Ostatni samuraj [GN]

Europa czeka, kiedy prezydent Czech Vaclav Klaus podpisze traktat lizboński. On zaś stawia warunki

Europa czeka, kiedy prezydent Czech Vaclav Klaus podpisze traktat lizboński. On zaś stawia warunki.

Klaus przeszedł długą ewolucję w swych poglądach na Unię. Na początku lat 90. był jej zagorzałym entuzjastą. Przekonywał rodaków, że tylko integracja europejska umożliwi szybką modernizację kraju. Później długo brylował na unijnych salonach, jako jedyny „Europejczyk” z Europy Środkowej.

Wróg Lizbony

Przeciwnikiem Unii prezydent Klaus stał się dopiero, gdy przeczytał traktat lizboński. Zapewne jako jeden z nielicznych, którzy o jego losach decydowali. Uznał, i słusznie, że jest to projekt, który zaprzecza ideałom stanowiącym niegdyś fundament europejskiej wspólnoty. Zamiast wolnego związku równych i solidarnych państw, promuje się model euromolocha, przejmującego coraz więcej uprawnień państw narodowych. Dostrzegł w nowej Unii niekontrolowane przez nikogo i nieposiadające żadnego mandatu społecznego rządy biurokratów brukselskich, socjalistyczną nowomowę, wreszcie dyktat europejskich sądów. Dlatego twardo pytał, jakie znaczenie mieć będzie prawo stanowione w Czechach, skoro i tak na coraz większych obszarach obowiązywać będzie zwierzchność prawa unijnego. Wyciągał z tego logiczne wnioski, że świeżo odzyskana suwerenność czeskiego państwa będzie ograniczana przez podległość brukselskim instytucjom. Pytał, dlaczego tylko Irlandczycy mieli prawo w referendum wyrazić swoją opinię na temat traktatu, skoro europejscy politycy mają pełną gębę frazesów o demokracji. Wreszcie mówił o tym, co faktycznie z traktatu lizbońskiego wynika, a mianowicie, że osłabia on pozycję krajów mniejszych, kosztem większych i silniejszych, przede wszystkim Francji i Niemiec.

Problem niemiecki

Na koniec Klaus odwołał się do kwestii fundamentalnej dla każdego Czecha, a mianowicie gwarancji dla własności przejętej po sudeckich Niemcach w 1945 r., w wyniku tzw. dekretów prezydenta Eduarda Benesza. Uznał, jak to wcześniej uczynił prezydent Lech Kaczyński, że zapisy Karty Praw Podstawowych mogą być wykorzystane w europejskich sądach przy rozstrzyganiu niemieckich pozwów majątkowych. Chodzi o zapisy zakazujące wypędzania i wywłaszczeń, a także dyskryminacji i praw człowieka. Na takiej interpretacji Karty Praw Podstawowych oraz precedensowego orzeczenia Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w sprawie własności Greków wypędzonych w 1974 r. z tureckiej części Cypru opierają się kalkulacje niektórych środowisk ziomkowskich. Do tej pory przegrywali w sądach czeskich oraz przed Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu. Nie wiadomo jednak, jakie orzecznictwo będzie się kształtowało, gdy Karta wejdzie w życie. Dlatego 9 października Klaus zażądał od Unii gwarancji, że zapisy Karty Praw Podstawowych nie będą w Czechach obowiązywać, podobnie jak wcześniej zapewniły to sobie Polska i Wielka Brytania.

Sprawa nie jest błaha. Licząca ponad 3 mln ludzi mniejszość tzw. Niemców sudeckich pod koniec lat 30. wsparła politykę Hitlera. Po rozbiciu Czechosłowacji, Niemcy wygnali swych czeskich sąsiadów. Po wojnie rząd Benesza, zanim w Poczdamie zapadły decyzje Wielkiej Koalicji o przymusowych przesiedleniach, sam o tym oraz o konfiskacie ich majątku zdecydował. Po 1989 r. pewna grupa sudeckich Niemców próbowała dochodzić przed sądami czeskimi oraz europejskim zwrotu majątków. Władze RFN zapewniały, że z takimi roszczeniami nie będą występowały, ale nikt nie może zabronić ich wysuwania przez poszczególnych obywateli. Dlatego Klaus woli dmuchać na zimne.

Czeka na Camerona?

Ratyfikacja traktatu lizbońskiego została obecnie w Czechach zawieszona. Prezydent czeka na decyzję Sądu Konstytucyjnego, który do 27 października powinien wypowiedzieć się, czy jest on zgodny z czeskim porządkiem prawnym. Nie tylko w czeskich mediach pojawiły się w związku z tym spekulacje, że w istocie bez względu na to rozstrzygnięcie Klaus traktatu nie podpisze, gdyż czeka na majowe wybory w Wielkiej Brytanii. Wszystko wskazuje na to, że ich zdecydowanym zwycięzcą będzie partia konserwatywna, której lider David Cameron zapowiada, że natychmiast rozpisze referendum w sprawie traktatu lizbońskiego. Nie ulega także wątpliwości, że przeciwnicy traktatu zdecydowanie go wygrają. Być może to nieuprawnione niczym spekulacje, ale faktem jest, że żadna siła nie jest w stanie zmusić Klausa do podpisania traktatu, a bez tego nie może on wejść w życie.

Nic dziwnego, że w stolicach europejskich słychać coraz bardziej poirytowane głosy. Niemiecki eurodeputowany Jo Leinen wystąpił z wnioskiem, aby wymusić na Czechach procedurę impeachmentu, czyli odwołania z urzędu Klausa. Inni nie są tak radykalni i gotowi byliby na jakiś gest wobec niego, aby tylko prezydent Czech traktat podpisał. Pozostaje jednak problem, jak to żądanie spełnić. Ustna deklaracja go nie zadowala. Dopisanie Czech do klauzuli wyłączającej działanie Karty Praw Podstawowych, podobnie jak mają to zagwarantowane Polska i Wielka Brytania, oznaczałoby konieczność powtórnej ratyfikacji całego dokumentu przez wszystkie kraje członkowskie. Na to zaś zgody nie ma. Być może więc stworzony zostanie zapis, który formalnie wejdzie w życie podczas kolejnego rozszerzenia o Chorwację, gdy traktat i tak trzeba będzie nowelizować.

Ważny gest

Bez względu na końcowy efekt, trudno przejść wobec postawy prezydenta Czech obojętnie. Czesi z tego sporu nie wyjdą z pustymi rękami, coś zyskają. Zachowanie Klausa ma jednak szerszy wymiar. Przywraca wiarę w osobistą odpowiedzialność polityka przed narodem i historią. W tej chwili Klaus działa sam. Przeciwko niemu są wszystkie partie polityczne, poza komunistami. Innego zdania jest także większość czeskiej opinii publicznej. Komentując jego zachowanie, największy czeski dziennik „MF Dnes” napisał, że Klaus chce być ostatnim samurajem. Ponieważ nie dostrzega innej drogi przed sobą, postanowił umrzeć w boju. Komentarz jest ironiczny, ale mimo woli oddaje hołd politykowi, który miał odwagę przypomnieć, że wierność własnym ideałom może być także narzędziem polityki.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama