Rozmowa z psychologiem, Tony Anatrellą na temat encykliki "Veritatis splendor"
Veritatis Splendor odsłania współczesny subiektywizm i indywidualizm. Czy nie dostrzega Pan w tym również podawania w wątpliwość nauk humanistycznych, przede wszystkim psychoanalizy, której przedmiotem jest człowiek w swej niepowtarzalności?
Wyciągnięcie takiego wniosku byłoby uproszczeniem. Encyklika uznaje wkład nauk humanistycznych (nr 33) i ich pozytywne konsekwencje dla lepszego zrozumienia człowieka i polepszenia różnorodnych relacji społecznych. Veritatis Splendor kwestionuje przede wszystkim fakt, że człowiek miałby być wyłącznie rezultatem determinizmów, przeciwko którym nic nie da się zrobić - nie byłby więc wolny. Nie chodzi o zanegowanie psychoanalizy, lecz o krytykę takiej koncepcji filozoficznej, w której człowiek zredukowany zostaje do swojej podmiotowości i nie ma dostępu do innej rzeczywistości i innego wymiaru niż on sam. Przedmiotem psychoanalizy jest nieświadomość. Zajmuje się ona obszarem subiektywności, chce wykazać rolę przeżycia indywidualnego, ale takie podejście nie wyklucza innych aspektów! W wyniku ewolucji zachowań każdy został skazany na siebie samego: jest to niewątpliwie zysk, jeśli chodzi o wolność i odpowiedzialność, lecz jednocześnie ryzyko, że będziemy wystarczać sami sobie. Współczesnemu człowiekowi o cechach narcystycznych trudno jest zakwestionować samego siebie.
Jan Paweł II dokonuje rozróżnienia czynów dobrych i złych, rozwodząc się szerzej nad pojęciem grzechu śmiertelnego i powszedniego. Czy takie normatywne wypowiedzi nie rażą Pana jako psychoanalityka?
Jan Paweł II jest tu w swej roli, określając ramy teoretyczne moralności chrześcijańskiej, która jest wyrazem stosunku do Boga i która wpisuje się w czyjeś życie. Są to kategorie teologiczne, spójne w obrębie pewnego specyficznego obszaru. Próby nadawania im wartości w innym obszarze byłyby niewłaściwe. Innymi słowy, nie próbujmy mieszać procesów psychiczónych z życiem religijnym i moralnym. Psychoanalityk nie wypowiada się w swej pracy normatywnie - on jest wrażliwy na struktury życia psychicznego człowieka, który cierpi, jest ograniczony w swych możliwościach i usiłuje rozwiązać jakiś konflikt. Praca ta implikuje pewien rodzaj przychylnej neutralności, gdzie podmiot wysłuchany zostaje dla niego samego, poza wszelkim osądem wartościującym.
Według encykliki człowiek jest całkowicie odpowiedzialny za swoje czyny. Czy ta odpowiedzialność, podobnie zresztą jak wolność działania, nie jest ograniczona siłami nieświadomości? Inaczej mówiąc, czy encyklika, którą moglibyśmy uznać za oderwaną od życia, nie zapoznaje historii indywidualnej?
To raczej ta koncepcja nieodpowiedzialności, charakterystyczna dla niektórych form współczesnej mentalności, jest oderwana od życia! Papież składa zresztą hołd rozumowi ludzkiemu jako wypadkowej sumienia i wolności. Jesteśmy odpowiedzialni za nasze czyny i nie moglibyśmy uchylić się od tej odpowiedzialności tylko dlatego, że częściowo biorą one początek w naszej nieświadomości. Czy nie byłoby rzeczą dziwną ogłaszać się istotą wolną i jednocześnie wobec jakiegoś wykroczenia stwierdzać, że nic na to nie możemy poradzić? Czyn pochodzi ode mnie, nie od kogoś innego. Odpowiedzialność to także umiejętność brania na siebie własnych dziejów i czynów, jak również ich konsekwencji. Nasze działania zawsze nas zobowiązują, zobowiązują też innych wraz z nami. Veritatis Splendor uznaje, że uwarunkowania mogą mieć "pewien wpływ na odpowiedzialność" (nr 70), ale stwierdzenie tego nie pozwala na wyciągnięcie wniosku, że człowiek ma nie być wolny w swych wyborach. To właśnie przez weryfikację tego, co myśli i mówi, człowiek dochodzi do wolności i sensu moralnego, rozpatrując własne życie w stosunku do wartości wspólnych wszystkim ludziom, wartości, które tworzyły się stopniowo w ciągu dziejów. Nabierają one znaczenia uniwersalnego, w oparciu o które możliwe jest wreszcie porozumienie. Niekiedy wartości stają się autonomiczne w stosunku do swego chrześcijańskiego rodowodu i niektórzy filozofowie przejmują je przypisując sobie odkrycie ich dzięki rozumowi. Kliniczna praktyka psychoanalityczna wykazuje, że wolność i odpowiedzialność, nawet uwarunkowane, jednak w człowieku istnieją. Dojrzewanie osobowości, to znaczy uruchamianie struktur rozwojowych, doprowadza do tego, że człowiek staje się podmiotem swoich popędów, zdolnym do oceniania konsekwencji swych czynów przed ich wykonaniem. W sumie więc psychologiczne wyjaśnienie i zrozumienie czyjegoś postępowania nie uwalnia tej osoby od odpowiedzialności, oprócz przypadków skrajnych: napadu szału lub urojeń.
Czy można pominąć znaczenie kontekstu społeczno-kulturalnego, wyraźnie zminimalizowanego w tej encyklice?
Chodzi o to, czy refleksja teologiczna, która chce przedstawić pewną uniwersalną koncepcję prawa moralnego, jest negacją kontekstu społeczno-kulturalnego i rozmaitych kultur. Człowiek, choć formuje się pod wpływem jakiejś kultury, nie jest tylko jej odbiciem. Jego psychiczna autonomia czyni z niego równocześnie istotę oryginalną i niepowtarzalną. Ale ta autonomia jest zarazem całkowicie względna wobec nieświadomości i wpływów środowiska. Współczesne umysły ulegają determinizmom historii i relatywizmowi doświadczeń indywidualnych i kulturowych. Znajdujemy się na innej niż encyklika płaszczyźnie myślowej. Tam, gdzie mamy do czynienia z doświadczeniem osobistym, encyklika jest raczej ontologiczną rozprawą na temat struktur moralnych osoby. Ale w końcu... społeczne wyobrażenia i wzorce dominujące w jakiejś epoce są tymczasowe - trudno jest fundować jakąś etykę na takich przejściowych prądach i zmieniających się sytuacjach.
Freud napisał w Kulturze jako źródle cierpień, że choć moralność zawsze jest czynnikiem frustrującym i może stać się elementem wyzwalającym nerwice jednostkowe (a nie ich przyczyną), czyni człowieka bardziej ludzkim. Akt moralny implikuje pewną koncepcję człowieka, i tu bierze początek rozważanie decyzji. Celem moralności jest też budzenie człowieka do jego własnego życia wewnętrznego, zwracania się tam, gdzie powstają wybory życiowe i gdzie spójność osoby i norm powszechnych spotyka się - u wierzących - z doświadczeniem wiary w Boga, a nie jakimś regulaminem, który należy zaaplikować z zewnątrz i bez refleksji nad sobą.
Tym, co stanowi o wartości moralnej jakiegoś czynu - mówi jeszcze Jan Paweł II - jest nie tylko jego intencja, ale również jego przedmiot. Jaka jest odpowiedź psychoanalityka?
Rzeczywiście, z moralnego punktu widzenia istnieją czyny, które są obiektywnie poważnym przekroczeniem. Ważna jest nie tylko intencja. Prawo ma sens strukturyzujący: pozwala budzić się wolności. Decyzja etyczna jest możliwa wtedy, gdy człowiekowi udało się zinterioryzować zasady, według których potrafi ocenić swoje zachowania tak, jak to zostało powiedziane. Miejsce psychoanalityka jest gdzie indziej, a jego metoda nie może stanowić modelu wyłącznego, ponieważ ma zastosowanie tylko w szczególnym kontekście. Jako praktyk uwzględnia on jedynie intencję podmiotu i struktury psychiczne, które biorą udział w jego zachowaniu, warunkujące sposób, w jaki przeżywa on swój stosunek do prawa. I znowu, w relacji psychoterapeutycznej moralność jest tylko symptomem, podczas gdy nie możemy jej pominąć chcąc istnieć w rzeczywistości zewnętrznej.
Czy stwierdzając, że człowiek może rozpoznawać dobro i zło dzięki możliwości rozróżniania, jaką daje mu "jego rozum oświecony boskim Objawieniem i wiarą", Jan Paweł II uwzględnia ograniczenia człowieka nieodłączne od jego fizycznej i historycznej kondycji?
U niektórych ludzi rozziew pomiędzy życiem a ewangelicznymi wymogami, o których im się przypomina, może wywołać niepewność budzącą poczucie winy, a to objawi istnienie jakiegoś problemu. W pracy duszpasterskiej istnieją dwa rodzaje ryzyka: przyjęcie sztywnej postawy kierującej się jedynie "normą" i zapominającej o osobie lub też preferowanie osoby i minimalizowanie "prawa". Obydwie te postawy mają konsekwencje zarówno na płaszczyźnie psychologicznej, jak i społecznej. Krótko mówiąc, ponieważ istnieje prawo, chodzi o to, jak formować świadomość etyczną i jak ukazywać punkty odniesienia tym, którzy szukają Boga i którzy strukturalnie niezdolni są do spowodowania ewolucji swoich zachowań. To wcale nie jest oczywiste, że "recepty" trzeba uzależniać od nastroju czasów czy poszczególnych sytuacji. Pożądane jest natomiast uwzględnianie tych sytuacji po to, by wiedzieć, jak ułatwiać czynienie postępów czy przyjmowanie odpowiedzialności za własne słabości.
Czy moralność może obejść się bez psychoanalizy?
Określanie zasad moralnych nie jest domeną psychoanalizy w większym stopniu niż innych dyscyplin. Psychoanaliza zajmuje się zasadniczo badaniem procesów psychicznych, które zależą od nieświadomości podmiotu. Ale może ona być również użyteczna dla lepszego zrozumienia psychologicznego funkcjonowania etyki w człowieku. Odwołanie się raczej do psychiatrii społecznej niż do socjologii jest czasem bardziej trafne, jeśli próbujemy dowiedzieć się, jak życie psychiczne wpływa na życie społeczne i jak to ostatnie, w zależności od epoki, faworyzuje jakąś strukturę psychologiczną, taką, jak obecnie narcyzm. W takim wypadku kliniczne badanie psychologiczne uzupełniamy podejściem bardziej antropologicznym. W ten sposób w pracy duszpasterskiej można by lepiej wyartykułować konieczności subiektywne i wymogi prawa moralnego uwzględniając całą złożoność podmiotu.
Tony Anatrella
tłum. Dorota Zańko
Rozmowa pochodzi z pisma "Actualités Religieuses dans le Monde", nr 116 z dnia 15 listopada 1993.