Euroskręt w prawo

Mizerne zainteresowanie wyborami do Parlamentu Europejskiego, niska frekwencja i znaczący sukces ugrupowań eurosceptycznych — to jasne sygnały, że z projektem Unii Europejskiej nie dzieje się dobrze

Euroskręt w prawo

Mizerne zainteresowanie wyborami do Parlamentu Europejskiego, niska frekwencja i znaczący sukces ugrupowań eurosceptycznych — to jasne sygnały, że z projektem Unii Europejskiej nie dzieje się dobrze.

Wstępne wyniki eurowyborów wskazują na to, że nie będzie wielkich przetasowań w ławach PE. Największym ugrupowaniem pozostanie Europejska Partia Ludowa, która odniosła nieznaczne zwycięstwo, zdobywając 28,23 proc. europejskich wyborców, co daje tej grupie 212 miejsc w PE. W porównaniu z poprzednimi wyborami chadecy stracili jednak ponad 60 mandatów. Otaczać ich będą zresztą przeważające liczbowo ugrupowania socjalistyczne i liberalne. Na socjaldemokratów głosowało 24,9 proc. wyborców (187 miejsc, czyli 8 mniej niż do tej pory), na liberałów 9,6 proc. (72 mandaty), na Zielonych 7,32 proc. wyborców (55 mandatów w PE), na skrajną lewicę 5,73 proc. wyborców (43 mandaty), na Europejskich Konserwatystów i Reformatorów 6 proc. głosów (45 miejsc), a na narodowo-konserwatywne i eurosceptyczne ugrupowania wchodzące w skład frakcji Europa Wolności i Demokracji 4,7 proc. (35 mandatów). Do Parlamentu Europejskiego dostanie się zresztą rekordowa liczba eurosceptyków — wraz z do tej pory niezrzeszonymi będzie ich ponad stu. I to oni są największymi triumfatorami tych wyborów.

Jak Schulz z konopi

W zgodnej opinii obserwatorów tegoroczna kampania wyborcza przed eurowyborami była nudna jak chyba nigdy dotąd. Debaty przedwyborcze pozbawione były jakiejkolwiek dramaturgii i emocji, brakowało także solidnych pojedynków na merytoryczne argumenty. Ba, w ogóle nie było merytorycznej prezentacji „programów na Europę” i postulatów dostosowanych do realnych możliwości działania w ramach Parlamentu Europejskiego.

Jedynym wyrazistym akcentem tej kampanii były więc tak naprawdę eurosceptyczne akcenty podnoszone przez przeciwników pogłębiania integracji europejskiej lub w ogóle przeciwników jakiejkolwiek integracji w postaci projektu UE. I niezależnie od kontrowersyjnych często postulatów głoszonych przez polityków w rodzaju Janusza Korwin-Mikkego i jego Kongresu Nowej Prawicy — to na tle miałkich i  okrągłosłowych euroentuzjastów, ich przekaz był po prostu żywszy i bardziej autentyczny. Tym bardziej że mieli oni do dyspozycji cały arsenał mocnej eurosceptycznej amunicji, poczynając od przerostu biurokratycznego UE, poprzez słabość wspólnej unijnej polityki zagranicznej, aż po brak jakiejkolwiek demokratycznej kontroli nad działaniami Brukseli.

Wbrew pozorom niewiele było także debaty wokół ideologicznych sporów — choć jak sam pisałem niedawno — to właśnie Parlament Europejski stał się dziś jednym z najważniejszych frontów walki o chrześcijańską tożsamość Starego Kontynentu. W zasadzie jedynym głośniejszym tego rodzaju zdarzeniem okazało się wystąpienie lidera europejskich socjalistów Martina Schulza, który na ostatniej prostej przed wyborami zakomunikował, że miejsca publiczne w UE powinny zostać „pozbawione symboli religijnych”. „Przestrzenie publiczne są neutralne i mają być neutralne, ponieważ każdy ma tam swoje miejsce. Dlatego musimy to podkreślać. Z założenia miejsca publiczne są neutralne. Prywatnie każdy ma wolność pokazywania tego, w co wierzy. Ale w przestrzeni publicznej nie możemy tego przyjąć” — stwierdził przewodniczący Parlamentu Europejskiego, używając na dodatek kuriozalnego argumentu, że istnieje jakoby w Unii Europejskiej „ryzyko powrotu bardzo konserwatywnego ruchu”. Na tę wypowiedź zareagowali natychmiast przedstawiciele Kościoła, odpowiadając, że europejska lewica po raz kolejny zrzuciła maskę, ukazując swoje antychrześcijańskie i głęboko antydemokratyczne oblicze. Pod pozorem walki z rzekomą dyskryminacją Schulz i jemu podobni dokonują bowiem właśnie czystej dyskryminacji chrześcijańskiej większości mieszkańców Starego Kontynentu.

Terapia wstrząsowa

Jako pierwsi do wyborczych urn poszli mieszkańcy Holandii i Wielkiej Brytanii. Przedwyborcze sondaże wskazywały na zwycięstwo na Wyspach antyeuropejskiej Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP).

I faktycznie ugrupowanie, które nigdy jeszcze nie zdobyło miejsca w brytyjskim parlamencie, uzyskało prawie 30 proc. głosów — o prawie 5 proc. więcej niż Partia Konserwatywna premiera Davida Camerona i opozycyjna Partia Pracy. Inaczej wybory przebiegły natomiast w Holandii, gdzie z niewielką przewagą wygrali proeuropejscy chrześcijańscy demokraci. W innych państwach górą były ugrupowania euroentuzjastyczne lub euroobojętne, jednak niemal wszędzie eurosceptykom udało się wprowadzić swoich przedstawicieli do Parlamentu Europejskiego. Tak było choćby w Niemczech, gdzie po raz kolejny zwycięstwo odniosły chadeckie CDU/CSU, na które oddało głos ponad 35 proc. wyborców. Natomiast startująca po raz pierwszy eurosceptyczna Alternatywa dla Niemiec (AfD) — partia, która istnieje dopiero od roku — uzyskała aż 7 proc. i tyle samo mandatów w europarlamencie. Prawdziwą terapię wstrząsową zafundowali natomiast Europie Francuzi, którzy zdecydowanie postawili na nacjonalistyczny i antyeuropejski Front Narodowy. Ugrupowanie kierowane przez Marine Le Pen zdobyło 25 proc. głosów (dla porównania pięć lat temu tylko 6,3 proc. poparcia). Po ogłoszeniu wstępnych wyników Le Pen stwierdziła, że niepodległy naród wziął przyszłość w swoje ręce i chce sam być kowalem swego losu, a „jej rodacy nie chcą żyć pod pręgierzem prawa narzucanego z zewnątrz przez unijnych komisarzy”. Eurosceptycy zwyciężyli także w Danii — na antyimigracyjną Duńską Partię Ludową (DF) głosowało ponad 23 proc. tamtejszych wyborców.

W Polsce remis ze wskazaniem

Dla nas naturalnie najważniejsze były wyniki wyborów w Polsce. Tym razem potwierdziły się wyborcze sondaże z ostatnich tygodni. Dwie największe partie szły w nich „łeb w łeb” i ich starcie skończyło się niemal remisem. Ostatecznie zwycięstwo odniosło Prawo i Sprawiedliwość, zdobywając 32,35 proc. poparcia i nieznacznie wyprzedzając Platformę Obywatelską (31,29 proc.). Oba ugrupowania po ogłoszeniu wstępnych wyników wydawały się być zadowolone z osiągniętych rezultatów. Dla PiS oznacza to przełamanie sześciu kolejnych porażek wyborczych i zniesienie mitu Platformy jako partii niezwyciężonej. Dla PO z kolei to i tak dobry wynik — biorąc pod uwagę sondażowe straty, jakie miała na początku roku — oraz potwierdzenie opinii ugrupowania, którego na razie specjalnie „nie zużywa rządzenie”. Obie partie będą miały zresztą w PE taką samą liczbę mandatów — po 19. Ten wynik jest korzystniejszy dla PiS, który w porównaniu z 2009 r. zyskał 4 mandaty, z kolei PO straciła 5 miejsc. Taki rezultat to także kolejny dowód na to, że poza PO i PiS „nie ma w polityce życia” dla podobnych im ugrupowań, czego wymownym efektem jest sromotna klęska Solidarnej Polski i Polski Razem — ugrupowań wyrazistych liderów, Zbigniewa Ziobry i Jarosława Gowina, które jednak nie były w stanie przekonać wyborców do tego, że są inną, nową siłą na polskiej scenie politycznej.

Bez wątpienia największym zwycięzcą polskich eurowyborów jest natomiast Nowa Prawica kontrowersyjnego Janusza Korwin-Mikkego, który po latach politycznej posuchy zdołał wreszcie przekroczyć próg wyborczy, zdobywając ponad 7 proc. poparcia i cztery mandaty do PE. Po ogłoszeniu sondażowych wyników Korwin-Mikke w swoim stylu stwierdził, że Nowa Prawica będzie walczyła „z czerwoną ośmiornicą komunistycznych urzędasów, która krępuje i Europę, i Polskę”. „Jesteśmy czwartą siłą, rozpoczynamy marsz Polski do normalności” — zapowiedział lider NP.

W Parlamencie Europejskim znalazły się jeszcze także SLD z 9,55 proc. poparcia (5 mandatów, czyli o dwa mniej niż w 2009 r.) oraz PSL 7,21 proc. głosów (4 mandaty, podobnie jak w poprzednich wyborach). Najbardziej cieszy natomiast sromotna porażka antyklerykałów z Europa Plus Twój Ruch, których wojownicza antyreligijna oferta zainteresowała jedynie śladową liczbę polskich wyborców. Zapowiada się bardzo ciekawa kadencja.           

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama