Nie będzie świętym ten, kto dąży do świętości

Świętość nie spada na nas z nieba, ale rodzi się ze stałej współpracy z niebem. Jest rezultatem coraz głębszej i bardziej autentycznej miłości

Nie będzie świętym ten, kto dąży do świętości

Boimy się wielkich słów, i słusznie, bo nie trzeba ich nadużywać; ale jednak używać ich trzeba. Człowiek jest uczniem własnych słów, bo jeśli o czymś (lub o kimś) nie mówi, to i myśleć o tym przestaje. Nie jest wszystko jedno, czy mówimy „Bóg”, czy „religia”; czy mówimy „Chrystus” czy „chrześcijaństwo”. W pierwszym wypadku utrwalamy swój stosunek do Osoby, w drugim zaś naszym punktem odniesienia staje się rzecz, idea, abstrakcja. A to naprawdę nie wychodzi na jedno, choćby się nam nawet wydawało, że w obu wypadkach wymagamy od siebie tego samego.

Powiem paradoksalnie: nie będzie świętym ten, kto dąży do świętości. A przeliczni popularni autorzy na to w krzyk: Jak to, przecież nam ten cel stawia się od dziecka: cel, ideał, istota życia! No właśnie: tylko jak go rozumiemy? Ktoś może rozumieć go tak, że zapomni o sobie i swojej doskonałości, a skoncentruje się na Bogu i miłości do Niego i do bliźnich. A ktoś może rozumieć go tak, że będzie się wciąż zastanawiał, czy taka lub inna linia postępowania prowadzi go do świętości... i postawi sobie w centrum uwagi swoją własną doskonałość. Ten pierwszy o świętość w praktyce nie pyta, ma ważniejsze rzeczy na głowie; toteż i rośnie na autentycznego świętego. Ten drugi w praktyce kręci się wciąż wokół swojego ja, toteż świętości nie osiąga, choćby mu się wydawało inaczej.

Doskonale widać tę różnicę na życiorysach św. Radegundy. Wiek VI; córka króla Turyngii; wychowywała się na dworze swego stryja (który w walkach dynastycznych zabił jej ojca...), ale wkrótce ten stryj poległ w bitwie z królem Franków, a mała królewna dostała się jako łup zwycięzcom. Król Chlotar kazał ją wychowywać na wsi na swoją przyszłą żonę; że miał i tak już kilka żon, chociaż chrześcijanin, to mu nic nie przeszkadzało. Przy okazji została ochrzczona i uczyła się prawd wiary; wolałaby zostać mniszką, ale swobody decyzji nie miała, musiała w końcu zostać królową i wejść ponownie w krwawy świat walk dynastycznych, ciągłego dzielenia i ponownego scalania państwa, intryg i gwałtu. Wniosła w ten świat serce. Swoich pasierbów, dzieci starszych żon Chlotara, kochała szczerze i dbała, jak mogła, o pokój między nimi. A kiedy ostatecznie w proteście przeciw okrucieństwu króla odeszła od niego i uzyskała pozwolenie, żeby się poświęcić służbie Bożej — także i wtedy, ze swego nowego klasztoru w Poitiers, nie przestawała wpływać na życie dynastii, pośredniczyć w sporach, działać dla dobra państwa na różne sposoby. Jest na to dokumentów i świadectw dużo.

Kiedy umarła, okrzyknięto ją natychmiast świętą i powstały dwa jej życiorysy, jeden napisany przez kapelana klasztoru, drugi przez jedną z uformowanych przez Radegundę mniszek. Otóż zauważono niedawno, że postać Radegundy ma w obu tych żywotach zdecydowanie różne cechy, a jej działanie — wyraźnie różną motywację. W pierwszym Radegunda jest w rodzinie królewskiej typową „mniszką nie na swoim miejscu”. Według pierwszego więc żywotopisarza Radegunda wybierała raczej posługę ubogim niż ucztę królewską dlatego, że wzgardziła światowym przepychem i starała się przynajmniej częściowo prowadzić życie mniszki. Dlatego także modliła się po nocach i nosiła, ku wielkiej dezaprobacie męża, włosiennicę pod królewską szatą. Doskonaliła się więc, jak mogła, nawet w świecie. Kiedy zaś dochodzi do okresu jej życia w klasztorze, bohaterka jest już na swoim miejscu, biograf zaś w swoim żywiole. Podziwiał on szczerze życie klasztoru; co z niego rozumiał, to inna sprawa. Kiedy się czyta jego wiersze, w których roztkliwia się nad tym, jak Radegunda ustawia kolorowe kwiaty w kościele, można by mniemać, że ta służba ołtarza jest jakimś życiowym portem, do którego ekskrólowa zawinęła szukając już tylko ukojenia i piękna. A przecież miał wciąż przed oczami jej nieustanne zatroskanie o losy kraju. Może ono się nie nadawało na temat literacki? Albo nie mieściło się w jego pojęciu o świętości?

Natomiast według mniszki Baudonivii motywem działania Radegundy była po prostu miłość. Do ubogich, jako do tych najbardziej potrzebujących pomocy; ale także do rodziny, do której weszła, a później do rodziny zakonnej, którą stworzyła i w której życiu brała pełny i serdeczny udział. Zresztą ta fundacja miała służyć ogólnemu pożytkowi; i jak się okazuje, nie chodziło tu tylko o zapewnienie miejsca w klasztorze dziewczętom, które by chciały zostać mniszkami, ale ten pożytek obejmował właściwie cały kraj, klasztor bowiem pomyślany był jako miejsce nieustannej modlitwy w intencji pokoju i zgody miedzy królami, to jest między synami Chlotara, pasierbami Radegundy. Baudonivia tak o tym pisze: Ponieważ kochała wszystkich królów, modliła się za nich wszystkich, i nas bezustannie do takiej modlitwy zachęcała. Ilekroć słyszała o niezgodzie między nimi, trzęsła się cała i pisała listy do nich samych i do ich doradców, używając swego niemałego autorytetu dla mediacji. Zresztą i sami członkowie dynastii szukali jej pośrednictwa i pomocy. Tej samej sprawie pokoju miało służyć sprowadzenie relikwii Świętego Krzyża. Tak więc według Baudonivii Radegunda żyła nie szukaniem ciszy i ukojenia, a niechby i doskonałości, ale miłością: miłością do rodziny, do podwładnych, do sióstr... a ponad tym wszystkim oczywiście do Boga. I wszystkim tym miłościom pozostała wierna do śmierci. Pojmijże, kto potrafi, różnicę.

Siostra Małgorzata Borkowska OSB urodziła się w 1939 r. Studiowała polonistykę i filozofię na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz teologię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Od 1964 jest benedyktynką w Żarnowcu. Autorka wielu prac historycznych, m.in. "Życie codzienne polskich klasztorów żeńskich w XVII i XVIII wieku", "Czarna owca", "Oślica Balaama", "Sześć prawd wiary oraz ich skutki", tłumaczka m.in. ojców monastycznych, felietonistka czasopism "Więź" i "Via Consecrata".

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama