II rozdział książki "Życie i obyczaje kleru w Polsce średniowiecznej", na podstawie średniowiecznych dokumentów prawno-kanonicznych
© Copyright by Towarzystwo Autorów i Wydawców Prac Naukowych UNIVERSITAS, Kraków 2002, wyd. II (na podstawie Rozpraw Akademii Umiejętności Wydziału Historyczno-Filozoficznego, seria II, tom V 1894)
ISBN 83-7052-531-8
Wersja papierowa oprócz publikowanego tu tekstu zawiera także szczegółowe przypisy oraz oryginalne teksty łacińskie stosownych dokumentów kościelnych
Jeżeli już na oko, zewnętrznie, swym strojem mało się wyróżniał kler ówczesny od stanu świeckiego, to mając na względzie przeciętny ogół niższego duchowieństwa można powiedzieć, że zarówno życiem, jak i obyczajami nie był dla wiernych swych parafii przykładem. W jednym i drugim kierunku szedł kler za przykładem laików: „per orania laicorum moribus et habitibus se conformant clerici"1 (duchowni upodobniają się do świeckich we wszystkich obyczajach i zachowaniu). Wywoływało to liczne narzekania ludzi świeckich, którzy są zawsze skłonni do rygorystycznego potępiania słabości ludzkich, zwłaszcza u osób duchownych; z drugiej strony na zgorszenia zepsutego kleru uskarżał się wspomniany już poprzednio archidiakon kujawski, Stanisław z Komorznik2. Inny znów przełożony, wikariusz generalny diecezji krakowskiej za rządów biskupa Wysza, Jan Szafraniec, jeszcze dosadniej scharakteryzował kler ówczesny: „quamquam quilibet praesumatur bonus nisi probetur malus, tamen experiencia, quae est rerum magistra, didi-cimus maliciam clericorum his temporibus exuberari, ut iam non praesumatur bonus, nisi probetur esse talis"3 (chociaż w odniesieniu do każdego powinno się zakładać, że jest dobry, chyba że udowodni się, iż jest zły, to jednak z doświadczenia, najlepszego nauczyciela, wiemy, że tak się wśród duchownych występek rozplenił [iż nie należy] zakładać, że ktoś jest dobry, jeżeli się tego nie udowodni). Jako jedną z przyczyn upadku obyczajów stanu duchownego w
diecezji krakowskiej podaje sam Szafraniec w statutach z roku 1408 wielość szkół w miasteczkach i wsiach, w których uczyli niesforni i niedostatecznie wykształceni bakałarze. Jakimi zaś byli nauczyciele, takimi się stawali ich uczniowie, którym to później udzielano święceń kapłańskich4. Drugą przyczynę wskazują pośrednio statuty Piotra Wysza oraz współczesne im włocławskie; był nią napływ obcego duchowieństwa do zachodnich diecezji polskich5.
Ta sama kompilacja włocławska z roku 1402 dwukrotnie zwraca się przeciwko rozrywkom, jakim z upodobaniem oddawało się niższe duchowieństwo kujawskie (artykuły 38,8 i 9). Przypatrzmy się im bliżej w świetle ustawodawstwa synodalnego.
Przepisy kościelne, stojąc na straży godności i czci stanu duchownego, kładły szczególny nacisk na rozwielmożniony w wiekach średnich nałóg upijania się kleru, zwłaszcza wiejskiego. Pijaństwo, jako osłabiające rozum i pobudzające do lubieżności, było już wielkim występkiem nie tylko u kleryków, szczególnie wyższych święceń, ale i u świeckich osób. Crapula et ebrietas libidinis incetiva (pijaństwo i opilstwo to bodziec do rozpusty), to stale powtarzający się refren we wszystkich konstytucjach, które prawią o powadze życia i czystości obyczajów duchowieństwa. Już w okresie piastowskim za Łokietka spotykamy się z ustawami, które powstają przeciwko zbytniemu używaniu trunków i hucznym biesiadom. Inaczej sądzi Buliński6, mimo wyraźnych świadectw naszych statutów synodalnych. I tak synod uniejowski arcybiskupa Janisława (1326) zakazywał duchownym pociągać innych swym przykładem ad aequales potus7 (do podobnego picia), a krakowski biskupa Jana Grota (1331) wspomina o duchownych „longi temporis victum brevi hora voluptuose consumentes"8 (żywność przeznaczoną na dłużej jedzą rozpustnie w krótkim czasie).
Na szczególną uwagę zasługuje tutaj wcześniejszy o pół wieku zakaz synodu budzyńskiego legata Filipa (1279), aby plebani nie szyn-kowali wina w swych domach. Niezawodnie nasz legat uwzględniał miejscowe stosunki, istniejące szczególnie na Węgrzech, kiedy ogłaszał 16 konstytucję soboru laterańskiego IV w tym przedmiocie: „A crapula et ebrietate omnes clerici diligenter abstineant"9 (duchowni niech jak najstaranniej unikają pijaństwa i opilstwa), jeśli zniewolony był surowo nakazać duchownym, żeby nie uczęszczali do karczm, wyjąwszy jedynie przewidzianą już w prawie papieskim okoliczność podróży, a nadto zakazać im jeszcze trudnić się sprzedażą wina we własnym mieszkaniu pod groźbą interdyktu osobowego, jeśliby nie posłuchali zakazu10. Niedługo potem okazało się, że trzeba ten przepis zaostrzyć. Uczynił to synod uniejowski (1326), nakładając na niepoprawnych, w miejsce cenzury kościelnej, dotkliwszą karę pieniężną w kwocie trzech grzywien lub gdyby jej winni duchowni uiścić nie mogli, pokutę przymusowego pobytu przez miesiąc w klasztorze11. Ustawa ta nie wypłynęła z własnej inicjatywy naszego episkopatu, wyprzedziła ją publikowana piętnaście lat wcześniej na soborze wienneńskim Klementyna12, którą już uwzględniły krakowskie statuty Nankera (1323). Z drugiej strony nie pozostała ona bez wpływu na dalsze ustawodawstwo diecezjalne.
Bezpośredni następca biskupa Nankera, Jan Grot, zaostrzył w roku 1331 karę pieniężną swego poprzednika; zamiast jednego wiar-dunka za każdym razem in uno fertone (tj. czwartej części grzywny, liczącej około 48 groszy: grossorum lub denariorurm), jak rozporządził Nanker, Grot skazywał duchownych uczęszczających do karczm: za drugim razem na połowę grzywny, w razie zaś nie-poprawy po trzecim upomnieniu na całą grzywnę in una marca.
Nadto postanowił jeszcze biskup Grot, że gdyby przestępca nie był beneficjatem lub nie mógł zapłacić kary, miał być czci pozbawionym13. Później, na przełomie XIV wieku, ustawę synodu unie-jowskiego z 1326 roku zamieściły statuty włocławskie w dosłownym brzmieniu14. Przypomniały one jeszcze stary zakaz nałogowego nawiedzania tabern, szczególniej w nocy i posługiwania tamże: „et ibi non ministrent"15. Tylko w podróży lub ze słusznej przyczyny wolno było wstąpić do gospody na przekąskę lub skromny napitek; za taką przyczynę uchodziło np. gorące zaproszenie przez poważną osobę16.
Ów dodatek statutu kompilacji włocławskiej ibi non ministrent (zakazuje się im tam posługiwać), w dosłownym rozumieniu brać trzeba, tj. że nie wolno duchownym wyręczać w gospodach szyn-karzy i trudnić się tam obsługą gości. Uprawnia nas do tego wniosku nie tyle samo brzmienie wskazanego statutu, bo mimochodem on o tym wspomina, jak raczej współczesne świadectwo archidiakona kujawskiego Stanisława z Komorznik, który nas powiadamia, że nawet klerycy wyższych świeceń dzień i noc zapijali się w tabernach i przesiadywali tam nieco dłużej nad jedną dobę, jedząc wspólnie z wieśniakami i grając z nimi w pieniądze lub o piwo17. Przy takim trybie zabawy kleru na Kujawach nie można powątpiewać, że zwłaszcza biedniejsi klerycy, zaciągając się do posługi w tabernach poświęcali się zawodowi szynkarskiemu.
Wyjaśnienie właściwego statutom diecezji włocławskiej dodatku clerici in tabernis non ministrent (duchownym zakazuje się posługiwania w szynkach), nie byłoby jeszcze zupełne, gdybyśmy go nie tłumaczyli także w myśl analogicznych ustaw statutu legata Filipa o utrzymywaniu karczm przez plebanów i w duchu wskazanej już powyżej Klementyny o księżach-karczmarzach18. Zdarzyć się to mogło, jeśli pleban, mając w posiadłościach swego kościoła nadaną karczmę , nie wypuszczał jej w dzierżawę, ale sam nią zarządzał i osobiście lub przez scholarów sprzedawał w niej trunki i pożywienie. Że taki zwyczaj istniał wówczas w Polsce (przynajmniej w diecezji kujawskiej), zaświadcza wcześniejsza od kompilacji włocławskiej instrukcja dla świadków synodalnych tej diecezji, pochodząca z lat 1326-136020. Również nieco późniejsza z XV wieku instrukcja włocławska pyta się nie tylko o upijających się plebanów, ale także dowiadywać się nakazuje wizytatorom o ta-bematorów, czyli o plebanów utrzymujących szynki21. Praktykowało się to bez wątpienia i gdzie indziej, jeśli instrukcja dla wizytatorów metropolitalnych z roku 1423 zapytuje się, między innymi, o księży trudniących się wyszynkiem piwa w swych domach22. Potwierdza to wreszcie dodatkowe zdanie artykułu ósmego kompilacji włocławskiej w przeróbce arcybiskupa Łaskiego z roku 1512, że wszyscy proboszczowie stosownej ulegną karze, którzy by tego rodzaju utrzymywali kleryków23.
Nie sam jeden kler kujawski był winny tych wykroczeń. Zarówno duchowni sąsiednich diecezji, tak świeccy jak zakonni, znali bardzo dobrze i zachowywali zwyczaj uczęszczania w gościnę do tabern; owszem ucztowali i zabawiali się jeszcze w domach prywatnych, nocując tam nawet z okazji sprawowania najświętszych czynności, przy zaopatrzeniu chorych sakramentami. Działo się tak w diecezji krakowskiej i poznańskiej24.
Gdzie indziej, jak w przemyskiej, statuty synodalne (1415) wprost zezwalały na wolny wstęp do karczmy, ale samym tylko prałatom25. Kiedy zaś prosty ten zakaz nie skutkował i niższe duchowieństwo zastosowało do siebie zastrzeżenie na rzecz prałatów uczynione, idąc wbrew prawu, za prawnym przykładem dostojników kapituły, zagrozić musiał w wiek później (1529) biskup przemyski, Jan Karnkowski, przymusowym pobytem przez miesiąc w więzieniu tym wszystkim, którzy by się ważyli nawiedzać taberny, a zatem i prałatom, bo klauzula z roku 1415 została tym rozporządzeniem zniesiona26.
Jedna tylko diecezja płocka stanowiła przez pewien czas chlubny wyjątek. Synodalne jej statuty biskupa Kurdwanowskiego z lat 1398-1423 nie zawierają żadnego przepisu o tabernach. Wszakże przykład kleru okolicznych diecezji poznańskiej i kujawskiej nie pozostał bez wpływu. W roku 1433 gorliwa kapituła płocka wydała rozporządzenie, aby księża, przede wszystkim stali wikariusze vicarii perpetui lub ich zastępcy, ze względu na ciągłą ich obecność przy kościele dla potrzeby wiernych, nie chodzili do szyn-kowni i nie zabawiali się tam ze świeckimi grą w kostki. Przekroczenie tego nakazu pociągało za sobą karę pieniężną, a w razie jej nieuiszczenia w ciągu piętnastu dni spadała na winnych eks-komunika27.
Najciekawsze jest, że niekiedy biskupi polscy nie tylko walczyć musieli z duchowieństwem uczęszczającym do karczm, ale jeszcze zakazywać, aby sędziowie duchowni, zwłaszcza dziekani miejscy, nie odprawiali w karczmach przy kieliszku sądów kościelnych i przy tym się nie upijali28, nadto musieli zabraniać, by w zawieraniu tam małżeństw udziału nie brali, jak się to działo w obydwóch wypadkach, głównie w diecezji krakowskiej w pierwszej połowie XIV wieku29.
Na równi z pijaństwem stare kanony kościelne kładą nałogową grę w kości30, która w wiekach średnich należała do zwykłych a ulubionych rozrywek duchowieństwa za granicą i u nas w Polsce. Przypuszczać tak trzeba z licznych przepisów przeciwko niej wymierzonych w statutach synodalnych i w osobnych rozporządzeniach biskupów polskich. Wprawdzie jeden z naszych kaznodziejów wiejskich, Andrzej z Grochowa, wikary w Kcyni koło Nakła (żyjący około roku 1407), uskarża się wielce na ludzi świeckich, że grają umyślnie we wilię Bożego Narodzenia, iżby im szczęście przez cały rok następny sprzyjało31. Niewątpliwie i kler także oddawał się z całym upodobaniem tego rodzaju zabawie, gwoli czystego zysku a wbrew zakazowi Kościoła, który zawsze surowo karał namiętnych graczy32. Przeciwnie ustawodawstwo krajowe nie wzbraniało zasadniczo gry w kostki i gałki, acz były to gry ryzykowne; zezwalało zabawiać się nimi dla ćwiczenia i spędzania czasu, ale tylko na gotowe pieniądze; gra na bórg była zakazana33.
Postulat Kościoła, pod którego wyłączną jurysdykcją zostawali duchowni i do którego przepisów stosować się byli winni, brzmiał nieco inaczej w tej sprawie. Odnośne ustawy prawa średniowiecznego, sformułowane w dekretałach papieża Innocentego III, stanowczo i bezwarunkowo wzbroniły duchowieństwu nie tylko brać czynny udział w znanych wówczas grach losowych czyli hazardowych, tj. takich, których wynik zależał jedynie od ślepego przypadku, ale nadto przypatrywać się grającym34. Publicznych i niepoprawnych graczy-kleryków uważały wydane w tym względzie przepisy kanoniczne, zarówno z lichwiarzami, za niegodnych do objęcia jakiegokolwiek urzędu, chociażby gry hazardowe w powszechnym były użyciu, sta-wszy się już prawnym zwyczajem danego kraju35. Nie wynikało stąd wszakże, iżby już wszelka gra była duchowieństwu zakazana; nawet ryzykowną w kostki wolno im było zabawiać się ze słusznej przyczyny (np. celem wytchnienia po pracy) i bez zgorszeń dla otoczenia, zwłaszcza ludzi świeckich, słowem, kiedy gra nie przekraczała granic godziwej rozrywki. Tak rozumieją ustawę papieską nasze przepisy diecezjalne. Aby żądaniu prawa dekretałów zadość uczynić, przytaczają one nieraz w dosłownym brzmieniu zakaz prawa powszechnego, ale zaraz dodają, iż dotyczy on tylko kleryków, którzy się oddają grze z rzemiosła i dla zysku. Tego rodzaju gra była niedozwolona i pociągała za sobą suspensę ab officio et beneficio (od urzędu i beneficjum) w diecezji włocławskiej , w krakowskiej zaś ekskomunikę, której wszakże późniejsze statuty synodalne już nie ponowiły37. W tym też duchu obydwie instrukcje włocławskie z XIV i XV wieku nakazują badać wizytatorom kler parafialny, czy i którzy z duchownym uprawiają stale grę w kostki lub jej podobną a nieuczciwą, bo ryzykowną i nałogowo uprawianą38. Inne statuty synodalne np. Jakuba z Kurdwanowa, biskupa diecezji płockiej, gdzie moralność kleru stała niezaprzeczalnie wyżej, aniżeli w graniczących z Zachodem diecezjach, nie nakładają już żadnych kar i dozwalają na tę rozrywkę w pewnych okolicznościach, mianowicie gdy jej przyświeca zamiar odzyskania sił znużonych pracą, utrudzonych wytężeniem fizycznym lub umysłowym i gdy jest ona jedynie środkiem rekreacyjnym39. Natomiast gdzie indziej, jak w diecezji krakowskiej i poznańskiej, rozporządzenia synodalne żadnego już nie dopuszczają wyjątku, ale powtarzają gołosłowną literę ustawy powszechnej bez wszelkich zastrzeżeń, aby tym sposobem zapobiec niebezpieczeństwu jakichkolwiek nadużyć i zgorszeń .
Co się tyczy rodzaju gier, które były w użyciu w Polsce średniowiecznej, to nasze przepisy synodalne wymieniają tylko grę w kostki i gałki „ludum alearum et taxillorum swe tesserarum, ludum alearum seu taxillorum"41.
Nie sądzimy, iżby już wtedy gra w karty była w Polsce rozpowszechniona lub przynajmniej znana42. Wyraz chartae zjawia się u nas po raz pierwszy w wydanych dotąd pomrukach ustawodawstwa synodalnego dopiero w drugiej połowie XVI wieku, a zatem w chwili, kiedy gra w karty upowszechniła się już w całej Polsce43. Jak nie ma pewnej daty wprowadzenia kart do Europy, tak też i trudno oznaczyć ze ścisłością, kiedy i skąd pojawia się u nas gra w karty. Wielce prawdopodobnym zdaniem Estreichera karty przyszły do nas z Niemiec, skąd podobno w roku 1474 rozchodzić się zaczęły na północ i wschód oraz do Polski. Najwcześniej w miastach, gdzie osiadali Niemcy, zagnieździła się zaraza gry karcianej. Toteż pierwszy jej ślad w naszym kraju znajdujemy wśród niemiecko-polskiego społeczeństwa Krakowa w samych początkach XVI stulecia; mieszczanie krakowscy w Codex picturatus Baltazara Behema z roku 1505 znają już karty (tabl. XIV). Że się w tych samych latach karty upowszechniać w Polsce zaczęły stwierdzają to, prócz Hallerowskiego druku dzieła Tomasza Murnera pt. Chartiludium logices z roku 1507, również i akty kapituły poznańskiej, która już wtedy wystąpić musiała przeciwko kilku kanonikom oddającym się z namiętnością grze w karty44. Nie ulega wątpliwości, że niższe duchowieństwo nie bawiło się jeszcze nimi. Karty wówczas były niezmierną rzadkością i rzeczą zbytkowną; każdą kartę po odbiciu rysunku malowano tak, jak inne rękopisy, stąd były kosztowne i mogły być tylko dla moż-niejszych panów obojga stanu rozrywką.
Gra w szachy, wynaleziona podobno przez Asyryjczyków, w każdym razie niewątpliwie, jak i karty pochodzenia wschodniego, była już dostatecznie znana w Polsce za czasów Kazimierza Wielkiego i Ludwika Węgierskiego. Pierwszą o niej u nas wzmiankę czyni Jan z Czarnkowa, który — jak sam opowiada — grał w szachy ze swym arcybiskupem Jarosławem w jego zamku w Żninie 1372 roku4 . Mnichom na Zachodzie były już wtedy szachy zakazane46. Podobnie się stało i u nas, ale znaczenie później, bo dopiero synod kaliski Trąby wzorem statutu praskiego z roku 1355 zakazał gry w szachy po klasztorach47, lecz już synod płocki z roku 1398 ograniczył ją wśród kleru świeckiego, podczas gdy pierwszy krakowski Piotra Wysza, odprawiony w tym czasie (przed rokiem 1396) wzbronił tylko starej gry w gałki „ludere globos, globisare"48. Dziwnym wydać się może zakaz rekreacyjnej gry w szachy, przy której zwycięża osobista zdolność, wrodzona zręczność lub nabyta wprawa; dziwniejszym jeszcze jej zestawienie z hazardowną grą w kości przez św. Piotra Damiana i partykularne wieków średnich ustawodawstwo kościelne i nieraz państwowe, np. za czasów św. Ludwika IX, który poczytywał szachy za wynalazek diabelski. Zauważyć należy, że i gra w szachy, znana w Galii już za Karola Wielkiego, lecz rozpowszechniona dopiero w wieku XIII w Europie, stawała się dla nie znających dobrze jej tajemnic i kombinacji matematycznych hazardem, a przez to grą nieuczciwą.
opr. mg/mg