Katecheza wygłoszona podczas konferencji Odnowy w Duchu Świętym w latach 80. w Rimini
Katecheza wygłoszona podczas konferencji Odnowy w Duchu Świętym w latach 80. w Rimini
Jedna z pokus, z jakimi spotyka się dziś Odnowa, polega na pragnieniu, by stać się czymś szczególnym sama dla siebie, liczyć swoich członków i przenosić swą uwagę krok po kroku ze słońca w stronę cienia.
Św. Paweł pisał: Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał to, co niemocne, aby mocnych poniżyć; i to, co nie jest szlachetnie urodzone według świata i wzgardzone, i to, co nie jest, wyróżnił Bóg, by to, co jest, unicestwić (Kor 1, 27-28). Trzeba rozeznać czy Odnowa chce być tym, co "nie jest", czy chce być czymś po ludzku wzgardzonym, czymś, co może jednak zostać użyte przez Boga do zniweczenia dzieł, które uważają się za wielkie, które czynią się znane, które mają organizacyjną i liczebną siłę, są "właściwe" z socjologicznego punktu widzenia.
Niestety, muszę powiedzieć, że pewne procesy są nie do uniknięcia. Dzieło Boże - każde dzieło Boże - osadzone w realiach historycznych i oddane w ręce ludzi, ma tendencję do stawania się coraz bardziej ludzkim dziełem; np. proroctwo ma tendencję do stawania się poleceniem. Miało to miejsce także w kościele Galatów. To jednak nie powstrzymało Apostoła i nie powstrzymuje nas przed wołaniem z tym samym wielkim smutkiem: "Tak szybko? Czy zmęczyliście się krocząc po wodzie czystej wiary i znów daliście się wciągnąć w działanie? Wasze działanie?" O nierozumni Galaci! Któż was urzekł (...) Czy jesteście aż tak nierozumni, że zacząwszy duchem, chcecie teraz kończyć ciałem? Czyż tak wielkich rzeczy doznaliście na próżno? (Ga 3, 1.3-4e)
Mówiąc całkiem otwarcie, nie wiem co to oznacza, "kończyć ciałem" (musimy odkryć to wspólnie), jednakże wiem, że takie zagrożenie istnieje i że występuje w całej Odnowie. Dlatego jak strażnik wszczynam alarm, aby ten zgubny dzień został powstrzymany, a Bóg chciał przebywać pomiędzy nami tak długo, jak tylko jest to możliwe. On jest naszym jedynym Panem, jedynym władcą i tylko On ma być wywyższony!
Czasami zastanawiam się, co Jezus tak bardzo lubi w naszych grupach modlitewnych i niektórych naszych nowych wspólnotach, pojawiających się tu i tam w Odnowie, że manifestuje się w nich tak wielka moc i tak wielkie cudów. Myślę, że tajemnicą, która czyni je tak drogimi sercu Boga jest ich całkowite ubóstwo. One nie posiadają żadnej przeszłości ani nawet przyszłości. Są prawie "niczym" jak te formy życia, które powstają rano i znikają wieczorem zabrane z powrotem w wielkie łono życia, jak mała chmurka na niebie, która znika, kiedy tylko wyleje całą swoją wodę na ziemię.
Tradycyjne zakony mają swoją (często chwalebną) historię, swoją teraźniejszość (instytuty świecki, ruchy kościelne) mają przyszłość - i czasami mają tego świadomość. Bóg zaś spogląda na umieszczoną pomiędzy tak wielkimi i trwałymi dziełami (które On także lubi i uważa za potrzebne) małą rzecz, która nie troszczy się o swoją przeszłość ani przyszłość i którą On może mieć taką, jaka jest w rzeczywistości. Bóg bowiem szuka czegoś, co mógłby użyć natychmiast, czegoś, co nie wystawia rachunków, czegoś, co nie pragnie być niczym szczególnym. To "coś" nie prosi o nic w zamian za czynienie Boga szczęśliwym i wysławianie Jego mocy i wielkości. Czy Odnowa w Duchu Świętym pragnie być tym małym, lecz tak drogim Bogu dziełem? Tym nic nie znaczącym instrumentem w Jego wszechmocnej dłoni? Nie troszczmy się więc o "wznowienie naszego domu", nie troszczmy się o zapewnienie przyszłości dla Odnowy w dzisiejszej rzeczywistości Kościoła, nie troszczmy się tak bardzo o liczby! Przyszłość kościoła została już zapewniona i jest w niej miejsce dla wszystkich. Kościół jako instytucja musi wystarczyć i nam.
Z naszej strony, próbujmy, jeśli potrafimy (nawet trochę szerzej niż dotychczas), pozostać "proroczymi" dla Kościoła. Próbujmy czerpać bezpośrednio z Kościoła - a w szczególności z Kościoła lokalnego, wszystko co niezbędne jest nam do życia w Duchu: sakramenty, autorytet, posługi, doktrynę.
Starajmy się równocześnie w dalszym ciągu być takimi otwartymi jak dotąd, małymi jak dotąd, bezpośrednio we wnętrzu tego wielkiego "łona życia", którym jest Kościół. Po cichu lub nawet otwarcie, (jeśli to możliwe i gdy to konieczne), próbujmy być tą małą chmurką, która zniknie, gdy tylko wyleje całą swą wodę na Kościół.
Byłem świadkiem tego, co wydarzyło się w instytucjach i kongregacjach, które kiedyś z mocą parły naprzód. Dziś wiele ich energii (czasami nawet cała) musi być zużywana na własne utrzymanie i zachowanie ciągłości (ośrodki i prace powołaniowe, formacja dla nowicjuszy...). Odnowa nie jest wzywana do gromadzenia zasobów, ma oddać wszystko i bezpośrednio Kościołowi.
Kiedy po raz pierwszy spotkałem się z Odnową, odczułem, że mogę zrozumieć pewne nowe rzeczy, jakie PAN czyni w kościele dzięki Odnowie. Wziąłem wtedy pióro, kartkę papieru i zanotowałem tych kilka myśli, które powstały tak nieoczekiwanie, że sam byłem zdziwiony. Oto co wtedy napisałem: "Ojciec chce, by na ziemi wysławiano Jego Syna Jezusa Chrystusa w nowy sposób. Duch Święty jest włączony w to uwielbienie, ponieważ jest napisane: On będzie wysławiał mnie i zachowa to, co moje (zob. J 15, 27). Życie chrześcijan winno być całkowicie poświęcone Bogu, bez założycieli, reguł i kongregacji. Naszym założycielem jest Jezus Chrystus, regułą - Ewangelia objaśniana przez Duch Świętego, zgromadzeniem - Kościół. Nie troszcz się o jutro, nie chciej czynić rzeczy, które przeminą, nie pragnij zakładać uznanych organizacji, które będą kontynuowane przez sukcesorów... Jezus jest założycielem, który nigdy nie umrze, dlatego On nie potrzebuje następcy. Musimy pozwolić, aby czas czynił wciąż nowe dzieła. Duch Święty będzie w Kościele również jutro!"
Chociaż powiedziałem wcześniej, że nie wiem co dokładnie ma dla nas znaczyć wyrażenie "zakończyć ciałem", to jednak możemy wypunktować niektóre niebezpieczeństwa zagrażające Odnowie i prowadzące do tego, że "zacząwszy Duchem" możemy "zakończyć ciałem".
Ogólne niebezpieczeństwo wiążę się z próbami poskramiania Odnowy i Ducha Świętego. Odnowa przeprowadziła nas wszystkich (niektórych głębiej, innych nieco płycej) przez doświadczenie świętości Boga jako "ognia pochłaniającego". Właściwie możemy powiedzieć, że Odnowa Charyzmatyczna w Kościele katolickim rozpoczęła się od takiego właśnie doświadczenia Jeden z uczestników znanego weekendu w Duquesne, tak opisał późniejsze przeżycie grupy, która wtedy zgromadziła się kaplicy:
"Zaczęła nas ogarniać wielka bojaźń Boża, rodzaj świętej grozy powstrzymywał nas od podniesienia oczu w górę. Bóg był tam, osobiście obecny, a my baliśmy się, że nie zdołamy "unieść" Jego wielkiej miłości. Oddaliśmy Mu cześć i uwielbialiśmy Go, po raz pierwszy odkrywając co znaczy uwielbienie. Przeżyliśmy płomienne doświadczenie wstrząsającej i rzeczywistej obecności Pana. Od momentu zrozumiała stała się dla nas scena z Biblii opisująca pojawienie się Jahwe na górze Synaj, gdzie Jego obecność obwieszczały pioruny i eksplozje ognia... Rozumiemy doświadczenia Izajasza i jego stwierdzenie: Nasz Bóg jest ogniem pochłaniającym. Ta święta groza był w jakiś sposób tym samym czym miłość (lub przynajmniej my tak ją odczuwaliśmy)."
Ludzie, którzy nie potrafią wytrwać w tym klimacie i tej obecności, która wszystko osądza i wydobywa wszystko co ukryte na światło, skłaniają się, by mówić słowami Izajasza: Kto z nas wytrzyma przy trawiącym ogniu? Kto z nas wytrwa wobec wieczystych płomieni? (Iz 33, 14). Co więc robią, skoro nie mogą znieść ognia pochłaniającego? Gaszą go, stawiają zasłonę pomiędzy nim, a sobą, trzymają się od niego z daleka. Na powrót zwracają się ku znanym sobie wymiarom duchowym. Ogień zostaje wsadzony pod korzec, a korcem tym jest mnóstwo ludzkich słów i przedsięwzięć. Człowiek znowu, krok po kroku przejmuje kontrolę nad swymi sprawami.
Jeżeli ulegamy tej pokusie stajemy się ideologami: zamiast rzeczami zajmujemy się "ideami" rzeczy. Znamiennym jest fakt, że na początku Odnowy, gdy tylko dwie lub trzy osoby zebrały się razem, przez większość czasu chciałaby się wspólnie modlić. Teraz, gdy tylko zgromadzi się dwóch lub trzech zaczynają mówić o potrzebie i ważności modlitwy! Pozornie ta różnica wydaję się bardzo mała, lecz w istocie jest ona ogromna, gdyż różnica ta stanowi "esencję" Odnowy. W tej sytuacji pewien rytualizm spotkań i modlitwy staje się coraz bardziej dostrzegalny. Robimy to co dotąd, lecz bez mocy jaka manifestowała się w przeszłości, ponieważ wewnątrz nie ma Ducha i nie ma życia.
Pragnę stanowczo podkreślić te słowa świętego Pawła: Trzeba walczyć, aby nie zakończyć ciałem, walczyć by oddać Bogu Jego moc. Wpływ ciała, który zauważamy, nie jest przegraną, lecz zwycięstwem, ponieważ odkryć wroga, to znaczy w istocie zwyciężyć go. Tego dzieła dokonuje słowo Boże.
Jedną z dróg wiodących do tego, by "zakończyć ciałem" jest nadmierne zajmowanie się tym, co zewnętrzne. Używając słowa "zewnętrzne" nie mam wcale na myśli podnoszenia rąk, klaskania czy innych gestów, które towarzyszą naszej modlitwie. Przeciwnie, chodzi mi o przesadne zajmowanie się ocenami tego, co u nas się mówi i myśli. Nieraz natychmiast rozgłaszamy publicznie wszelkie dobro, które Pan czyni w sercu człowieka lub grupy modlitewnej, nawet gdy lepiej byłoby zatrzymać to w ukryciu. Czasami musimy pamiętać o pewnych słowach Jezusa: Nie trąb przed sobą... (zob. Mt 6, 2) czy Niech nie wie twoja lewa ręka, co czyni prawa (zob. Mt. 6, 3). Rozgłaszanie wszystkiego publicznie (z wyjątkiem spraw, o których mamy i musimy świadczyć, ponieważ są one użyteczne dla wzajemnego wzrostu) czyni sprawy Ducha podobne ziarnu, które padło na drogę i które wydziobały ptaki.
Bardzo często świadcząc o cudach Pana staramy się (być może nawet w dobrej intencji), zwrócić na siebie uwagę Kościoła. Takie starania przyrównać mogę do chodzenia po ostrzu brzytwy. Uznanie i aprobata Kościoła - Papieża i biskupów - jest rzeczą dobrą, darem Bożym. Praca dla Kościoła jest niemożliwa bez pełnej z nim jedności, która daje pewność, że idzie się właściwą drogą. Lecz pożądanie i przesadne zabieganie o uznanie i aprobatę, wcale nie muszą być rzeczą dobrą, gdyż mogą one wynikać z próby zastąpienia Boga przez człowieka, co wytykał Paweł Galatom (Ga 1, 10).
Ten sam Apostoł pisał do Rzymian: A chcesz nie bać się władzy? Czyń dobrze, a otrzymasz od niej pochwałę (Rz 13, 3). "Czyń dobrze", oto na czym powinniśmy się skupić. Pochwały lub ich brak przychodzą później i nie zależą w gruncie rzeczy od tego, czego szukamy. Ludzie ocenią czy jesteśmy "dobrzy" patrząc na nasze prawe myślenie, posłuszeństwo, dyscyplinę, pokorę. Nie da się zobaczyć dymu, zanim nie rozpali się ognia, który go daję. Jesteśmy wezwani aby troszczyć się o ogień w kościele, nie o dym. Mamy to czynić dla chwały Boga, nie dla naszej sławy! Powinniśmy pamiętać o słowach Jezusa i przyjąć je: Ja szukam własnej chwały. Jest Ktoś, kto jej szuka i sądzi (J 8, 50). Tym "Kimś" jest Ojciec.
Następną pokusą, która nam zagraża i która może prowadzić do tego, że "zakończymy ciałem" jest chcieć robić wszystko, być tą siłą w Kościele, która obejmuje wszystkie pola jego aktywności, wszystkie sektory działania. Niektórzy z w jak najlepszej wierze pragną, by Odnowa była zaangażowana w socjalne i kulturalne przedsięwzięcia, by ochoczo zajmowała się szkołami, młodzieżą i narkomanami. Doświadczenia z przeszłości Kościoła wskazują, że takie zaproszenie jest najlepszą drogą, by spłycić każdy ruch religijny, który utraci w ten sposób swój szczególny charyzmat, swoją oryginalność i siłę (taka sytuacja po części ma miejsce i dzisiaj, gdy wszyscy robią te same rzeczy i trudno jest na przykład rozróżnić jedne zakony kontemplacyjne od innych). Robić wszystko i być wszędzie to także jest pokusa pychy.
Pewnego dnia do św. Franciszka z Asyżu przybyli (w towarzystwie pewnego kardynała) niektórzy przełożeni założonego przez niego zakonu. Chcieli nakłonić Świętego do wprowadzenia pewnych zmian w regule Braci Mniejszych wyjętych z reguły św. Benedykta. Pragnęli w ten sposób uczynić życie mnichów bardziej "uporządkowanym", a ich studia bardziej poważnymi. Biedaczyna wziął kardynała za rękę, wyprowadził na zewnątrz, gdzie zgromadzeni byli bracia na kapitule generalnej i powiedział: "Bracia, moi bracia, słuchajcie: Bóg wezwał mnie abym podążał ścieżką prostoty. Objawił mi, że mam stać się dla świata nowym "szaleńcem Bożym"! Bóg ośmieszy was przez waszą własną naukę (...) i wtedy wrócicie z wielkim wstydem do waszego powołania". Św. Franciszek darzył inne zakony wielkim szacunkiem. Uważał, że z określonych ważnych przyczyn zajmują się w Kościele takimi, a nie innymi sprawami i nie ma powodu, aby rozpoczynać z nimi rywalizacji.
Być może przez Odnowę Bóg wzywa nas byśmy w dzisiejszym świecie stali się takimi "szaleńcami Bożymi"? Byśmy stali się szaleni tym szczególnym rodzajem szaleństwa, o którym wspomina Paweł, gdy mówi do Koryntain: My, głupi dla Chrystusa (1 Kor 4, 10)?
Postawmy sobie pytanie: "Co jest naszym charyzmatem? Po co, dla jakiej misji Bóg powołał Odnowę?" Wierzę, że nikt w Odnowie nie ma wątpliwości, że powstała ona pod natchnieniem Ducha Świętego; nie zaś po to, aby "zakończyć ciałem". Musimy powrócić do tego od czego rozpoczęliśmy, musimy powrócić do naszych korzeni, powrócić do nie tak odległych dni naszej młodości. Naszym powołaniem jest ogłaszać obecność naszego Pana Jezusa Chrystusa poprzez Jego Ducha działającego w Kościele. Naszym powołaniem jest oddawać moc i chwałę Bogu, lub mówiąc inaczej, chwalić Boga w Jego mocy (zob. Ps 68, 35).
Aby to czynić wystarczy czasami stwierdzić tylko, że Bóg jest Bogiem... Aby głosić dzieła Boże wystarczą dzieci i ubodzy, tacy jak ci, którzy witali Jezusa wjeżdżającego Jeruzalem! Gdyby jednak ich zabrakło, Jezus pozwoliłby wołać kamieniom.
W niektórych wydarzeniach moc Boża objawia się w sposób bardzo wyraźny. Takim wydarzeniem jest wylanie Ducha Świętego, chrzest w Duchu Świętym. Chrzest w Duchu zawiera jedyną, niepowtarzalną łaskę, jaką otrzymała Odnowa. W nim Jezus objawia siebie jako Ten, który jest, w nim objawia się jako PAN, który daje dar Ducha. W nim człowiek jest niczym, a Bóg jest wszystkim. Dzięki darowi chrztu w Duchu wielu ludzi zostało odnowionych i wyrosło wiele powołań.
Co uczyniliśmy z chrztem w Duchu? Został usunięty na dalszy plan. Istnieją grupy, gdzie otrzymało go tylko kilka osób i gdzie ludzie wierzą, że nie ma on żadnego znaczenia w życiu darem Odnowy. Wciąż mówimy: "Ale przecież my jesteśmy ochrzczeni i otrzymaliśmy Ducha Świętego na chrzcie świętym!" Jezus także był pełen Ducha Świętego od czasu swego poczęcia w łonie Maryi, lecz pragnął otrzymać chrzest w Jordanie, aby Duch na nowo Go wypełnił. Stało się tak, ponieważ dla każdej nowej misji i dla każdego nowego powołania dany jest nowy chrzest w Duchu. Dzieje się tak, chociaż dla nas tylko ten pierwszy chrzest jest sakramentalny. Wszystkie następne nie są niczym innym, jak odnowieniem łaski sakramentu chrztu.
Jestem przekonany, że rozpoczęło się "spłycanie" Odnowy. Stan ten wynika ze znużenia. Zresztą - proces ten nie różni się wiele od innych procesów w historii ruchów w Kościele. Jeszcze raz powtórzę słowa św. Pawła do Galatów: Czyż tak wielkich rzeczy doznaliście na próżno? (Ga 3, 4).
Musimy jeszcze raz nauczyć się dobrze korzystać z daru chrztu w Duchu! Musimy znów zacząć prowadzić dobre seminaria Odnowy z prawdziwym chrztem w Duchu! Musimy budzić do chrześcijańskiego życia bezczynnych i wyczerpanych ludzi! Jeżeli każdy z nas będzie tak czynił, wszystko ( odpowiednio do możliwości) stanie się znów możliwe: zaangażowanie w pomoc ubogim, ewangelizacja, powołania... Wtedy jednak wszystko, co będziemy czynili, będziemy wyrastać z dynamizmu duchowego, a nie z czysto ludzkiej aktywności.
Kiedyś św. Franciszek odpowiedział braciom, którzy nakłaniali go, by uzyskał od Papieża przywilej głoszenia kazań i spowiadania w różnych kościołach (księża często odmawiali braciom swojej zgody w tych sprawach): "Nie martwcie się, nawróceni z łatwością znajdą spowiedników". My również musimy troszczyć się o nawrócenie wszystkich, o wzrastanie ludzi w wierze. Musimy mieć jednak pewność, że później znajdą oni w Kościele wszystko co niezbędne, aby umocnić fundamenty nowego życia.
Musimy z całego serca pragnąć, by Odnowa była, lub na powrót stała się tym miejscem, gdzie Zmartwychwstały może wypowiadać swoje niezmienne "Ja Jestem!", miejscem gdzie może On obejmować nas swoim wzrokiem, otaczać swymi ramionami i mówić z radością: "Patrzcie, tylko Ja jeden Jestem waszym Bogiem i nie ma nikogo innego" (...)
O, Panie Jezu, Królu Chwały, jaśniejący Oblubieńcze Kościoła, zaprawdę zostałeś wywyższony na krzyżu i wiemy już, że Ty Jesteś. Przyjdź Panie Jezu! Przyjdź! Bądź przy mnie, w mojej grupie, w Odnowie, w Kościele! Wielbimy Cię, ponieważ Ojciec dał Ci najwyższe imię i na dźwięk tego imienia zginamy nasze kolana w uwielbieniu.
Wszystkie artykuły pochodzące z "Wydawnictwa m" zamieszczone na stronach Opoki:
Copyright © by Wydawnictwo m