Trzeba żyć, a nie wegetować

Przemówienie podczas spotkania z młodzieżą - wizyta duszpasterska w Turynie 21.06.2015

Trzeba żyć, a nie wegetować

Przed spotkaniem z młodzieżą, Papież Franciszek złożył wizytę w kościele św. Teresy, gdzie wzięli ślub jego dziadkowie, a później został ochrzczony jego ojciec. W spotkaniu na piazza Vittorio uczestniczyło około 50 tys. młodych ludzi, przybyłych z Włoch, a także z innych krajów; wśród nich była delegacja z archidiecezji krakowskiej i Komitetu Organizacyjnego Światowego Dnia Młodzieży w Krakowie. W imieniu zgromadzonych Ojca Świętego przywitali 25-letni Marco Panero, odpowiedzialny za salezjańskie oratorium w Marene, i 27-letnia Giulia Boioli, wiceprzewodnicząca młodzieżowej sekcji Akcji Katolickiej. W improwizowanym przemówieniu — które zamieszczamy poniżej — Papież odpowiedział na pytania 19-letniej niepełnosprawnej maturzystki Chiary Vagnoni, 27-letniej bezrobotnej Sary Amodio i 26-letniego studenta Politechniki Turyńskiej Lugiego Capella.

Dziękuję Chiarze, Sarze i Luigiemu. Dziękuję, ponieważ są to pytania dotyczące trzech słów z Ewangelii Jana, której wysłuchaliśmy: miłości, życia, przyjaciół. Te trzy słowa w tekście Jana łączą się i jedno wyjaśnia drugie: nie można mówić w Ewangelii o życiu, nie mówiąc o miłości — jeżeli mówimy o prawdziwym życiu — i nie można mówić o miłości bez tej przemiany ze sług w przyjaciół. I te trzy słowa są bardzo ważne w życiu, a wszystkie trzy mają wspólny korzeń: wolę życia. Tutaj pozwolę sobie przypomnieć słowa bł. Piotra Jerzego Frassatiego, człowieka młodego tak jak wy: «Żyć, nie wegetować!». Żyć!

Wiecie, że przykro jest patrzeć na młodego człowieka, który jest «nieruchomy», żyje, ale żyje jak — pozwólcie, że użyję tego słowa — jak roślina: robi różne rzeczy, lecz nie jest to życie, które postępuje, jest nieruchome. A wiecie, że moje serce bardzo zasmucają ludzie młodzi, którzy przechodzą na emeryturę w wieku 20 lat! Tak, wcześnie się zestarzeli... Toteż odnośnie do pytania Chiary, dotyczącego miłości: tym, co sprawia, że młody człowiek nie idzie na emeryturę, jest pragnienie miłości, pragnienie dawania tego, co człowiek ma najpiękniejszego, i tego, co ma najpiękniejszego Bóg, bowiem definicja Boga, którą daje Jan, to: «Bóg jest miłością». A kiedy młody człowiek kocha, żyje, dojrzewa, nie idzie na emeryturę. Dojrzewa, dojrzewa, dojrzewa i obdarowuje.

A co to jest miłość? «Czy jest to telenowela, Ojcze? To, co oglądamy w serialach telewizyjnych?». Niektórzy myślą, że to jest miłość. Mówienie o miłości jest tak piękne, można mówić piękne, bardzo piękne rzeczy. Lecz miłość ma dwa aspekty, wokół których się obraca, i jeżeli dana osoba, młody człowiek, nie ma tych dwóch aspektów, tych dwóch wymiarów miłości, to nie jest miłość. Przede wszystkim miłość wyraża się bardziej w czynach niż w słowach: miłość jest konkretna. Rodzinie salezjańskiej dwie godziny temu mówiłem o konkretności jej powołania... — A widzę, że czują się młodzi, ponieważ są tutaj, na przedzie! Czują się młodzi! — Miłość jest konkretna, wyraża się bardziej w uczynkach niż w słowach. Nie jest miłością tylko mówienie: «Kocham cię, kocham wszystkich ludzi». Nie. Co robisz z miłości? Miłość się daje. Pomyślcie, że Bóg zaczął mówić o miłości, kiedy zaangażował się w dzieje swojego ludu, zawarł przymierze ze swoim ludem, ocalił swój lud, tak wiele razy przebaczał — jak wielką cierpliwość ma Bóg! — działał, czynił gesty miłości, dzieła miłości. I drugi wymiar, drugi aspekt, wokół którego obraca się miłość, to ten, że miłość zawsze się komunikuje, to znaczy miłość słucha i odpowiada, miłość tworzy się w dialogu, w jedności: komunikuje się. Miłość nie jest ani głucha, ani niema, komunikuje się. Te dwa wymiary są bardzo przydatne w zrozumieniu, czym jest miłość, że nie jest romantycznym, chwilowym uczuciem czy jakąś historią, nie — jest konkretna, jest w czynach. I komunikuje się, to znaczy zawsze prowadzi dialog.

I tak, Chiaro, odpowiem na twoje pytanie: «Często czujemy się rozczarowani właśnie w miłości. Na czym polega wielkość miłości Jezusa? Jak możemy doświadczyć Jego miłości?». A teraz, wiem, że jesteście życzliwi i pozwolicie mi mówić szczerze. Nie chciałbym prawić morałów, lecz pragnę powiedzieć pewne słowa, które się nie podobają, słowa niepopularne. Także Papież czasami musi zaryzykować, aby powiedzieć prawdę. Miłość jest w czynach, w porozumiewaniu się, lecz miłość jest pełna szacunku do osób, nie wykorzystuje osób, a zatem, miłość jest czysta. I wam, młodym, w tym świecie, w tym hedonistycznym świecie, w tym świecie, gdzie reklamuje się tylko przyjemność, wygodne urządzenie się, prowadzenie przyjemnego życia, ja wam mówię: bądźcie czyści, bądźcie czyści.

Wszyscy w życiu mieliśmy chwile, kiedy ta cnota jest bardzo trudna, ale to ona właśnie stanowi drogę do miłości prawdziwej, miłości, która potrafi dawać życie, która nie stara się wykorzystać drugiej osoby dla własnej przyjemności. Jest miłością, która życie drugiej osoby uznaje za święte: ja ciebie szanuję, nie chcę cię wykorzystać, nie chcę cię wykorzystać. Nie jest to łatwe. Wszyscy wiemy, jak trudno jest przezwyciężyć «powierzchowną» i hedonistyczną koncepcję miłości. Wybaczcie mi, że mówię coś, czego nie oczekiwaliście, lecz proszę was: starajcie się przeżywać miłość w sposób czysty.

A z tego wyciągniemy taki wniosek: jeżeli miłość jest pełna szacunku, jeżeli miłość jest w uczynkach, jeżeli miłość jest w komunikacji, miłość poświęca się dla innych. Popatrzcie na miłość rodziców, tak wielu mam, tak wielu tatów, którzy rano przychodzą do pracy zmęczeni, ponieważ nie wyspali się dobrze, gdyż opiekowali się swoim chorym dzieckiem — to jest miłość! To jest szacunek. To nie jest wygodne urządzanie się. To jest — przejdźmy do innego kluczowego słowa — to jest «służba». Miłość jest służbą. Jest służeniem innym. Kiedy Jezus po umyciu nóg wyjaśniał ten gest apostołom, pouczył ich, że jesteśmy stworzeni, abyśmy jedni drugim służyli, a jeśli mówię, że kocham, i nie służę drugiemu, nie pomagam drugiemu, nie robię nic, aby się rozwijał, nie poświęcam się dla drugiego, to nie jest miłość. Przynieśliście krzyż [krzyż ŚDM]: tam jest znak miłości. Ta historia miłości Boga, angażującego się przez dzieła i przez dialog, z szacunkiem, przez przebaczenie, przez cierpliwość na przestrzeni tak wielu wieków w dzieje swojego ludu, kończy się tam: w Jego Synu na krzyżu. Największą posługą jest oddanie życia, poświęcenie się, pomaganie innym. Nie jest łatwo mówić o miłości, nie jest łatwo żyć miłością. Lecz mówiąc te rzeczy, Chiaro, sądzę, że jakoś ci pomogłem, odpowiadając na pytania, które mi zadałaś. Nie wiem, mam nadzieję, że będzie to dla ciebie przydatne.

I dziękuję tobie, Saro, miłośniczko teatru. «Myślę o słowach Jezusa: dać życie». Mówiliśmy o tym teraz. «Często wyczuwa się nieufność do życia». Tak, ponieważ są sytuacje, które skłaniają nas do myślenia: «Ale czy warto żyć w ten sposób? Czego mogę oczekiwać od takiego życia?». Pomyślmy, w tym świecie, o wojnach. Parokrotnie mówiłem, że przeżywamy trzecią wojnę światową, tyle że w kawałkach. Na raty: w Europie jest wojna, w Afryce jest wojna, na Bliskim Wschodzie jest wojna, w innych krajach jest wojna... Czy mogę mieć ufność do takiego życia? Czy mogę mieć zaufanie do przywódców światowych? Czy kiedy idę oddać głos na jakiegoś kandydata, mogę ufać, że nie doprowadzi mojego kraju do wojny? Jeżeli pokładasz zaufanie tylko w ludziach, przegrałeś! Zastanawia mnie jedna rzecz: ludzie, rządzący, przedsiębiorcy deklarują się jako chrześcijanie, a produkują broń! To budzi pewną nieufność — mówią, że są chrześcijanami! «Nie, nie, Ojcze, ja nie produkuję, nie, nie... Ulokowałem tylko moje oszczędności, zainwestowałem w fabryki broni». A tak! A dlaczego? «Ponieważ oprocentowanie jest trochę wyższe...». Także dwulicowość jest w dzisiejszych czasach obiegową monetą: mówi się jedno, a robi coś innego. Hipokryzja... A popatrzmy, co wydarzyło się w minionym wieku: w 1914 r., 1915 r., właściwie w 1915 r. Doszło do tej wielkiej tragedii w Armenii. Bardzo wiele osób poniosło śmierć. Nie znam liczby — z pewnością ponad milion. A gdzie były ówczesne wielkie mocarstwa? Odwracały wzrok. Dlaczego? Bo wojna była w ich interesie: ich wojna! A ci, którzy umierają, to osoby, istoty ludzkie drugiej kategorii. Później, w latach trzydziestych-czterdziestych — tragedia Szoah. Wielkie mocarstwa dysponowały fotografiami linii kolejowych, którymi przejeżdżały pociągi do obozów koncentracyjnych, jak Auschwitz, aby zabijać Żydów, a także chrześcijan, także Romów, także homoseksualistów — aby ich tam zabić. A powiedz mi, dlaczego tego nie zbombardowały? Interes! A nieco później, niemal równocześnie, były łagry w Rosji, Stalin... Iluż chrześcijan cierpiało, zostało zabitych! Wielkie mocarstwa dzieliły między siebie Europę jak tort. Musiało upłynąć wiele lat, zanim doszło do «pewnej» wolności. Jest to hipokryzja — mówi się o pokoju, a produkuje broń, a nawet sprzedaje broń temu, kto prowadzi wojnę z tamtym, i tamtemu, który walczy z tym!

Rozumiem to, co mówisz o nieufności do życia; także dziś, kiedy żyjemy w kulturze odrzucania. Ponieważ to, co nie przynosi korzyści ekonomicznej, odrzuca się. Odrzuca się dzieci, bo się ich nie rodzi albo zabija je, zanim się narodzą; odrzuca się ludzi starszych, ponieważ są nieprzydatni, więc się ich opuszcza, pozwalając, aby umarli, jest to swego rodzaju ukryta eutanazja, nie pomaga się im żyć; a teraz odrzuca się ludzi młodych: pomyśl o tych 40% młodych ludzi tutaj, nie mających pracy. To jest właśnie odrzucanie! A dlaczego? Bo w systemie gospodarki światowej w centrum stawia się nie mężczyznę i kobietę, jak tego chce Bóg, lecz bożka pieniądz. I wszystko robi się dla pieniądza. W języku hiszpańskim jest trafne powiedzenie: Por la plata baila el mono. Tłumaczę: «Dla pieniędzy nawet małpa tańczy». I tak, przy tej kulturze odrzucania, czy można mieć zaufanie do życia?, przy tym poczuciu wyzwania [, które] rośnie, rośnie, rośnie? Młody człowiek, który nie może się uczyć, który nie ma pracy, który się wstydzi, bo nie ma poczucia godności, bo nie ma pracy, nie zarabia na swoje życie. A jakże często ci młodzi ludzie popadają w uzależnienia? Jakże często popełniają samobójstwa? Statystyki samobójstw wśród młodzieży nie są dobrze znane. Albo jakże często ci młodzi ludzie idą walczyć razem z terrorystami, aby przynajmniej coś zrobić, dla jakiegoś ideału. Rozumiem to wyzwanie. Dlatego Jezus mówił nam, żebyśmy nie pokładali naszego bezpieczeństwa w bogactwach, we władzy światowej. Jak mogę mieć zaufanie do życia? Co mogę robić, jak mogę przeżywać życie, aby nie niszczyło, aby nie było życiem niszczącym, aby nie było życiem odrzucającym osoby? Jak mogę przeżyć życie, które mnie nie rozczaruje?

I przechodzę do odpowiedzi na pytanie Luigiego: mówił on o projekcie dzielenia się, to znaczy łączenia, budowania. Powinniśmy rozwijać nasze projekty budowania, a takie życie nie rozczaruje. Jeżeli zaangażujesz się w to, w jakiś projekt tworzenia, pomocy — pomyślmy o dzieciach ulicy, o migrantach, o tak licznych osobach w potrzebie, ale nie tylko, żeby ich nakarmić jednego dnia, przez dwa dni, ale żeby je wypromować przez oświatę, przez jedność w radości w ośrodkach przyparafialnych i wiele rzeczy, ale rzeczy, które budują, wtedy to poczucie nieufności do życia się oddala, rozwiewa się. Co powinienem w tym celu robić? Nie udawać się zbyt wcześnie na emeryturę: działać. Działać. I powiem jedno słowo: działać idąc pod prąd. Działać wbrew tendencjom. W waszym przypadku, ludzi młodych, którzy żyjecie w tej sytuacji ekonomicznej, także kulturowej, hedonistycznej, konsumpcjonistycznej, z wartościami, które są jak «bańka mydlana», z tymi wartościami daleko nie zajdziecie. Trzeba robić rzeczy konstruktywne, choćby drobne, ale które nas zgromadzą, połączą nas ze sobą, z naszymi ideałami: to jest najlepsze antidotum na tę życiową nieufność, na tę kulturę, która proponuje ci tylko przyjemność: wygodne urządzenie się, posiadanie pieniędzy i niemyślenie o innych rzeczach.

Dziękuję za pytania. Po części ci odpowiedziałem, Luigi, prawda? Iść pod prąd to znaczy być odważnym i kreatywnym, być kreatywnym. Ubiegłego lata przyjąłem w pewne popołudnie — było to w sierpniu... Rzym był martwy — rozmawiała ze mną przez telefon grupa dziewcząt i chłopców, którzy przebywali na kempingach w różnych miastach Włoch, i przyszyli do mnie — powiedziałem im, żeby przyszli — biedactwa, wszyscy brudni, zmęczeni... ale radośni! Ponieważ zrobili coś «pod prąd»!

Wielokrotnie reklamy chcą nas przekonać, że coś jest piękne, że coś jest dobre, i wmawiają nam, że są to «diamenty»; lecz popatrzcie, sprzedają nam szkło! I my musimy się temu sprzeciwiać, nie być naiwni. Nie kupować brudów, które nam podają za diamenty.

A na zakończenie chciałbym powtórzyć słowa Piotra Jerzego Frassatiego: jeżeli chcecie zrobić coś dobrego w życiu, żyjcie, a nie wegetujcie. Żyjcie!

Lecz wy jesteście inteligentni i z pewnością powiecie mi: «Ale, Ojcze, Ojciec tak mówi, ponieważ jest w Watykanie, ma tam wielu hierarchów, którzy dla Ojca pracują, jest spokojny i nie wie, co to jest życie codzienne....». No tak, ktoś może tak pomyśleć. Sekret polega na tym, by zrozumieć dobrze, gdzie się żyje. Na tej ziemi — powiedziałem to także rodzinie salezjańskiej — pod koniec dziewiętnastego wieku panowały najgorsze warunki dla rozwoju młodzieży: kwitła masoneria, również Kościół nie mógł nic zrobić, byli antyklerykałowie, byli także sataniści... To był jeden z najgorszych okresów i jedno z najgorszych miejsc w historii Włoch. Lecz jeśli chcecie zrobić dobrą pracę domową, idźcie i poszukajcie, jak wielu świętych mężczyzn i kobiet narodziło się w tamtych czasach! Dlaczego? Ponieważ zorientowali się, że muszą iść pod prąd w stosunku do tendencji tej kultury, takiego sposobu życia. Rzeczywistość, życie w rzeczywistości. A jeśli ta rzeczywistość jest szkłem, a nie diamentem, poszukuję rzeczywistości pod prąd i tworzę własną rzeczywistość, lecz będącą czymś, co byłoby służbą dla innych. Pomyślcie o waszych świętych na tej ziemi, co zdziałali!

I dziękuję, dziękuję, bardzo dziękuję! Zawsze miłość, życie, przyjaciele. A tymi słowami można żyć, tylko «wychodząc»: zawsze wychodząc, żeby coś nieść. Jeżeli będziesz tkwił nieruchomo, nic nie zrobisz w życiu i zrujnujesz swoje.

Zapomniałem wam powiedzieć, że teraz przekażę wam napisane przemówienie. Znałem wasze pytania i napisałem coś w związku z waszymi pytaniami; lecz to nie jest to, co wam powiedziałem, co podyktowało mi serce; i przekażę przemówienie odpowiedzialnemu, a ty je opublikujesz [przekazuje kartki kapłanowi odpowiedzialnemu za duszpasterstwo młodzieży]. Tu jest was, studentów, bardzo wielu, ale wystrzegajcie się myślenia, że uniwersytet to tylko studiowanie intelektem: być studentem oznacza także wychodzenie, wychodzenie, aby służyć, przede wszystkim do ubogich! Dziękuję.

Poniżej zamieszczamy przemówienie przygotowane na to spotkanie, którego tekst Ojciec Święty przekazał kapłanowi odpowiedzialnemu za duszpasterstwo młodzieży.

Drodzy Młodzi!

Dziękuję wam za to serdeczne przyjęcie! I dziękuję za wasze pytania, które prowadzą nas do serca Ewangelii.

Pierwsze z nich, dotyczące miłości, każe nam się zastanowić nad głębokim sensem miłości Bożej, ofiarowanej nam przez Pana Jezusa. On nam pokazuje, jak daleko posuwa się miłość: aż do całkowitego daru z siebie, aż do oddania swego życia, jak kontemplujemy w tajemnicy Całunu, kiedy uznajemy w nim ikonę «największej miłości». Jednak tego daru z samych siebie nie należy wyobrażać sobie jako rzadkiego gestu heroicznego, czy też przeznaczonego na jakąś wyjątkową okazję. Może nam bowiem grozić, że będziemy sławili miłość, marzyli o miłości, przyklaskiwali miłości... nie pozwalając, by ona nas poruszyła i nie angażując się w nią! Wielkość miłości przejawia się w troszczeniu się o człowieka potrzebującego, z wiernością i cierpliwie. Dlatego wielki w miłości jest ten, kto potrafi stać się mały dla innych, jak Jezus, który stał się sługą. Kochać to być blisko, dotykać ciała Chrystusa w ubogich i w ostatnich, przedstawiać Bożej łasce potrzeby, wezwania, samotność ludzi, którzy są wokół nas. Wówczas miłość Boga wkracza, przemienia i czyni małe rzeczy wielkimi, czyni je znakami Jego obecności. Św. Jan Bosko jest dla nas mistrzem właśnie ze względu na jego zdolność kochania i wychowywania, dzięki życiu blisko dzieci i młodzieży.

W świetle tej przemiany, będącej owocem miłości, możemy odpowiedzieć na drugie pytanie na temat nieufności do życia. Brak pracy i perspektyw na przyszłość z pewnością przyczynia się do zahamowania dynamiki życia, powodując, że wielu przybiera postawy obronne: myślenie o sobie, gospodarowanie czasem i zasobami w perspektywie własnego dobra, ograniczanie ryzyka wszelkiej hojności... Są to wszystko objawy życia nieruchomego, zachowywanego za wszelką cenę, co może w ostateczności prowadzić również do rezygnacji i cynizmu. Jezus natomiast uczy nas innej drogi: «Kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa» (Łk 9, 24). Oznacza to, że nie powinniśmy czekać na sprzyjające zewnętrzne okoliczności, by naprawdę zaryzykować, ale przeciwnie, jedynie angażując życie — świadomi tego, że je tracimy! — tworzymy dla innych i dla siebie warunki nowej ufności w przyszłość. I tu moja myśl spontanicznie kieruje się ku pewnemu młodemu człowiekowi, który naprawdę tak przeżył swoje życie, stając się wzorem zaufania i ewangelicznej odwagi dla młodych pokoleń we Włoszech i na świecie: to bł.Piotr Jerzy Frassati. Jednym z jego powiedzeń było «żyć, a nie wegetować!». To jest droga pozwalająca w pełni doświadczyć mocy i radości Ewangelii. W ten sposób nie tylko odzyskacie wiarę w przyszłość, ale potraficie budzić nadzieję wśród waszych przyjaciół i w środowiskach, w których żyjecie.

Wielką pasją Piotra Jerzego Frassatiego była przyjaźń. A wasze trzecie pytanie brzmiało właśnie: jak żyć przyjaźnią w sposób otwarty, aby przekazywała ona radość Ewangelii? Wiedziałem, że ten plac, na którym jesteśmy, w piątkowe i sobotnie wieczory jest bardzo uczęszczany przez ludzi młodych. Tak bywa we wszystkich naszych miastach i miasteczkach. Myślę, że również niektórzy z was spotykają się tutaj albo na innych placach z przyjaciółmi. A zatem zapytam was — niech każdy pomyśli i sobie odpowie — czy w tych chwilach, kiedy jesteście w towarzystwie, potraficie ukazywać waszą przyjaźń z Jezusem w postawach, w sposobie zachowania? Czy myślicie czasami, także w wolnym czasie, w chwilach odprężenia, że jesteście małymi latoroślami wszczepionymi w winny krzew, którym jest Jezus? Zapewniam was, że gdy będziecie o tym myśleć z wiarą, poczujecie, że przepływa w was «limfa» Ducha Świętego i będziecie wydawać owoce, niemal nie zdając sobie z tego sprawy: będziecie umieli być mężni, cierpliwi, pokorni, zdolni do dzielenia się, ale będziecie również potrafili różnić się, radować się z tymi, którzy się radują, i płakać z tymi, którzy płaczą, będziecie umieli miłować tych, którzy was nie miłują, i odpowiadać na zło dobrem. W ten sposób będziecie głosili Ewangelię!

Święci i święte Turynu uczą nas, że wszelka odnowa, także odnowa Kościoła, wymaga naszego osobistego nawrócenia, otwarcia serca, które przyjmuje i rozpoznaje Boże niespodzianki, przynaglani największą miłością (2 Kor 5, 14), która czyni nas przyjaciółmi także osób samotnych, cierpiących i usuwanych na margines.

Drodzy młodzi, wraz z tymi starszymi braćmi i siostrami, którymi są święci, w rodzinie Kościoła mamy Matkę, nie zapominajmy o tym! Życzę wam, abyście zawierzyli się w pełni tej czułej Matce, która wskazała na obecność «największej miłości» właśnie pośród młodych, podczas wesela. Maryja «jest przyjaciółką, zawsze dbającą o to, by nie zabrakło wina w naszym życiu» (adhort. apost. Evangelii gaudium, 286). Prośmy Ją, aby nie dopuściła do tego, by zabrakło nam wina radości!

Dziękuję wam wszystkim! Niech Bóg wszystkich was błogosławi. I proszę, módlcie się za mnie.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama