Ciągłość. Gwoździem w mózg
Leszek Stafiej
Naród bez tradycji ginie. Kto odwraca się od tradycji, kto ją lekceważy lub niszczy, ten na nią nie zasługuje. Tradycja zapewnia ciągłość dorobku pokoleń, zaspokaja indywidualne i zbiorowe potrzeby emocjonalne, potrzeby przynależności i akceptacji, poczucie tożsamości, bezpieczeństwa i odpowiedzialności. Tradycja buduje struktury społeczne, pozwalając im współdziałać dla wzajemnego rozwoju. Oto garść powodów, dla których tradycję warto szanować i pielęgnować.
Mam poczucie odpowiedzialności za przeszłość i przyszłość branży reklamowej, którą zajmuję się od ponad dziesięciu lat. To mój kapitał i moje dziedzictwo. Chciałbym przekazać je następnym pokoleniom — choć może jeszcze nie dzisiaj — w stanie, którego nie muszę się wstydzić. Dlatego jestem zwolennikiem kontynuacji czy też, jak chcą niektórzy, wskrzeszenia festiwalu Crackfilm w Krakowie — jedynego polskiego festiwalu reklamowego — festiwalu, a nie konkursu - który odbywa się od tak dawna, że nawet najstarsi jak ja nie pamiętają, od kiedy.
To prawda, że nasz krakowski terrible enfant Lechosław Wilk, jeden z dwóch założycieli tej imprezy, obok Piotra Wasilewskiego (za co obu im chwała) — z czasem jej wyłączny właściciel, co dla niego i dla imprezy okazało się niefortunne — zrobił tyle samo dobrego, by Crackfilm stworzyć, ile złego, by go rozłożyć. Ale zamiast rozpamiętywać bolesny upadek i wieszać psy na Wilku, którego osobiście bardzo lubię, wolę cieszyć się, że Wilk przetrwał sobie, a Crackfilm sobie.
Festiwal przetrwał tam, gdzie powinien, nie w Warszawie, lecz w Krakowie, bo w Krakowie są jego korzenie. Przetrwał dzięki organizatorom, z dzielnym Pawłem Rabiejem na czele, który nadludzkim wysiłkiem przeprowadził nas, niczym Mojżesz, przez morze niechęci i zwątpienia. Przetrwał dzięki jurorom pod skromnym przewodnictwem niżej podpisanego, którzy zgodzili się swoim autorytetem wesprzeć starania organizatorów i nie dali „pogrześć mowy”, świadcząc za tym, że ta tradycja żyje i żyć będzie. Przetrwał dzięki uczestnikom, którzy zechcieli się na nim akredytować. Ale nade wszystko przetrwał dzięki tym, którzy nadesłali swoje prace. Im właśnie największa za to chwała. Nadesłanych prac było nieco ponad 70. W porównaniu z innymi konkursami to niewiele. Niektórzy twierdzili, że tak małą stawkę trudno oceniać, bo nie jest reprezentatywna dla polskiej reklamy. Otóż po pierwsze, chociaż mniej niż gdzie indziej i znacznie mniej niż na Crackfilmach w dobie rozkwitu bywało, to jednak wcale niemało. Czasy mamy dla reklamy niezbyt łaskawe. Na dodatek nadwątlona marka festiwalu nie mogła przyciągnąć najbardziej wątpiących. Gdyby jednak policzyć wszystkie osoby zaangażowane w powstanie tych 70. prac, okaże się, że nadzieje na laury miało grubo ponad tysiąc twórców, czyli niezły legion. Wszyscy oni razem oraz każdy z osobna zasługiwali na to, by owoc ich twórczych starań został poddany publicznej ocenie, wyróżnieniu i ewentualnie pochwale.
Wśród zgłoszonych prac nie było propozycji żenujących, jakie nadal trafiają się na wielu konkursach, także międzynarodowych. Poza tym, jak wiadomo, jury nie ocenia stopnia reprezentatywności zgłoszeń wobec ogólnego poziomu reklamy w kraju lub na świecie ani też w stosunku do pozostałych zgłoszeń. Każdy utwór reklamowy analizuje się niezależnie od reszty pod kątem kreatywności pomysłu, jego adekwatności do domniemanej strategii oraz doskonałości wykonania. Efekt tegorocznej analizy, ku zaskoczeniu zarówno zwolenników, jak i przeciwników kontynuacji Crackfilmu, okazał się imponujący. Oceniano surowo, może nawet surowiej niż kiedy indziej, w poczuciu odpowiedzialności za godność profesji i szacunku dla odbiorcy. Surowo, by wykluczyć choćby cień podejrzenia o taryfę ulgową. Surowo, by w przyszłym roku równie surowej ocenie poddać się zechcieli ci sami i następni twórcy. Nagrodzono prace, które na to w pełni zasługiwały. Nie przyznano nagród tam, gdzie nikt na to nie zasłużył. Tak wyciągnęliśmy Crackfilm z głębokiego kryzysu, kładąc podwaliny nowej epoki w historii festiwalu i polskiej reklamy. Reszta w rękach następców.
Tak być powinno, było i będzie, na zawsze i ninie. I tak nam dopomóż Bóg.
opr. MK/PO
|