nie pomyśleli. Był niezwykle konsekwentny w swoim postępowaniu i uważał, że „Kościół idzie zawsze do przodu małymi krokami”. Taki najmniejszy krok według Arcybiskupa to okres około 20 lat - tłumaczy ks. Paweł Minta. - Jako wytrawny dyplomata miał zawsze wystarczający dystans tak wobec władz świeckich, jak i opozycjonistów — opowiada dalej były sekretarz Abp. Stroby. Nie chciał wikłać Kościoła i jego autorytetu w bieżące rozgrywki polityczne, co nie zawsze od razu było zrozumiałe i dobrze odbierane. Późniejszy bieg spraw dowodził najczęściej, że była w tym racja. Uznawano go powszechnie jako pierwszego w kontaktach Kościoła z państwem i rzeczywiście jemu w dużej mierze zawdzięczamy pozycję Kościoła i jej utrwalenie po roku 1989.

„Nawracajcie się”

Zaangażowanie w rokowania pomiędzy Kościołem a państwem, duży zmysł dyplomacji, poważanie w międzynarodowych kręgach kościelnych, a także legendarne już zamiłowanie do wyrafinowanych win nie przesłaniało jednak Arcybiskupowi jego naczelnej, pasterskiej misji. Biskupi i księża współpracownicy podkreślają, że w całości oddany był wyłącznie Kościołowi. - Jego męska pobożność przejawiała się na wielu płaszczyznach. Podczas wielkich uroczystości kościelnych, w pracy administracyjnej na rzecz Kościoła, w osobistym tworzeniu wszystkich kazań, listów pasterskich i przemówień, ale także w kaplicy — wspomina ksiądz Paweł Minta. Biurko Arcybiskupa zawsze koncentrowało najróżniejsze kierunki Jego pracy, dla przeciętnych niewyobrażalnej. Po lewej stronie zawsze piętrzył się stos lekcjonarzy mszalnych, z których często korzystał. - Nie epatował nikogo swoim życiem duchowym — zaznacza ks. Babicz. Daleki był od przerysowanych gestów. My, jego domownicy, widzieliśmy jednak, ile się modlił, ile czasu spędzał w kaplicy rezydencji na osobistej modlitwie. Miał tam też przy klęczniku stoliczek z lampką, przy którym często wynotowywał różne przemyślenia, zrodzone właśnie podczas modlitwy czy lektury Słowa Bożego.

Współpracownicy zmarłego przed dziesięciu laty Arcybiskupa wspominają, że przyjmując któregoś roku życzenia imieninowe, powiedział niby żartem: „Módlcie się o moje nawrócenie!”. Jak ważne musiały być dla Arcybiskupa te przemyślenia, zaświadcza choćby ten wymowny fakt, że wokół słów Ewangelisty Marka: „Czas się wypełnił i bliskie jest Królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” (Mk 1,15), osnuł swoje ostatnie wielkie kazanie, które wygłosił pół roku przed śmiercią, z okazji jubileuszu 40-lecia sakry biskupiej. Tym samym te Markowe słowa Arcybiskup Jerzy Stroba zostawił nam jako swój testament duchowy.

 

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama