Krzyk ubogich zagłusza wrzawa nielicznych bogatych

Homilia wygłoszona podczas Mszy św. z okazji II Światowego Dnia Ubogich, 18.11.2018

W niedzielę 18 listopada rano Papież Franciszek odprawił Mszę św. w Bazylice Watykańskiej, w której uczestniczyło około 6 tys. osób — ubogich, bezdomnych i migrantów oraz opiekujących się nimi wolontariuszy. Następnie 1500 z nich spożyło obiad w Auli Pawła VI z Ojcem Świętym, a pozostali udali się na posiłek do rzymskich stołówek, parafii, seminariów, kolegiów, na uniwersytety katolickie i do różnych ośrodków wolontariatu. Obchody II Światowego Dnia Ubogich zorganizowała Papieska Rada ds. Krzewienia Nowej Ewangelizacji we współpracy z Caritasem, ze wspólnotami — św. Idziego, Nowe Horyzonty i Jana XXIII, z Zakonem Kawalerów Maltańskich, ze Stowarzyszeniem Brat 2016, z ACLI, a także z wolontariuszami z dzieł antoniańskich oraz grup wincentyńskich i parafialnych.

Spójrzmy na trzy czynności Jezusa w Ewangelii.

Pierwsza. W środku dnia zostawia — opuszcza tłum w chwili sukcesu, kiedy Go wysławiano, dlatego że dokonał rozmnożenia chleba. I podczas gdy uczniowie chcieli cieszyć się chwałą, natychmiast przynagla ich do odejścia i odprawia tłum (por. Mt 14, 22-23). Poszukiwany przez ludzi, odchodzi sam; kiedy wszystko było «z górki», wstępuje na górę, aby się modlić. Później, w środku nocy, schodzi z góry i dołącza do swoich uczniów, idąc po wzburzonych wiatrem wodach. Jezus we wszystkim idzie pod prąd: najpierw rezygnuje z sukcesu, potem spokoju. Uczy nas odwagi pozostawiania: zrezygnowania z sukcesu, który napełnia serce pychą, i spokoju, który usypia duszę.

Żeby iść — dokąd? Ku Bogu — modląc się, i ku potrzebującym — miłując. To są prawdziwe skarby życia — Bóg i bliźni. Wznieść się ku Bogu i zejść do braci — oto kurs wyznaczony przez Jezusa. On nas odrywa od niezakłóconego pasienia się na wygodnych równinach życia, od wegetowania leniwie pośród małych codziennych satysfakcji. Uczniowie Jezusa nie są stworzeni do zwyczajnego życia w przewidywalnym spokoju. Tak jak Pan Jezus, przemierzają swoją drogę nieobciążeni, gotowi pozostawić glorie danej chwili, uważając, by nie przywiązywać się do dóbr przemijających. Chrześcijanin wie, że jego ojczyzna jest gdzie indziej, wie, że jest już teraz — jak przypomina apostoł Paweł w drugim czytaniu — «współobywatelem świętych i domownikiem Boga» (por. Ef 2, 19). Jest on wędrowcem sprawnie poruszającym się po egzystencji. Nie żyjemy po to, aby gromadzić, nasza chwała polega na pozostawieniu tego, co mija, a zatrzymywaniu tego, co pozostaje. Prośmy Boga, abyśmy przypominali Kościół opisany w pierwszym czytaniu — zawsze w ruchu, umiejący zostawiać i wierny w służeniu (por. Dz 28, 11-14). Przebudź nas, Panie, z bezczynnego spokoju, wyrwij ze spokojnej ciszy naszych bezpiecznych przystani. Uwolnij nas z cum koncentrowania się na sobie, będącego balastem życia, wyzwól nas od dążenia do sukcesów. Poucz nas, Panie, abyśmy umieli zostawiać, aby obierać kurs życia wzorując się na Twoim — ku Bogu i ku bliźniemu.

Drugie działanie: w środku nocy Jezus podnosi na duchu. Idzie do swoich uczniów, pogrążonych w mroku, krocząc «po morzu» (por. w. 25). W rzeczywistości było to jezioro, ale morze, z głębią swoich podziemnych ciemności, symbolizowało w tamtym czasie siły zła. Innymi słowy, Jezus idzie do swoich uczniów, depcząc podstępnych wrogów człowieka. Taka jest wymowa tego znaku — nie jest to uroczysta demonstracja władzy, ale objawienie nam dodającej otuchy pewności, że Jezus, i tylko On, Jezus pokonuje naszych wielkich wrogów: diabła, grzech, śmierć, lęk, światowość. Dziś również mówi do nas: «Odwagi! To Ja jestem, nie bójcie się!» (w.27).

Łódź naszego życia jest często miotana falami i chłostana przez wiatry, a gdy wody są spokojne, wkrótce znowu się wzburzą. Wówczas zmagamy się z burzami danej chwili, które zdają się naszym jedynym problemem. Ale problemem nie jest chwilowa burza, lecz to, jak poruszać się w życiu. Tajemnicą dobrej nawigacji jest zaproszenie Jezusa na pokład. Jemu trzeba oddać ster życia, aby to On wyznaczał kurs. Tylko On bowiem daje życie w śmierci i nadzieję w bólu; tylko On uzdrawia serce przebaczeniem i uwalnia od lęku przez zaufanie. Zaprośmy dzisiaj Jezusa do łodzi życia. Tak jak uczniowie doświadczymy, że gdy On jest na pokładzie, wiatry się uciszają (por. w. 32) i nigdy nie dochodzi do zatonięcia. Gdy On jest na pokładzie, nigdy nie dochodzi do zatonięcia! I tylko z Jezusem również my stajemy się zdolni dodawać otuchy. Bardzo potrzeba ludzi, którzy umieliby pocieszać, ale nie pustymi słowami, lecz słowami życia, gestami życia. W imię Jezusa obdarza się prawdziwą otuchą. Nie pokrzepiają zachęty formalne i banalne, ale obecność Jezusa. Dodaj nam otuchy, Panie — podniesieni na duchu przez Ciebie, będziemy prawdziwymi pocieszycielami dla innych.

I trzecia czynność Jezusa: w czasie burzy wyciąga rękę (por. w. 31). Chwyta Piotra, który, przestraszywszy się, zwątpił i tonąc zawołał: «Panie, ratuj mnie!» (w. 30). Możemy postawić się w sytuacji Piotra — jesteśmy ludźmi małej wiary i jesteśmy tutaj, by żebrać o zbawienie. Jesteśmy ubodzy w prawdziwe życie i potrzebujemy wyciągniętej ręki Pana, która wyrwałaby nas ze zła. To jest początek wiary: trzeba wyzbyć się zadufanego przekonania, że jesteśmy w porządku, zdolni, niezależni, i uznać, że potrzebujemy zbawienia. Wiara wzrasta w tej atmosferze, w klimacie, do którego się przystosowujemy, będąc razem z tymi, którzy nie stawiają siebie na piedestale, ale potrzebują pomocy i o nią proszą. Z tego względu ważne jest, abyśmy wszyscy przeżywali wiarę w kontakcie z potrzebującymi. To nie jest opcja socjologiczna, to nie jest moda danego pontyfikatu, ale wymóg teologiczny. Jest to uznanie siebie za żebrzących zbawienia, braci i siostry wszystkich, a zwłaszcza ubogich, szczególnie umiłowanych przez Pana. W ten sposób czerpiemy z ducha Ewangelii — jak mówi Sobór: «Duch ubóstwa i miłosierdzia jest bowiem chwałą i świadectwem Kościoła Chrystusowego» (Konst. duszpast. Gaudium et spes, 88).

Jezus wysłuchał wołania Piotra. Prośmy o łaskę, byśmy usłyszeli wołanie tych, którzy żyją w burzliwych wodach. Wołanie ubogich — to stłumiony krzyk dzieci, które nie mogą się narodzić, maluczkich cierpiących głód, dziewcząt i chłopców nawykłych do huku bomb zamiast wesołej wrzawy zabaw. Jest to krzyk osób starszych, odrzuconych i pozostawionych samym sobie. To wołanie tych, którzy zmagając się z burzami życia, nie mają przyjaznej obecności. Jest to krzyk tych, którzy muszą uciekać, opuszczając dom i ziemię, nie mając pewności, że dotrą do przystani. Jest to krzyk całych narodów, pozbawianych również ogromnych zasobów naturalnych, które posiadają. To wołanie wielu Łazarzy, którzy płaczą, podczas gdy nieliczni bogacze ucztują, korzystając z tego, co ze względu na sprawiedliwość należy się wszystkim. Niesprawiedliwość jest przewrotnym źródłem ubóstwa. Krzyk ubogich staje się każdego dnia coraz głośniejszy, ale z każdym dniem jest mniej słuchany. Każdego dnia krzyk jest coraz głośniejszy, ale z każdym dniem jest mniej słuchany, zagłuszany przez wrzawę nielicznych bogatych, których jest coraz mniej, a którzy są coraz bogatsi.

W obliczu deptania ludzkiej godności często pozostajemy z założonymi rękami lub rozkładamy ręce, bezsilni wobec mrocznej siły zła. Ale chrześcijanin nie może stać obojętny, z założonymi rękami, lub fatalistycznie rozkładać ręce. Człowiek wierzący wyciąga rękę, tak jak Jezus do niego. Przez Boga krzyk ubogich zostaje wysłuchany. Pytam: a u nas? Czy mamy oczy, żeby widzieć, uszy, żeby słyszeć, ręce wyciągnięte, żeby pomagać, czy też powtarzamy: «przyjdź jutro»? «Przez ubogich sam Chrystus głośno woła o miłosierdzie swoich uczniów» (tamże). Domaga się, abyśmy Go rozpoznali w człowieku głodnym i spragnionym, obcym i pozbawionym godności, chorym i uwięzionym (por. Mt 25, 35-36).

Pan wyciąga rękę — jest to gest bezinteresowny, nienależny. Tak trzeba robić. Nie jesteśmy powołani do czynienia dobra tylko tym, którzy nas kochają. Odwzajemnianie się jest rzeczą normalną, ale Jezus domaga się, aby pójść dalej (por. Mt 5, 46) — aby dawać temu, kto nie może oddać, to znaczy, aby miłować bezinteresownie (por. Łk 6, 32-36). Spójrzmy na nasze dni — czy pośród wielu rzeczy czynimy coś bezinteresownie, coś dla kogoś, kto nie może się odwzajemnić? To będzie nasza wyciągnięta ręka, nasze prawdziwe bogactwo w niebie.

Wyciągnij do nas rękę, Panie, i uchwyć nas. Pomóż nam kochać tak, jak Ty kochasz. Naucz nas zostawiać to, co przemijające, podnosić na duchu tych, którzy są przy nas, i bezinteresownie dawać potrzebującym. Amen.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama