Wielki Post: zadbaj o siebie! Zajrzyj w swoje sumienie!

Sumienie nie jest czymś, co po prostu jest nam dane. Aby dobrze funkcjonowało, trzeba o nie dbać. Gdy zapomnimy o robieniu regularnych „przeglądów”, może zacząć szwankować – jak samochód, który zbyt długo nie widział mechanika.

Każdy człowiek – jak uczy św. Tomasz z Akwinu – posiada coś, co można nazwać „iskrą sumienia”, czy też jego zalążkiem (syndereza). Jest to pewien zmysł moralny, swego rodzaju wyczulenie na dobro i zło. Ten zalążek musi się jednak rozwijać, aby stać się sumieniem dojrzałym, ukształtowanym (syneideza). A ten proces rozwoju i formowania sumienia wymaga robienia regularnych „przeglądów”, w przeciwnym razie może się okazać, że zamiast się formować, nasze sumienie ulega deformacji.

Na formowanie się i funkcjonowanie naszego sumienia ma wpływ wiele czynników, zarówno uświadomionych, jak i nieuświadomionych. Do tych uświadomionych należy m.in. kształcenie religijne (katecheza, formacja we wspólnocie czy ruchu), lektury (nie tylko religijne!), własna refleksja moralna – na modlitwie czy w innej formie. Znacznie trudniej jednak dostrzec czynniki nieuświadomione: wzorce rodzinne i społeczne, presja środowiska, własne uwarunkowania psychiczne – skryte lęki, pragnienia czy zranienia. Wszystko to działa jak pewnego rodzaju filtr, który stopniowo się zapycha, tak że tracimy jasność co do tego, co jest złem, a co dobrem. Między innymi dlatego to, co jedna osoba jednoznacznie uważa za zło, drugiej może się wydawać nic nie znaczącym potknięciem, łatwo usprawiedliwianym przekonaniem, że „przecież wszyscy tak robią” albo „każdy ma swoje słabości”.

Owszem, każdy ma swoje słabości – to prawda. Ale właśnie dlatego powinniśmy dbać o nasz „organizm duchowy”, tak samo jak dbamy o nasze ciało. Dentysta mówi nam: przynajmniej co pół roku warto zrobić przegląd zębów. Lekarz także okresowo zleca wykonanie badań – nawet gdy pozornie wszystko jest w porządku, aby możliwie wcześnie wykryć problemy zdrowotne, które znacznie łatwiej jest leczyć na wczesnym etapie. Dbamy także o nasz samochód, robiąc coroczne przeglądy techniczne, dbamy o dom – czyszcząc kominy i rynny. Dlaczego więc nie podchodzimy w podobny sposób do własnej duszy?

Okazją do takiego „większego” okresowego przeglądu jest sakrament pokuty, ale powinniśmy też regularnie robić „małe” przeglądy, ponieważ sumienia używamy na co dzień, a nie tylko kilka razy do roku. Te regularne przeglądy powinny stać się częścią naszej modlitwy – najlepiej codziennie, a przynajmniej raz w tygodniu.

Celowo unikałem do tego momentu terminu „rachunek sumienia”, ponieważ wyrażenie to w języku polskim jest dość nieszczęśliwie dobrane. Sugeruje jakąś matematykę, „liczenie” grzechów. Tymczasem w innych językach mamy „examinatio”, „examen” – czyli badanie (a nie rachowanie) sumienia.

Co więc powinniśmy badać i jak to robić? Odpowiedź jest zależna od tego, na jakim etapie życia duchowego się znajdujemy. Jeśli naszą relację z Bogiem możemy określić jako „odległą”, „sporadyczną” czy też „nieokreśloną”, bardzo prawdopodobne jest, że będziemy się też zmagać z poważnymi grzechami. Są one jak poważne uszkodzenie silnika w samochodzie – pomarańczowa kontrolka – które wymaga jak najszybszych odwiedzin w serwisie. Takie badanie sumienia powinno zaprowadzić nas do konfesjonału, gdzie wyznamy grzechy i podejmiemy postanowienie zmiany życia. Na tym etapie życia duchowego, tradycyjnie zwanym „drogą oczyszczenia” grzechy mogą wręcz nas przytłaczać, możemy mieć wrażenie, że niemal niemożliwe jest uwolnienie się od nich – czy chodzi o skłonność do pijaństwa, uzależnienie od pornografii, czy inne nałogi, czy też o egoistyczny styl życia, w którym innych traktujemy przedmiotowo, zaniedbania w życiu religijnym (np. niechodzenie na Mszę świętą w niedziele) czy inne ciężkie grzechy. Tu potrzebne jest uczciwe popatrzenie na swoje życie, nazwanie zła po imieniu, nawet jeśli bardzo „weszło mi w krew” i systematyczne wyznawanie grzechów w sakramencie pokuty. Nie można się poddawać, wpadać w poczucie przygnębienia – że kolejny raz upadłem. Ludzka natura po grzechu pierworodnym jest skażona i niełatwo jest zerwać z grzechem, zacząć życie na nowo. Ale krok po kroku nasza dusza zaczyna się oczyszczać, nawet jeśli ten proces trwa dłużej, niż sami byśmy chcieli – długie miesiące, a nawet lata.

Po pewnym czasie dostrzegamy, że nasz „moralny filtr” – sumienie – zaczyna lepiej funkcjonować, a ciężkie grzechy zdarzają się coraz rzadziej. Paradoksalnie, możemy na tym etapie zacząć dostrzegać więcej grzechów – to, czego wcześniej w ogóle byśmy nie zauważyli: subtelne przejawy własnej pychy i egocentryzmu, zaniedbywanie relacji z innymi, przeróżne postacie lenistwa i wygodnictwa, unikanie wysiłku duchowego, porównywanie się z innymi, marnowanie czasu, „złą mowę” (plotki, narzekanie itp.),

Im dalej postępujemy w życiu duchowym, tym jesteśmy bliżej Bożego światła, które coraz wyraźniej rozświetla naszą duszę i nasze sumienie. Wielu kanonizowanych świętych uważało się za wielkich grzeszników – nie dlatego, że ich grzechy były „grubsze” niż chrześcijańska przeciętna, ale dlatego, że ich sumienie było czulsze.

Na pewnym poziomie musimy nauczyć się patrzeć inaczej na swoje życie z Bogiem. Nie chodzi już tylko o to, czy kogoś nie okradłem albo czy nie zdradzam współmałżonka, ale trzeba sobie zadawać pytania, jak wygląda całe moje życie moralne i duchowe. Czy nie ma we mnie jakichś wad, które przez całe lata utrudniają mi postęp? Nieraz z pozoru niewielka wada staje się kamieniem, o który nieustannie się potykamy i nie możemy iść dalej w naszej drodze duchowej. Warto na takie właśnie „kamienie” zwrócić uwagę. Taki rachunek sumienia (tzw. szczegółowy) zaleca też Ignacy Loyola i jest to coś jak najbardziej właściwego w życiu chrześcijanina, który idzie już jakiś czas za Panem i oczyścił się z „grubych” grzechów.

Jeśli chcemy robić postępy w drodze duchowej, zbliżać się do Boga, zrozumienie, co jest moją „wadą główną” jest niezwykle istotne. Chodzi o to, aby skupić się na niej i systematycznie ją wykorzeniać. Temu powinien być poświęcony nasz codzienny szczegółowy rachunek sumienia.

Aby nie pozostać na poziomie abstrakcji, wymieńmy kilka typowych wad głównych osób, które znajdują się gdzieś w połowie drogi duchowej:

  • Niecierpliwość. Pragnę efektów w tym co robię, zarówno w sferze doczesnej, jak i duchowej, a gdy się nie pojawiają, szybko się zniechęcam i rezygnuję z systematycznej pracy.
  • Słomiany zapał. Podobnie jak poprzednia wada, jest to poważna przeszkoda w życiu duchowym. Chętnie słucham lub czytam wartościowych treści, ale po krótkim czasie ulatują one z mojej pamięci i ciągle chcę czegoś nowego. Tymczasem życie duchowe to nie ciągłe pobudzanie swego umysłu nowościami, ale systematyczna praca.
  • Pycha w niezliczonych odmianach. Może to wiązać się z poczuciem, że jestem lepszy od innych, ale także z przeciwnym – że jestem niegodny, że się nie nadaję do niczego, a co za tym idzie, nie podejmuję w życiu poważniejszych wyzwań, tylko poprzestaję na przeciętności.
  • Aktywizm i budowanie swojej tożsamości na tym co robię. Aktywność i zaangażowanie nie jest czymś złym, ale groźny jest aktywizm, który staje się przykrywką dla braku wzrostu duchowego.
  • Brak wrażliwości na innych, skupienie się na sobie samym, swoich potrzebach lub planach. Niestety nawet w sferze religijnej nieraz własne plany, pomysły i ambicje stają się ważniejsze od ludzi, tak że realizujemy je „po trupach”, nie bacząc na dobro innych, usiłując za wszelką cenę osiągnąć to, co zaplanowaliśmy
  • Lenistwo w wielu odmianach. Jedną z najczęstszych jest prokrastynacja – odkładanie na później tego, co mamy robić. Oznacza to marnowanie czasu, danego nam przez Boga. Lenistwo może też przejawiać się w niechęci do systematyczności i być związane z wymienionym wcześniej „słomianym zapałem”.
  • Zawiść – to utrwalona zazdrość. Może być ona pochodną pychy albo zranień. Gdzieś w głębi serca uważam, że jestem w gorszej sytuacji od innych, że jestem pokrzywdzony, że jestem traktowany niesprawiedliwie. Z tego odczucia wypływają negatywne postawy i zachowania: złe słowa, patrzenie na innych przez pryzmat ich wad, szydzenie z autorytetów, negatywizm. Zawiść jest częstym problemem osób mających tzw. pasywno-agresywne zaburzenie osobowości.
  • Skłonność do obrażania się i wycofywania. To również może być pochodna pychy, ale także – nieprzepracowanych i nieprzebaczonych zranień. Takie wycofywanie się oznacza, że nie podejmuję swojego powołania, danego mi przez Boga, albo podejmuję je jedynie częściowo, w obawie przed dalszymi zranieniami, przed krytyką i byciem ocenianym.
  • Grzechy języka: obmawianie innych, narzekanie, niekonstruktywna krytyka, złośliwość. W erze mediów społecznościowych można tu dodać brak odpowiedzialności za to, co piszemy w internecie – często pod wpływem emocji, mając poczucie anonimowości, atakujemy innych, osądzamy ich i odsądzamy od czci i wiary. Jest to nie tylko niezgodne z przykazaniem miłości bliźniego, ale często rodzi wielkie zgorszenie.
  • Acedia. Rzadko uświadamiamy sobie, jak poważna to wada, a dotyczy niestety wielu osób, które utknęły gdzieś na drodze duchowego rozwoju. Jest to duchowa martwota, wypalenie religijne. Jest ona zazwyczaj pochodną wielu innych wad, nagromadzonych, nieuświadomionych, z którymi nic nie robimy. Problem ten znali już ojcowie pustyni, a Ewagriusz z Pontu mówi o nim jako o „duchowym lenistwie” i „demonie, który dotyka całej duszy człowieka i sprawia, że pożąda on tego, czego nie ma, a nienawidzi tego, co ma”.

 

Ta lista „wad głównych” nie jest oczywiście wyczerpująca, ale powinna skłonić nas do zastanowienia się nad własnym życiem duchowym, do przebadania swojego sumienia.

Jeśli pragniemy żyć pełnią duchowego życia, doświadczać rozwoju, a nie stagnacji, systematyczny rachunek sumienia, czy raczej jego badanie, jest niezwykle ważną sprawą. Gdy go zaniedbamy, prędzej czy później doznamy duchowej awarii i staniemy na drodze, tak jak samochód, w którym przez długi czas ignorowaliśmy niepokojące odgłosy dochodzące z silnika, czy wręcz przyzwyczailiśmy się do nich. Do auta, które stanęło w trasie, można wezwać lawetę i zawieźć do mechanika. Czy w naszej drodze duchowej mamy jednak czekać na taką sytuację? Skąd weźmiemy wtedy duchową lawetę? Czy nie lepiej dbać o swoje sumienie na co dzień?

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama