O Benedyktynkach w Staniątkach pod Krakowem
Klasztor panien benedyktynek w Staniątkach pod Krakowem od założenia oddany był pod opiekę Matki Bożej. Tradycja podaje, że już pierwsza jego ksieni Wisenna modliła się przed cudownym obrazem Bogurodzicy, której serce przenika siedem mieczy. W czasie najazdu Tatarów Wizenna odprawiła wraz ze wspólnotą procesję, obnosząc obraz Matki Bożej. Jej następczynie przeżyły: najazd szwedzki, zagrożenie kasatą przez cesarza Józefa, rabację galicyjską, obecność wojsk austriackich, rosyjskich i hitlerowskich, konfiskatę majątków, komunizm. Mimo dramatycznych dziejów, Staniątki trwają. Już siedemset siedemdziesiąt pięć lat.
Klasztor ufundował kasztelan krakowski Klemens Jaksa dla ukochanej córki Wisenny, która od dziecka pragnęła poświęcić się Bogu. Współfundatorką była też żona Klemensa Recława, która podarowała córce kołpak z lisich skór. Od tego czasu ksienie klasztoru w chwilach uroczystych zakładały na czarny welon lisi kołpak — symbol władzy i szlacheckiego pochodzenia. Dopiero ksieni Alina Imelda Niewmierzycka w 1971 r. podczas swojej benedykcji złożyła przed obrazem Matki Bożej tę pamiątkę po znakomitych fundatorach klasztoru.
Nad młodym konwentem czuwał krewny Wizenny Wierzbięta, benedyktyn z Tyńca. Dbał on o formację mniszek, co nie było łatwe, gdyż w Polsce nie było wówczas pisanych reguł, a życie mnisze rozwijało się dzięki ustnej tradycji, przekazywanej przez kolejne pokolenia zakonników. Wstępujące do klasztoru zakonnice musiały więc uczyć się, jak realizować pełen harmonii ideał benedyktyński — modlitwę i pracę, chwalenie po siedmiokroć Pana psalmami i hymnami. To prawdopodobnie Wierzbięta przebudował klasztor z drewnianego na murowany, nadzorował też budowę wczesnogotyckiego kościoła pw. św. Wojciecha. Fundacja rozrastała się, już w chwili zakładania liczyła 50 wsi, ostatecznie należało do niej ponad 100 wiosek. W 1253 r. klasztor otrzymał bullę protekcyjną od papieża Innocentego IV, a jego ksienie otrzymały prawo noszenia pastorału, krzyża i pierścienia - symboli władzy nad wspólnotą zakonną i należących do fundacji wsi.
Po świątobliwych rodzicach i pierwszej ksieni przetrwał kult, który zaczął szerzyć się po ich śmierci. Klemens zginął w bitwie z Tatarami pod Chmielnikiem, jego żona zmarła między 1260 a 1261, zaś ich córka przeżyła matkę 29 lat. Potwierdzenie kultu znajdujemy w żywocie bł. Salomei, w kościele jeden z ołtarzy poświęcony był fundatorom. Ich szczątki spoczywają w krypcie pod zakrystią w specjalnej krypcie, wykonanej w 1792 r.
Klasztorna tradycja podaje, że pierwotnie kościół miał być budowany na wzgórzu Winnica. Zgromadzono już materiały, jednak w cudowny sposób zostały one przeniesione na obecne, nizinne miejsce. Nie była to jedyna bezpośrednia Boża ingerencja w budowę klasztoru i jego wystrój. Kroniki podają, że ksieni Jordanównie „kiedy kazała robić de novo cały ołtarz, miała we śnie przestrogę, aby w gorney części była dana Troyca Przenayświętsza, a (...) po bokach kazała dać Świętą Familią, Joachima y Annę, Zachariasza y Elżbietę”. Działo się to w roku 1766. Ksieni Jordanówna wybudowała też kaplicę Matki Boskiej Bolesnej, gdzie znajduje się cudowny obraz.
Pod wpływem cudów, snów i potrzeb wspólnoty, klasztor rozbudowywał się, a jego wnętrza stawały się coraz piękniejsze. Ostateczny kształt kompleksu — czteroskrzydłowe zabudowania z prostokątnym dziedzińcem, przybrał za ksieni Anny Cecylii Trzcińskiej, kilkanaście lat po jej śmierci późnobarokowymi malowidłami pokrył wnętrze kościoła Andrzej Radwański. Mniszki zamówiły wspaniałe barokowe i rokokowe ołtarze — Najświętszej Maryi Panny, św. Wojciecha, Ukrzyżowania, św. Józefa i św. Benedykta i Scholastyki.
Lata płynęły, siostry modliły się, pracowały, prowadziły szkołę przyklasztorną, patronowały Bractwom Różańca i Najświętszego Serca Maryi Panny. Ich budowanie było przerywane, nieraz w sposób dramatyczny — w 1655 przeżyły napad i rabunek Szwedów (musiały schronić się u klarysek w Starym Sączu), na początku XVIII w. dała im się we znaki Wojna Północna. Zmarła zbita batogami przez Szwedów s. Benedykta Sikorska. Po I rozbiorze klasztor ledwo uniknął kasaty zarządzonej przez cesarza Józefa II (widmo likwidacji wspólnoty spowodował śmierć ksieni Agnieszki Scholastyki Łojewskiej) — uratowała je szkoła na wysokim poziomie, prowadzona dla panien szlacheckich i wiejskich dziewcząt. Rzeź galicyjska w 1846 była prawdziwy horrorem dla zakonnic — pijani chłopi, uzbrojeni w cepy i widły wtargnęli do klasztoru, wywlekli i zasiekli sędziego klasztornego Jantę, zaś trzech jezuitów, sprawujących opiekę nad zakonnicami związali i zawlekli do Bochni.
Mniszki, choć za grubymi murami, angażowały się w sprawy niepodległości — pomagały żołnierzom powstania listopadowego, w czasie I wojny światowej urządziły w klasztorze szpital dla 100 żołnierzy, przeżyły najazd wojsk rosyjskich i austriackich. W 1920 zakonnice gościły uciekinierów z zajętych przez bolszewików ziem, a w czasie okupacji pod bokiem wojsk hitlerowskich ratowały Żydów i współpracowały z AK.
Koniec wojny nie oznaczał końca kłopotów — w 1950 władze komunistyczne skonfiskowały majątki klasztorne, zaś w 1954 postanowiły „zawiesić dalszą działalność Konwentu PP Benedyktynek w dotychczasowej siedzibie i zezwolić na wznowienie takiej działalności w Alwerni”.
Modlitwy, zanoszone do Matki Bożej Bolesnej, której obraz ukoronował w 1924 r. abp krakowski Adam Sapieha, były więc nieraz zanoszone „z głębokości”...
Czterdziesta czwarta ksieni Staniątek, matka Anna Kucia, także zanosi modlitwy do Patronki klasztoru. Wszystkie żeńskie wspólnoty kontemplacyjne mają dziś jeden problem — ceny za elektryczność, gaz o wodę są tak wysokie, że rujnują klasztorne budżety. A w Staniątkach przebywa 13 zakonnic, wszystkie są w starszym wieku.
Niszczeją szacowne zabytki, sypią się wspaniałe barokowe ołtarze, niszczone przez korniki. Matce ksieni bardzo zależy, aby w przyszłym roku, w 80. rocznicę koronacji obrazu Matki Bożej, kaplica i boczne ołtarze w kościele zostały poddane konserwacji. Ku jej zmartwieniu sumy, jakie są do tego niezbędne przekraczają możliwości finansowe wspólnoty i mogą zostać zebrane jedynie dzięki solidarnej postawie wiernych. Urząd Marszałkowski co roku przekazuje 30 tys. na konserwację, która odbywa się małymi krokami, kawałek po kawałku. Konieczne jest otynkowanie budynków mieszkalnych — i na ten cel potrzeba kolejne 200 — 270 tys. zł.
A jeszcze od czterech lat Matka prosi władze powiatowe i gminne, aby na drodze z Krakowa do Tarnowa, przy której znajduje się klasztor, ustawić tablicę, informującą, że jest tu sanktuarium Matki Bożej Bolesnej. I nic się dotychczas nie dzieje, istnienie Staniątek jest głęboko ukryte.
Ukryte, mało znane. W długiej historii mniszek były chwile bez porównania cięższe, a ratunek przychodził. Matka Boża pamięta.
Alina Petrowa-Wasilewicz (KAI)
opr. ab/ab