Pozycja „Tygodnika Powszechnego” w okresie PRL-u

Pierwszy numer „Tygodnika Powszechnego” ukazał się 24 III 1945 r. W podtytule pisma podkreśślano, że jest to „katolickie pismo społeczno-kulturalne”

Pierwszy numer „Tygodnika Powszechnego” ukazał się 24 III 1945 r. W  podtytule pisma podkreślano, że jest to „katolickie pismo społeczno-kulturalne”. Ostatnia, czwarta strona nr 1, mieściła informację redakcji, że: „’Tygodnik Powszechny’ będzie pismem apolitycznym i bezpartyjnym, z którego redakcja wyklucza zagadnienia aktualno-polityczne i walkę stronnictw”1. W piśmie zapowiedziano również: „[…] utrwalanie katolickiej prawdy w szerokich kołach naszego społeczeństwa i wyrażanie jej w sprawach społeczno-kulturalnych, których życie bieżące z sobą niesie”. W sumie, jak mawiał później Kisiel – „[…] zanosiło się na niezłe nudziarstwo”2. W skład redakcji „Tygodnika Powszechnego” weszli wówczas: ks. Jan Piwowarczyk i  Jerzy Turowicz (którego nazwisko jako redaktora naczelnego „Tygodnika” pojawiło się po raz pierwszy w nr 30. pisma) oraz na krótko: Konstanty Turowski i  Maria Czapska3.

Pozycja „Tygodnika Powszechnego” w okresie PRL-u

Wkrótce do zespołu dołączyli, polecony przez Czesława Miłosza, Stefan Kisielewski (kompozytor, krytyk muzyczny – pisujący niegdyś do „Polityki” redagowanej przez Jerzego Giedroycia), wysiedlony z Wilna pisarz Antoni Gołubiew, Stanisław Stomma oraz Zofia Starowieyska-Morstinowa, zajęła ona miejsce Marii Czapskiej, która postanowiła wyjechać z kraju. W 1946 r. pojawił się Lech Beynar (czyli Paweł Jasienica). Dwa lata później do zespołu trafiła Ziuta Golont, obejmując posadę sekretarki, potem już jako Józefa Hennelowa – została zastępcą redaktora naczelnego, a na początku lat 50. do pisma trafił Zbigniew Herbert. Redakcja powiększała się bardzo szybko. Zajmowany lokal przy ul. Wiślnej 12 przestawał niebawem wystarczać, gdyż równocześnie służył on za mieszkanie. Atmosfera w redakcji pisma była wręcz rodzinna. Członkowie zespołu byli ze sobą zaprzyjaźnieni. Wspólnie obchodzono śluby, chrzty, dyplomy uniwersyteckie. Sprzyjało to tworzeniu pisma, przyczyniło się także do jego umocnienia i było pomocne w trudnych dla „Tygodnika” momentach4.

Założenie programowe z  pierwszego numeru „Tygodnika”, że będzie to pismo apolityczne i bezpartyjne, okazało się niemożliwe do spełnienia, ponieważ – jak pisał Turowicz w 1949 roku – „Konsekwencją ustroju, w jakim żyjemy jest upolitycznienie całego życia”5. Jeszcze w końcu lat 40. J. Turowicz i  S. Stomma pisali: „marksistami ani socjalistami nie jesteśmy”6. Problemy pisma zaczęły się wraz z początkiem pierwszej połowy następnej dekady, kiedy zdano sobie sprawę z tego, że trudno będzie istnieć, nie uznając tego ustroju. Władza i cenzura starały się sugerować, a  następnie narzucać redakcji „Tygodnika”, co i jak należy w nim pisać. Spowodowało to niezadowolenie Kościoła w Polsce, szczególnie księcia Adama Stefana kard. Sapiehy, którego to właśnie inicjatywa przyczyniła się do powstania „Tygodnika Powszechnego”7. Po uchwaleniu konstytucji w 1952 roku między rządem a Kościołem doszło już do otwartego konfliktu. W  krakowskiej Kurii Metropolitarnej przeprowadzono rewizję i aresztowano duchownych, oskarżając ich o współpracę z amerykańskim imperializmem. W 1953 r. osądzono ich w tzw. procesie kurii krakowskiej. Trudno było w tak ciężkiej atmosferze pisać i sprostać wszystkim wymaganiom cenzury. Przez pewien czas ulegano sugestiom, aż do momentu, w którym władze zażądały, aby „Tygodnik” w specjalnym oświadczeniu potępił księży z  Kurii Krakowskiej oskarżonych o  agenturalność. Redakcja odmówiła, a  cenzura wstrzymała kolportaż numeru. Po dwóch tygodniach udało się opracować tekst, który został zaakceptowany zarówno przez władzę, jak i przez całą redakcję. „Tygodnik” ukazał się w kioskach, ale pozostał niesmak. Po przeszło czterech dekadach członkowie ówczesnej redakcji uważają, że tekst w  sprawie kurii był jednym, kto wie – czy nie największym, błędem w całej historii ukazywania się czasopisma8.

W marcu 1953 r. zmarł Józef Stalin. Władze zażądały wówczas, aby w kolejnym numerze „Tygodnika” ukazał się artykuł o  dyktatorze głoszący, że był on najwybitniejszą postacią epoki, a jego śmierć stanowi wielki cios dla całego świata. Zignorowano jednak żądania władz, nikt bowiem w redakcji nie miał już ochoty na żaden kompromis. Kiedy zamknięto „Tygodnik”, miejscem regularnych spotkań niemal całej redakcji stało się mieszkanie p. Morstinowej, gdzie odbywały się dyskusje na temat przyszłości Polski, Europy i  Kościoła9. Był to ciężki okres, każdy miał problem ze znalezieniem pracy. „I gdyby nie oparcie jakie mieliśmy w sobie nawzajem trudno byłoby nam wytrzymać presję tego co się wokół nas wówczas działo” – wspominał po latach Stanisław Stomma10.

W 1956 r. w Polsce nastała polityczna „odwilż”. System komunistyczny złagodniał. Stanowisko I  Sekretarza KC PZPR objął Władysław Gomułka, który wierzył, że jego losy zależą, głównie od poparcia Kościoła, obiecał więc wznowienie „Tygodnika” oraz zachęcał członków redakcji, aby objęli kilka mandatów poselskich11. Wśród pięciu kandydatów na posłów zaproponowanych przez KIK znalazło się, oprócz Jerzego Zawieyskiego, Zbigniewa Makarczyka i Antoniego Gładysza, dwóch członków redakcji – Stefan Kisielewski i Stanisław Stomma12. W wyborach w następnym roku wszyscy otrzymali mandaty. Wkrótce dołączyło do nich sześciu innych posłów, którzy utworzyli Koło Poselskie „Znak”, na jego czele stanął Stanisław Stomma. Wszyscy posłowie od początku byli obserwowani przez organa władzy, a w pokojach poselskich i mieszkaniach prywatnych instalowano podsłuchy. Kiedy w 1961 r. Tadeusz Mazowiecki skrytykował narzucony oświacie światopogląd marksistowski, a  Stanisław Stomma zaprotestował wobec projektu wywłaszczenia Kościoła z nieruchomości na Ziemiach Zachodnich, spowodowało to represje wobec pisma. Władze postanowiły zmniejszyć nakład „Tygodnika”, najpierw do 40 tys., potem do 30 tys. egzemplarzy13. Czasopismo stanęło wówczas na skraju bankructwa.

W 1965 r. władze w trybie pilnym zwołały posiedzenie Ogólnopolskiego Komitetu Frontu Jedności Narodu, w  którym uczestniczył również Jerzy Turowicz. Sprawa dotyczyła głównie zbliżających się obchodów 1000-lecia chrztu Polski14. Wówczas też dano redaktorowi naczelnemu do zrozumienia, że władza komunistyczna nie będzie tolerowała tego, co pisze się w  „Tygodniku”. Kolejnymi ważnymi dla tytułu, a zarazem przykrymi, były wydarzenia z 1970 r. O tragicznych wydarzeniach na Wybrzeżu pisano: „Przeżyliśmy głęboką tragedię Święta Bożego Narodzenia nie mogły w tym roku być radosne. A jednak przeżyliśmy w  ich okresie także nadzieję. Nadzieję, że ofiara przecież nie pójdzie na marne”. Miejsce I sekretarza zajął wówczas Edward Gierek. W odróżnieniu od W. Gomułki sprawiał wrażenie sprawnego technokraty i człowieka potrafiącego myśleć i działać racjonalnie i pragmatycznie. Początkowo władze prowadziły politykę porozumienia z  Kościołem. Już pół roku po objęciu władzy przez nowego sekretarza Sejm zwrócił Kościołowi zabrane w 1961 r. nieruchomości na Ziemiach Zachodnich, a dyplomacja PRL-u podjęła w  Watykanie rozmowy na temat nawiązania oficjalnych stosunków15. W redakcji „Tygodnika” uznano, że w tej sytuacji warto zabiegać o zwiększony nakład pisma. Starania nie przyniosły jednak oczekiwanych efektów.

W tym czasie do zespołu „Tygodnika” dołączył Antoni Słonimski. Było to o tyle zaskakujące, że był on uznawany za antyklerykała16. W  tym czasie periodyk stawał się coraz wyraźniej pismem opozycyjnie myślącej inteligencji17. „Do zadań pisma – zadań wygórowanych może, niemniej przeto realnych i koniecznych – należy, by reprezentowany przez nas katolicyzm polski stał się ostoją polskiego intelektualizmu” – mówił Krzysztof Kozłowski na redakcyjnym zebraniu z okazji 30-lecia „Tygodnika”18. W 1975 r. opublikowano propozycje zmian w  Konstytucji PRL. Projekt, który zakładał kierowniczą rolę PZPR i  sojusz ze Związkiem Radzieckim, sprowokował liczne zbiorowe i indywidualne protesty. Sejm jednak uchwalił wspomniane poprawki wszystkimi głosami przy jednym głosie wstrzymującym się. Posłem, który wstrzymał się, był Stanisław Stomma, czym zyskał sobie uznanie nawet wśród głosujących posłów, lecz niestety świadczyło to również o wyraźnym osłabieniu Koła Poselskiego „Znak”. Działacz katolicki był tak przybity całą zaistniałą sytuacją, że nie brał już udziału w kolejnych wyborach do Sejmu19. Duże znaczenie dla „Tygodnika” miała postać Karola Wojtyły (z redakcją związany od 1949 r., w  kolejnych latach również pisał do „Tygodnika”), Jeszcze jako biskup zyskał aprobatę władzy, która poparła jego kandydaturę na Metropolitę Krakowskiego. Powołano go na ten urząd w 1963 r., a cztery lata później został mianowany kardynałem. Przez te lata był bardzo pomocny dla „Tygodnika”, często w sporach z cenzurą i władzą w Polsce uczestniczył w rozmowach jako mediator i negocjator. Kardynał wspierał pismo jak mógł do czasu wyboru na Stolicę Piotrową. Od tego momentu nie uczestniczył już bezpośrednio w życiu „Tygodnika”20.

W 1977 r. I sekretarz Edward Gierek został jako pierwszy przywódca komunistycznej Polski przyjęty przez papieża. Dzień wcześniej kard. Stefan Wyszyński wziął udział w  przyjęciu wydanym przez tego polityka na cześć prezydenta Włoch. Obu wydarzeniom polska prasa nadała ogromną rangę i miało to swoją rację, bowiem ukazywały one ewolucję stosunków między powszechnym i lokalnym Kościołem a  komunistycznymi władzami. W  trakcie audiencji Paweł VI i Edward Gierek wygłosili obszerne przemówienia, w  całości drukowane przez warszawską prasę. Gdy w Watykanie skończyła się audiencja, numer „Tygodnika” drukowanego nocą z wtorku na środę był dawno ocenzurowany i ostatecznie zamknięty, więc umieszczenie relacji ze względów technicznych nie wchodziło już w grę. Na drugi dzień w redakcji zastanawiano się, co w tej sytuacji należy zrobić Niewątpliwie wydarzenie było bardzo ważne, nawet tydzień później umieszczenie relacji wydawało się absolutnie konieczne. Ale czy w kolejnym numerze, tydzień po wydarzeniu, było sensowne drukowanie obu tych przemówień w całości, kiedy już wcześniej były wydrukowane? Zdecydowano się wydrukować obszerne sprawozdanie i skróty obu przemówień. Wywołało to fale protestów, do redakcji przychodziło wiele listów wyrażających oburzenie „wiernych czytelników”, sugerowano też, że zamieszany jest w  to wszystko kard. K. Wojtyła – że to, rzekomo, z  jego inicjatywy dokonano tych skrótów. Jednak zauważono, że w  całej tej korespondencji zastanawiająco często pojawiały się prawie identyczne frazy i zwroty językowe. Domyślano się, że w ten sposób próbowano skłócić „Tygodnik” z kardynałem i ks. Prymasem21. Z jednej strony próbowano na każdym kroku wykazywać dobrą wolę przy podjęciu rozmów z Kościołem, Papieżem i Prymasem, a z drugiej – wykorzystywano każdą okazję, aby poróżnić to środowisko. Trudno było jednak uderzyć w samego Karola Wojtyłę. Był zbyt twardy, doświadczony i posiadał szerokie koneksje, dlatego przykładowo pobito dotkliwie jego przyjaciela i członka redakcji – ks. Andrzeja Bardeckiego22.

Rok 1978 był szczególny dla środowiska „Tygodnika Powszechnego”, ponieważ na papieża wybrano przyjaciela i kolegę z redakcji – Karola Wojtyłę. W związku z tym Jerzy Turowicz pisał: „Jestem pod wrażeniem tego, co się stało, i w sytuacji zupełnie nowej, i jednak mimo wszystko niespodziewanej”23. Kiedy ogłoszono decyzję wyboru Ojca św., redakcja przeżyła naprawdę gorący okres. Najbliższy numer datowany na 22 października był już zamknięty i ocenzurowany. W tym czasie, pod nieobecność Jerzego Turowicza, obowiązki naczelnego przejął na siebie Krzysztof Kozłowski, który tak jak cały zespół, „stawał na głowie”, żeby na czas zmontować nowe, papieskie wydanie. W  „drużynie” jednak nie dało się pracować, ponieważ nagle dziennikarze i ekipy telewizyjne z całego świata przybywały na ul. Wiślną 12, próbując jak najwięcej dowiedzieć się o nowym pontyfikacie. W takich warunkach ciężko było dokończyć kolejny numer pisma, które się jednak ukazało. Winietę „Tygodnika” wydrukowano na złotym tle, umieszczając na nim duże zdjęcie Papieża oraz tytuł Radość wielka.

Wielkim i znaczącym wydarzeniem była pierwsza pielgrzymka Jana Pawła II do Polski w 1979 roku. Cały naród bardzo przeżywał to spotkanie, lecz po dziewięciu dniach Papież odjechał24. Pojawiło się pytanie: Co dalej, co zrobić z  tak doniośle rozpoczętym czasem? Kisiel wkrótce, nie bez pewnej ironii, napisał: „Pan Bóg w  Niebie, Wojtyła w Watykanie, a Sowieci tuż”25. W tym czasie „Tygodnik” zwiększył swój zasięg, ale już wcześniej poziom sprzedaży podniósł Antoni Słonimski, dzięki któremu pismo zaczęli czytać ludzie młodzi i intelektualiści. Nie wszystkim odpowiadała taka filozofia wydawnicza. Stefan Kisielewski wyrażał chociażby opinię, iż ludzie pobożni wykupują nakład, przez co dla „poszukujących” już go nie wystarcza. Zwrócił uwagę również na to, że „Tygodnik” w  zasadzie nie prowadzi przemyślanej strategii rozwoju. „Nie można żyć wyłącznie cudzym blaskiem, choćby był nawet papieski. Trzeba wejść w nowe życie” –pisał. Nawet jeśli w słowach Kisiela była przesada, to jednak było w nich coś na rzeczy, zważywszy, że ostatni raz redakcja przyjęła dziennikarzy młodego pokolenia w 1957 roku, choć ciągle rosła w tym czasie liczba wybitnych współpracowników, takich jak: Czesław Miłosz (piszący pod pseudonimem Adrian Zieliński), Aleksander Gieysztor, Ewa Lipska, Adolf Rudnicki, Anna Kamieńska, Witold Gomulicki i  wiele innych znanych nazwisk polskiej literatury26. Niemniej „Tygodnik” nadal potrafił zaskoczyć, drukując chociażby w bożonarodzeniowym numerze 1979 roku nieznany dotąd dramat Brat naszego Boga autorstwa Karola Wojtyły, a latem 1980 r. J. Turowicz, jako pierwszy dziennikarz na świecie, przeprowadził wywiad z Janem Pawiem II. Tymczasem z redakcji pisma do Rzymu przeniósł się ks. Adam Boniecki, który objął tam redakcję polskiego wydania „L’Osservatore Romano”27.

Rok 1980 przyniósł strajki na Wybrzeżu, W  „Tygodniku” z  24 sierpnia umieszczono krótką informację, że w  „[…] wielkich zakładach i  przedsiębiorstwach mają miejsce przerwy w pracy”, gdyż cenzura nie pozwalała na więcej. Dopiero w numerze z 7 września, kilka dni po podpisaniu Porozumień Gdańskich, poświęcono więcej miejsca tym wydarzeniom, drukując pełne teksty porozumień z Wybrzeża. Od tej pory profil czasopisma zaczął się zmieniać i  stawał się pismem coraz bardziej zaangażowanym politycznie. W  następnym numerze ukazał się reportaż ks. Musiała ze strajkującej Stoczni Gdańskiej. Następnie dużą część numeru poświęcono zapisom debaty – Co można zrobić natychmiast. Niemal każdy nowy numer pisma świadczył, że Polska jest nie ta sama i „Tygodnik” już nie ten sam. Potwierdzała się teza niepodpisanego redakcyjnego oświadczenia z  pierwszego wrześniowego numeru: „Na naszych oczach dokonują się w ostatnich tygodniach przemiany zaiste zdumiewające i  bez precedensu. Trudno powiedzieć, na ile w ich wyniku zmieni się Polska, na pewno jednak zmienili się i zmieniają Polacy”28. Cenzura łagodniała. W „Tygodniku” pisano w coraz bardziej wolny sposób – nie wszystkim jednak na to pozwalano. Pięć kolejnych felietonów Kisiela zatrzymano w  cenzurze. Po odebraniu przez Czesława Miłosza literackiej Nagrody Nobla również jego nazwisko umieszczano w  piśmie już bez obaw, o czym wcześniej nie mogło być mowy. Wkrótce nawet Stefan Kisielewski musiał przyznać, że łatwiej mu się pisze w posierpniowej Polsce; pozwolił sobie nawet na umieszczenie informacji, że to on pisał w „Kulturze” jako Tomasz Staliński i Teodor Klon29.

Od początku września powstająca właśnie w Krakowie „Solidarność” wchodzi w sojusz z „Tygodnikiem”, domagając się od władz zwiększenia jego nakładu, zaś Krzysztof Kozłowski wraz z  Haliną Bortnowską zostają doradcami strajkujących w hucie im. W. Lenina. Cała Polska solidaryzuje się z protestującymi, wpływ ruchu robotniczego na losy Polski staje się coraz większy30. Wkrótce na stałe do „Tygodnika” dołączyło kilka nowych osób: z  „Kultury” Ewa Berberyusz, Hanna Krall; z „Polityki” Teresa Torańska, Ryszard Bugaj i  Jolanta Strzelecka. Redakcja mogła sobie na to pozwolić, ponieważ władze pozwoliły zwiększyć nakład pisma do 80 tys. egzemplarzy31. W tej sytuacji „Tygodnik Powszechny”, po ponad trzydziestu latach swego istnienia, ostatecznie wyszedł z izolacji społecznej. Przestał być postrzegany jako „tytuł zaściankowy”, a  stał się wzorcem intelektualnej odwagi i  symbolem dziennikarskiej przyzwoitości i rzetelności, która przetrwała ciężkie lata presji komunistycznej. W lutym 1981 r. red. Jerzy Turowicz pisał: „Porozumienia zawarte na przełomie sierpnia i  września ub. r. w  Gdańsku, Szczecinie i  Jastrzębiu stanowią, jak sądzę, najważniejsze i  najszczęśliwsze wydarzenie w dziejach naszego kraju od zakończenia I wojny światowej”32. Jednak radość była chwilowa, ponieważ w  kolejnym artykule autor ten konstatował: „Kilka razy staliśmy już na progu katastrofy grożącej nie tylko likwidacją osiągnięć z lata 1980, ale wprost tragedią w skali całego narodu. Można powiedzieć, że żyjemy na huśtawce, od odprężenia do napięcia. Jak zatrzymać huśtawkę? – pytał – Jak sprawić, by nie wracała do nowych kryzysów, nowych napięć, których w  końcu nasze społeczeństwo nie wytrzyma?33

Sytuacja stawała się coraz bardziej napięta, nadzieja ginęła i rosły niepokoje. „Nie ma innej drogi, jak uczciwe i pełne wykonanie porozumień zawartych między władzą a społeczeństwem, jak szanowanie partnera, jak pełna jawność życia publicznego, jak obustronna gotowość do rozsądnego kompromisu […] i  przede wszystkim – dialog, stały dialog, negocjacje jako jedyny sposób rozwiązywania kwestii spornych”34. Rozsądne wyjście z  trudnej sytuacji wydawało się coraz bardziej nierealistyczne. W „Tygodniku” coraz częściej mówiło się, że entuzjazm, jaki wywołały porozumienia sierpniowe, wyraźnie gaśnie. W tej sytuacji Kisiel napisał już bez żadnych ograniczeń: „Lepszych warunków nie będzie bez lepszej pracy, a lepszej pracy nie będzie bez zmiany systemu motywacyjnego, bez przywrócenia rynku, konkurencji, wolnej indywidualnej produkcji. Rynek może zainteresować ludzi pracą, czy zmusić do niej – system urzędniczy nie”35. Niezwykłe jest, że cenzura pozwalała na druk tego rodzaju tekstów. Podczas gdy cenzura wydawała się być zdezorientowana, redakcja „Tygodnika” nie próbowała szukać zadośćuczynienia za minione lata, lecz starała się wskazywać wyjście z  coraz bardziej komplikującej się sytuacji. Wskazywano na polityczne punkty niezadowolenia wstrzymujące reformowanie kraju i możliwości złagodzenia sytuacji. Jeden z  czołowych wówczas publicystów, Marcin Król, napisał wtedy: „Jest fatalne, że spory ciągle i  coraz częściej dotyczą spraw z  punktu widzenia podstawowych interesów Polski drugorzędnych. Planuje się marsze w obronie kilku więźniów politycznych [...]. Należy bronić więźniów politycznych, ale istnieje jakaś hierarchia zagadnień i nie te sprawy powinny stać na jej czele. Nie te sprawy i nie te metody [...]. Reformy przebiegają tak powoli, a zmiany dokonywane są tak opornie, nie dlatego między innymi, że ludzie z administracji obawiają się wszelkich zmian, ale dlatego przede wszystkim, że nie powiedziało się jasno, iż system polityczny uległ zmianie, a  więc że system państwowy też musi ulec zmianie, zmianie zasadniczej!”36.

Czasopismo nie miało jednak charakteru na tyle masowego, stąd trudno mu było zasadniczo wpłynąć na postawę większości ludzi w kraju, tym samym na stanowisko władz. „Tygodnik” miał natomiast wpływ na myślenie elit kulturalnych i  politycznych. Podczas I  Zjazdu „Solidarności”, jesienią 1981 r., red. Jerzy Turowicz z niepokojem obserwował sytuację. Kiedy Zjazd uchwalił Apel do narodów Europy Środkowowschodniej, redaktor przeraził się, a nawet podejrzewał prowokację mającą przyspieszyć interwencję sowiecką37. Z  kolei ks. Józef Tischner był poruszony atmosferą panującą wśród delegatów. A jednak z niepokojem obserwował rozgorączkowaną salę, która godzinami toczyła bój o kartki na papierosy, ale niezbyt uważnie słuchała, kiedy w kazaniu podczas mszy świętej w hali Olivii mówił: „Praca nasza jest chora, bo chora jest wspólnota, którą miała stanowić, i na odwrót – wspólnota jest chora, bo chora jest jej praca. Raz po raz przelatuje przez nasz kraj, a nawet przez tę salę, duch złowrogiej podejrzliwości. Znaczy to, że wciąż jeszcze jest ciemno. Ciemno za oknami i ciemno w duszy Dają się również słyszeć głosy wrogości, ostrzeżeń, oskarżeń, nienawiści. Myślę, że prawdzie trzeba spojrzeć w  oczy: Polska jest dziś krajem okrutnie popękanym […]. Wyjeżdżając stąd, drodzy bracia, nie zapominajcie uścisnąć ręki także waszemu tu przeciwnikowi. Z takich gestów rośnie duch Rzeczpospolitej!”38

„Każdy niemal dzień przynosi wydarzenia wzmagające napięcie. Panuje powszechne przekonanie, że wyjście z  tego kryzysu jest możliwe tylko na drodze wspólnego wysiłku” – pisał Jerzy Turowicz w „Tygodniku”, który ukazał się z datą 13 XII 1981 r. W tym samym numerze na pierwszej stronie znalazł się artykuł redakcyjny pod tytułem Porozumienie czy konfrontacja? Autor apelował w nim i  starał się uspokoić obie strony narastającego konfliktu, „Solidarność” i władzę, która coraz bardziej, jak przewidywał, skłonna była doprowadzić do konfrontacji. Sam tytuł artykułu wydaje się znamienny i chyba dobrze prezentuje postawę reprezentowanego środowiska, wyrażając tym samym troskę o  wspólne dobro. „Trzeba wybierać. Albo porozumienie, albo konfrontacja. Albo-albo. Innej drogi nie ma” – pisał redaktor naczelny. Później tak opowiadał końcu 1981 r.: „[…] w ostatnich tygodniach bardzo szybko rósł mój pesymizm. Właściwie nie miałem wątpliwości, że to się musi źle skończyć”39. Podczas, gdy Jerzy Turowicz przebywał wraz z wieloma redaktorami na Kongresie Kultury Polskiej 12 grudnia, podszedł do niego Maciej Iłowiecki – dziennikarz „Polityki” – której szef od kilku miesięcy był wicepremierem w rządzie gen. Wojciecha Jaruzelskiego, aby go ostrzec, żeby noc spędził poza domem. Drugiego dnia Kongresu w  Polsce wprowadzono stan wojenny. Kongres zawieszono, a na porannej mszy wszyscy podawali sobie kartki z  listami osób internowanych. Wśród nazwisk pojawiły się osoby piszące do „Tygodnika”: Władysław Bartoszewski, Andrzej Kijowski, Maciej Kozłowski oraz Tadeusz Mazowiecki. Z  samej redakcji nie było jednak nikogo40. Wydaje się, że „parasol ochronny” Kościoła i Papieża – gdyż „Tygodnik” był traktowany w PRL jako część „stanu posiadania” Kościoła – uchronił przed internowaniem. Wszyscy się jednak obawiali: „Myśmy tak naprawdę nie wiedzieli, czy będziemy internowani, czy nie” – wspominał, po latach, Fiałkowski41.

Po mszy Jerzy Turowicz spotkał się jeszcze z prymasem Józefem kard. Glempem, żeby poradzić się, co dalej robić – spotkanie jednak specjalnie wiele nie wniosło. W tej sytuacji stwierdzono tylko, aby reagować spokojnie, wzywając raczej do refleksji niż do zbiorowego buntu. „Tygodnik” jak i wiele innych czasopism zamknięto. Wszyscy zrozumieli, że skończył się pewien etap historii, lecz nikt nie miał pojęcia, co będzie dalej42. Mijały kolejne dni, wszyscy ci ludzie, którzy byli związani z „Tygodnikiem” przychodzili nadal do redakcji z  przyzwyczajenia oraz z potrzeby podzielenia się wiadomościami i komentarzami. Wciąż kogoś wzywano na przesłuchanie do Komendy Wojewódzkiej. Kiedy, z kolei, zaczęły się procesy, redaktorzy często chodzili na rozprawy, wspierając oskarżonych i ich rodziny „Postanowiłam na nie chodzić, taką czułam powinność” – wspominała Józefa Hennelowa43. Nadal były wypłacane pensje pracownikom redakcji, ale już niedługo zarząd pisma uchwalił, że z końcem stycznia 1982 r. wszyscy dostaną wypowiedzenie z  pracy, ponieważ już nie starczy pieniędzy. Do „Tygodnika” przysyłano ciągle jakieś paczki z żywnością oraz z najpotrzebniejszymi artykułami z różnych stron świata. Pod koniec stycznia różne periodyki zaczęły składać podania o pozwolenie na wznowienie działalności edytorskiej. W  redakcji „Tygodnika” stwierdzono jednak, że nie ma co się z tym spieszyć, bo nie ma sensu wydawać pisma w  takich warunkach. W połowie lutego zdecydowano się jednak na ten krok, Mieczysław Pszon i Krzysztof Kozłowski pojechali z podaniem o  wznowienie „Tygodnika” i  „Znaku” do Warszawy. Sekretarz Episkopatu miał przekazać je władzom państwowym.

Każdy, kto wyszedł z więzienia, przyjechał z zagranicy lub z innego miasta, pędził do redakcji pisma, aby opowiedzieć, co wie i co przeżył. Ks. Józef Tischner oraz Krzysztof Kozłowski opowiadali o  swoich wizytach w  obozach internowania, ks. Adam Boniecki, który na krótko przyjechał z  Rzymu, relacjonował nastroje w  Watykanie. Do redakcji – jako świadectwo solidarności – coraz liczniej napływały paczki od przyjaciół z  zagranicy oraz z  Kurii, gdzie nie było już miejsca na ich składowanie. Początkowo władze bezpieczeństwa interweniowały, legitymując wszystkich przychodzących do pisma, ale wkrótce dano sobie z tym spokój. Do „Tygodnika” mógł zatem przyjść każdy. Informacja o tym, że na ul. Wiślnej jest rozdawana żywność i  inne artykuły, których brak było w  sklepach, rozeszła się szybko w Krakowie. W redakcji zaczęły pojawiać się osoby wcześniej nikomu nieznane. Jedni się nie przedstawiali, bo przynosili tylko bibułę lub wiadomości, inni tylko słuchali albo brali dary. Z  czasem wśród tych ludzi zaczęto rozpoznawać agenta SB, który tak się oswoił w redakcji, że przed Wielkanocą ustawił się w kolejce po makaron i olej, zaś sekretarka, udając, że nie wie, kim on jest, wydała mu rację taką samą jak innym. Na drugi dzień wezwano Krzysztofa Kozłowskiego do urzędu Służby Bezpieczeństwa na kolejną rozmowę ostrzegawczą. W redakcji zaś ciągle gorąco dyskutowano, czy wydawanie pisma należałoby wznowić, skoro władza i tak niewiele pozwoli w  tej sytuacji pisać, zadawano sobie również pytanie, czy nie będzie to wyrazem zgody i przyzwolenia na to, co się w  Polsce stało. W  grudniu 1981 r. władze wojskowe przeprowadziły wśród dziennikarzy czystkę – jednych wyrzucano z  pracy, inni sami się zwalniali, nie chcąc już służyć kłamstwu i przemocy. Aktorzy masowo odmawiali występów w państwowej telewizji. Plastycy nie wystawiali swoich prac w  państwowych galeriach. Jeżeli więc świat kultury tak jednomyślnie zdecydował się na opór społeczny, to czy – zadawano sobie pytanie – wznowienie „Tygodnika” nie będzie rodzajem oderwania się od powszechnej odmowy w angażowanie się w struktury publiczne? Wszystkie te wątpliwości brano poważnie pod uwagę, jednak redakcja uznała, że nic dobrego nie wyniknie z bezczynności i „Tygodnik” powinien, jak najszybciej zostać wznowiony, aby tak, jak w minionych kryzysach, stać się „butelką tlenową” dla społeczeństwa jako odtrutka na rządową propagandę.

Zgodę na wznowienie wydawania pisma otrzymano 20 V 1982 r. „Tygodnik” był znowu w  kioskach. Na okładce pierwszego numeru zamieszczono esej ks. Józefa Tischnera Polska jest ojczyzną rozpoczynający się cytatem z C.K. Norwida „Unicestwić narodu nikt nie podoła bez współdziałania obywateli tegoż narodu”44. Artykuły drukowane w piśmie pozwalały oderwać się od rzeczywistości stanu wojennego, odetchnąć od tej ciężkiej atmosfery. Przygotowywano czytelników do długotrwałego wysiłku opartego na zasadach pracy organicznej, czego dowodzi chociażby – esej ks. J. Tischnera, w  którym autor pisał wprost „[…] kto zdradza Polskę, umieszcza się poza obszarem polskiej nadziei. Kto się sprzeciwia temu, co dzieje się teraz w Polsce, czyni to w imię polskiej nadziei i przygotowuje grunt pod Polskę jutra”45, jak również słowa Papieża do uczestników uroczystości św. Stanisława na krakowskiej Skałce. Pojawiły się również w  „Tygodniku” nawiasy z czterema myślnikami [----], które zgodnie z ówczesnym prawem prasowym wyznaczały te miejsca, gdzie oryginalne teksty zostały zniekształcone lub wykreślone przez cenzurę. Nawiasy te były nie tylko śladem okrajania artykułów, ale również znakiem sprzeciwu wobec władzy i sytuacji w kraju. Świadczyło to o tym, że w czasopiśmie się nie kłamie, ale też nie wszystko można napisać, dlatego sugerowało to również, aby czytać pismo między wierszami, bo są rzeczy, które nigdy nie przejdą przez cenzurę. Ale i czarne kreski nie zawsze mogły wszystko powiedzieć, gdyż cenzura robiła, co mogła, aby ich uniknąć, a redakcja często stawała przed trudnym wyborem. Krzysztof Kozłowski, który kontaktował się z  cenzurą, nieraz słyszał groźby i upomnienia dotyczące prac redakcji pisma46. Cenzura wywierała istotny wpływ na redakcję, ale z czasem „Tygodnik” i tak stawał się enklawą wolnego słowa. Zamieszczanie wielu artykułów nie wchodziło w  grę, ale przy odrobinie sprytu autora i redakcji udawało się przemycić wiele istotnych myśli pod metaforą historycznych, literackich lub poetyckich odniesień, tworząc tym samym różnego rodzaju aluzje i  analogie. Było to wówczas jedyne w Polsce czasopismo, gdzie można było co tydzień przeczytać teksty na najwyższym możliwym poziomie47. W czerwcu Jan Paweł II odbył pielgrzymkę do Szwajcarii, podczas której wygłosił przemówienie na sesji Międzynarodowej Organizacji Pracy. Tam, podczas przemówienia świadomie i  celowo wielokrotnie użyte zostało przez Papieża słowo „solidarność”, a  tekst tego wystąpienia ukazał się w „Tygodniku” w całości. Cenzura niewiele mogła z tym „fantem” zrobić.

Pod koniec 1982 r. ukazuje się polemika między Jerzym Turowiczem a rzecznikiem rządu PRL Jerzym Urbanem wywołana tekstem, który ukazał się w „Tu i Teraz”, a następnie został przedrukowany we fragmentach w „Tygodniku” w  grudniu 1982 r. Ten ostatni pisał, że: „Tygodnik Powszechny” rytualnie wylicza czasokres stanu wojennego i  ludowi katolickiemu pokazuje straszliwe, krwawiące blizny po morderczych ciosach zadawanych mu z mocy rozdziału 11, artykułu 7, punkt 4. Całe pismo składa się jednak z samych złośliwości wobec „oprawców”. „Jak poezja – to Woroszylskiego, sygnowana w ośrodkach odosobnienia. Jak entuzjastyczna recenzja – to z  książki Najdera, szefa Wolnej Europy. Jak malarstwo – to prezesa Puciaty, jak chrystianizacja – to na Rusi […]. Jednocześnie, ten jednotematyczny, wszechaluzyjny, okropnie zbolały ‘Tygodnik Powszechny’ pod pewnym względem jest jak dobra powieść: kreuje własny świat. Pokazuje on otóż, że w Polsce są różne Polski, że żyć tu można w zupełnie innych wymiarach rzeczywistości. Na łamach ‘Tygodnika’ oglądam całkowicie inny od tego, w  którym żyję: świat sztuki, przeżyć, myśli, zdarzeń, historii”48. Red. J. Turowicz nie omieszkał odpowiedzieć swemu adwersarzowi: „Pan ma zupełną rację, Panie Ministrze. My tu w ‘Tygodniku’ istotnie żyjemy w innym świecie, w świecie, którego kształt i wymiary określają takie wartości, jak godność i prawa osoby ludzkiej, podmiotowość człowieka i społeczeństwa, czyli możność decydowania o  własnym losie, demokracja i  pluralizm, szacunek dla prawdy, tolerancja dla odmiennych przekonań, rozwiązywanie trudności na drodze autentycznego dialogu. W tym świecie obecna jest także świadomość potrzeby państwa, nawet silnego państwa i  szacunek dla racji stanu, pod warunkiem jednak, że to państwo będzie służyć prawdziwym, powszechnie akceptowanym interesom całego społeczeństwa, całego narodu”49.

Podczas trwania stanu wojennego z  „Tygodnikiem” rozpoczęło współpracę wielu nowych autorów. Byli to na ogół dziennikarze z innych pism, którzy zostali wydaleni z  pracy po 13 grudnia. Były to również osoby, które do niedawna miały legitymację PZPR, działacze PAX-u oraz niedawny jeszcze członek Rady Państwa Ryszard Reiff – który jako jedyny głosował przeciw wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce. Periodyk na różne sposoby starał się chronić ludzi przed represjami, szykanami i biedą. Niektórzy zostawali autorami, innych lokowano na stanowiskach administracyjnych. Trzeba było jednak wynająć dodatkowe pokoje, ponieważ w redakcji nie było już miejsca. Pewną ochroną było też wpisanie nazwiska do stopki redakcyjnej. Tak pojawiły się między innymi nazwiska Władysława Bartoszewskiego, Marcina Króla, Henryka Krzeszowskiego i Andrzeja Micewskiego50. Teksty publikowane w „Tygodniku” jednocześnie nobilitowały autorów i dawały im możliwości awansu w świecie literackim i dziennikarskim. Wśród wszystkich drukowanych w tym czasie pism „Tygodnik” był poza konkurencją, z kiosków znikał, zanim trafił na półkę. Nakład pisma wynosił 80 tys. egz. Wynikało to tylko z  ograniczenia nakładu, bo drukować można było w większej ilości, jeżeli byłaby taka możliwość. Prenumeratę pisma w latach 80. można było już tylko odziedziczyć w  spadku51. Pismo ukazywało się regularnie, co tydzień dostarczało świeżej porcji informacji, których lektura pozwalała na chwilę wytchnienia od tego, co się w kraju działo; pomagało to wielu ludziom przetrzymać ten trudny okres, a przy tym również można było zawsze się czegoś nauczyć.

W okresie pierwszym – „Tygodnik Powszechny” (wydawany do 1953 r., kiedy został zawieszony przez władze) był ciekawym, ambitnym i uczciwym pismem redagowanym przez grupkę wybitnych katolickich autorów korzystających z  oparcia Kościoła. W  drugim – (wznowiony, po trzyletniej przerwie, w 1956 r.) stał się intelektualnym centrum legalnej opozycji, która mając do dyspozycji kilka mandatów w  Sejmie, nieliczne kluby w  dużych miastach i trzy tytuły prasowe („Znak” „Wi꼔 i „Tygodnik”), próbowała nieco złagodzić komunistyczny system, a przynajmniej stworzyć w  jego szeregach symbol normalnego myślenia i społecznego działania. Trzeci okres – w historii „Tygodnika” (wydawany od 20 V 1982 r. wcześniej zawieszony z  pierwszym dniem wybuchu stanu wojennego) „[…] od pierwszych swoich numerów był narodową instytucją, a  Turowicz, Stomma, Kisielewski, Tischner, Woźniakowski stali się ludźmi-symbolami niezależnego społeczeństwa, które zdołało przetrwać w jawnie zależnym państwie, przechować świat wartości, przenieść ogień najlepszych wygrzebanych z historii tradycji”52.

Na potrzeby niniejszego studium dokonano analizy zawartości treści „Tygodnika Powszechnego” poczynając od nr-u 49 (1715) z 6 XII 1981 r. do nr. 2 (1750) z 9 I 1983 r. W zestawieniu brano pod uwagę trzy pierwsze strony każdego wydania – okres ten wiąże się z momentem, w  którym wprowadzono w  Polsce stan wojenny aż do chwili jego zawieszenia. W tym czasie (nie licząc okresu zawieszenia pisma – 13 XII 1981 – 23 V 1982) „Tygodnik” podejmował głównie tematy dotyczące Kościoła i jego roli oraz religii. Artykuły o tej tematyce łączyły się często z osobą Ojca św. Jana Pawła II. Na łamach pisma zamieszczano zawsze obszerne relacje z pielgrzymek, jakie odbywał po świecie. Także Karol Wojtyła, będąc już Papieżem, za pośrednictwem redakcji publikował homilie, orędzia, przemówienia oraz artykuły, w których podejmował często tematy drażliwe dla władzy, jednak ze względu na jego pozycję cenzura miała ograniczone pole działania i niewielkie możliwości okrajania czy blokowania tekstów. Właśnie dzięki temu możliwe było prezentowanie artykułów o tematyce niedopuszczanej normalnie do druku, z  którymi czytelnicy nie mieliby możliwości zapoznania się, gdyby napisał je ktoś inny. Zaufanie, jakim darzył redakcję Papież, powierzając jej swoje teksty miało niewątpliwie istotny wpływ na swego rodzaju „uprzywilejowaną” pozycję „Tygodnika” pośród innych pism. Mówiąc nieco kolokwialnie, „Tygodnik” mógł „pozwolić sobie na więcej”, niż inne pisma obecne w ówczesnym czasie na polskim rynku prasowym.

Kolejny temat cieszący się równie dużą popularnością dotyczył życia indywidualnego i społecznego ludzi. Wiele pisano o postaciach wybitnych, zarówno tych, które służyły aktualnym słowem, jak i tych już niestety nieobecnych. Poglądy autorytetów żyjących prezentowano w obszernych zazwyczaj wywiadach, ale informacje odpowiednie do sytuacji odnajdywano także w tekstach osób już nieżyjących, których postawy służyły nierzadko za przykład pomocny przy formułowaniu różnego rodzaju aluzji odnoszących się do aktualnej sytuacji w  Polsce i  do tego, co w  kraju się dzieje. Pomocne w tego typu tekstach były także prezentacje światopoglądów znanych osobistości i cytaty pochodzące z  ich wypowiedzi. Wiele miejsca poświęcano również pisaniu o „szarym człowieku”. Udowadniano, jak wielka jest jego rola w  państwie i  jak ogromna powinna być świadomość właśnie możliwości wpływania na sytuację w  kraju. Artykuły drukowane w  piśmie nakierowywały czytelnika na sprawy priorytetowe, wskazywały, co jest najistotniejsze, czym warto się kierować i co brać pod uwagę w swoich decyzjach. Przez różnego rodzaju teksty przemawiał głos zachęcający do tego, żeby mimo wszystko być przyzwoitym. Rzadko był to jednak głos pouczający, a raczej subtelnie sugerujący wszystkie powyższe kwestie, często za pomocą subiektywnego stanowiska autora. Kolejne miejsce w rankingu najczęściej podejmowanych tematów zajmuje historia i jej rola społeczna. Artykuły o tej tematyce bywały często nieocenione w próbach skomentowania sytuacji politycznej w kraju. Następny temat poruszany na łamach „Tygodnika” dotyczył kultury i sztuki, a prezentowały go głównie drukowane w piśmie wiersze, pojawiło się również na jego łamach kilka opowiadań, a także recenzje książek. Często podejmowanym tematem była także działalność samej PZPR i  innych stronnictw politycznych obejmujących władzę w Polsce. Podejmowano także problem polityki innych państw, ze szczególnym uwzględnieniem konfliktów społecznych i  zbrojnych. Były to informacje w  większości obiektywne, najczęściej zamieszczane w stałej rubryce „Obraz tygodnia”. Dział ten stanowił także miejsce, w którym często zamieszczano wyroki sądowe ludzi związanych z Solidarnością, której działalność w stanie wojennym została zawieszona. Wyroki te dotyczyły również osób, które zajmowały się drukowaniem i  rozpowszechnianiem prasy podziemnej. Publikowanie tego typu informacji dozwolone zostało ustawowo i cenzura w żaden sposób nie mogła tego zabronić. Oprócz wspomnianych informacji i artykułów pojawiały się również koncepcje zapowiadanych i  przegłosowanych ustaw. W  większości przypadków przekaz ten nie miał jedynie celów czysto informacyjnych, które – w okresie przesilenia politycznego – zajmowały się sprawami drugorzędnymi dla kraju.

Następne pozycje zajmowały tematy dotyczące oświaty i wychowania oraz działalności Solidarności, choć o tej pisano stosunkowo mało. Wydaje się, że powodem było wprowadzenie stanu wojennego i  zawieszenie wszystkich związków zawodowych. Najwięcej informacji na temat Solidarności, w badanym okresie, zawierały dwa numery „Tygodnika”, które ukazały się przed 13 grudnia. W późniejszym czasie kwestie dotyczące związku zawierały się w informacjach o procesach jego członków i w relacjach z  pielgrzymek Papieża, który w  swoich kazaniach dość często powtarzał słowo „solidarność”. Na stronach pisma swoje miejsce miały także teksty o tematyce ogólnoludzkiej oraz społecznej, dotyczące roli jednostki w  świecie, jednostki znajdującej się często w  trudnych warunkach i  postawionej w  skomplikowanych sytuacjach. Pojawiały się również teksty o  stanie gospodarki narodowej, strajkach i formach ich dławienia oraz przepisach prawnych, ale były to raczej krótkie noty informujące. Niezbyt często drukowane były różne formy dziennikarskie dotyczące zatrudnienia, płac i zarobków, polityki zagranicznej, opieki społecznej i zdrowia, zaopatrzenia w produkty spożywcze, rolnictwa, spraw związanych z wsią, sportu oraz przemysłu. Jeżeli już się pojawiały, to w  formie bardzo krótkiej i ograniczonej do stylu informacyjnego53/B>.

Przez cały wspomniany okres, przez redakcję „Tygodnika Powszechnego” przewinęło się naprawdę bardzo wielu autorów. Do stałych pracowników należeli wówczas – oprócz naczelnego redaktora pisma Jerzego Turowicza, zastępcy redaktora naczelnego Józefy Hennelowej – Krzysztof Kozłowski, asystent kościelny ks. Andrzej Bardecki, sekretarz redakcji Jerzy Kołłątaj, ks. Adam Boniecki, Bronisław Mamoń, Stefan Kisielewski, Hanna Malewska, Irena Sławińska, Stanisław Stomma, Stefan Wilkanowicz, Jacek Woźniakowski, Czesław Zgorzelski, Mieczysław Pszon, Jerzy Skąpski, Andrzej Micewski, Marek Skwarnicki, Jacek Susuł i Tadeusz Żychiewicz. Nieco później do tej grupy dołączyli na stałe Władysław Bartoszewski, Marcin Król i Tadeusz Szyma. Niektórzy ukrywali się pod pseudonimami lub podpisywali się inicjałami, jak na przykład Jacek Kuroń – JK. Część z wymienionych autorów miała swoje ulubione tematy, które preferowała i specjalizowała się w nich. Ks. A. Boniecki zajmował się głównie dostarczaniem informacji z Watykanu. K. Kozłowski był w redakcji ekspertem politycznym i tą tematyką się zajmował; ks. Andrzej Bardecki pisał głównie o sprawach Kościoła, a Władysław Bartoszewski bardzo dużo pisał w tym okresie o powstaniu warszawskim. Pielgrzymki papieskie najczęściej relacjonowali Jacek Susuł, Tadeusz Szyma i Jerzy Turowicz. Do stałych współpracowników należała również znaczna cześć wybitnych polskich pisarzy rozpoznawalnych również w  skali światowej, takich jak Czesław Miłosz, Wisława Szymborska czy Jan Paweł II. Publikowali tam również ks. Józef Tischner, Hanna Krall, ks. Józef Życiński, Ewa Berberyusz, Magdalena Bajer oraz ks. Mieczysław Maliński. Często drukowano też komunikaty, kazania i listy prymasa Polski Józefa Glempa i arcybiskupa metropolity krakowskiego Franciszka Macharskiego. Ostatnią grupę pisarzy stanowią osoby, które raz lub dwa opublikowały swój artykuł w „Tygodniku Powszechnym”. Była to dość liczna grupa54. W  okresie stanu wojennego w redakcji pracowali ks. Adam Boniecki jako redaktor naczelny, Krzysztof Kozłowski (dział krajowy), Józefa Hennelowa (zastępca redaktora naczelnego), Marcin Król, Stefan Wilkanowicz, Jacek Woźniakowski Maciej Kozłowski. Wspominając o  autorach, należy podkreślić, jaki był ich stosunek do pisanych artykułów.

Z wyliczeń wynika, że ponad połowa napisanych artykułów miała charakter subiektywny, gdzie dało się wyczuć wyraźne stanowisko dziennikarza. Natomiast reszta publikacji napisana jest w sposób obiektywny, a autor nie wyraża swojego stanowiska ani poglądów55. Jednym z elementów analizy, które brano pod uwagę, był gatunek dziennikarski, w  jakim artykuł został napisany. Niewątpliwie najwięcej było esejów, felietonów i  relacji; wiele również ukazało się wywiadów. Drugą grupą pod względem częstotliwości publikowania były przemówienia, kazania i komunikaty. W podobnej liczbie występowały listy czytelników, opowiadania, wiersze oraz ogłoszenia, sprostowania i podziękowania56. Najczęściej posługiwano się językiem potocznym, codziennym. Język oficjalny był używany głównie w informacjach, przemówieniach, komunikatach, ogłoszeniach, nekrologach, orędziach i informacjach57. Jeżeli chodzi o  funkcję tytułów, to 2/3 z  nich zapowiadało treść artykułu, ale nie było jego kondensacją. W dużej mierze (1/3) funkcja tytułu była również streszczeniem, przekazywała w sobie istotę informacji. Natomiast w najmniejszym stopniu posługiwano się tytułem, który był parafrazą bądź nawiązaniem do powszechnie znanego powiedzenia, tekstu piosenki lub utworu literackiego, były to pojedyncze przypadki58. Ze względu na aktualność czasową najczęściej występowały artykuły o  tematyce zeszłotygodniowej. Równie często podejmowano problemy ponadczasowe. Najmniej było informacji z  opóźnieniem od dwóch tygodni do miesiąca59. Biorąc pod uwagę krytykę zamieszczoną w artykułach, to unikano w niej raczej bezpośredniości, ponieważ w  sposób mniej bezpośredni można było przekazać równie dużo informacji, a  mniej przy tym ryzykować. Aczkolwiek zdarzały się polemiki na łamach „Tygodnika”, w których zawierała się wyraźna krytyka (do najbardziej znanej doszło miedzy J. Urbanem i  J. Turowiczem). Choć krytyka ta nie zawsze była skierowana przeciw władzy i systemom totalitarnym, również w dwóch przypadkach dotyczyła Kościoła i Solidarności60. Pod względem wielkości dominowały artykuły zajmujące 1/5 strony i  mniej. Dużą grupą również były publikacje mieszczące się na 1/4 do 3/4 strony; Natomiast powyżej 1 strony miały 23 pozycje61. W większości publikacje drukowane na pierwszej stronie, niedokończone, kontynuowano na 2 i 7 stronie pisma62. Do artykułów dołączano zdjęcia, chociaż rzadko i były to zdjęcia czarno-białe. Raz wyszedł jeden numer ze zdjęciem kolorowym63 na całą stronę „Tygodnika” formatu A2 – na fotografii był wówczas obraz Matki Boskiej Częstochowskiej wydrukowany z okazji obchodów 600-lecia, który leżąc na ladzie w kioskach, wywoływał niemałe wrażenie. Była to odpowiedź na zarzuty, że redakcja ni ignoruje znaczenie Matki Bożej i pominęła tak ważną rocznicę.

W okresie trwania stanu wojennego „Tygodnik Powszechny” podjął się roli mediatora między „nieprzejednaną” władzą wojskową a podziemnymi strukturami „Solidarności” – reprezentującymi ogromną cześć społeczeństwa, pragnącego jak najszybszych zmian w kraju. Pismo wybrało w tym czasie bardzo trudną drogę, ponieważ, podobnie jak w całej swojej historii, w ciężkich momentach stawiało czoła przeciwnościom losu i  nie poddawało się im. Redakcja odnosiła się do władzy krytycznie – jednak najczęściej nie w  sposób bezpośredni, tylko za pomocą aluzji i cytatów umiejętnie wplatanych w różnego rodzaju teksty. „Tygodnik” inspirował również Solidarność, starając się doradzać na łamach pisma, nie szczędząc przy tym krytyki, za zbytni radykalizm polityczny – wytykając zachowania wzbudzające niepotrzebną niechęć wobec władzy i  sugerując bardziej powściągliwą postawę. Droga ta nie była łatwa, ale wybrano ją w pełni świadomie. „Tygodnik” nawet kiedy musiał stawić czoła cenzurze, nie poddawał się trudnej sytuacji i walczył o prawo do reprezentowania własnego stanowiska. Ogromna wiara i poświęcenie członków redakcji nie pozwoliły na totalne załamanie się i  nawet, gdy na pół roku zamknięto pismo, środowisko to nie rozpadło się i przetrwało, pomimo dużej presji ze strony władzy państwowej.

Pozycja „Tygodnika Powszechnego” w okresie PRL-u
Fragment pochodzi z książki:
Zygmunt Kowalczuk
Polacy budujący bezpieczeństwo społeczne

ISBN: 978-83-7720-368-2
wyd.: Wydawnictwo PETRUS 2015

Po 1989 r., po upadku systemu komunistycznego w Polsce wydawało się, że „Tygodnik Powszechny ” przebrnął już przez swoje najcięższe lata. Niestety – z  jednej strony znalazł się niebawem pod presją środowisk narodowo-katolickich, z  drugiej zaś – sprzeciwił się również narastającej w  kraju presji rozliczeniowej skierowanej w stronę komunistów64. Za swoją „poprawność polityczną” oraz propagowanie „ducha soboru” zapłacił wysoką cenę, ponieważ znalazł się w konflikcie z większą częścią księży i biskupów65. W konsekwencji też stał się jednym z  „fundatorów” układu politycznego, który stworzył III Rzeczpospolitą – wraz z całym jej balastem historycznym, strategią paneuropejską i postkomunistycznym systemem społeczno-ekonomicznym. „Tygodnik” nadal jednak nie zmienił swojej postawy, w którą wpisane jest obserwowanie odległych horyzontów w poszukiwaniu racji i prawdy, często na przekór powszechnym emocjom. Z  przekonaniem można powiedzieć, że objęty raz kierunek i  zdecydowana bezkompromisowość prezentowane przez pismo nie ulegną zmianie, bo członkowie redakcji nie poddawali się nigdy sytuacji, pamiętając, że „tylko śmiecie płyną z prądem”66 i tak z pewnością pozostanie. Taka prawdziwie „nieprzejednana” postawa prezentowana przez wszystkich, którzy mieli i wciąż mają do czynienia z tworzeniem unikatowego w polskiej przestrzeni prasowej pisma, jest godna wyeksponowania, gdyż stanowi przykład nonkonformizmu – wzór do naśladowania dla wszystkich ambitnych dziennikarzy i ludzi pióra. Zachowanie zdrowego rozsądku, wyzbycie się niepotrzebnych iluzji, jakie zniekształcają często obraz sytuacji, i umiejętne posługiwanie się słowem, które w kulturalny sposób może ganić, pochwalać czy radzić, to niezbędne elementy wartościowego, godnego uwagi dziennikarstwa. Pozostało jedynie polecić lekturę „Tygodnika Powszechnego” i  mieć nadzieję, że zamieszczane w nim teksty trafią do szerszego grona czytelników, bo słusznie jest poświęcać czas szlachetnemu i przepełnionemu troską o sprawy państwa i społeczeństwa pisarstwu. Spostrzegawczość i  trafność uwag autorów zamieszczających swoje teksty na łamach udowadnia najlepiej historia tego pisma, a historia jest przecież najlepszą nauczycielką

1 J. Żakowski, Pół wieku pod włos, czyli życie „Tygodnika Powszechnego” w czasach heroicznych, Kraków 1999, s. 7.

2 Ibidem, s. 8.

3 J. Żakowski, Trzy ćwiartki wieku. Rozmowy z Jerzym Turowiczem, Kraków 1990, s. 43.

4 Idem, Pół wieku, s. 11.

5 Ibidem, s. 15.

6 Ibidem, s. 14–15.

7 T. Kraśko, Rozmowy z Jerzym Turowiczem, Poznań 1995, s. 190.

8 J. Żakowski, Pół wieku, s. 18.

9 Ibidem, s. 24.

10 Ibidem.

11 A. Paczkowski, Pół wieku dziejów Polski 1939–1989, Warszawa 2000, s. 339–340.

12 R. Jarecki, Czterdzieści pięć lat w opozycji, Kraków 1990, s. 170.

13 J. Żakowski, Trzy ćwiartki, s. 159.

14 W. Roszkowski, Historia Polski 1914–1990, Warszawa 1991,

15 T. Kraśko, op.cit., s. 119.

16 Ibidem, s. 16.

17 J. Żakowski, Pół wieku, s. 73.

18 Ibidem, s. 74.

19 Idem, Trzy ćwiartki, s. 161.

20 Idem, Pół wieku, s. 85–91.

21 A. Bardecki, Zawsze jest inaczej, Kraków 1995, s. 145–147.

22 Ibidem, s. 150.

23 J. Turowicz, Bilet do raju, Kraków 1999, s. 125.

24 A. Bardecki, op. cit., s. 162.

25 J. Żakowski, Pół wieku, s. 107.

26 Ibidem, s. 112.

27 Ibidem, s. 113.

28 Ibidem, s. 117.

29 Ibidem, s. 118.

30 Idem, Trzy ćwiartki, s. 191.

31 Idem, Pół wieku, s. 122.

32 Idem, Trzy ćwiartki, s. 192.

33 Idem, Pół wieku, s. 123.

34 Ibidem.

35 Ibidem, s. 124.

36 Ibidem, s. 126.

37 Ibidem.

38 Ibidem, s. 127.

39 J. Gałęziowski, Po tej stronie Polski, „Tygodnik Powszechny” (dodatek: „Historia w Tygodniku” 2006, nr 9), 17 XII 2006, s. 20.

40 J. Żakowski, Trzy ćwiartki, s. 199.

41 J. Gałęziowski, op.cit., s. 20.

42 J. Żakowski, Pół wieku, s. 129.

43 J. Gałęziowski, op.cit., s. 20.

44 Ibidem, s. 145.

45 J. Gałęziowski, op.cit., s. 20.

46 J. Żakowski, op.cit., s. 148.

47 Ibidem, s. 150.

48 Urban i „firma”, TP 19 XII 1982, nr 51, s. 3.

49 J. Turowicz, Ocalić nadzieję, TP 9 I 1983, nr 2, s. 1.

50 J. Gałęziowski, op.cit., s. 20.

51 J. Żakowski, op.cit., s. 150.

52 Ibidem, s. 151.

53 Ibidem, s. 47–48, tabl. 1.

54 Ibidem, s. 50–54, tabl. 6.

55 Ibidem, s. 48, tabl. 2.

56 Ibidem, s. 48–49, tabl. 3.

57 Ibidem, s. 49, tabl. 5.

58 Ibidem, s. 54, tabl. 7.

59 Ibidem, s. 49, tabl. 4.

60 Ibidem, s. 54–55, tabl. 8–9.

61 Ibidem, s. 55, tabl. 10.

62 Ibidem, s. 56, tabl. 12.

63 Ibidem, s. 56, tabl. 11.

64 M. Czyżewski, S. Kowalski, A. Piotrowski, Wolność w blasku prawdy, O retoryce „Tygodnika Powszechnego – Rytualny chaos”, Kraków 1997, s. 182.

65 Ibidem, s. 154.

66 J. Żakowski, op.cit., s. 54.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama