Jest prosty przepis na świętość, dostępny dla każdego. Jego słodycz odczuwalna jest jednak dopiero po czasie, bo wymaga wyrzeczenia się skrzywionej miłości samego siebie
Jeden z moich współbraci opowiadał mi jak jego rodzeństwo po śmierci matki zebrało jej różne listy wysłane do własnych dzieci. Czytając je zdał on sobie sprawę jak była ona głęboko wierzącą osobą. Pochodziła z prowincji, jej małżeństwo nie było proste ze względu na trudny charakter męża, jeden z synów zmarł w młodości. Wychowanie kilkorga dzieci w czasach PRL nie było łatwe i oznaczało ciężką codzienną pracę. Zakończyła zaledwie kilka klas podstawówki i jej edukacja religijna oparta była na tym, co mogła usłyszeć w wiejskim kościele.
Mimo tego ta prosta kobieta osiągnęła taki poziom duchowy, że zadziwiła tym po latach swego syna jezuitę. Ileż jest wśród nas takich cichych świętych, których nie znamy, a którzy w tajemnicy osiągają to, co teologowie nazywają cnotami heroicznymi? Czy trudno zostać świętym i jak znaleźć drogowskazy na takiej drodze? Przykład tej prostej kobiety, której świętość polegała na pokornym znoszeniu trudów małżeństwa i dbaniu o wychowanie dzieci podpowiada nam, że takie drogowskazy nie są zbyt trudne do odnalezienia. Pierwszym z nich jest pokora, a drugim zaparcie się siebie.
Leży przede mną mała książeczka napisana prawie 500 lat temu przez założyciela jezuitów. Ignacy z Loyoli nazwał ją „Ćwiczenia duchowne” i według jego intencji ma ona prowadzić do nawrócenia, a potem do świętości. To instrukcja odprawiania rekolekcji indywidualnych podzielonych na 4 tygodnie. Pierwszy tydzień to rozmyślania o grzechu, trzeci o Męce Pańskiej, czwarty o Zmartwychwstaniu. Najciekawszy jest jednak 2 tydzień, gdzie założyciel jezuitów zawarł najwięcej własnych idei, nie powiązanych bezpośrednio z rozmyślaniem nad jakimś konkretnym fragmentem Ewangelii.
Już na początku Ćwiczeń Duchowych święty Ignacy jasno precyzuje co według niego jest celem życia człowieka. Tak pisze w krótkim „Fundamencie Ćwiczeń — Zasadzie pierwszej i podstawowej”: „Człowiek po to jest stworzony, aby Boga, Pana naszego, chwalił, czcił i jemu służył, a przez to zbawił duszę swoją”. Zadziwiające jest, że tuż potem Ignacy stwierdza, że aby ten cel osiągnąć należy przede wszystkim stać się człowiekiem obojętnym wobec wszelkich stworzeń, tzn. nie pragnąc niczego dla siebie i z niczego nie korzystać jak tylko w jednym celu: wszystko ma służyć temu dla czego zostaliśmy stworzeni — służeniu Bogu i osiągnięciu świętości.
Ta myśl, że chrześcijanin powinien pozbyć się własnych pragnień i realizowania swojej woli stała się swego rodzaju obsesją tego świętego jezuity. Właśnie tego przede wszystkim żądał od swoich podwładnych: obojętności wobec wszystkiego co ich otacza i posiadania jednego tylko pragnienie — pełnienia Woli Bożej. Takie wezwanie może dla nas dzisiaj brzmieć odpychająco i nawet strasznie. Dla Ignacego był to jednak warunek bez spełnienia którego nie można być prawdziwym jezuitą i nie można osiągnąć świętości.
Wróćmy do Drugiego Tygodnia Ćwiczeń Duchownych. Już w pierwszym rozmyślaniu o „wezwaniu króla”, którym jest oczywiście Jezus, Ignacy pisze, że Zbawiciel wzywa swojego ucznia, aby naśladował Go w cierpieniu, ubóstwie i cierpliwym znoszeniu krzywd i zniewag. Takie naśladowanie Jezusa bez wątpienia zakłada zaparcie się własnej woli, która często popycha nas do rzeczy wręcz przeciwnych, a do których namawia nas zły duch. W jednym z kolejnych rozważań „O dwóch sztandarach” Ignacy pokazuje co szatan proponuje człowiekowi: bogactwo, czyli posiadanie (nie muszą to być tylko rzeczy materialne, ale też np. kariera, stanowisko), które prowadzi do pragnienia bycia sławnym i podziwianym, z których to postaw rodzi się pycha. Któż z nas nie chce coś znaczyć, być cenionym i zauważonym? Ileż energii tracimy, aby być „kimś” w cudzych i własnych oczach?! Ileż w nas jest chorych ambicji i dzikich pragnień?! Taka walka o swoją pozycję i uznanie zabija nas, wysysa wszystkie siły, a nierzadko prowadzi do nerwicy. Jezus ostrzega nas tak jak ostrzegał Piotra, abyśmy nie myśleli „po ludzku”, do czego kusi nas szatan, lecz po Bożemu. Pod swój sztandar Jezus wzywa człowieka zachęcając go, aby pragnieniu posiadania przeciwstawił pragnienie ubóstwa, bycia człowiekiem prostym; pragnieniu sławy i „bycia kimś” przeciwstawił pragnienie bycia wzgardzonym, zapomnianym i niezauważonym przez innych. W ten sposób pokora zniszczy pychę, która ciągle grozi każdemu z nas.
Ignacy zaleca nam, abyśmy prosili Boga, by dał nam poznanie prawdziwego życia i odkrył przed nami podstępy szatana: pragnienie bogactwa, sławy i pychę. Powinniśmy prosić Boga, aby dopomógł nam odnaleźć to, co pomaga w służbie Bogu i w drodze ku świętości — taką właśnie modlitwę zaleca przed rozpoczęciem medytacji o Trzech parach ludzi, którzy swoim przykładem ukazują jak to, co nas otacza może nas zniewolić i zaciemnić nam wzrok duchowy. Chrześcijanin powinien być tak wolnym, aby pragnąć tylko jednego: pełnienia Woli Bożej. Wszystko musi być podporządkowane temu jedynemu celowi. Przy każdym naszym życiowym wyborze tylko to powinniśmy brać pod uwagę. Celem jest Bóg i nasze zbawienie, wszystko inne jest tylko środkiem dla tego celu. Niestety każdy z nas często myli cel z środkiem i poprzez nieuporządkowane uczucia i pragnienia przywiązuje się do rzeczy, którym zaczyna służyć, zamiast tego, że one powinny służyć jemu samemu. Musimy dążyć do obojętności wobec tego, co nas otacza, być bez żadnego przywiązania: ani czegoś chcieć, ani nie chcieć. Jak mówi obrazowo Ignacy: mamy być w równowadze jak języczek u wagi i zawsze iść za tym, co mi się objawi jako bardziej pomocne w służbie bożej i w zbawieniu mojej duszy. Co więcej w rozmyślaniu o Trzech stopniach pokory Ignacy radzi nam, abyśmy pragnęli w sposób doskonały naśladować Jezusa i dlatego wybierali ubóstwo zamiast posiadania, pogardę ze strony innych ludzi zamiast sławy i szukania poklasku. Lepiej by świat uważał nas za głupców i godnych pogardy, niż za mądrych, bo i Jezusa ludzie mieli za głupca i obłąkanego. To jest właśnie dogłębne poznanie Pana, który dla mnie stał się człowiekiem. W ten sposób będę szedł po jego śladach i pokażę, że Go naprawdę kocham.
Na zakończenie Drugiego Tygodnia Ćwiczeń Ignacy podkreśla, że człowiek uczyni postęp duchowy tylko na tyle, na ile „wyrwie się ze swojej miłości własnej, ze swej woli i ze swoich własnych korzyści” (CD189). Do tej myśli wraca na samo zakończenie swoich Ćwiczeń duchownych w modlitwie, która wieńczy Czwarty tydzień. Zacytujmy w całości tę modlitwę, która jest podsumowaniem całych Ćwiczeń, a zarazem powrotem do myśli przewodniej wyrażonej w Fundamencie. Jest ona także kwintesencją życia chrześcijańskiego:
„Zabierz, Panie i przyjmij Całą wolność moją, Pamięć moją i rozum, I wolę mą całą, Cokolwiek mam i posiadam. Ty mi to wszystko dałeś — Tobie to Panie, oddaję. Twoje jest wszystko. Rozporządzaj tym w pełni wedle swojej woli. Daj mi jedynie Miłość twą i łaskę, Albowiem to mi wystarcza.
A jak to wszystko ma się do Ewangelii? Otóż wszystko co napisał Ignacy jest niczym innym jak tylko praktycznym komentarzem do słów Jezusa, które są samym sercem jego nauczania: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa.” (Łk 9, 23-24)
Jeśli weźmiemy sobie te słowa Jezusa do serca, a na drogę życia praktyczne wskazówki św. Ignacego jak je wcielić w życie, to na pewno dojdziemy do świętości niezależnie od tego, czy jesteśmy profesorem czy zwykłą, wiejską kobietą. Jak widać ten przepis na świętość jest prosty i dla każdego dostępny. Taka świętość jest źródłem radości i szczęścia, jak o tym możemy przeczytać w Psalmie 131:
Panie, moje serce się nie pyszni i oczy moje nie są wyniosłe. Nie gonię za tym, co wielkie, albo co przerasta moje siły. Przeciwnie: wprowadziłem ład i spokój do mojej duszy. Jak niemowlę u swej matki, jak niemowlę - tak we mnie jest moja dusza. Izraelu, złóż w Panu nadzieję odtąd i aż na wieki!
Brat Damian Wojciechowski TJ
opr. mg/mg