Uczyć kochać jak Chrystus

Jak uczyć się prawdziwej miłości?

Uczenie się miłości nie jest procesem spontanicznym ani łatwym. Miłość jest bowiem najtrudniejszym ze wszystkich sposobów korzystania z wolności. Stawia największe wymagania. Z tego względu uczenie się dojrzałej miłości nie może nastąpić nagle czy bez wysiłku. Obejmuje konkretne procesy i fazy rozwoju. Faza pierwsza to więź emocjonalna dziecka z rodzicami. Faza druga to zakochanie, które oznacza intensywne zauroczenie emocjonalne w drugiej osobie. Początkom zakochania towarzyszą na ogół bardzo radosne przeżycia i doświadczenia. Oto on czy ona czują się coraz lepiej w obecności tej drugiej osoby. Chcą o tej drugiej osobie coraz więcej wiedzieć i pragną z nią coraz dłużej przebywać. Gdy zakochanie osiąga szczyt zauroczenia emocjonalnego, wtedy osoba zakochana czuje się ogromnie szczęśliwa. Z czasem jednak zakochanie odsłania inne, bolesne oblicze, które rzadziej ukazywane jest na ekranach kin czy w czasopismach dla młodzieży. Zakochani przeżywają pierwsze nieporozumienia i rozczarowania. Pojawiają się wzajemne pretensje, emocjonalne zranienia i bolesna zazdrość. W ten sposób zakochanie staje się drugą, obok więzi dziecka z rodzicami, ważną lekcją życia. Przeżycie zakochania pozwala na wyciągnięcie wniosku, że człowiek tęskni za miłością, która jest czymś więcej niż uczuciem czy fascynacją emocjonalną.

Zadaniem wychowawców jest wyjaśnianie wychowankom istoty dojrzałej miłości. Istnieje bowiem wiele błędnych przekonań na ten temat. Sądzę, że błędem najbardziej rozpowszechnionym jest przekonanie, że miłość to uczucie. Tymczasem gdyby miłość była uczuciem, to nie można byłoby składać przysięgi małżeńskiej ani ślubować wiernej, dozgonnej miłości. Nie możemy przecież przysięgać, że będziemy zawsze przeżywali określone uczucia. Przeżycia emocjonalne są spontaniczną reakcją organizmu na to, co dzieje się w nas samych i w naszym kontakcie ze światem zewnętrznym. Zmienność emocjonalna jest nieuchronnym elementem ludzkiego życia, związanym z nieuchronną zmiennością sytuacji, których człowiek doświadcza. Przysięgi i ślubowania mogą dotyczyć jedynie naszych decyzji i naszych zachowań. Ale nie naszych uczuć czy nastrojów. Miłość emocjonalna z samej definicji nie mogłaby być ani wierna, ani trwała.

Jest oczywistą prawdą, że miłości zawsze towarzyszą jakieś uczucia. Nie oznacza to jednak, że miłość jest uczuciem. Ani, że miłości towarzyszą jedynie przyjemne uczucia czy nastroje. Gdy kogoś kochamy, to przeżywamy różne uczucia: od radości, entuzjazmu, satysfakcji i poczucia bezpieczeństwa aż do lęku, rozgoryczenia, gniewu i przerażenia. Wyobraźmy sobie sytuację rodziców, których dorastający syn czy córka zaczyna niszczyć własne życie, np. sięgając po alkohol, narkotyk czy wchodząc na drogę przestępczości. Kochający rodzice będą wtedy przeżywali dramatyczny niepokój, żal, lęk, gniew, rozczarowanie i wiele innych bolesnych uczuć.

Skoro miłość jest czymś więcej niż tylko uczuciem, to pojawia się pytanie o to, co stanowi istotę dojrzałej miłości. Otóż miłość jest decyzją troski o dobro danej osoby. Kochać to w taki sposób i na takie tematy rozmawiać z drugim człowiekiem oraz tak wobec niego postępować, by to służyło jego rozwojowi, by wprowadzało go w świat dobra, prawdy i piękna. Miłość wyraża się poprzez wysiłek i aktywność, poprzez sposób postępowania. Prawdziwa miłość na tej ziemi jest miłością wcieloną w konkretne słowa i czyny. Najbardziej wymownym przykładem miłości wcielonej jest miłość macierzyńska. Jest to bowiem sytuacja, w której kobieta-matka ofiaruje dziecku kawałek własnego ciała i część swojej krwi, aby podzielić się z nim życiem i miłością. Więcej uczynił jedynie Chrystus: z miłości do nas ofiarował całe swojej ciało i przelał wszystką krew.

Dojrzała miłość stawia nas wobec niezwykle trudnego pytania: w jaki sposób kochać tego konkretnego człowieka? Jakimi rozmowami i na jaki temat? Jakimi rodzajami postępowania? Otóż powinny to być rozmowy i czyny dostosowane do sytuacji i postępowania drugiej osoby. W taki właśnie sposób kochał Chrystus tych, których spotykał i takiej miłości uczy nas w przypowieści o marnotrawnym synu (por. Łk 15, 11-32). Syn odchodzi od kochającego ojca, gdyż szuka łatwego szczęścia. Jednak boleśnie przekonuje się, że tego typu szczęście jest iluzją, że prowadzi do umierania tego, co w człowieku najpiękniejsze. Aby przeżyć w sytuacji głodu i osamotnienia, marnotrawny syn godzi się na rolę niewolnika i pasie świnie. Co w tak dramatycznej sytuacji czynią rodzice tej ziemi? Zwykle kierują się bardziej emocjami niż miłością. Jedni stają się wtedy okrutni i wycofują miłość, a inni naiwni i usprawiedliwiają błądzącego.

Ojciec z przypowieści nie popełnia żadnego z tych błędów. Nie przekreśla syna. Jego dom i jego ramiona pozostają dla syna ciągle otwarte. Ale też nie próbuje go uchronić od cierpienia, które syn sprowadza na siebie własnym postępowaniem. Syn zachowa szansę na ocalenie tylko w jednym przypadku: gdy będzie cierpiał! Cierpienie, które przychodzi jako konsekwencja błędów, jako konsekwencja pomieszania dobra i zła, jest dobrodziejstwem, bo otwiera błądzącemu oczy. Pozwala przejrzeć. Uczy odróżniania dobra od zła. Kochający ojciec o tym wie i dlatego nie próbuje chronić syna przed zawinionym cierpieniem. Syn wykorzystuje szansę: zaczyna się zastanawiać i wraca. Syn marnotrawny staje się powracającym synem, który odzyskuje wszystko: miłość i prawdę. Odtąd nie będzie wątpił, że ojciec go kocha ani nie będzie się już łudził, że może być szczęśliwym bez ojca czy wbrew ojcu. Zadaniem chrześcijańskich wychowawców jest uczenie takiej właśnie miłości: nieodwołalnej i ofiarnej, a jednocześnie mądrej, kompetentnej, czyli dostosowanej do sytuacji i zachowania osoby, którą kocham.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama