Recenzja książki Ewy K. Czaczkowskiej "Siostra Faustyna, Biografia Świętej", wyd. Znak 2012
Jak rozumiem, żeby napisać książkę o świętej, trzeba się zdecydować na to, czy zaakcentować bardziej stronę przeżyć duchowych, a tym samym dać pożywkę dla dusz religijnych, czy może skupić się przede wszystkim na wydarzeniach zewnętrznych życia świętego, tworząc w ten sposób doczesny szkielet dla duszy. Można jednak wybrać jeszcze inną drogę — właśnie tak postąpiła Ewa Czaczkowska — i pójść maksymalistycznie: pokazać świat wewnętrzny na tle wydarzeń, czasu i miejsc związanych z osobą, której biografię udostępnia się czytelnikowi, a dzięki temu dać wszystko, co można w jednej książce biograficznej. Jednocześnie znana dziennikarka nie ulega pokusie egzaltacji religijnej, i choć przecież czytelnik nie będzie miał wątpliwości, że książkę pisze osoba zafascynowana św. Faustyną [1] (zresztą, jak Autorka podkreśla to w udzielanych wywiadach, w przeciwnym razie nie podjęłaby się tego wyzwania) oraz jej Dzienniczkiem — dokumentem duchowych przeżyć jednej z największych mistyczek Kościoła (s. 207), to przecież na ile to możliwe, profesjonalnie, „po dziennikarsku”, woli oddać głos autorytetom naukowym z dziedziny teologii duchowości czy dogmatyki oraz ukazać trafne analogie do świadectw największych mistyków chrześcijańskich (np. św. Jana od Krzyża), niż samej formułować prywatne opinie czcicielki Bożego Miłosierdzia.
Z kolei jeśli chodzi o ten wymiar zewnętrzny życia świętej, to nie sposób nie zauważyć zawodowego warsztatu (Czaczkowska jest przecież historykiem!), w którym powstaje rzeczywiście wyjątkowe solidne dzieło. Biografia świętej (czy „Świętej”, jak konsekwentnie pisze Autorka) ulokowana została na tle historyczno-społeczno-gospodarczym: Czaczkowska opisuje miejsca, w których Faustyna przebywała — jak wyglądały ongiś i jak wyglądają dziś, przedstawia ówczesny rozkład narodowościowy czy zawodowy, liczbę pielgrzymów czy kuracjuszy, koryguje daty (nawet jeśli chodzi o kalendarium na Jasnej Górze!) względem tych podawanych w literaturze, ujawnia błędy i wyjaśnia ich przyczyny (np. wiek ojca Faustyny w chwili jej narodzin). Jak detektyw łączy puzzle układanki (np. zdjęcia i fakty), wyciąga wnioski (por. s. 192: I taki, w moim przekonaniu, jest najbardziej prawdopodobny kalendarz wydarzeń) lub z bólem z nich rezygnuje (por. s. 259: Tego nie sposób już dzisiaj ustalić), sprawdza wszystko — zdumiewa ta arcydociekliwość, kiedy dla przykładu oddaje zdjęcie, co do którego nie ma pewności, czy przedstawia Faustynę, do oceny profesjonalistów: Aby zdobyć pewność, czy istotnie chodzi o tę samą osobę, porównanie zdjęć oddałam w ręce fachowców z Polskiego Towarzystwa Kryminalistycznego (s. 52).
Czaczkowska czerpie chyba ze wszystkiego, z czego można. Korzysta z dostępnej literatury i archiwalnych gazet i folderów, zagląda w ówczesne rozkłady jazdy i buszuje w watykańskich rocznikach statystycznych. Cytuje naukowców i mistyków, a także siostry i wychowanki zgromadzenia s. Faustyny, sięga do korespondencji z o. Andraszem i ks. Sopoćką (kierownikami duchowymi świętej), a także do ich wspomnień, czerpie z wniosków historyka Zgromadzenia (którego zresztą nie waha się w pewnym wypadku również poprawić). Rekonstruuje to, co pominięte w Dzienniczku, rozszyfrowuje nazwiska osób (także tych krytycznie ustosunkowanych do mistyczki), których nie ujawniała Faustyna. Czytelnik dowiaduje się niemal wszystkiego: co robiła Faustyna jako pomoc domowa, a później w zakonie, w jakie dni i jak pościła, jakie stosowała praktyki pokutne (np. noszenie żelaznego paska z drobnej kolczastej siatki), jak się modliła, jak wyglądały „cele” (pomieszczenia oddzielone parawanikami), itd., itp.
Można by ją nawet posądzić o perfekcjonizm, który przejawiałby się w nadmiernej być może nawet jak na historyka drobiazgowości, gdyż stara się odnotować niemalże wszystkie szczegóły. Ale może nie z perfekcjonizmem mamy tu do czynienia, ale z troską o wykonanie powierzonego jej zadania — napisania biografii świętej — w sposób możliwie sumienny, któremu nie będzie można nic zarzucić. Byłaby więc tu Czaczkowska podobna do Faustyny, która przecież wypełniała swoje obowiązki z heroiczną rzetelnością.
Książka składa się z dwóch głównych części oraz aneksu. Pierwsza część poprzedzona jest pewnego rodzaju wprowadzeniem do całości oraz wyjaśnieniem tego, co powinno zostać powiedziane w poważnej książce niepozostawiającej miejsca na niedomówienia czy niezrozumienie ze strony mniej zorientowanego czytelnika. Zostaje on zapoznany ze stanowiskiem Kościoła w sprawie Objawienia publicznego oraz objawień prywatnych, a także ich związku z sobą. Otrzymuje również pierwszy rys stopniowego „odkrywania” Faustyny przez niektóre siostry i przełożone, a także spowiedników, bo przecież musiało minąć niemal pół wieku, aby objawienia prywatne Siostry Faustyny zostały uznane przez Kościół (s. 15).
Pierwsza część książki dotyczy ziemskiego życia Faustyny. Składa się z rozdziałów, których tytuł stanowi nazwa miasta czy miejscowości związanej z jej życiem, a w podtytule znajduje się cytat (czyjaś wypowiedź lub przytoczenie Dzienniczka) oraz lata, w których przyszła święta przebywała w tym miejscu. Zastosowany do wszystkich wydarzeń „filtr” lokalno-chronologiczny zamiast wyłącznie chronologicznego w moim przekonaniu nie sprawdził się. Nie wiem, czym podyktowany był ten pomysł, który powoduje, że czytelnik pozostaje z niespełnioną nadzieją na uzyskanie znakomitego klucza hermeneutycznego do Dzienniczka. Gdyby Czaczkowska poruszała się w życiorysie świętej jedynie po linii czasu, trzeba by co prawda wielokrotnie odwiedzać miejsca, w których przyszła święta przebywała nie raz, ale dzięki temu praca stanowiłaby znakomity komentarz do powyższej książki, która jest najczęściej tłumaczona z języka polskiego (s. 330) — można by w jednej ręce trzymać „duszę”, a w drugiej „ciało” życia świętej i składać je sobie w jedną całość, zdumiewając się, w jakich to konkretnych latach i okolicznościach to i tamto działo się w jej życiu wewnętrznym. To byłoby ważne; pamiętamy przecież, że Dzienniczek jest pisany bez zachowania chronologii, poza tym dotyczy jedynie „duszy” siostry Faustyny od Najświętszego Sakramentu. A tak otrzymujemy niezłą pomoc, ale tylko dla inteligentnych — nie jest łatwo nie pobłądzić w tym, co mogłoby być „kawa na ławę” położone przed czytelnikiem. Zresztą sama Autorka jest zmuszona odstępować od przyjętej formy — gdyby nie ta niekonsekwencja, śmierć Faustyny (notabene wstrząsający jest ten rozdział, gdzie spotykamy chorą, której ciało się rozkłada, a ta nieziemska istota obcuje wewnętrznie z Panem) trzeba by dać nie w ostatnim rozdziale pierwszej części, ale wtedy, gdy po raz pierwszy znajdujemy się w Krakowie—Łagiewnikach.
Niemniej wyjaśnienia dotyczące doznawanych przez Faustynę przeżyć mistycznych bardzo pomagają czytelnikowi. Poprzez rozrzucone po książce (to znów skutek przyjętego „filtru”), ale możliwe do poskładania w jedną całość okruchy czytelnik otrzymuje chronologię kolejnych etapów jej życia wewnętrznego: kiedy następuje ciemna noc zmysłów i ducha i czym ona jest, kiedy mamy do czynienia z kontemplacją wlaną (w ogóle i w przypadku Faustyny), czym są duchowe zrękowiny i w którym roku dostąpiła duchowych zaślubin, czyli przebóstwiającego zjednoczenia duszy z Bogiem, które odtąd będzie już stałe (s. 98/99). Punkt kulminacyjny można nawet wskazać z dokładnością co do godziny: Był Wielki Piątek, 26 marca 1937 roku, godzina jedenasta: Siostra Faustyna przeżyła mistyczne zaślubiny, znane tylko nielicznym wśród mistyków (s. 309). To zdecydowany atut książki, bowiem sama Faustyna nie znała teorii mistyki. O mistyce nie wiedziała nic ponad to, co sama przeżyła, a co później powiedzieli jej o tym kierownicy duchowi. [...] Faustyna nie czytała tekstów wielkich mistyków (s. 87), dlatego opisywała wszystko językiem nieuczonym, inaczej niż na przykład Jan od Krzyża. Oczywiście dzięki brakom w teorii mistyki jej „Dzienniczek” nabiera wyjątkowej wartości (s. 87), ale nie zmienia to faktu, że umiejscowienie jego treści na tle opracowań z teologii duchowości jest jak najbardziej pożądane.
Siostra Faustyna. Biografia Świętej uwypukla również te oryginalne doświadczenia mistyczne, które wyróżniają Faustynę na tle innych świętych. Zakonnica, która nie ukończyła nawet trzech klas szkoły podstawowej, ukazuje związek Wcielenia i zbawczej Męki jako największych wyrazów miłosierdzia Bożego wobec ludzi, przekazuje doświadczenie przeżycia Ogrójca, a także opisuje duchową udrękę doznawaną przez Chrystusa w Niedzielę Palmową. Do najbardziej wyjątkowych należy być może przypadek mistycznego doświadczenia Ostatniej Wieczerzy — według świętej to wtedy właśnie ma miejsce prawdziwa ofiara Chrystusa, a potem już tylko zewnętrzna ceremonia śmierci się wypełni, zewnętrzne zniszczenie. Istota jest w Wieczerniku (Dz. 684). W październiku 1936 roku Siostra Faustyna odwiedziła piekło (s. 272) i zostawiła wstrząsający jego opis, ale jednocześnie zwróciła uwagę na wagę ostatecznego wyboru człowieka, dokonującego się, według niej, w czasie konania.
Duchową charakterystykę „sekretarki Bożego Miłosierdzia” uzupełniają oczywiście wspomnienia osób, którym dane było ją spotkać za życia czy przy śmierci, a także pewne szczegóły jej biografii: powołanie do życia doskonalszego odczuwa już od siódmego roku życia (choć wtedy nie ma nawet pojęcia, że istnieje coś takiego jak życie zakonne), od dziecka lubi się modlić, wielkim przeżyciem jest dla niej Pierwsza Komunia Święta. Obdarzona duszą kontemplacyjną, męczy się z początku w zakonie, w którym zbyt mało czasu poświęca się modlitwie, i chce odejść, ale zatrzymana przez Jezusa, uczy się łączyć pracę z nieustanną modlitwą, a nawet kontemplacją, dochodząc w tym czynnym zgromadzeniu do szczytów życia mistycznego (s. 80).
Mimo że Czaczkowska jest jak najdalsza (w zamiarach i takoż w realizacji) od konstruowania na kartach swojej książki traktatów teologicznych, udaje się jej pomyślnie odmalować konieczne tło teologiczne pofaustynowej spuścizny — pięciu form kultu Miłosierdzia Bożego. Słusznie przywołuje wypowiedź obecnego papieża, który jeszcze jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary podkreślał, że wizje nie są nigdy zwykłymi „fotografiami” rzeczywistości pozaziemskiej, ale wyrażają także możliwości i ograniczenia podmiotu postrzegającego. Są one na miarę i możliwości odbierającej je osoby (s. 256). Założycielka AreopaguXXI nie tylko przypomina, jak odmawiać Koronkę i jakie zapewnienia Jezus z nią związał, ale prezentuje wyjaśnienia dogmatyków, na czym w istocie one polegają, prezentuje też wątpliwości (np. ks. prof. Wincentego Granata z KUL) dotyczące kultu Bożego Miłosierdzia jako uczczenia jednego z przymiotów Boga oraz przywołuje wyjaśnienia tych obiekcji podane przez ks. prof. Ignacego Różyckiego (s. 353). Również burzliwe dzieje powstania obrazu Jezusa Miłosiernego uzupełnione zostają o teologiczną interpretację jego przesłania. Temat Bożego Miłosierdzia zostaje ukazany na tle Pisma Świętego, ksiąg liturgicznych i papieskiej encykliki Dives in misericordia, a także w szerszej, historycznej perspektywie Kościoła. Oczywiście Czaczkowska nie byłaby sobą, gdyby i tu nie dodała więcej szczegółów: historii innych modlitewnych Koronek czy podobieństwa Koronki do Bożego Miłosierdzia do modlitwy podyktowanej przez anioła dzieciom w Fatimie, a wizji Faustyny do innych objawień.
Druga część książki — nieproporcjonalnie krótsza od pierwszej, bo zajmująca około dziesiątej części całości — zawiera właściwie tylko jeden rozdział, zatytułowany Misja Siostry Faustyny trwa (po nim znajdują się tylko bibliografia i podziękowania). Rozdział ten odsłania kulisy tego, jak to się stało, że po ostatecznej, wydawałoby się, likwidacji kultu nastąpił jego rozkwit, zgodnie zresztą z zapowiedziami Faustyny. Czaczkowska i tutaj z dziennikarską pasją i wnikliwością historyka bada i przedstawia burzliwe dzieje kultu Miłosierdzia Bożego. Prezentuje historię obrazu Jezusa Miłosiernego, a właściwie obrazów, które z sobą rywalizowały. Czytelnik poznaje osobistości propagujące kult oraz przeciwne mu. Pojawiają się zarzuty względem kultu oraz skuteczne w końcu próby ich odparcia. Czaczkowska opisuje rolę papieża Polaka w propagowaniu kultu Bożego Miłosierdzia oraz cytuje papieskie wypowiedzi wyjaśniające wagę orędzia miłosierdzia dla dzisiejszych czasów. Książka kończy się słowami: Sanktuarium w Łagiewnikach, gdzie znajduje się obraz Jezusa Miłosiernego i grób świętej Siostry Faustyny, odwiedza rocznie około dwóch milionów osób z niemal dziewięćdziesięciu krajów świata. Posłannictwo świętej Faustyny nie skończyło się. Ono trwa (s. 363). W takim razie dlaczego w podtytule rozdziału wskazano lata 1938—2002 (data śmierci Faustyny — data powierzenia świata Bożemu Miłosierdziu przez Ojca świętego), jakby jej misja dobiegła już końca?
Samej Czaczkowskiej udało się umiejętnie ukryć — ginąca to zdolność — tak że zdecydowanie na pierwszym tle znajduje się nie Autorka, ale bohaterka biografii. Dziennikarka „Rzeczypospolitej” pisze zrozumiale i żywym językiem współczesnym, zgrabnie układa zdania, gdzie trzeba, dokonuje celnej syntezy (czasem jedno zdanie „załatwia sprawę”), gdzie trzeba, zmienia styl, umiejętnie wplata cytaty czy przechodzi w gatunek reportażowy, tak że całość, również jeśli chodzi o formę, czyta się z przyjemnością. Mimo iż jest przekonana o wielkości osoby Faustyny i powierzonej jej misji, ma zrozumienie również dla jej przełożonych i współsióstr, które traktowały ją nieufnie. Dodatkowej wartości dodają książce liczne zdjęcia (i czarno-białe, i kolorowe), które jednak, nie wiedzieć czemu, chyba decyzją wydawcy, dzielą poszczególne rozdziały, zamiast oddzielać następujące po sobie. Docenić należy również wartość prac korekty — w całej książce zauważyłem nie więcej niż dwie literówki. Ostatnia część książki — aneks — zawiera mapy z miejscami przebywania Faustyny oraz sanktuariami Bożego Miłosierdzia w Polsce i na świecie, znajduje się tam również kalendarium oraz indeks osób. Książka gruba i sporego formatu — jest co czytać!
[1] W tekście recenzji konsekwentnie używam od początku imienia zakonnego, choć wiadomo, że przed wstąpieniem do Zgromadzenia przyszła święta nazywała się nie s. Faustyna, a Helena Kowalska.
Tekst ukazał się w Homo Dei nr 1 (306)/2013
opr. mg/mg