O modlitwie psalmami
"Wciąż w siłę wzrastać będą, Boga nad bogami ujrzą na Syjonie" (Ps 84,8) - śpiewa psalmista, streszczając w tym krótkim wersecie duchową przygodę, która jest wielką przygodą człowieka. Wraz z nim ogarniamy spojrzeniem całą ludzkość, która, przez wzloty i upadki swej pomimo wszystko świętej historii, podąża z trudem ku spełnieniu, ku przemieniającemu "Twarzą w twarz" na Syjonie. Cały Psałterz jest echem długiej drogi z ciemności do światła, z wygnania do ojczyzny, od grzechu ku świętości. "Przechodząc doliną Baka" (Ps 84,7), pielgrzymi zwolna posuwają się jednak naprzód, wciąż wzrastając w siłę, ponieważ "ich serca zachowują ścieżki Pana" (por. Ps 84,6).
Z powodu naszego wspólnego powołania do świętości, które "nieustannie zaprasza nas do kierowania wzroku ku niebu, tam, gdzie zasiada Chrystus" (por. Reguła życia Jerozolimskich Wspólnot Monastycznych, VI,66), piętnaście krótkich psalmów stopni może stanowić wielką pomoc. Nie tylko wytyczają nam one trasę, ale także wskazują etapy drogi do doskonałości i szczęścia.
Zapoznawszy się z nimi, obierzemy je za przewodnika w tej duchowej pielgrzymce, do której Bóg nas zaprasza. Krocząc naprzód w świetle wiary chrześcijańskiej, będziemy chcieli przyjąć je od naszych starszych braci. Narodziwszy się "z tą księgą w swoich wnętrznościach" (por. A. Chouraqui), potrafią oni dzielić się jej ożywczym smakiem, a przez to pomagają nam bardziej zdecydowanie iść za Tym, który, chcąc zgromadzić w jedno rozproszone dzieci Boże, uczynił całe swoje życie wielkim, duchowym wstępowaniem do Jerozolimy.
Te niezwykle proste psalmy bardzo różnią się od siebie i zazwyczaj nie poddają się żadnym próbom przyporządkowania do określonego gatunku literackiego. Można jednak w nich dostrzec pewne wspólne cechy charakterystyczne, takie jak: zwięzłość, dość swobodna struktura stroficzna, która obfituje w dialogi i przyciągające uwagę słowa mające ożywić myśl, oraz powracanie niektórych sformułowań, zwłaszcza na końcu psalmów. Sformułowania te, rozsiane po całym zbiorze, ściśle wiążą ze sobą jego poszczególne części. Psalmy odpowiadają sobie i przyzywają się niczym echo, coraz donośniejsze. Nie należałoby tych psalmów oddzielać od tworzącej zdecydowaną i spójną strukturę całości, aby ich nie pozbawić owego rezonowania, tak bardzo wyostrzającego sens każdego z nich.
Jednorodność tych psalmów nasuwa myśl, że stanowiły one osobny zbiór, włączony w całości do Psałterza podczas kształtowania się jego formy. Z okresu tychże zmian pochodzi niewątpliwie tytuł, jaki im nadano, informujący nas jednocześnie o teologicznej intencji redaktora: "Pieśń stopni" (Szir ha-ma'alot).
Zdaniem niektórych jest on wynikiem wspólnej wszystkim tym psalmom anadiplozy, czyli figury retorycznej polegającej na powtórzeniu wyrazu lub grupy wyrazów w dwóch wersach lub następujących po sobie połówkach wersu, co daje wrażenie pokonywania kolejnych stopni.
Według innych chodzi tu nie tylko o zabieg literacki, ale raczej o drogę pielgrzymów do Jerozolimy. Zbiór ten mieli opracować liturgiści z okresu Drugiej Świątyni, aby prowadzić modlitwę podczas trzech wielkich dorocznych świąt. Psalmy te, odnosząc się do aktualnie trwającego pielgrzymowania, jednocześnie odsyłają zarówno do przeszłości (powrót z wygnania opisanego jako wydobywanie się z przepaści, przywoływanie na drugim planie drogi z Egiptu, jak i do przyszłości (czasy mesjańskie, w których nastąpi zgromadzenie wszystkich rozproszonych). Uchwycono w ten sposób całą historię i nadzieję Izraela, tak by wierni mogli ją rozważać i sobie przyswajać w rytmie pokonywanej drogi.
Jeszcze inni, idąc za tradycją żydowską, ściśle wiążą tę serię psalmów z liturgią Świątyni, ponieważ według Miszny piętnaście stopni na dziedzińcu niewiast i Izraelitów "odpowiadało piętnastu pieśniom stopni w psalmach i lewici mieli zwyczaj tam śpiewać" w czasie Święta Namiotów (Sukka V,4).
Krótko mówiąc, trzeba pogodzić się z tym, że nigdy nie poznamy dokładnie pierwotnego kontekstu tych psalmów. Czy jest to aż tak ważne? Nie umniejsza to wszakże wartości lektury podejmowanej z wiarą; można bowiem bez trudu przyswoić sobie te dawne teksty, ażeby z nich czerpać. Nie jesteśmy jednak zdani na wybieranie z Psałterza, zgodnie z potrzebą chwili, paru tekstów.
Ta biblijna księga ma nam znacznie więcej do zaoferowania. Forma, którą posiada, nie stanowi zwykłej, bardziej lub mniej niezręcznej kompilacji, wcześniej istniejących zbiorów.
Najistotniejsza jest intencja teologiczna autora, bo to ona uczyniła z tego zbioru prawdziwą księgę. Konkretny psalm albo ich zbiór, jak na przykład psalmy stopni, nabierze więc pełnego sensu jedynie w kontekście, w jakim się pojawia.
Nie będziemy jednak zatrzymywać się na analizie tych związków. Będąc pielgrzymami, a nie egzegetami, musimy raczej przygotować się do drogi.
Psalmy te śpiewali - i nadal śpiewają - Izraelici zdążający do Jerozolimy. Niektórzy traktują ten zbiór jak liturgię pielgrzymkową z jej kolejnymi stacjami i poszczególnymi ceremoniami. Zburzenie Świątyni i diaspora, prowadzące do ponownego odczytania sensu sprawowanego kultu, sprawiły, że psalmy te zaczęły symbolizować dla judaizmu stopnie, jakie pokonuje dusza w swym poszukiwaniu Boga, piętnaście wstępowań Izraela, który wyruszył z wygnania, aby dojść do Jerozolimy. Dlatego seria ta - jak zauważa Emmanuel, autor żydowskiego komentarza do psalmów - zaczyna się od głębokiego strapienia, w jakim sprawiedliwy woła do Pana (120,1), a kończy się szczęściem Bożego błogosławieństwa (134,3).
Do tego właśnie nawiązuje tradycja chrześcijańska, tu św. Grzegorz Wielki, który przytacza dość powszechną etymologię słowa IZRAEL: człowiek (isz), który widzi (ra) Boga (El): "Powinniśmy stać się IZRAELEM, tym, który widzi Boga; przewyższając w ten sposób wszelkie stworzenie, kierujemy wzrok ku Temu, który wszystko stworzył, usilnie się w Niego wpatrując. Kładziemy stopnie w naszym sercu. Po nich wstępujemy aż do czystego i zwykłego poznania, aż do Stwórcy. Czyż mogłoby być większe szczęście nad kontemplowanie Boga oczami ducha i radowanie się w sercu na myśl o tym?".
Będziemy więc pielgrzymować razem, przyjmując tę drogę jako łaskę Bożą. Jednak aby wyruszyć, koniecznie musimy wiedzieć, skąd pochodzimy i dokąd zmierzamy. Powinniśmy zatem zauważyć, że psalmy stopni następują po bardzo pięknym i długim Psalmie 119, poświęconym w całości miłosnemu rozważaniu i wewnętrznemu przyjmowaniu Prawa Bożego. Psalmista może ruszyć w drogę, ponieważ zasmakował jego słodyczy i wymagań. Prawo jakby samo każe mu wyruszyć: głęboko wypisane w sercu człowieka - a dla chrześcijanina ukryte pod rysami oblicza Chrystusa - nadaje sens jego przeznaczeniu i pozwala mu odnaleźć właściwe ukierunkowanie.2 Z tego też powodu zbiór pieśni stopni otwiera wołanie do Pana (Ps 120,1). Pielgrzym zdąża do Jerozolimy, ażeby spotkać tam Boga. Miasto otrzymuje świętość od Bożej obecności, a Prawo wytryska z niej jak ze źródła albo z otwartego serca, i pielgrzym przepełniony "pragnieniem dialogu miłości coraz to większej" (por. Reguła życia Jerozolimskich Wspólnot Monastycznych, VI,64) z Bogiem życia, wie, że będzie mógł tam ugasić swe pragnienie. Przemierzając kolejno piętnaście etapów tych psalmów, zostaje wprowadzony do wnętrza Świątyni; kulminacją jego modlitwy jest uwielbienie, co rozwiną następujące później psalmy "allelujatyczne", antycypując w pewien sposób uwielbienie zawarte w końcowym Hallelu.
"Wchodząc w życie monastyczne zastanów się dobrze, czy naprawdę szukasz Boga: nie uczuciowego oparcia, apostolskiego zrywu czy nawet duchowego klimatu, ale Boga, tylko i nade wszystko Boga" (Reguła życia Jerozolimskich Wspólnot Monastycznych, VI,53). Wówczas, pielgrzymując, będziesz mógł całym sercem śpiewać Alleluja, wnikając coraz głębiej w tajemnicę Świętej Liturgii, która pozwala nam, kiedy jeszcze jesteśmy w drodze, smakować nieba.
"Łaska Prawa" (por. Ps 119,29) każe nam zatem udać się w drogę, a jego światło od początku wzywa nas do życia w prawdzie. Psalm 120 ukazuje, iż warunkiem niezbędnym do tego, by wyruszyć, jest stanowcze zwrócenie się do Boga, co doprowadzi nas do odrzucenia tego, co nas od Niego oddziela, od kłamstwa, przywiązania do rzeczy tego świata (Meszek i Kedar), nienawiści i wojny; następnym warunkiem koniecznym, by podjąć drogę, jest przyjęcie swego prawdziwego powołania - "Ja jestem pokojem" (por. Ps 120,7). Tęsknimy tak bardzo za pokojem (szalom), ponieważ jest on częścią naszego człowieczeństwa; to on stanowi o naszej tożsamości jako córek i synów Boga. Psalmy te mają doprowadzić nas do tego, abyśmy stali się tym, czym jesteśmy.
Nie dojdziemy jednak do tego sami. Wiemy o tym dobrze, wie o tym także psalmista, który chce nam pomóc słowami Psalmu 121. Aby iść ku górze, masz wznieść oczy ku Panu, to znaczy patrzeć na rzeczy i na świat z Jego punktu widzenia (Stwórca wie, co czyni, dlaczego więc się niepokoisz?), i od Niego oczekiwać pomocy. Z pewnością wyzwania są przeogromne i niebezpieczeństwa niezliczone, ale czy wierzysz, że "dla Boga (...) nie ma nic niemożliwego" (Łk 1,37)? Jeśli tak, to możesz wyruszyć w drogę, a Bóg będzie Cię strzegł i doprowadzi cię do swego królestwa.
"Wstańcie, wstąpmy na Syjon" (Jr 31,6), jedyną możliwą drogą jest droga zaufania. Jest to niewielka, całkiem prosta, ale nie całkiem równa droga. "Nigdy (...) nie zapominaj, że dążenie do jedności jest trudne" (Reguła życia Jerozolimskich Wspólnot Monastycznych, I,8). Zanim osiągniemy szczyty, o których mowa w Psalmach 131 i 133, musimy kilka razy pokonać przepaści, kilka razy zaznać wygnania, kilka razy umierać. Psalmy te opisują to wszystko w taki sposób, by każdy w tym się odnalazł. A ponieważ to sam Bóg "wyzwala naszą duszę z mocy Szeolu" (por. Ps 49,16), wzrastamy mimo wszystko w siłę, idąc do miasta pokoju.
Zauważając owo trzykrotne (Ps 120-122, 123-128, 129-134) przechodzenie od skargi - poprzez pełne zaufanie Bogu - do błogosławieństwa, Évode Beaucamp stwierdza: "Jeruzalem jest we wszystkich trzech przypadkach w centrum problemu: w pierwszym, zdążamy ku niej; w drugim, karmimy się jej zapewnieniami; w trzecim, znajdujemy tam rękojmię na przyszłość".
Psalm 122, najbardziej znany z tej serii, prowadzi nas do bram miasta i pozwala kontemplować jego tajemnicę: "Jeruzalem, wzniesione jako miasto o gęstej i zwartej zabudowie" (122,3). Zbudowane lub odbudowane realnie istnieje, zbudowane jednak jest tylko z kamieni. Od BNH - rdzenia słowa "budować" pochodzi również BeN, czyli "syn". Oznacza to że budowa miasta następuje dzięki powrotowi jego synów, dzięki wejściu w jego mury pielgrzymów, dzięki temu, że przychodzą oni tu zamieszkać, pozostać, stać się jego żywymi kamieniami. Tym, co faktycznie sprzyja budowie miasta, jest jedność jego dzieci. Dlatego też drugą część wersetu można równie dobrze przetłumaczyć: "miasto zgromadzone w jedno".
Psalmista wyraża zachwyt wobec wstępowania plemion izraelskich (w. 4), ale widzi znacznie głębiej. Wie, że otrzymują one jedność od Boga, który je powołuje, i który jako pierwszy zasiada na Syjonie. To On jest faktyczną podstawą miasta, na której wszystko budowane jest w zgodzie, jedności i pokoju. Można bowiem odczytać wers 3 również w ten sposób: "miasto, którego podstawą jest Jego Jedyny". Jeruzalem będzie naprawdę sobą, gdy "Pan będzie jeden i jedno będzie Jego imię" (Za 14,9), to znaczy, gdy wszyscy Go uznają i będą Go czcić jako Tego, kim jest, jako jedynego Boga, pełnię wszelkiego życia.
Tradycja żydowska dobrze to zrozumiała: Jeruzalem, serce "ziemi, na której gromadzą się wygnańcy, nie jest - jak zauważa Emmanuel - schronieniem, ale zbiornikiem. To nie schronienie, ale punkt wyjścia, (...) gdyż to z Syjonu i z Jerozolimy wyjdzie Dobra Nowina na duchowe pustynie świata".3 Dlatego modlitwa psalmisty wypływa z bram Jeruzalem. Odwołując się do obietnicy, czeka on z ufnością, że słowo Pana, które wychodzi z Jerozolimy, powróci przynosząc wiele owoców, sprowadzając nawet synów z obczyzny na Jego świętą górę. Czeka na pełne urzeczywistnienie się przymierza i przyspiesza jego nastanie przez modlitwę (ww. 6-9). Słowa, które są dla nas słowami Objawienia w pełni rozkwitu, same układają się w radosny pochód, a każde wnosi weń to, co mają: jedną ze swoich liter. Połączone jedne z drugimi utworzą razem piękne imię świętego miasta.
Sza'alu szelom Jeruszalaim, jiszlaju 'ohawajch... Natarczywe powtarzanie się spółgłosek syczących sprawia wrażenie nieodpartego wynurzania się Jerozolimy, miasta pokoju - szalom - albo raczej dwóch szalom (ze względu na końcówkę liczby podwójnej), miasta, w którym pokój ziemski odpowiada wreszcie pokojowi niebieskiemu w komunii miłości, którą wyśpiewuje liturgia.
Nie tęsknilibyśmy tak bardzo za Jerozolimą, gdybyśmy już po trosze jej nie zamieszkiwali. Niezależnie od wszelkich doznań estetycznych, odblask jej piękna nieodwracalnie naznaczył naszą duszę, budząc w nas niegasnące pragnienie jedności i komunii między wszystkimi dziećmi Boga pokoju. Jest to głębokie wezwanie do tego, by przez całe życie się modlić, "aby pewnego dnia nastała jedna owczarnia i jeden pasterz. (...) Tylko jedność synów Bożych będzie głosić przed światem tajemnicę prawdziwego Boga" (Reguła życia Jerozolimskich Wspólnot Monastycznych, XIV,174). Piękno Jerozolimy, głęboko wyryte w naszych sercach, pociąga nas ku niej. Wstępujemy tam, idąc śladami Abrahama, naszego ojca w wierze, śladami psalmistów i Jezusa, Księcia pokoju, pragnąc przyspieszyć ów dzień, w którym całe stworzenie, zjednoczone, wyśpiewa tę samą pieśń chwały, Alleluja!
W Jeruzalem błogosławione będą wszystkie ludy ziemi, Alleluja! "Uradowałem się, gdy mi powiedziano: "Pójdziemy do domu Pańskiego!"" (Ps 122,1), Alleluja! Obyśmy mogli przemierzać drogę życia jak bł. Dawid z Himmerod, który "promieniował radością. Miał twarz pielgrzyma zdążającego do Jerozolimy" (J. Leclercq). Alleluja! Idź i śpiewaj, Bóg będzie "wszystkim we wszystkich". Alleluja!
z francuskiego tłumaczyła
Beata Breiter
opr. aw/aw