Wy jesteście uczniami Chrystusa w dzisiejszym świecie

Przemówienie Papieża podczas spotkania z młodzieżą 19.04.2008, Nowy Jork, podróż do USA 15-21.04.2008


Benedykt XVI

Wy jesteście uczniami Chrystusa w dzisiejszym świecie

19 kwietnia 2008 — Nowy Jork. Spotkanie z młodzieżą w Seminarium św. Józefa

Księże kardynale, drodzy bracia w biskupstwie, drodzy młodzi przyjaciele!

Pana zaś Chrystusa głoście «i bądźcie zawsze gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która w was jest» (1 P 3, 15). Tymi słowami z Pierwszego Listu św. Piotra pozdrawiam serdecznie każdego z was. Dziękuję kard. Eganowi za uprzejme słowa powitania, dziękuję też przedstawicielom, których wybraliście ze swego grona, za miłe przyjęcie. Kieruję szczególne pozdrowienia i wyrazy wdzięczności do rektora Seminarium św. Józefa bpa Walsha, jego współpracowników i seminarzystów.

Młodzi przyjaciele, jest mi bardzo miło, że mogę z wami porozmawiać. Proszę, byście przekazali moje gorące pozdrowienia swojej najbliższej rodzinie i krewnym, a także nauczycielom oraz personelowi różnych szkół, wyższych uczelni i uniwersytetów, do których uczęszczacie. Wiem, że wiele osób pracowało z oddaniem przy organizacji tego naszego spotkania. Jestem im wszystkim bardzo wdzięczny. Chciałbym również podziękować wam za zaśpiewanie mi Happy Birthday. Dziękuję za ten wzruszający gest; wszystkim wam należy się ocena celująca z wymowy niemieckiej! Dzisiejszego wieczoru chciałbym podzielić się z wami kilkoma refleksjami na temat, co znaczy być uczniami Jezusa Chrystusa — kiedy idziemy w ślady Pana, nasze życie staje się podróżą nadziei.

Są tu przed wami wizerunki sześciorga zwykłych ludzi, mężczyzn i kobiet, którzy dojrzeli do tego, by wieść życie niezwykłe. Kościół czci ich jako sługi Boże, błogosławionych lub świętych: każdy i każda z nich odpowiedzieli na wezwanie Pana, który ich powołał do życia miłością chrześcijańską, i każdy służył Mu tutaj, wśród nowojorskich zaułków, ulic i przedmieść. Uderza mnie, jak niezwykle zróżnicowana jest to grupa: są wśród nich biedni i bogaci, są świeccy mężczyźni i kobiety — jedna z nich to żona i matka z zamożnej rodziny — są księża i siostry zakonne, imigranci z dalekich krajów, a także córka wojownika z plemienia Mohawk i Indianki z plemienia Algonquin, niewolnik z Haiti oraz intelektualista z Kuby.

Św. Elżbieta Anna Seton, św. Franciszka Ksawera Cabrini, św. Jan Neumann, bł. Kateri Tekakwitha, sługa Boży Piotr Toussaint i o. Feliks Varela — w tym gronie mógłby się znaleźć każdy z nas, bo nie ma tu stereotypu, nie ma szablonu. Gdy jednak przyglądamy się im bliżej, widzimy łączące ich wspólne cechy. Gdy zapałali miłością do Jezusa, ich życie stało się niezwykłą podróżą nadziei. Dla niektórych było to równoznaczne z opuszczeniem domu i pokonaniem tysięcy mil. Każdy z nich oddał się całkowicie Bogu, z ufnością, że On jest ostatecznym celem każdego pielgrzyma. Wszyscy oni wyciągali rękę do ludzi napotykanych na drodze, niosąc im nadzieję, a często budząc ich do życia wiary. Poprzez sierocińce, szkoły i szpitale, poprzez przyjaźń ofiarowaną ubogim, chorym i odrzuconym, a także poprzez wiarygodne świadectwo, jakim jest pełne pokory naśladowanie Jezusa, tych sześcioro otworzyło drogę wiary, nadziei i miłości przed niezliczonymi ludźmi, a wśród nich być może i przed waszymi przodkami.

A cóż dzieje się dzisiaj? Kto daje świadectwo Dobrej Nowiny Jezusa na ulicach Nowego Jorku, w niespokojnych dzielnicach wielkomiejskich, tam, gdzie gromadzi się młodzież szukająca kogoś, komu mogłaby zaufać? Bóg jest naszym początkiem i końcem, a Jezus — drogą. Szlak tej podróży prowadzi — podobnie jak i w przypadku naszych świętych — wśród radości i kłopotów zwyczajnego, codziennego życia: w rodzinach, szkołach czy na uczelniach, podczas zajęć rekreacyjnych i w waszych wspólnotach parafialnych. Wszystkie te miejsca noszą cechy kultury, w której wzrastacie. Jako młodzi Amerykanie macie liczne możliwości osobistego rozwoju, jesteście wychowywani w duchu wielkoduszności, służby i sprawiedliwości. A jednak nie muszę wam przypominać, że istnieją też trudności: działania i sposoby myślenia odbierające nadzieję, drogi, które wydają się zmierzać do szczęścia i spełnienia, a w rzeczywistości prowadzą do zamętu i strachu.

Lata, kiedy byłem nastolatkiem, zniszczył złowrogi reżym, przekonany, że ma odpowiedź na wszystko; jego wpływ rósł i przenikał do szkół i organizacji społecznych, do polityki, a nawet do religii — zanim rozpoznano jego rzeczywistą monstrualność. Skazał on Boga na wygnanie, zamykając się na wszystko, co prawdziwe i dobre. W wielu rodzinach dziadkowie i pradziadkowie na pewno opowiadali wam o straszliwym spustoszeniu, jakie spowodował. Niektórzy z nich przybyli do Ameryki właśnie w ucieczce przed tym terrorem.

Dziękujmy Bogu za to, że dzisiaj wielu młodych z waszego pokolenia może cieszyć się różnymi rodzajami wolności, które przyniosła szerząca się demokracja i poszanowanie praw człowieka. Dziękujmy Bogu za wszystkich, którzy walczą o to, byście mogli wzrastać w środowisku, w którym pielęgnuje się to, co piękne, dobre i prawdziwe: za waszych rodziców i dziadków, za nauczycieli i kapłanów, za władze cywilne, poszukujące tego, co prawe i słuszne.

Niszcząca moc wciąż jednak istnieje. Zaprzeczać temu znaczy łudzić samych siebie. Lecz ona nie zatriumfuje nigdy; została zwyciężona. I to właśnie jest istotą nadziei, która wyróżnia nas jako chrześcijan; Kościół przypomina o tym bardzo dramatycznie podczas Triduum paschalnego i z wielką radością przeżywa to w okresie wielkanocnym! Ten, kto wskazuje nam drogę poza granicę śmierci, jest zarazem Tym, który pokazuje, jak przezwyciężyć zniszczenie i lęk: Jezus jest więc prawdziwym Nauczycielem życia (por. Spe salvi, 6). Jego śmierć i zmartwychwstanie oznaczają, że możemy powiedzieć do Ojca niebieskiego: «Ty nam dałeś nowe życie» (Wielki Piątek, Modlitwa po komunii). Zaledwie kilka tygodni temu, podczas przepięknej liturgii Wigilii Paschalnej, nie w rozpaczy i niepokoju o nasz świat, lecz z ufnością pełną nadziei wołaliśmy do Boga: rozprosz ciemności naszych serc! Rozprosz ciemności naszych umysłów! (por. Modlitwa przy zapalaniu paschału).

Cóż to za ciemności? Co się dzieje, kiedy ludzie — zwłaszcza najsłabsi — napotykają zaciśniętą pięść: represje czy manipulacje zamiast wyciągniętej dłoni nadziei? Pierwsza grupa przykładów dotyczy dziedziny serca. Tutaj najłatwiej jest rozbić i zniweczyć marzenia i pragnienia młodzieży. Myślę tu o tych, którzy nadużywają narkotyków i środków odurzających, którzy nie mają domu, którzy są ofiarami ubóstwa, rasizmu, przemocy i degradacji — zwłaszcza o dziewczętach i kobietach. Chociaż przyczyny tych problemów są złożone, wszystkie łączy wspólny, toksyczny sposób myślenia, objawiający się traktowaniem ludzi jak przedmiotów — w ten sposób w sercu zagnieżdża się niewrażliwość, która najpierw lekceważy ludzką godność, nadaną każdemu przez Boga, a potem z niej szydzi. Podobne tragedie uświadamiają też, co mogło się stać, gdyby czyjeś ręce wyciągnęły się w porę ku tamtym ludziom, i co może się stać, jeśli dzisiaj wyciągną się ku tym ludziom wasze ręce. Proszę was, byście zachęcali innych, szczególnie słabych i niewinnych, ażeby przyłączyli się do was w drodze ku dobru i nadziei.

Drugi obszar ciemności — tych, które ogarniają ducha — często bywa niezauważalny i dlatego jest szczególnie szkodliwy. Manipulowanie prawdą wypacza naszą percepcję rzeczywistości, wprowadza zamęt w wyobraźnię i aspiracje. Wymieniłem już wiele rodzajów wolności, którymi na wasze szczęście możecie się cieszyć. Fundamentalne znaczenie wolności powoduje, że trzeba jej skrupulatnie strzec. Nic więc dziwnego, że liczne jednostki oraz grupy głośno i publicznie domagają się wolności dla siebie. Lecz wolność jest wartością delikatną. Można ją zrozumieć na opak lub używać jej źle, a wtedy nie daje ona szczęścia, którego wszyscy oczekujemy, lecz spycha w ciemny obszar manipulacji, gdzie nasze rozumienie siebie i świata przestaje być jasne albo jest zwyczajnie wypaczane przez tych, którzy mają swój własny, ukryty plan.

Czy zauważyliście, jak często żądanie wolności jest pozbawione odniesienia do prawdy o osobie ludzkiej? Spotykamy dzisiaj ludzi, którzy twierdzą, że poszanowanie wolności jednostki sprawia, iż niesłuszne staje się poszukiwanie prawdy, włącznie z prawdą o tym, czym jest dobro. W pewnych środowiskach mówienie o prawdzie jest kontrowersyjne i bywa postrzegane jako przyczyna podziałów, a w związku z tym wysuwa się propozycje, by ograniczyć je do sfery prywatnej. A miejsce prawdy — a raczej jej braku — zajęła myśl, że przyznanie wartości wszystkiemu bez wyjątku zapewnia wolność i wyzwala sumienia. To właśnie nazywamy relatywizmem. Lecz jaki cel może mieć «wolność», która lekceważąc prawdę, goni za tym, co fałszywe i niesprawiedliwe? Ilu młodym ludziom podano rękę, która w imię wolności czy zdobywania doświadczeń zaprowadziła ich do nałogu, do moralnego i intelektualnego zamętu, do przemocy, do utraty szacunku dla siebie albo wręcz do rozpaczy i w konsekwencji do tragedii samobójstwa? Drodzy przyjaciele, prawda nie jest czymś, co narzuca się siłą, ani po prostu jakimś zbiorem reguł. Ona jest odkryciem Osoby, która nie zawodzi nas nigdy; Tego, któremu zawsze możemy zaufać. Poszukiwanie prawdy prowadzi nas do życia opartego na wierze, gdyż w ostatecznym rachunku prawdą jest osoba: Jezus Chrystus. To jest przyczyna, dla której autentyczna wolność nie jest wyborem polegającym na «uwolnieniu się od». Jest natomiast «opowiedzeniem się za czymś»; a to oznacza, że człowiek wykracza niejako poza siebie samego i pozwala się włączyć w Chrystusowe «być dla innych» (por. Spe salvi, 28).

W jaki sposób my, wierzący, możemy więc pomagać innym iść drogą wolności, prowadzącą do spełnienia i trwałego szczęścia? Powróćmy raz jeszcze do naszych świętych. Jak to się stało, że ich świadectwo rzeczywiście wyzwoliło innych z ciemności serca i ducha? Odpowiedzi trzeba szukać w sercu ich wiary — naszej wiary. Wcielenie, narodziny Chrystusa mówią nam, że Bóg faktycznie znajduje sobie wśród nas miejsce. Gospoda jest pełna, ale On wchodzi przez stajenkę, i są tacy ludzie, którzy widzą Jego światło. Rozpoznają, czym jest naprawdę mroczny i zamknięty świat Heroda, i idą za blaskiem gwiazdy na nocnym niebie. A cóż takiego rozsiewa ów blask? Tutaj możecie przypomnieć sobie modlitwę wypowiadaną w najświętszą noc Wielkanocy: «Boże, Ty, przez swojego Syna, światłość świata, udzieliłeś wiernym światła Twojej chwały, rozpal w nas żywy płomień Twojej nadziei!» (por. Poświęcenie ognia). I wówczas, w uroczystej procesji z zapalonymi świecami, jedni drugim przekazujemy światło Chrystusa. Oto światło, które «oddala zbrodnie, z przewin obmywa, przywraca niewinność upadłym, a radość smutnym, rozprasza nienawiść, usposabia do zgody i ugina potęgi» (Exsultet). Oto co czyni światło Chrystusowe. Oto droga świętych. Oto wspaniała wizja nadziei — światło Chrystusa wzywa was, byście byli gwiazdami przewodnimi dla innych i podążali drogą Chrystusa, która jest drogą przebaczenia, pojednania, pokory, radości i pokoju.

Czasami nawiedza nas jednak pokusa, by zamknąć się w sobie, wątpiąc w moc blasku Chrystusa, ograniczyć horyzont nadziei. Odwagi! Nie spuszczajcie oczu ze świętych! Różne sposoby, na jakie przeżywali obecność Boga, sugerują nam, że musimy na nowo odkryć ogrom i głębię chrześcijaństwa. Pozwólcie waszej wyobraźni swobodnie się poruszać w bezmiarze horyzontów, jakie stoją otworem przed uczniami Chrystusa. Czasem uważa się nas za ludzi, którzy mówią wyłącznie o zakazach. Nie ma nic dalszego od prawdy! Życie autentycznych uczniów Chrystusa cechuje głównie zdolność do zachwytu. Stoimy przecież przed Bogiem, którego znamy i kochamy jak przyjaciela, przed ogromem Jego stworzenia, przed pięknem naszej chrześcijańskiej wiary.

Drodzy przyjaciele, przykład świętych pobudza nas do zastanowienia się nad czterema istotnymi aspektami skarbu naszej wiary: modlitwą osobistą i ciszą, modlitwą liturgiczną, praktykowaniem miłości oraz powołaniem.

Najważniejsze jest, byście rozwijali osobistą relację z Bogiem. Wyraża się ona w modlitwie. Bóg z samej swej natury przemawia, słucha i odpowiada. W istocie, św. Paweł przypomina nam, że możemy i musimy «nieustannie się modlić» (por. 1 Tes 5, 17). Jak najdalsi od zamykania się w sobie, ucieczki od trosk i radości życia, poprzez modlitwę zwracamy się ku Bogu, a poprzez Niego ku sobie nawzajem, a także ku zepchniętym na margines i tym, którzy podążają drogami innymi od Bożych (por. Spe salvi, 33). Jak uczą w przekonujący sposób święci, modlitwa staje się czynną nadzieją. Chrystus był ich stałym towarzyszem, z którym rozmawiali na każdym kroku, nieustannie idąc drogą służby dla innych.

Istnieje inny aspekt modlitwy, o którym musimy pamiętać: kontemplacja w ciszy. Św. Jan mówi nam na przykład, że aby pojąć sens objawienia Bożego, trzeba najpierw usłyszeć, a potem odpowiedzieć, przekazując innym, co usłyszeliśmy i ujrzeliśmy (por. 1 J 1, 2-3; Konst. Dei verbum, 1). Czy utraciliśmy coś z umiejętności słuchania? Czy zostawiacie trochę miejsca na słuchanie szeptu Boga, który wzywa was, byście dążyli ku dobru? Przyjaciele, nie obawiajcie się ciszy i spokoju, wsłuchujcie się w Boga, adorujcie Go w Eucharystii! Pozwólcie, by Jego słowo kształtowało wasz rozwój jako drogę ku świętości.

W liturgii odnajdujemy cały Kościół pogrążony w modlitwie. Słowo «liturgia» oznacza uczestnictwo ludu Bożego w «dziele Chrystusa-Kapłana i Jego Ciała, czyli Kościoła» (Sacrosanctum Concilium, 7). Czym jest to dzieło? Przede wszystkim odnosi się do męki Chrystusa, Jego śmierci, zmartwychwstania i wniebowstąpienia — do tego, co zwiemy «misterium paschalnym». Odnosi się także do samego sprawowania liturgii. Te dwa znaczenia są bowiem nierozłącznie ze sobą związane, gdyż «dzieło Jezusa» stanowi prawdziwą treść liturgii. Poprzez liturgię «dzieło Jezusa» wchodzi nieustannie w kontakt z historią, z naszym życiem, po to, by je kształtować. Tu znowu stwierdzamy wielkość naszej wiary chrześcijańskiej. Za każdym razem, kiedy gromadzicie się na Mszy św., kiedy idziecie do spowiedzi, za każdym razem, gdy przystępujecie do jednego z sakramentów, Jezus czyni swoje dzieło. Poprzez Ducha Świętego przyciąga was ku sobie, ku swojej ofiarnej miłości do Ojca, która staje się miłością do wszystkich. Tak więc widzimy, że liturgia Kościoła jest posługą nadziei dla ludzkości. Wasze pełne wiary uczestnictwo jest czynną nadzieją, która pomaga zachować świat — świętych i grzeszników — otwarty na Boga; oto prawdziwa ludzka nadzieja, którą ofiarujemy każdemu (por. Spe salvi, 34).

Modlitwa osobista, chwile cichej kontemplacji i uczestnictwo w liturgii Kościoła przybliżają was do Boga i przygotowują też do służenia innym. Święci, którzy towarzyszą nam dzisiaj wieczorem, pokazują, że życie wiary i nadziei jest także życiem miłości. Kontemplując Jezusa na krzyżu, widzimy miłość w najbardziej radykalnej formie. Możemy więc zacząć wyobrażać sobie drogę miłości, którą powinniśmy podążać (por. Deus caritas est, 12). Okazji, by wejść na tę drogę, jest mnóstwo. Rozglądajcie się wokół, patrząc oczami Chrystusa, wsłuchujcie się Jego uszami, wyczuwajcie i myślcie Jego sercem i Jego umysłem. Czy jesteście gotowi jak On oddać wszystko dla prawdy i sprawiedliwości? Wiele spośród rodzajów cierpienia, na które nasi święci zareagowali ze współczuciem, wciąż jeszcze istnieje tutaj, w tym mieście i w jego okolicach. Ale pojawiły się także nowe niesprawiedliwości: niektóre mają złożone podłoże i są następstwem wyzysku serca i manipulacji duchem; także wspólne środowisko, w którym żyjemy, nasza ziemia cierpi w ucisku konsumpcyjnej chciwości i nieodpowiedzialnego korzystania z niej. Musimy uważnie słuchać. Musimy odpowiadać, używając nowych metod społecznych, będących owocem uniwersalnej miłości, która nie zna granic. W ten sposób będziemy mieć pewność, że nasze dzieła miłosierdzia i sprawiedliwości będą żywą nadzieją dla innych.

Droga młodzieży, na zakończenie chciałbym powiedzieć kilka słów na temat powołań. Przede wszystkim myśli moje biegną ku waszym rodzicom, dziadkom i rodzicom chrzestnym. Oni byli waszymi pierwszymi wychowawcami w wierze. Przynosząc was do chrztu, dali wam możność otrzymania największego daru waszego życia. W tym dniu otrzymaliście udział w świętości samego Boga. Staliście się przybranymi córkami i synami Ojca. Staliście się członkami Ciała Chrystusa. Staliście się przybytkiem Jego Ducha. Módlmy się za matki i ojców całego świata, zwłaszcza za tych, którzy borykają się z wszelkiego rodzaju trudnościami: społecznymi, materialnymi, duchowymi. Szanujmy powołanie małżeńskie i godność życia rodzinnego. Pamiętajmy zawsze, że miejscem, gdzie rodzą się powołania, jest rodzina.

Podczas tego spotkania w Seminarium św. Józefa pozdrawiam obecnych seminarzystów, a jednocześnie kieruję słowa zachęty do wszystkich seminarzystów w całej Ameryce. Ucieszyła mnie wiadomość, że jest was coraz więcej! Lud Boży oczekuje od was, że będziecie kapłanami świętymi, dzień w dzień podążającymi drogą nawrócenia, budzącymi w innych pragnienie głębszego włączenia się w życie kościelne wierzących. Wzywam was do pogłębiania przyjaźni z Jezusem, Dobrym Pasterzem. Rozmawiajcie z Nim jak serce z sercem. Odrzucajcie wszelkie pokusy ostentacji, karierowiczostwa czy próżności. Skłaniajcie się raczej ku stylowi życia, który będzie naprawdę cechowała miłość, czystość i pokora, naśladując w tym Chrystusa, wiecznego Najwyższego Kapłana, którego żywym wizerunkiem powinniście się stać (por. Pastores dabo vobis, 33). Drodzy seminarzyści, modlę się za was codziennie. Pamiętajcie, że w oczach Boga jest naprawdę ważne, byście trwali w Jego miłości i promieniowali Jego miłością na otoczenie.

Siostry, bracia i kapłani, należący do zgromadzeń zakonnych, wnoszą wielki wkład w misję Kościoła. Ich prorocze świadectwo jest przeniknięte głębokim przekonaniem o pierwszorzędnej roli Ewangelii w kształtowaniu życia chrześcijańskiego i przemianie społeczności. Dzisiaj chciałbym zwrócić waszą uwagę na pozytywną odnowę duchową, podejmowaną przez zgromadzenia w duchu własnych charyzmatów. Słowo «charyzmat» oznacza dar udzielony w sposób wolny i bezinteresowny. Charyzmaty daje Duch Święty, który inspiruje założycieli i założycielki i kształtuje zgromadzenie z jego własnym dziedzictwem duchowym. Niezwykłe charyzmaty cechujące poszczególne instytuty zakonne są nadzwyczajnym skarbem duchowym. Dzieje Kościoła najpiękniej chyba obrazuje historia jego szkół duchowości, a większość z nich bierze początek w świętych żywotach założycieli i założycielek. Jestem pewien, że odkrycie charyzmatów, tworzących tak ogromną mądrość duchową, przyciągnie niektórych z was, młodych ludzi, do posługi apostolskiej czy życia kontemplacyjnego. Nie bądźcie zbyt nieśmiali, by rozmawiać z braćmi, siostrami czy kapłanami zakonnymi o charyzmacie i duchowości ich zgromadzenia. Nie istnieją wspólnoty doskonałe, lecz Pan chce od was, byście umieli odróżnić wierność założycielskiemu charyzmatowi od wierności jakiejś osobie. Bądźcie odważni! Wy sami także możecie złożyć w darze wasze życie z miłości do Pana Jezusa, a w Nim do każdego członka ludzkiej rodziny (por. Vita consecrata, 3).

Przyjaciele, znowu zwracam się do was z pytaniem: co powiedzieć o chwili obecnej? Czego poszukujecie? Co wam szepcze Bóg? Nadzieją, która nigdy nie zawodzi, jest Jezus Chrystus. Święci ukazują nam, że Jego drogą jest bezinteresowna miłość. Byli uczniami Chrystusa, więc ich nadzwyczajne drogi życia dojrzewały wewnątrz wspólnoty nadziei, jaką jest Kościół. W Kościele i wy znajdziecie odwagę oraz wsparcie, by pójść drogą Pana. Pokrzepiani modlitwą osobistą, przygotowani w ciszy, ukształtowani przez liturgię Kościoła, odkryjecie to szczególne powołanie, które przeznaczył dla was Pan. Odpowiedzcie na nie z radością. Dzisiaj to wy jesteście uczniami Chrystusa. Promieniujcie Jego światłem na to wielkie miasto i poza jego granice. Przedstawcie światu uzasadnienie nadziei, która w was jest. Rozmawiajcie z innymi o prawdzie, która was wyzwala. Pokładam w was wielką nadzieję i żegnam się z wami w oczekiwaniu na następne spotkanie w Sydney, w lipcu, podczas Światowego Dnia Młodzieży! A na dowód serdecznych uczuć, jakie żywię dla was i dla waszych rodzin, z radością udzielam wam apostolskiego błogosławieństwa.

Po hiszpańsku:

Drodzy seminarzyści, droga młodzieży, wielka to dla mnie radość spotkać się tutaj z wami wszystkimi podczas tej wizyty, w czasie której obchodziłem także moje urodziny. Dziękuję za przyjęcie i za okazaną mi życzliwość.

Zachęcam was, byście otworzyli serca Panu, ażeby je napełnił i sprawił, że rozpaleni płomieniem Jego miłości będziecie potrafili zanieść Jego Ewangelię do wszystkich dzielnic Nowego Jorku.

Światło wiary skłoni was do tego, byście odpowiadali na zło dobrem i świętością życia, jak czynili przez wieki wielcy świadkowie Ewangelii. Zostaliście wezwani, by dołączyć do istniejącego od wieków łańcucha przyjaciół Jezusa, którzy w Jego miłości znaleźli największy skarb swego życia. Pielęgnujcie tę przyjaźń przez modlitwę osobistą i liturgiczną, a także poprzez dzieła miłosierdzia i wytrwałą pomoc najbardziej potrzebującym. Jeśli jeszcze tego nie uczyniliście, zastanówcie się poważnie, czy Pan nie żąda od was, byście naśladowali Go w sposób radykalny i wstąpili na drogę posługi kapłańskiej lub życia konsekrowanego. Sporadyczne odwiedzanie Chrystusa nie wystarcza. Taka przyjaźń nie jest prawdziwą przyjaźnią. Chrystus pragnie mieć w was swoich najbliższych przyjaciół, wiernych i wytrwałych.

Ponawiając zaproszenie do udziału w Światowym Dniu Młodzieży w Sydney, zapewniam was o pamięci w modlitwie, w której proszę Boga, by uczynił z was prawdziwych uczniów zmartwychwstałego Chrystusa. Serdecznie dziękuję!

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama