Dały świadectwo

Świadectwo życia dwóch Nazaretanek: s. Marty od Jezusa i s. Ewy od Opatrzności

 

DAŁY ŚWIADECTWO...

"Ocalałeś nie po to by żyć, masz mało czasu trzeba dać świadectwo"

- mówią słowa jednego z najbardziej znanych wierszy Zbigniewa Herberta. Mogłyby one być mottem opowieści o dwóch zakonnicach, które swoim trudnym życiem i męczeńską śmiercią dały świadectwo, jak człowiek w najtrudniejszych, najbardziej nieludzkich warunkach może osiągnąć najwyższy wymiar swego człowieczeństwa. To siostry niepokalanki: s. Marta od Jezusa i s. Ewa od Opatrzności, sługi Boże, które wkrótce otrzymają tytuły błogosławionych w zbiorowej beatyfikacji 108 męczenników, ofiar nazizmu niemieckiego, osób duchownych i świeckich, które zginęły męczeńską śmiercią z rąk hitlerowców w czasie wojny i okupacji, dając świadectwo miłości i wiary. Beatyfikacja odbędzie się w czerwcu w czasie najbliższej pielgrzymki Ojca Świętego do Polski.

Siostra Marta Wołowska i siostra Ewa Noiszewska. Szły - każda swą własną drogą: do Boga, do Zgromadzenia, do świętości. Jedna - czynna, energiczna, przełożona domów niepokalańskich i krzewicielka polskości na kresach. Druga - cicha, "zatarta w sobie", lekarka i nauczycielka. "Obie miały już swoje lampy pełne oleju" - będzie opowiadać o nich po latach współtowarzyszka ze Zgromadzenia Sióstr Niepokalanek, s. Benedykta - "S. Ewa była silna jak granit, s. Marta jakby zupełnie oderwana od ziemi. Obie płynęły jakby po wierzchu życia, do końca ufając Opatrzności i Miłosierdziu Bożemu, coraz bardziej zjednoczone z Bogiem. Stąd płynęła ich wielka pogoda i hart ducha, który udzielał się siostrom i innym duszom".

S. Marta, Kazimiera Wołowska, urodzona w 1879 roku w Lublinie, w zamożnej rodzinie znanego prawnika i działacza społecznego, od najmłodszych lat wdrażana była do pracy patriotycznej i służby bliźniemu. Dom jej ojca nieprzypadkowo zwano "lubelskim Watykanem". Mała Kazimiera zetknęła się z wybitnymi krzewicielami polskiego życia religijnego, takimi jak bł. Honorat Koźmiński. Już jako kilkunastoletnia dziewczynka miała też własne uczennice, które uczyła języka polskiego i historii.

Wchodząc w dojrzałe życie myślała o małżeństwie, jednak plany te pokrzyżowało nagłe objawienie się powołania zakonnego. Nastąpiło ono poprzez mistyczny kontakt z Matką Marceliną Darowską, która objawiła młodej Wołowskiej nazwę i charyzmat przyszłego zgromadzenia - nieznanego jej wówczas Zgromadzenia Sióstr Niepokalanek. Matka Marcelina Darowska - dziś również już błogosławiona - była założycielką istniejącego od połowy XIX wieku Zgromadzenia, które powstało dla ratowania społeczeństwa polskiego poprzez odnowę kobiety i rodziny i które od początku swe powołanie widziało w prowadzeniu szkół dla dziewcząt. Pierwszy dom Zgromadzenia na ziemiach polskich (dom główny) znajdował się w Jazłowcu na Podolu. U jego furty stanęła Kazimiera Wołowska w 1900 roku. Po trudnym nowicjacie, okresie zmagań z samą sobą, już jako s. Marta od Jezusa rozpoczęła wiele lat trwającą pracę przełożonej w Maciejowie na Wołyniu, gdzie zorganizowała sierociniec dla ponad setki dzieci różnej narodowości, szkołę powszechną, seminarium nauczycielskie i szkołę zawodową, w Wirowie nad Bugiem i - ostatecznie od sierpnia 1939 roku w Słonimie na Białorusi. We wspomnieniach osób, które zapamiętały ją z tych czasów zapisała się jako osoba o niezwykłym takcie, sile woli i - dobroci. Umiała nie tylko rozbudzić ducha apostolskiego u współsióstr, broniąc zagrożonej infiltracją komunistyczną polskości na kresach, ale i tworzyć wokół siebie atmosferę tolerancji i harmonijnego współistnienia zróżnicowanej kulturowo i wyznaniowo społeczności, wyprzedzając w ten sposób epokę ekumenizmu.

Siostra Ewa - Bogumiła Noiszewska, urodzona w 1885 roku w Osaniszkach w guberni wileńskiej, córka wybitnego lekarza okulisty, poszła w jego ślady, podejmując studia medyczne w Petersburgu. Niezwykle zdolna - ukończyła je z wyróżnieniem w 1914 r. W czasie pierwszej wojny światowej pracowała w wojskowych lazaretach. W miarę swych sił pomagała też rodzinie, gdyż niezbyt zaradna matka nie bardzo radziła sobie z licznymi dziećmi (Bogumiła była najstarsza z jedenaściorga rodzeństwa). Wszystko to razem odwlekło moment wstąpienia do klasztoru, którą to potrzebę dziewczyna uświadomiła sobie bardzo wcześnie, jeszcze przed podjęciem studiów. Jej opiekunem duchowym był ks. Zygmunt Łoziński, późniejszy biskup miński i piński.

Do Zgromadzenia Sióstr Niepokalanek wstąpiła w 1919 roku, a w 1927, w dniu swych ślubów wieczystych modliła się, aby mogła pomóc w zbawianiu ludzi "przez życie ukryte i śmierć męczeńską". Najistotniejszymi rysami duchowości s. Ewy były: miłość wynagradzająca, motyw współcierpienia i pragnienie ofiary zadość czyniącej. Zgodnie z głębokim pragnieniem prowadziła też "życie ukryte" - cicha, niemal niewidoczna, "zatarta" - nauczycielka wielu przedmiotów, ukochana przez swe wychowanki, lekarka zawsze spiesząca z pomocą i dająca tę pomoc tak, że "nie zauważało się dłoni, która ją podaje", pełna ciepła i serdeczności. "Nigdy nie modliłam się za Nią, przez te wszystkie lata do dnia dzisiejszego modlę się do Niej, mam głębokie przekonanie, że siostra Ewa jest świętą" - napisze w swych wspomnieniach jej wychowanka. Po osiemnastu latach spędzonych w Jazłowcu, w 1938 została skierowana do Słonima.

W Słonimie dane było spotkać się tym niezwykłym osobowościom, po to by musiały przejść razem drogę krzyżową dwóch okupacji: sowieckiej i niemieckiej. Nic im nie było darowane; musiały przejść przez upokorzenia, nędzę, głód, wyrzucenie z zajmowanego domu, szykany, odpowiedzialaność za inne siostry... Przez cały czas nie zaprzestały pomocy potrzebującym, wspomagania wywożonych na zsyłki, a potem gnębionych w więzieniu niemieckim. Próbowały nauczać dzieci, utrzymywały kontakty z partyzantami, ukrywały Żydów.

"W tym czasie narażając się co krok, a nie myśląc o sobie, potajemnie pomagały ludziom, którzy zaczęli krążyć po lasach koło Słonima. W bardzo ciemne albo burzliwe noce podchodzili do klasztoru: s. Marta uchylała drzwi, podawała przygotowany chleb i co mogła. S. Ewa - leki, maście, opatrunki, recepty - udzielała porady lekarskiej" - wspominają inne słonimskie siostry.

Ostatecznie zostały zamordowane w czasie jednej z masowych egzekucji Żydów, nocą z 18 na 19 grudnia 1942 roku, w miejscu zwanym Górą Pietralewicką, gdzie pochowano je też w masowym grobie. Strażnicy, którzy widzieli ostatnie momenty życia uwięzionych, opowiedzieli później, że siostry modliły się do końca, przyjmując śmierć męczeńską i zachęcając współwięźniów do wytrwania. Zaś w chwili egzekucji s. Marta zdołała jeszcze wypowiedzieć słowa przebaczenia "Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią"...

Góra Pietralewicka. Jedna z Golgot XX wieku. Gdy Niemcy opuścili Słonim, jego mieszkańcy ustawili w tym miejscu duży krzyż, usunięty następnie przez władzę radziecką. Wrócił dopiero w 1993 roku. S. Marta i S. Ewa - dwie z grona nieskończonej rzeszy sprawiedliwych, które w mroku okupacyjnej nocy świeciły światłem swoich lamp.

W swej pielgrzymce "na koniec wieku" Ojciec Święty Jan Paweł II zwraca oczy Europy i świata na tych, co - jak owe dwie ciche zakonnice - potrafili "dawać świadectwo" dobra i człowieczeństwa zwyciężającego ogrom okrucieństwa, nienawiści i zła.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama