Coraz więcej młodych wyjeżdża na zagraniczne studia lub do pracy. Warto wtedy pomyśleć także o swoim życiu duchowym
Coraz więcej młodych ludzi wyjeżdża na zagraniczne studia lub do pracy. Oprócz zatroszczenia się o wszystkie formalności, mieszkanie i język, warto też pomyśleć o życiu duchowym.
Zanim wyjedziemy z Polski, warto sprawdzić, czy w mieście, do którego się udajemy, jest kościół, w którym odprawiane są Msze św. w języku polskim. Jeśli taki jest, to z pewnością będzie nam łatwiej przeżywać niedzielną Eucharystię. Jednak zwykle Msze św. w językach narodowych są tylko w niedzielę i święta, dobrze jest więc znaleźć strukturę Mszy św. w internecie i wydrukować. Może dziwnie jest modlić się tak z kartki, od razu to też zdradza, że jesteśmy obcokrajowcami, ale raczej dla nikogo nie stanowi to problemu.
Jeśli są polskie Msze, to zapewne jest również polski ksiądz, co ułatwia nam sprawę ze spowiedzią. Jeśli nie ma Eucharystii, nie oznacza to, że polskiego księdza nie ma. Warto poszukać na stronach duszpasterstwa Polonii.
Pewnie większość z was na kursie językowym nie uczyła się słówek związanych z religią, może za wyjątkiem: Boże Narodzenie i Wielkanoc. Jeśli nie uda się wam ich poznać przed wyjazdem, możecie się ich na bieżąco nauczyć np. we wspólnocie.
Jeśli w Polsce jesteśmy zaangażowani w życie Kościoła, nie ma problemu za granicą. Faktem jest, że możemy nie znaleźć w obcym kraju np. oazy, ale może to i lepiej, bo dzięki temu w czasie pobytu na obczyźnie poznamy te wspólnoty, których nie ma w Polsce lub których nie poznaliśmy dotychczas.
Bycie we wspólnocie pozwala na poznanie lokalnego Kościoła, ale też rówieśników, a przez to codzienności kraju, w którym jesteśmy. To także dobra możliwość przybliżenia polskich zwyczajów, np. Włochom bardzo spodobały się Roraty czy „Gorzkie żale”, które pokazałam im na youtube. Będąc w innym kraju jesteśmy też świadkami. Trzeba przyznać, że większość patrzy na Polskę jako kraj ludzi wierzących i zaangażowanych.
Niektórych lokalnych świętych znamy, np. Franciszka z Asyżu czy Katarzynę ze Sieny, zresztą oni nie są tacy lokalni. Odwiedzając jakieś miasto, możemy natknąć się na kościoły, w których spoczywają nieznani nam i trochę już zapomniani święci. Osobiście mam zwyczaj, że kiedy odwiedzam takie miejsce, zawsze wzywam ich opieki choćby w prostych słowach „św. N., módl się za nami”. Można też zapoznać się z ich życiorysami, a może będzie to trwała przyjaźń.
opr. mg/mg