Św. Gerard Majella. Patron dobrej spowiedzi

Gerard Majella znany jest przede wszystkim jako szczególny opiekun matek i kobiet spodziewających się dziecka. Wiele łask zostało im udzielonych przez Boga dzięki jego pełnemu mocy wstawiennictwu, gdy wszelka nadzieja już zgasła. Jednak jest on także patr

Św. Gerard Majella. Patron dobrej spowiedzi

Piotr Koźlak CSsR (red.)

Św. Gerard Majella. Patron dobrej spowiedzi

Oddajemy do rąk Czytelników książkę, która, mamy nadzieję, okaże się pomocna wszystkim poszukującym drogi do nawrócenia i pojednania się z Bogiem w sakramencie pokuty. Jest on nierzadko odczuwany jako najtrudniejszy z sakramentów, gdy ogarniają nas lęk i wstyd przed wyznaniem grzechów i czujemy, że obietnica poprawy życia znów może okazać się daremna. Dlatego warto przy tym uciec się do pomocy wielkiego orędownika spowiadających się i patrona dobrej spowiedzi, św. Gerarda Majelli, brata ze Zgromadzenia Redemptorystów. Bardzo wielu ludzi doświadczyło i wciąż doświadcza jego cudownego wstawiennictwa. Wśród nich możemy znaleźć się również my i nasi bliscy!

Nierzadko, gdy czujemy, że potrzebujemy oczyszczenia w sakramencie spowiedzi, powstrzymują nas też rozmaite wątpliwości i niepewność co do konkretnych sytuacji czy postaw – są czy nie są one grzechem? Jak i kiedy się z nich spowiadać? Komu potrzebna jest spowiedź generalna, a kto i z jakiego powodu nie może otrzymać rozgrzeszenia? Wychodząc naprzeciw tym pytaniom, w książce staramy się wyjaśnić najczęstsze i najbardziej problematyczne kwestie, a także pomóc w przygotowaniu się do spowiedzi poprzez starannie dobrane rachunki sumienia – tak klasyczne, jak i dopasowane do potrzeb współczesności. Całości dopełniają modlitwy służące zarówno bezpośredniemu przygotowaniu się do spowiedzi czy też prośbie o nawrócenie (szczególnie nowenna do św. Gerarda), jak również odprawieniu zadanej pokuty oraz pogłębieniu życia wiarą, aby sakrament pojednania przynosił w naszym życiu coraz wspanialsze owoce.

Patron dobrej spowiedzi

Gerard Majella znany jest przede wszystkim jako szczególny opiekun matek i kobiet spodziewających się dziecka. Wiele łask zostało im udzielonych przez Boga dzięki jego pełnemu mocy wstawiennictwu, gdy wszelka nadzieja już zgasła. Jednak jest on także patronem dobrej spowiedzi i do niego uciekają się w modlitwie wszyscy, którzy taką spowiedź chcą odprawić. Gerard żywił bowiem ogromną litość dla grzeszników, pragnąc z całej duszy ich zbawienia i uświęcenia, by odzyskali życie duchowe poprzez nawrócenie w sakramencie pojednania. „Jego miłość do nich nie pozwoliła mu pozostać obojętnym wobec wyborów i ich uwarunkowań życiowych; przede wszystkim jednak leżało mu na sercu, aby wszyscy oni owocnie korzystali z sakramentu pojednania” – pisał Jan Paweł II w liście do redemptorystów z okazji rozpoczęcia Roku św. Gerarda. Święty nie szczędził ani energii, ani modlitw, ani umartwień w ich intencji. Wyznał: „Chcę, aby wszystkie moje modlitwy, dobre uczynki, w połączeniu z zasługami Jezusa Chrystusa przyczyniły się do nawrócenia grzeszników”. Nie będąc kapłanem, nie mógł udzielać rozgrzeszenia, lecz potrafi ł jak nikt inny przygotować duszę do godnego przyjęcia sakramentu pokuty. Wspaniale potrafi ł też dodać odwagi potrzebnej do przezwyciężenia wstydu i lęku przed spowiednikiem. Swymi płynącymi z głębi serca słowami i cudownym darem przenikania sumień, dzięki któremu wyjawiał grzesznikom ich zatajone winy, potrafi ł wstrząsnąć najzatwardzialszym z nich, nakłonić go do szczerej i ufnej spowiedzi, żalu za grzechy i pokuty, zmiany życia na lepsze.

Modlił się:

„O Boże mój, obym mógł doprowadzić do nawrócenia tylu grzeszników, ile jest ziaren piasku w morzu i na ziemi, ile liści na drzewach i na polach, atomów w powietrzu, gwiazd na niebie, promieni słońca i księżyca, wszystkich istot żyjących na ziemi!”.

Na to jego pragnienie Bóg wielokrotnie odpowiadał cudami nawrócenia grzeszników, o czym świadczą liczne świadectwa. Dlatego również w obecnych czasach św. Gerard jest orędownikiem tych, którzy z różnych powodów dawno się nie spowiadali, albo lękają się spowiedzi, choć pragną poprawy życia, i my także możemy go wzywać jako patrona dobrej spowiedzi.

Życiorys

Co czyni św. Gerarda tak bliskim współczesnym ludziom? Co w jego krótkim życiu – umarł w wieku zaledwie 29 lat – było tak niezwykłego, że już wkrótce po śmierci chciano go kanonizować?

Urodził się w 1926 roku w Muro Lucano, małej wiosce na południu Włoch. Matka zaszczepiła w nim przekonanie o bezgranicznej miłości Boga. Ojciec umarł, gdy chłopiec miał 12 lat. Mimo ubóstwa i różnych trudności chłopiec był szczęśliwy, gdyż czuł Jego bliskość i prowadzącą go Bożą rękę, a także matczyną opiekę Maryi. Nie przeżył nigdy żadnego nagłego nawrócenia, po prostu cały czas wzrastał w miłości Boga. Później ujął to w słowach: „Osobiście jestem całkowicie zdecydowany, aby żyć i umrzeć zanurzonym w świętej wierze. Pragnąłbym zawsze powtarzać, aby słyszał cały świat: niech żyje nasza święta wiara w naszego drogiego Boga. Tylko Bóg zasługuje na to, by Go kochać”.

W 1749 roku do Muro przybyli redemptoryści. Gerard, zachwycony ich stylem życia i przepowiadania, poprosił o przyjęcie do Zgromadzenia Najświętszego Odkupiciela jako brat zakonny. Początkowo przełożony misji odmówił mu z powodu jego słabego zdrowia, jednak młodzieniec przekonał go w końcu swoją determinacją. Wstępując do zgromadzenia, Gerard miał zdecydowaną wolę należenia wyłącznie do Boga i wypełniania Jego woli: „Chcę tak działać na tym świecie, jakby istniał tylko Bóg i ja”. Ślubował bowiem, że zawsze z najwyższą doskonałością będzie wypełniał Bożą wolę w danej chwili. Mawiał: „Inni mają za zadanie robić to czy tamto; moim jedynym zadaniem jest pełnienie woli Bożej”. W domu zakonnym prowadził na pozór normalne życie, pracując jako ogrodnik, krawiec, furtian. Było one jednak od początku przeniknięte pragnieniem świętości. Nieustannie się mobilizował: „Do dzieła, chcę zostać świętym!” – wykrzykiwał. „Panie, jakże ważne dla mnie jest, by być świętym dla Ciebie”. Tym, którzy sądzili, że do osiągnięcia tego celu potrzebne są jakieś nadzwyczajne rzeczy – choć w jego przypadku cudownych zdarzeń nie brakowało – powtarzał: „Nie przejmuj się sobą i całym światem. Wystarczy tylko pamiętać, że Bóg jest obecny w twoich zajęciach, i należeć zawsze do Boga. Naprawdę, kiedy wszystko, co się czyni, czyni się dla Boga, wtedy wszystko jest modlitwą”.

Przed Najświętszym Sakramentem mógł przebywać całymi godzinami, rozmawiając z Jezusem. Przyjmując Komunię św., przeżywał największe uniesienia; nazywał ją „pożywieniem dającym życie”. Chciał być zawsze blisko Pana i chciał być podobny do Niego w Jego posłuszeństwie, gdyż to ono przyniosło nam życie wieczne: „Cierpieć dla Boga to nic. Cierpieć, ale nie dla Boga, oto największa męka”. Nie szukał cierpienia dla niego samego; dla niego wyrastało ono z krzyża i było przekształcone przez miłość. Modlił się więc o żywą wiarę w Najświętszy Sakrament Ołtarza, aby móc kontemplować miłość objawioną w Chrystusowej ofierze.

Dzięki tej stałej zażyłości z Chrystusem Gerard potrafi ł spokojnie przyjmować spadające nań ciosy, fizyczne i psychiczne. Jednym z najtrudniejszych doświadczeń było dlań oszczerstwo rzucone przez Nerię Caggiano. Oskarżony o romans z nią, nie bronił się – przyjął to jako wolę Boga i podobnie jak Jezus, milczał wobec fałszywych oskarżeń. Zabroniono mu przyjmowania Komunii św. aż do odwołania, co było wielkim ciosem. W końcu Neria wyznała, że wymyśliła całą historię, i został oczyszczony z zarzutów. Gerard udawał się także na prace misyjne, posługując jako kucharz i angażując się w problemy parafii. Misjonarze byli przekonani, że każda praca apostolska uda się, gdy pojedzie z nimi. Jeden z nich powiedział: „Praca i przykład Gerarda sprawiły więcej niż tysiąc misji i kazań”. Był człowiekiem sympatycznym, łatwo nawiązywał kontakty z ludźmi; jego pouczenia były pełne ciepła, a miłość do Boga i bliźnich nie pozwalała być obojętnym wobec wyborów życiowych innych. Chociaż nie odbył studiów teologicznych, był tak zanurzony w Bożej miłości, iż tylko nieliczni dorównywali mu w rozważaniu tajemnic wiary, które potrafi ł bardzo głęboko wyjaśniać. Nawet uczeni teologowie szukali jego rady. W listach dzielił się mądrością otrzymaną od Boga: „Czy kiedykolwiek świat zaspokoił człowiecze serce? W Jezusie Chrystusie znajduje się doskonałe szczęście, doskonały pokój, każde zaspokojenie i każde dobro”. Z tą samą jasnością umysłu podchodził do kwestii moralnych, przynaglany powołaniem redemptorysty, by pomagać ludziom zbliżać się do Boga. Podczas ostatnich trzech lat życia wzywano go zewsząd do wiosek i miast, ludzie szli za nim, gdziekolwiek się udawał, a do klasztoru redemptorystów przybywały tłumy, by się z nim spotkać: nie tylko biedni, ale także szlachta, uczeni, księża, a nawet biskupi. Jedni prosili o radę, drudzy chcieli posłuchać jego nauczania, inni otworzyć przed nim swoje sumienie i przygotować się na przyjęcia sakramentów; jeszcze inni po prostu prosili o modlitwę, przyciągani wieścią o cudownej mocy jego orędownictwa, lub o zwykłe wsparcie kawałkiem chleba, którego nigdy nie odmawiał. Nazywano go ojcem ubogich, gdyż widział w nich Chrystusa. W swoich postanowieniach zapisał: „Kiedy zauważę, że ktoś czegoś bardzo potrzebuje, zostawię natychmiast wszystko, aby mu pomóc”. Jednak, gdy proszono go o cuda, wskazywał na tabernakulum: „To Jezus czyni cuda i udziela łask, a nie ja”. Uciekał przed honorami, głosząc zawsze, iż chwała należy się jedynie Bogu. Gerard miał też cudowny dar czytania w sumieniach i sercach. Czasami sugerował penitentom, aby powrócili do konfesjonału, gdyż nie wyznali jakiegoś grzechu. Pomagał borykającym się ze skrupułami i wątpliwościami, zapewniał ich: „Nasz Bóg jest miłościwy, Jego przebaczenie oddala wszystkie grzechy”. Przede wszystkim zależało mu, aby ludzie owocnie korzystali z sakramentu pojednania. Widział w nim Boga wychodzącego na spotkanie tych, którzy się zagubili w życiu. „Jeżeli stracisz Boga, cóż więcej możesz jeszcze utracić?” – napominał.

Pięć lat po wstąpieniu Gerarda do redemptorystów gruźlica, która męczyła go od dawna, ostatecznie zwyciężyła. We wrześniu 1755 roku stało się jasne, że umiera. Współbracia smucili się, lecz on powiedział: „Cieszcie się! Ja pełnię wolę Boga i idę do Niego. Oto dwa dobre powody, aby się radować”. Na ścianie, obok krzyża i obrazu Matki Bożej, widniał napisany przez niego dużymi literami tekst: „Tu spełnia się wola Boga; tak jak On tego pragnie i tak długo, jak On tego pragnie”. Umarł nocą 15 października 1755 roku w Materdomini. Wkrótce stało się ono sanktuarium i celem pielgrzymek. Cuda, jakie towarzyszyły mu w ziemskim życiu, nie przestały bowiem wydarzać się po jego śmierci. Jego biograf, ojciec Tannoia, parafrazuje słowa Ewangelii: „Wiele stron trzeba, by zapisać, aby przytoczyć wszystkie niezwykłe cuda, jakie zdziałał i wciąż działa”. Teraz także, zjednoczony na wieki z Chrystusem, nie przestaje być dla ludzi z całego świata źródłem natchnienia, pocieszenia i pomocy.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama