Analiza sytuacji wspólczesnego człowieka i odniesienia do wartości absolutnych
Jednym z podstawowych zadań odpowiedzialnych wychowawców jest pomaganie wychowankom, by uczyli się dojrzałej postawy wobec cielesności. Jest to zadanie bardzo trudne ze względu na negatywny kontekst kulturowy i cywilizacyjny, w jakim żyjemy. Obserwujemy bowiem ambiwalentną postawę cywilizacji Zachodniej w odniesieniu do ciała człowieka. Z jednej strony cywilizacja ta promuje cielesność: stawia ją w centrum uwagi, głosi kult młodości, zachęca do zdrowego odżywiania i trybu życia, koncentruje ludzi na trosce o ich wygląd, o sprawność fizyczną, o zaspokojenie wszelkich potrzeb cielesnych. Z drugiej strony ta sama cywilizacja w sposób drastyczny, choć zwykle zamaskowany, lekceważy ludzką cielesność i propaguje pogardę wobec ludzkiego ciała. Typowym przykładem jest chociażby coraz modniejsze mówienie o reinkarnacji. Myśl o reinkarnacji jest efektem mentalności buddyjskiej, w której rzeczywistość materialna i cielesna traktowane są jako coś pozornego i nieistotnego. Głoszenie reinkarnacji oznacza skrajne lekceważenie ludzkiego ciała.
Innym przykładem zamaskowanego lekceważenia ludzkiego ciała są poglądy z zakresu moralności małżeńskiej. Chodzi tu o wprowadzanie rozróżnienia między zdradą "psychiczną" a zdradą "fizyczną" i traktowanie tej ostatniej jako nieistotnej. Mamy wtedy do czynienia z chorobliwym rozdarciem człowieka, który uznaje swoją odpowiedzialność moralną w sferze psychicznej, ale neguje odpowiedzialność za to, co czyni ze swoim ciałem. Zakłada więc, że to nie jest jego ciało albo że cielesność nie jest częścią jego rzeczywistości.
Kolejnym przykładem ukrytej pogardy dla ludzkiego ciała jest aprobata wykorzystywania ludzkiego ciała jak rzeczy, jak towaru, z którego można czerpać łatwy zysk. Typowe przykłady to prostytucja i pornografia. Wobec tych zjawisk nie protestują nawet kobiety z ruchów feministycznych, zdradzając w ten sposób, że z troski o godność i ochronę kobiety wyłączają kobiecą cielesność.
Innym jeszcze przykładem komercyjnego traktowania ludzkiego ciała jest propagowanie i reklamowanie substancji, które niszczą zdrowie fizyczne. Chodzi tu o tytoń, alkohol, hormonalne tabletki antykoncepcyjne czy odchudzające. W obliczu bezlitosnej eksploatacji ekonomicznej ludzkiej cielesności i zatruwania jej szkodliwymi substancjami, w tym przypadku nie wyrażają sprzeciwu nawet środowiska ekologów. Okazuje się, że dla nich ważniejsza jest troska o czystość rzek czy powietrza, niż troska o to, by nikt nie zatruwał ludzkiego ciała. Tymczasem cóż pomoże człowiekowi, że kąpie się w czystej wodzie lub że oddycha czystym powietrzem, jeśli jego własne ciało będzie zatrute szkodliwymi substancjami lub rujnującymi organizm uzależnieniami. Prawdziwy, a nie demagogiczny ekolog to ktoś, kto troszczy się o czystość najważniejszego środowiska naturalnego, jakim jest człowiek i jego ciało.
Możliwość kształtowania u wychowanków dojrzałej postawy oraz szacunku wobec ludzkiego ciała mają tylko te systemy pedagogiczne, które opierają się na personalistycznej koncepcji człowieka. Personalizm ukazuje człowieka jako osobę, czyli jako kogoś, kto jest obdarzony zdolnością rozumienia samego siebie oraz kto w sposób odpowiedzialny potrafi korzystać ze swojej wolności. W perspektywie personalistycznej człowiek jest widziany jako osoba wcielona, czyli jako ktoś, kto żyje i funkcjonuje jednocześnie w sferze psychofizycznej i duchowej. Nie można więc redukować człowieka ani do jego cielesności, ani tylko do duchowości. Ostatecznym celem wychowania według pedagogiki personalistycznej jest pomaganie wychowankowi, by w pogłębiony sposób zrozumiał oraz dojrzale pokochał siebie i innych. Istotnym elementem takiego wychowania jest pomaganie wychowankowi, by zrozumiał sens swojego ciała oraz by zajął wobec niego dojrzałą postawę. Pedagogika katolicka, która opiera się na powyższych zasadach personalizmu integralnego, widzi wychowanka w całej jego złożoności psychofizycznej i duchowej. W tej perspektywie człowiek powinien troszczyć się zarówno o swoje ciało, jak i o swego ducha. Błędem byłoby natomiast troszczenie się o ciało kosztem ducha albo dążenie do rozwoju duchowego kosztem ciała i jego podstawowych potrzeb.
Najważniejszą inspiracją dla pedagogiki katolickiej jest antropologia biblijna. Pismo św. ukazuje i respektuje całego człowieka, potwierdzając, że człowiek jest osobą wcieloną. Człowiek jest tak bardzo zanurzony w pierwiastek materialny, że - jak przypominają nam nauki biologiczne - otrzymał ciało pochodzące ze świata zwierząt. Ten cielesny wymiar ludzkiej natury Biblia ukazuje w sposób jeszcze bardziej radykalny niż biologia stwierdzając, że człowiek pochodzi z prochu ziemi (por. Rdz 2,7). Pismo św. podkreśla także, że los człowieka na tej ziemi zależy nie tylko od ludzkiego intelektu czy duchowości, lecz również od sposobu kierowania własnym ciałem. Po grzechu pierworodnym tylko ten może się rozwinąć i podporządkować sobie świat rzeczy, kto potrafi pracować w pocie czoła, kto ma zdolność przezwyciężania fizycznego lenistwa, kto zdobywa się na cielesny wysiłek (por. Rdz 3,17-19).
W antropologii biblijnej ciało ludzkie jest aż tak ważne, że na zawsze pozostanie integralnym elementem człowieka. Także po jego śmierci fizycznej. W wieczności zbawienia lub potępienia człowiek będzie istniał nie tylko w wymiarze duchowym i psychicznym, ale również w wymiarze cielesnym (por. 1 Kor 15,35-37). Zmartwychwstanie ciał na końcu czasu jest potwierdzeniem, że ciało ludzkie nie jest dla człowieka czymś przypadkowym czy czasowym, lecz stanowi integralną część jego natury. Śmierć człowieka nie oznacza ani początku jego kolejnego "wcielenia" (reinkarnacja), ani jego całkowitego odcieleśnienia (zbawienie jedynie duszy).
W Księdze Rodzaju ciało oznacza widzialność człowieka i jego przynależność do świata widzialnego. Mimo, że nietrwałe i porównywalne do gliny (por. 2 Kor 4,7), ciało człowieka jest jedyne i niepowtarzalne. Poprzez ciało wyraża się osoba ludzka. Kto dotyka mojego ciała, ten dotyka mnie, jako osoby. Kto wyrządza mi cielesną krzywdę, ten krzywdzi mnie, a nie tylko moje ciało. Kto ulega jakimś uzależnieniom czy nałogom w sferze cielesnej, ten nie tylko ma zniewolone ciało. On cały jako człowiek, jako osoba wcielona, staje się kimś uzależnionym i okalecza swoją wewnętrzną wolność. Nowy Testament podkreśla, że ciało stało się nie tylko sposobem widzialności człowieka, ale także miejscem grzechu, znakiem odejścia od Ducha Bożego. To właśnie w swej cielesności w szczególny sposób doświadcza człowiek kruchości samego siebie i własnego losu. Poprzez ciało wyraża się nie tylko człowiek jako osoba, ale również świat doczesny, z którego ciało ludzkie zostało wzięte.
W obliczu powyższych analiz możemy stwierdzić, że Pismo św. w sposób jednoznaczny ukazuje integralny personalizm, który respektuje nierozerwalną łączność cielesności i duchowości w naturze oraz w działaniu człowieka. Bez cielesności nie sposób zrozumieć człowieka i jego sytuacji na tej ziemi. Oderwanie człowieka od jego cielesności oznaczałoby oderwanie człowieka od niego samego. Tak, jak nie istnieje człowiek poza swoją płciowością, czyli w oderwaniu od swego bycia kobietą lub mężczyzną, tak nie istnieje człowiek poza swoją cielesnością, czyli w oderwaniu od swego konkretnego i niepowtarzalnego ciała oraz w oderwaniu od swych konkretnych i niepowtarzalnych uwarunkowań fizycznych. Podstawowym uwarunkowaniem cielesnym człowieka jest płciowość. Wywiera ona "wpływ na wszystkie sfery osoby ludzkiej w jedności ciała i duszy" (KKK 2332). Płciowość i cielesność są integralnie włączone w największe tajemnice człowieka. Także w tajemnicę jego powołania i jego miłości. Zwłaszcza w tajemnicę powołania do miłości małżeńskiej i rodzicielskiej. "Dlatego mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem" (Rdz 2,24). Ciało ludzkie wyraża ostatecznie to, co jest tajemnicą człowieka, a nie tajemnicą ciała.
Po grzechu pierworodnym wszyscy ludzie, chociaż w różnym stopniu, przeżywają trudności w zrozumieniu sensu ludzkiego ciała i w odpowiedzialnym kierowaniu własną cielesnością. Nie jest sprawą przypadku, że pierwszą konsekwencją pierworodnego nieposłuszeństwa człowieka było zaniepokojenie się jego sytuacją cielesną, a dokładniej zaniepokojenie się jego cielesną nagością. Po ukryciu się wśród drzew, Adam powiedział do szukającego go Boga: "Usłyszałem Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem się, bo jestem nagi, i ukryłem się" (Rdz 3,10).
To właśnie od odkrycia cielesności zaczyna niemowlę kontakt z samym sobą. Ciało jest tą częścią ludzkiej rzeczywistości, która od początku naszego życia "najgłośniej" sygnalizuje swoje istnienie i swoje potrzeby. Człowiek może nie być w pełni świadomy swoich sposobów myślenia czy swoich przeżyć emocjonalnych, ale trudno nie być świadomym głodu, zmęczenia czy bólu fizycznego. Normalnie funkcjonujący człowiek jest w nieustannym kontakcie z własnym ciałem. Uświadamia sobie swoje specyficzne cechy i zdolności fizyczne, a także aktualną sytuację swojego organizmu fizycznego. Tego rodzaju świadomość somatyczna pojawia się od pierwszych chwil istnienia dziecka i początkowo jest jedynym wymiarem, w którym odkrywa ono i doświadcza samego siebie. Gdy rozwój dziecka postępuje prawidłowo, to stopniowo dziecko poszerza odkrywanie własnej tajemnicy. W ten sposób świadomość własnego ciała zostaje zintegrowana z pozostałymi wymiarami ludzkiej rzeczywistości: ze świadomością myślenia, z odczuwaniem emocjonalnym, z rodzącą się wrażliwością moralną, duchową, religijną i społeczną. Jednak w przypadku zaburzonego rozwoju może się zdarzyć, że poczucie tożsamości danego człowieka zostanie ograniczone jedynie lub niemal wyłącznie do jego samoświadomości na poziomie cielesnym. W takiej sytuacji cielesność nabiera przesadnego znaczenia, gdyż stanowi jedyny lub przynajmniej podstawowy punkt odniesienia, gdy chodzi o samoidentyfikację oraz poczucie osobistej wartości danej osoby.
Tego typu redukcja tożsamości ogranicza w sposób zasadniczy pole zainteresowań danego człowieka oraz zakres doświadczenia samego siebie, prowadząc do poważnych zakłóceń w funkcjonowaniu jego osobowości. Nadmierna koncentracja na cielesności sprawia, iż podstawową troską staje się staranie o utrzymanie własnego ciała w maksymalnej kondycji, estetyce i sprawności fizycznej. W przypadku, gdy okazuje się to na dłuższą metę niemożliwe, człowiek o tak zredukowanym poczuciu tożsamości łatwo popada w depresję oraz nie akceptuje samego siebie. Równie niebezpieczna jest sytuacja, gdy człowiek nadmiernie skoncentrowany na swej cielesności, okazuje się - przynajmniej w pewnym okresie życia - bardzo zadowolony ze swego ciała i z wyglądu fizycznego. Grozi mu bowiem wtedy iluzja, że dobra forma fizyczna i atrakcyjny wygląd wystarczą, by być szczęśliwym, cenionym, otoczonym przyjaciółmi.
Współczesna cywilizacja i kultura Zachodu przykłada przesadną wagę do tożsamości w płaszczyźnie cielesnej i dlatego istnieje duże prawdopodobieństwo, że w krajach Europy i Ameryki znaczna część ludzi jest skłonnych do przypisywania nadmiernej roli sferze fizycznej, kosztem pozostałych wymiarów człowieka. W konsekwencji wielu ludzi koncentruje ogromną część swojej uwagi i energii na własnym ciele, na trosce o zdrowie fizyczne, o wygląd zewnętrzny, o strój. W przypadku prawidłowego rozwoju człowieka, znaczenie jego sfery cielesnej ulega stopniowemu zmniejszaniu się w miarę, jak odkrywa on pozostałe wymiary własnej rzeczywistości. Coraz ważniejsza staje się wtedy dla człowieka jego wrażliwość emocjonalna i moralna, jego zdolność myślenia i wewnętrzna wolność, jego pozytywne więzi z Bogiem, z drugim człowiekiem i z samym sobą.
Zajęcie dojrzałej postawy wobec ciała nie jest ani czymś spontanicznym, ani łatwym. W sposób spontaniczny grożą postawy skrajne i zaburzone. Jedną ze skrajności jest sytuacja, w której dany człowiek redukuje całego siebie do sfery cielesnej, czyli utożsamia się głównie albo wyłącznie z własnym ciałem. Ciało staje się wtedy podstawowym punktem odniesienia. W konsekwencji dana osoba podporządkowuje się ciału kosztem pozostałych wymiarów swego człowieczeństwa, to znaczy kosztem sfery psychicznej, moralnej, duchowej, religijnej i społecznej. Taka osoba sądzi, że do szczęścia wystarczy jej ciało i jedynie cielesna satysfakcja. Człowiek, który utożsamia się z własną cielesnością, wkracza na drogę uzależnienia się od ciała. Staje się niewolnikiem ciała: niewolnikiem apetytu, niewolnikiem fizycznych potrzeb i popędów, niewolnikiem lenistwa i wygodnictwa. Ktoś, kto jest podporządkowany własnemu ciału, czyni jedynie to, czego chce jego ciało. Kieruje się logiką ciała. A jest to logika doraźnej przyjemności i nadmiernej, chorej koncentracji na cielesnych potrzebach i doznaniach.
Zredukowanie samego siebie do własnej cielesności oraz kierowanie się w życiu logiką ciała prowadzi do dramatycznych konsekwencji. Człowiek cielesny nie jest w stanie zrozumieć siebie jako człowieka. Redukuje samego siebie do świata natury i popędów. Nie jest w stanie kochać, być wiernym, odpowiedzialnym i pracowitym, gdyż to wszystko nie mieści się w logice ciała. Postępując tak, jak chce jego cielesność, człowiek czyni samego siebie niezdolnym do zbudowania dojrzałych więzi z Bogiem i z ludźmi. Popada też w coraz bardziej bolesne konflikty z samym sobą. Uleganie dyktaturze ciała prowadzi do zaburzeń psychicznych, do niepokojów sumienia, do bolesnych rozczarowań i dramatycznych konfliktów międzyludzkich. Nierzadko prowadzi do brutalnych przestępstw kryminalnych. Gwałty czy inne formy przemocy seksualnej to wyjątkowo dramatyczny owoc podporządkowania się dyktaturze ciała.
Redukowanie samego siebie do cielesności sprawia, że człowiek okalecza nie tylko pozostałe sfery własnej rzeczywistości, lecz wyrządza krzywdę także samemu ciału. Ktoś, kto staje się niewolnikiem ciała, doprowadza do sytuacji, w której jego cielesność staje się rodzajem nowotworu, zagłuszającego i niszczącego najpierw inne sfery ludzkiej rzeczywistości. Taka sytuacja wcześniej czy później prowadzi do zniszczenia również ciała, które nie może przecież istnieć samodzielnie, w oderwaniu od pozostałych wymiarów człowieka. Dyktatura ciała mści się zatem także na ludzkiej cielesności. Uzależnienie od jedzenia, lenistwa czy popędów powoduje nie tylko zaburzenia psychiczne, duchowe, moralne czy społeczne, lecz także szkody czysto fizyczne, w postaci np. nadwagi, chorób zakaźnych i innych zjawisk, niszczących zdrowie i życie człowieka.
Nic więc dziwnego, że redukowanie samego siebie do własnej cielesności i podporządkowanie się ciału często prowadzi do popadnięcia w drugą skrajność. Chodzi tu o sytuację, w której dany człowiek ucieka od ciała, brzydzi się nim, boi się ciała i buntuje wobec cielesności. Taka postawa grozi zarówno tym ludziom, którzy zostali skrzywdzeni czy upokorzeni w swojej cielesności, jak również tym, którzy sami krzywdzą siebie cieleśnie poprzez uleganie różnym słabościom, uzależnieniom i grzechom. W obu wypadkach chcą "pozbyć się" ciała, traktowanego jako źródło ich nieszczęść, słabości i cierpień. Często to właśnie uleganie dyktaturze ciała prowadzi do sytuacji, w której człowiek chce się później "zemścić" na własnej cielesności i zadośćuczynić błędom popełnionym w tej sferze, popadając w drugą skrajność, czyli w bunt i nienawiść wobec ciała. Obserwujemy wtedy różne formy walki z własną cielesnością, np. poprzez chorobliwe odchudzanie się, lekceważenie podstawowych potrzeb cielesnych, gardzenie własnym ciałem, wyrządzanie sobie cielesnej krzywdy, aż do samobójstw włącznie.
W obliczu powyższych zagrożeń można wskazać konkretne kryteria dojrzałej postawy człowieka wobec własnej cielesności. Pierwszym i najważniejszym kryterium jest odkrycie sensu ludzkiego ciała. Dopóki człowiek nie wie, jaki jest sens jego cielesności, dopóty nie ma szans, by w sposób świadomy i odpowiedzialny kierować własną fizycznością. Tym, który w sposób ostateczny odsłania nam sens ludzkiej cielesności, jest Jezus Chrystus. On, będąc Synem Bożym, przyjął ludzkie ciało, aby stała się dla nas widzialna miłość niewidzialnego Boga. W ten sposób wcielenie Syna Bożego rzuca pełne światło na tajemnicę ludzkiego ciała. Stwórca obdarzył nas cielesnością nie po to, byśmy się jej podporządkowali lub byśmy od niej uciekali, lecz po to, byśmy dzięki ciału mogli wyrażać miłość. Byśmy mogli - tak jak Chrystus - kochać miłością widzialną, czyli wcieloną w konkretne słowa i czyny.
Niewidzialny Bóg, który jest samą miłością wie, że na tej ziemi tylko miłość widzialna, miłość wcielona w wysiłek, w pracowitość i ofiarność, w dobre słowa i szlachetne czyny, tylko taka miłość jest miłością prawdziwą, zdolną przemienić oblicze tej ziemi oraz wnętrze człowieka. Żadna religia, żaden system filozoficzny nie ma takiej podstawy dla szacunku wobec ludzkiej cielesności, jak właśnie chrześcijaństwo, które od dwóch tysięcy lat głosi światu niezwykłą nowinę, że Bóg stał się ciałem. Żaden system religijny czy filozoficzny nie ukazuje tak ścisłego związku między miłością i cielesnością, jak czyni to chrześcijaństwo. Poprzez tajemnicę wcielenia Syn Boży upewnia nas, że sens ludzkiego ciała jest dokładnie taki sam, jak sens całego człowieka i ludzkiego życia. A sensem tym jest miłość, gdyż każdy człowiek stworzony został przez Boga po to, by kochać i być kochanym. Zadaniem każdego chrześcijanina jest zatem odkrycie, iż sensem ludzkiej cielesności nie jest jedzenie, spanie czy zaspokajanie popędów, lecz dojrzałe i odpowiedzialne wyrażanie widzialnej miłości.
Zdumiewający fakt, że Bóg stał się Ciałem jest nie tylko potwierdzeniem Bożej miłości do ludzi tej ziemi. Jest też najdoskonalszą szkołą postawy człowieka wobec własnej cielesności. Gdy nadeszła pełnia czasów w historii zbawienia, Bóg postanowił pokochać nas miłością wcieloną. Miłością, którą człowiek może dosłownie zobaczyć i którą może dotknąć! Prawdziwy Bóg przyjął prawdziwe ludzkie ciało, aby fizycznie przybliżyć się do nas, aby na nas patrzeć, aby nas dotykać, aby z nami rozmawiać, aby wsłuchiwać się w nasze słowa i przeżycia, aby obserwować nasze zachowania i czyny, aby wyciągać ku nam swoją dłoń, aby wyrażać miłość wobec nas poprzez widzialną obecność, poprzez wysiłek nauczania, poprzez uzdrawianie, rozgrzeszanie, upominanie, poprzez czynienie wszystkim dobrze, wreszcie poprzez całkowity dar z samego siebie, aż do cielesnej śmierci włącznie.
Dla chrześcijanina ciało nie jest nieszczęściem, dziełem szatana czy przekleństwem, lecz darem miłości. Darem otrzymanym i zadanym. W tajemnicy Bożego Narodzenia Bóg odsłania nam prawdę, że na tej ziemi miłość potrzebuje ludzkiej cielesności. Jeśli bowiem miłość ogranicza się jedynie do duchowych pragnień, dobrych intencji czy emocjonalnych poruszeń, jeśli nie wyraża się przez fizyczną aktywność, poprzez służenie drugiej osobie własnym działaniem, własnym zdrowiem i czasem, własną siłą, osobowością, wytrwałością i zmęczeniem, to taka miłość jest jedynie iluzją, utopią, teorią. Taka miłość nikogo z ludzi tej ziemi nie przemieni, nikomu nie doda siły i odwagi, by iść w dobrym kierunku, by nie ustać w drodze, nikogo nie pociągnie i nie zafascynuje. Taka odcieleśniona miłość nie będzie w ogóle dostrzeżona. Gdybyśmy w którymś momencie życia - zachowując świadomość i wolność - zostali pozbawieni naszego ciała, to w tym samym momencie stracilibyśmy możliwość okazywania miłości. Nie moglibyśmy nawet zasygnalizować naszym bliźnim, że w ogóle istniejemy, że przebywamy obok nich, że zależy nam na ich losie i że troszczymy się o nich.
Najbardziej wymownym przykładem miłości konkretnej, widzialnej, wcielonej, na jaką potrafi zdobyć się człowiek na tej ziemi, jest miłość macierzyńska. Stając się matką, kobieta ofiarowuje kawałek swojego ciała i część swojej krwi, aby obdarzyć życiem i miłością rodzące się dziecko. A potem do końca życia potrafi ofiarować swe siły, zdrowie i czas, aby jej dziecko czuło się kochane i aby mogło się rozwijać. Więcej uczynił tylko Jezus Chrystus. Z miłości do nas ofiarował On całe swoje Ciało i przelał za nas wszystką swoją Krew. A jednocześnie w Eucharystii znalazł sposób, by pozostać z nami do końca świata i by nadal karmić nas samym sobą.
Podstawowymi warunkami, które umożliwiają zajęcie dojrzałej postawy wobec ludzkiej cielesności są: odkrycie, że sensem ludzkiego ciała jest wyrażanie miłości, objęcie ciała szacunkiem należnym człowiekowi oraz odpowiedzialną troską o zdrowie i rozwój fizyczny. Dojrzała postawa wobec cielesności wymaga spełnienia jeszcze jednego warunku, jakim jest zachowanie dyscypliny i czujności wobec własnego ciała.
Dojrzały człowiek nie dlatego troszczy się o dobre zdrowie i sprawność fizyczną, że chce żyć wygodnie albo że sensu życia upatruje w dobrym samopoczuciu fizycznym, lecz dlatego, że im zdrowszym i sprawniejszym dysponuje ciałem, tym większe i piękniejsze może mu stawiać wymagania. Nie chodzi o to, by kontrolować swoją cielesność z lęku przed własnym wymiarem fizycznym albo by szukać umartwienia dla samego umartwienia. Sensem dyscypliny wobec cielesności jest osiągnięcie pozytywnego celu, to znaczy stanu, w którym dany człowiek jest panem, a nie niewolnikiem własnego ciała. Innymi słowy, człowiek dojrzały troszczy się o dyscyplinę w odniesieniu do własnego ciała ze względu na aspiracje, jakie posiada. Stawia sobie twarde wymagania w sferze cielesnej po to, by kierować się w życiu logiką miłości i odpowiedzialności, a nie logiką ciała. Troszczy się o ciało nie po to, by mu ulegać, lecz by jego ciało stało się zdolne do wyrażania miłości, wcielonej w aktywną obecność dla innych, w wytrwałą pracowitość, w cierpliwą łagodność i wrażliwość. Dyscyplina wobec ciała potrzebna jest po to, by ciało nie wyrażało popędów, instynktów, wygodnictwa czy lenistwa - co w sposób spontaniczny grozi każdemu człowiekowi - lecz by było zintegrowane z całym człowieczeństwem danej osoby, by uczestniczyło w powołaniu człowieka do miłości. Bez dyscypliny i czujności człowiek staje się niewolnikiem ciała, bierną ofiarą biologicznych popędów i cielesnych uzależnień.
Zadaniem rodziców i innych wychowawców jest mobilizowanie dzieci i młodzieży do stawiania sobie wymagań i do zachowania dyscypliny w sferze cielesnej. Jest to zadanie trudne nie tylko dlatego, że sprzeciwia się naturalnym po grzechu pierworodnym skłonnościom człowieka do wygodnictwa i egoizmu, lecz także dlatego, że żyjemy w czasach, w których wielu nieodpowiedzialnych wychowawców wprost namawia młodych, by żyli na luzie, spontanicznie, bez wysiłku, by kierowali się jedynie poruszeniami ciała, subiektywnymi przekonaniami i emocjonalnymi nastrojami. Nic więc dziwnego, że współcześni młodzi na ogół zbyt mało wymagają od siebie w sferze fizycznej. Łatwo ulegają lenistwu, szybko się męczą i zniechęcają. Nie odkrywają radości z podejmowanego trudu, z wykonanej pracy, z wytrwałości w wysiłku oraz w pokonywaniu zmęczenia i słabości.
W tej sytuacji trzeba przypominać, że odpowiedzialni wychowawcy nie wzywają do dyscypliny i samokontroli w sferze cielesnej z powodu okrucieństwa czy po to, by odebrać komuś radość życia. Przeciwnie, czynią to dlatego, że codzienna dyscyplina i czujność w odniesieniu do ciała jest naszym zyskiem. Jest koniecznym warunkiem osiągnięcia wszechstronnego rozwoju i doświadczenia trwałej radości życia. Podejmujemy ją z powodu miłości i mocą miłości. Dyscyplina cielesna bez miłości staje się niezrozumiała i niemożliwa do osiągnięcia. Tylko miłość do Boga i do człowieka jest wystarczającym motywem oraz daje wystarczającą siłę, by zapanować nad popędami i nad logiką ciała, by nie podporządkować się instynktom, by brakiem dyscypliny i czujności nie skrzywdzić samego siebie i innych ludzi. Sądzę, że kluczową dla wychowania kwestią, jest wyrobienie w wychowankach tej właśnie pozytywnej motywacji do pracy nad własną cielesnością.
Ks. Marek Dziewiecki - dr psychologii, prodziekan WT UKSW w Radomiu, wykładowca w WSD w Radomiu, w Podyplomowym Studium Profilaktyki Uzależnień na Uniwersytecie Łódzkim, w Instytucie Studiów nad Rodziną w Łomiankach oraz w Podyplomowym Studium Integralnej Profilaktyki Uzależnień przy UKSW w Warszawie. Krajowy duszpasterz powołań, ekspert Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych w zakresie terapii i profilaktyki uzależnień.
opr. ab/ab