Mnożenie talentów

Biznes nie musi być drogą do wyzysku i korupcji. Jest szansą pomnożenia talentów w służbie dobru. Jak wykorzystać tę szansę?

Praca jest wpisana w ludzką naturę, w podstawowe powołanie człowieka do przekształcania świata. Pokazuje to wyraźnie Pismo Święte, mówią też o tym dokumenty Kościoła. To w kontekście wartości pracy ludzkiej należy rozpatrywać zagadnienie przedsiębiorczości.

Godność pracy ludzkiej

W tym miejscu warto skorygować jeden z istotnych stereotypów, narzuconych ongiś przez tzw. filozofię pracy, czyli ideologię marksistowską. Marksiści twierdzili bowiem, że wedle chrześcijaństwa praca jest następstwem grzechu pierworodnego. Takie kłamstwo (bo trudno uznać rozpowszechniany stereotyp za ignorancję) miało bardzo wyraźny cel: ukazywało negatywny stosunek chrześcijaństwa do pracy ludzkiej. Pozytywny stosunek miał dopiero przynieść marksizm, dokonując wyzwolenia człowieka pracy z alienacji.

Problem w tym, że to chrześcijaństwu zawdzięczamy pozytywny stosunek do pracy. W świecie antycznym, gdzie miarą oddzielającą ludzi wolnych od niewolników był m.in. stosunek do pracy — ludzie wolni byli wolni od pracy, a niewolnicy byli do niej przymuszeni — orędzie biblijne Starego Testamentu związało wolność człowieka z twórczością i pracą. Pierwszy człowiek, przed upadkiem, jako istota w pełni i prawdziwie wolna, był człowiekiem uprawiającym ziemię. Po jego upadku praca została związana ze znojem i cierpieniem; z brakiem proporcji między niewspółmiernym wysiłkiem a osiąganym efektem działań.

O godności pracy w ujęciu chrześcijańskim nie świadczy nic bardziej niż fakt, że Syn Boży pracował własnymi rękami. Nadał w ten sposób pracy niezbywalną godność i uczynił ją narzędziem — środkiem zbawienia. To dlatego św. Paweł zalecał podejmowanie pracy własnymi rękami oraz przestrzegał, że „kto nie chce pracować, niech też nie je”. Także i to zdanie zostało zmanipulowane przez marksistów, którzy upraszczali je karykaturalnie stwierdzeniem: kto nie pracuje, niech też nie je. Wyzwolenie człowieka pracy poprzez ideologię komunistyczną stało się bezprzykładnym zniewolniczeniem, a o rygoryzmie stosowania przymusu pracy świadczyły łagierne kotły żywieniowe: głodowe racje żywności były przydzielane ściśle wedle wypracowanej w nieludzkich warunkach dniówki. Praca zamiast nadawać sens życiu człowieka, wypełniać twórczo znaczną część jego egzystencji — stawała się narzędziem walki o przetrwanie, wyrazem i środkiem zniewolenia człowieka.

Odbudowa etosu pracy

Czy to przypominanie historii marksistowskiej jest konieczne? Śmiem twierdzić, że tak. I to z dwóch względów.

Po pierwsze, bł. Jan Paweł II apelował: „trzeba uczynić wszystko, ażeby praca nie straciła swojej właściwej godności. Celem bowiem pracy — każdej pracy — jest sam człowiek. (...) Nie wolno nam zapominać — i to chcę z całą siłą podkreślić — iż praca jest dla człowieka, a nie człowiek dla pracy” (Jan Paweł II, homilia podczas Mszy św., Legnickie Pole, 2.06.1997 r.). Marksizm w Polsce (i nie tylko) okazał się prawdziwą dewastacją wartości pracy, degradacją człowieka pracy, niemal zabił w ludziach kreatywność i smak twórczości.

Po drugie, w kontekście owej marksistowskiej dewastacji pracy przychodzi nam zmierzyć się ze stereotypami dotyczącymi przedsiębiorczości.

Bł. Jan Paweł II pisał w swojej encyklice Centesimus annus, że systemy totalitarne pozostawiły po sobie w krajach postkomunistycznych liczne spustoszenia, zarówno w zachowaniach etycznych, jak i w obszarach gospodarki: „Bardzo długo wypaczeniu ulegały nawet najbardziej elementarne stosunki gospodarcze, a podstawowe cnoty związane z dziedziną życia gospodarczego, takie jak prawdomówność, wiarygodność i pracowitość, zostały wykorzenione. Konieczna jest cierpliwa odbudowa materialna i moralna, podczas gdy tymczasem wyczerpane długotrwałymi wyrzeczeniami narody domagają się od rządzących natychmiastowych i namacalnych rezultatów: dobrobytu i odpowiedniego zaspokojenia ich słusznych aspiracji” (CA nr 27). Ta właśnie sytuacja rodziła konieczność przemiany sposobu myślenia ludzi w Europie Środkowej i Wschodniej, tak by działali wedle zasad gospodarki rynkowej, rozwijali inicjatywę i przejmowali odpowiedzialność.

Bez zmian mentalnościowych, bez zmiany systemu wartościowania niemożliwe wręcz staje się spoglądanie na treść i wartość przedsiębiorczości.

Wartość przedsiębiorczości

Biblijne spojrzenie na pracę ukazuje człowieka, który jako wolna osoba może osiągać pewne cele, służące jego rozwojowi osobistemu oraz społeczeństwu. Poprzez wykonywaną pracę, zgodnie z powołaniem Bożym, dokonuje się postęp świata w wymiarze jednostkowym czy wspólnotowym. „Dla wierzących jest pewne, że aktywność ludzka, indywidualna i zbiorowa, czyli ów ogromny wysiłek, przez który ludzie starają się w ciągu wieków poprawić warunki swego bytowania, wzięty sam w sobie, odpowiada zamierzeniu Bożemu. Człowiek bowiem, stworzony na obraz Boży, otrzymał zlecenie, żeby rządził światem w sprawiedliwości i świętości” (konstytucja Gaudium et spes, nr 34).

Sobór Watykański II wskazał jednoznacznie na związek ludzkiej aktywności w sferze gospodarczej i ekonomicznej z Bożym planem zbawienia. Pozwoliło to pójść dalej Janowi Pawłowi II, który w encyklice Sollicitudo rei socialis podkreślił ów związek jako powinność moralną człowieka: „kto by chciał odstąpić od trudnego, ale wzniosłego zadania polepszania losu całego człowieka i wszystkich ludzi pod pretekstem ciężaru walki i stałego wysiłku przezwyciężania przeszkód czy też z powodu porażek i powrotu do punktu wyjścia, sprzeciwiałby się woli Boga Stwórcy” (SRS nr 30).

W perspektywie powołania i zobowiązania człowieka do aktywności w sferze gospodarczej, która winna służyć polepszaniu świata, należy dostrzec problem przedsiębiorczości. Problem, a dokładniej mówiąc, wartość tej formy organizacji pracy ludzkiej.

Nie jest to sprawa wcale banalna — w społeczeństwach postsocjalistycznych termin „przedsiębiorca” ma wydźwięk pejoratywny. Tkwi w nas też pewien stereotyp domorosłych badaczy Pisma Świętego, którzy chętnie szafują tekstami typu: „bogaty z trudnością wejdzie do królestwa niebieskiego. Jeszcze raz wam powiadam: Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do królestwa niebieskiego” (Mt 19, 23—24).

Biblijne racje zdają się współbrzmieć ze stereotypami na temat przedsiębiorców. Wszyscy doskonale znamy zdania typu: „wygrywa najlepiej przystosowany”, (co wcale nie znaczy najlepszy, najwartościowszy...), „każdy ciągnie w swoją stronę”, „cel uświęca środki”, czy szczególnie rozpowszechnione: „pierwszy milion trzeba ukraść”. W niektórych opracowaniach można znaleźć rady dla przedsiębiorców w rodzaju: „Jeśli chcesz osiągnąć sukces, przestań celować w głowę, a zacznij w inne części ciała”.

W ten sposób rysowany jest karykaturalny portret przedsiębiorcy jako człowieka chciwego, żądnego zysku za wszelką cenę, człowieka, który jest wilkiem dla drugiego. To wizja na wskroś fałszywa. Oczywiście, przedsiębiorczość może zostać podporządkowana zyskowi za wszelką cenę. Takie podejście znalazło swój krytyczny stosunek już w pismach pierwszych ojców Kościoła. Nie zmienia to faktu, że w żadnym okresie, ani w Piśmie Świętym, ani w nauczaniu Kościoła, nie zostały potępione jako takie gospodarcze działanie, handel i rozwój.

Dzięki przedsiębiorczości człowiek może zrealizować swoje plany, rozwinąć zdolności, współpracować z innymi w postępie społecznym. Pochwałę przedsiębiorczości, a krytykę braku inicjatywy możemy odnaleźć w inspiracjach płynących z nauczania Jezusa: „Przyszedł i ten, który otrzymał jeden talent, i rzekł: «Panie, wiedziałem, żeś jest człowiek twardy: chcesz żąć tam, gdzie nie posiałeś, i zbierać tam, gdzieś nie rozsypał. Bojąc się więc, poszedłem i ukryłem twój talent w ziemi. Oto masz swoją własność!». Odrzekł mu pan jego: «Sługo zły i gnuśny! Wiedziałeś, że chcę żąć tam, gdzie nie posiałem, i zbierać tam, gdziem nie rozsypał. Powinieneś więc był oddać moje pieniądze bankierom, a ja po powrocie byłbym z zyskiem odebrał swoją własność. Dlatego odbierzcie mu ten talent, a dajcie temu, który ma dziesięć talentów»” (Mt 25, 24—28).

Czyż nie można odczytać tej przypowieści jako wyraźnej krytyki bierności, braku kreatywności, ostatecznie zaś braku odpowiedzi na rozpoznaną przecież wolę Pana?

Nie zysk, lecz człowiek

Pochwała twórczości, inicjatywy i kreatywności nie jest oczywiście tożsama z absolutną pochwałą czy apologią zysku jako celu samego w sobie. Przeciwnie. Jan Paweł II stwierdza klarownie: „Kościół uznaje pozytywną rolę zysku jako wskaźnika dobrego funkcjonowania przedsiębiorstwa: gdy przedsiębiorstwo wytwarza zysk, oznacza to, że czynniki produkcyjne zostały właściwie zastosowane, a odpowiadające im potrzeby ludzkie — zaspokojone. Jednakże zysk nie jest jedynym wskaźnikiem dobrego funkcjonowania przedsiębiorstwa. (...) Zysk nie jest jedynym regulatorem życia przedsiębiorstwa; obok niego należy brać pod uwagę czynniki ludzkie i moralne, które z perspektywy dłuższego czasu okazują się przynajmniej równie istotne dla życia przedsiębiorstwa” (CA nr 35).

Zachowanie pewnych reguł, zwłaszcza moralnych, sprawia, że współdziałanie, a także konkurencja mogą przynosić w przedsiębiorczości korzyści. Przecież właściwie rozumiany interes uzależniony jest od zaufania i współpracy. Czyż będziemy korzystać z usług firmy, choćby mocno reklamowanej, na której się zawiedliśmy? Albo z takiej, która nas oszukała? Wolimy niekiedy nadłożyć drogi, nadpłacić, by tylko mieć satysfakcję — przeżyć współpracę w przestrzeni wartości nie tylko ekonomicznych.

W świecie laickim szuka się zatem różnych rozwiązań w postaci regulacji prawnoetycznych w zakresie działalności przedsiębiorstw. W ten sposób wypracowuje się kodeksy etyczne, jak choćby znany kodeks z Caux z 1995 r. Podkreśla się w nich wartość takich cech, jak: uczciwość, sprawiedliwość, zdrowie, godność pracownika. W warunkach polskich kodeksy etyczne torują sobie powoli drogę. Wielu przedsiębiorcom są kompletnie nieznane. Sam tego doświadczyłem, gdy wiceprezes renomowanej firmy popatrzył na mnie z niedowierzaniem: „A cóż to za pojęcie: «kodeksy etyczne»? Ksiądz się chyba przejęzyczył?”.

Sumienie przedsiębiorcy

Kodeksy jednak to nie wszystko. O wiele ważniejsza od strony formalnej jest świadomość wartości. Decydujące jest sumienie. Stopniowo wzrasta świadomość potrzeby wdrażania uniwersalnych wartości moralnych w organizacjach i ich wpływu na właściwe działanie firm.

Benedykt XVI w encyklice Caritas in veritate określając relacje etyki i biznesu, podkreślił, że należy „opracować dobre kryterium rozeznania, ponieważ zauważa się pewne nadużywanie przymiotnika «etyczny», który stosowany w sposób mało sprecyzowany, może oznaczać bardzo odmienne treści, do tego stopnia, że pod jego pojęciem mogą się mieścić decyzje i wybory przeciwne sprawiedliwości i prawdziwemu dobru człowieka. Wiele bowiem zależy od systemu moralnego, do którego czyni się odniesienie” (CV nr 45).

Propozycja etyki ze strony Kościoła jest prosta: zagadnienie przedsiębiorczości wiąże z chrześcijańską wizją osoby ludzkiej, a to pozwala dostrzec, że największym bogactwem przedsiębiorstwa jest sam człowiek.

Akcent na człowieka, na wartość osoby ludzkiej, na sumienie dotyczy zarówno pracownika, jak i pracodawcy. Ostatecznie mają oni współpracować, tworząc wspólnotę, w której wzrasta dobro wspólne. Nauczanie społeczne Kościoła usiłuje zatem objąć swoją refleksją i inspiracją wszystkich tworzących przedsiębiorczość. Nie można jednak zignorować faktu, że szczególna odpowiedzialność spoczywa tutaj na liderach biznesu. Niedawno, w 2012 r., ukazał się dokument Papieskiej Rady Iustitia et Pax o powołaniu lidera w biznesie. Przypomina się w nim, że przedsiębiorstwa z pewnością mają potencjał, aby stać się siłą wielkiego dobra w społeczeństwie. Podkreśla się również, że wiele przedsiębiorstw istotnie podejmuje owe wyzwania i potrafi im sprostać.

Ważne jest jednak dostrzeżenie realnych — obiektywnych i subiektywnych — przeszkód w tym dążeniu do celu. Mogą to być utrudnienia zewnętrzne w stosunku do przedsiębiorstw, takie jak „brak rządów prawa lub regulacji międzynarodowych, korupcja, destrukcyjna konkurencja, «kapitalizm kumoterski», nadmierna interwencja ze strony państwa lub też kultura wrogo nastawiona do różnych form przedsiębiorczości”. (O powołaniu lidera w biznesie, Wstęp). Możliwość przezwyciężania tych przeszkód jest tutaj ograniczona. Jednak problemem nie mniej ważnym jest zespół przeszkód, konfliktów, które są zawinione przez przedsiębiorców. Chodzi tutaj o „traktowanie pracowników jako zwykłe zasoby, traktowanie samego biznesu w kategoriach zwykłego towaru, odrzucanie właściwej roli regulacji rządowych dotyczących rynku, zarabianie na produktach, które nie są naprawdę dobre, lub usługach, które w gruncie rzeczy wcale nie służą, czy też wykorzystywanie zasobów naturalnych i ludzkich w destrukcyjny sposób. Czołowe miejsce wśród tych przeszkód zajmuje na poziomie osobistym «podzielone» życie lub też, jak opisano to na II Soborze Watykańskim, «rozdźwięk pomiędzy wiarą, którą wyznajemy, a życiem doczesnym»” (O powołaniu lidera w biznesie).

Dokument bardzo ciekawie przedstawia diagnozę współczesnego świata, ocenę normatywną tego, co jest zespołem zróżnicowanych zjawisk i wreszcie wskazuje na perspektywy działań. Tym, co jednak uderza najbardziej, jest głębokie zaufanie Kościoła wobec liderów biznesu, przedsiębiorców, dyrektorów firm. W opozycji do liderów, którzy w sposób autorytarny sprawują swoje kierownicze funkcje, dokument kościelny przypomina, że chrześcijańscy liderzy biznesu, przedsiębiorcy poprzez „obmywanie stóp swoich współpracowników” pełniej realizują swoje szlachetne powołanie. Nie idąc drogą wyzysku czy korupcji, pozostają w służbie wspólnemu dobru.

Największym bogactwem przedsiębiorstwa jest sam człowiek

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama