Fragmenty książki "Dotknięci przez Boga. Prawdziwe świadectwa uzdrowień"
ISBN: 978-83-7505-293-0
wyd.: WAM 2009
Oczywiście, zadajemy sobie pytania i są one częścią naszej świadomej wiary. Gdy jednak przyjrzymy się życiu nieco bliżej, możemy zaobserwować, że problem nie tylko w tym, że świat jest wypełniony cierpieniem, ale także że ma ono wiele odmian. Tak, jest wiele różnych rodzajów bólu fizycznego i krzywdy. Ludzie głodują, cierpią na brak wody pitnej, niektórzy nie mogą poruszać się o własnych siłach, a jeszcze inni nie są w stanie mówić. Jeśli jednak zastanowimy się dobrze nad zagadnieniem cierpienia, stanie się jasne, że dotyczy ono nie tylko naszego ciała. W gruncie rzeczy wiele cierpienia, jakiego doznajemy w życiu, w ogóle nie dotyczy ciała. Czasem zranione są nasze uczucia. Czasem jesteśmy wściekli i zawstydzeni, bo, na przykład, nie dostaliśmy się na wyższą uczelnię, nie wygraliśmy nagrody, nie zwyciężyliśmy w konkurencji. Czasem mamy problemy z rodziną, konfl ikty z rodzicami, kłopoty małżeńskie. Jesteśmy rozgoryczeni, gdy tracimy pracę, popełniamy błąd lub nie dostajemy tego, na co zasłużyliśmy. W rzeczywistości większość cierpienia, którego w życiu doświadczamy, ma związek z naszymi relacjami z innymi ludźmi. Bycie człowiekiem oznacza życie wśród innych; z rodziną, przyjaciółmi, obcymi, współpracownikami, klientami, sąsiadami, kolegami z drużyny i z klasy, z ludźmi takimi jak my i z takimi, którzy są od nas inni. Prawda jest taka, że to ludzie wzajemnie się ranią. Czasem nie dostajemy tego, czego od innych potrzebujemy, w sensie emocjonalnym, duchowym lub materialnym. Czasem to my kogoś krzywdzimy i to również przysparza nam samym cierpienia!
Z pewnością Jezus dobrze rozumiał te zależności. Wiedział, jak to jest mieć przyjaciół. Wiedział, jak to jest, gdy się jest wykorzystywanym czy ignorowanym. Wiele z Jego wypowiedzi dotyczyło codziennych trudności, których wszyscy doświadczamy. Pewnego razu, gdy Jezus nauczał sporą grupę ludzi (jak się dowiadujemy z Ewangelii wg św. Mateusza 5-7), mówił o pełnej zła i cierpienia naturze związków międzyludzkich, w której miesza się rozpacz, nienawiść, cudzołóstwo, miłość, modlitwa i morderstwo. W pewnym momencie, gdy Jezus mówił o naszych relacjach z Bogiem (w kontekście szukania pojednania), zatrzymał się na chwilę i dodał: „Przypuśćmy, że jesteście na najlepszej drodze do wysławiania Boga, a jednocześnie pamiętacie, że coś jest nie w porządku pomiędzy wami a kimś, kto jest wam bliski; idźcie najpierw pogodzić się z tą osobą, a dopiero potem wróćcie do waszych spraw z Bogiem” (parafraza autora).
Jezus rozumiał, że jedną z podstawowych potrzeb człowieka jest uzdrowienie stosunków międzyludzkich. Potrzebujemy uporania sie z problemem apatii, nienawiści, uprzedzeń, z zachłannością, chęcią wykorzystywania innych i złością. Poprzez dawanie przykładu i nauczanie Jezus pokazywał, że największym problemem, z którym się stykamy i z którym musimy się w życiu uporać, są sprawy, które nosimy w sercu. Co więcej, Jezus nauczał, że nasz stosunek do drugiego człowieka odzwierciedla nasz stosunek do Boga. Innymi słowy, Jezus chciał nam przekazać, że jeśli jesteśmy skłóceni z innymi lub odczuwamy w stosunku do nich złość, to trudno jest mieć dobrą relację z Bogiem lub jest to w ogóle niemożliwe. „Najpierw napraw swoje stosunki z innymi — mówił Jezus — a wtedy będziesz w stanie zadbać o swoje dobre relacje z Bogiem. Tylko wtedy gdy poukładasz sobie wszystko z innymi, będziesz w stanie poukładać sobie również sprawy z Bogiem”. Choć jest to tylko jeden z tematów nauczania Jezusa, w Ewangelii znajdziemy wiele przykładów, które poruszają ten problem. Zastanówmy się na przykład nad modlitwą „Ojcze nasz”, którą wielu z nas odmawia co tydzień, a może nawet codziennie. „Odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. O co właściwie prosimy, gdy wypowiadamy te słowa? Jezus chciał, by Jego uczniowie dostrzegli związek pomiędzy gotowością do przebaczenia a możliwością otrzymania przebaczenia od Boga. Kiedy więc odmawimy modlitwę „Ojcze nasz”, przyznajemy, że jesteśmy gotowi wybaczać innym i jednocześnie przyjmujemy, że Bóg wybaczy nam w takim samym stopniu.
Kiedyś przyszedł do Jezusa Piotr i zapytał Go: „Panie, jeśli ktoś grzeszy przeciwko mnie, ile razy mam mu wybaczać? Czy siedem razy wystarczy?” (parafraza autora). Jezus odpowiedział: „Nie tylko siedem razy, ale siedemdziesiąt razy po siedem” (Mt 18, 21-22). Jezus nauczał, że nasze relacje z drugim człowiekiem są tak samo ważne jak z Bogiem. Jedno wpływa na drugie. Jeśli nie potrafimy stworzyć prawdziwie przyjacielskich związków rodzinnych czy społecznych, to nasze relacje z Bogiem również będzie cechował dystans i brak bliskości. Zdrowe relacje z innymi mają wpływ na zdrowe relacje ze Stwórcą. Jezus nauczał też prostej prawdy o tym, by kochać swego wroga (Mt 5, 44) i w swojej ostatniej modlitwie z uczniami modlił się, by wytrwali w jedności (J 17, 11). Do czego więc Jezus zmierzał? Czy próbował nas przekonać, że łatwo jest kochać się nawzajem, troszczyć się o siebie i sobie wybaczać? Przeciwnie. Jezus rozumiał relacje międzyludzkie, ich niezwykłość i złożoność. Nawet w najlepszych małżeństwach zdarzają się nieporozumienia, a przecież dobre małżeństwo to ciężka praca i wybaczanie, a nie jakaś bliżej nieokreślona idea szczęścia. Przyjaciele także potrafią się ranić. Dzieci są zdolne do mówienia swoim rodzicom okropnych rzeczy. Dlatego mąż i żona codziennie na nowo muszą odkrywać swoją wzajemną miłość i oddanie. I jestem pewien, że gdyby Jezus nauczał w dzisiejszych czasach, miałby wiele do powiedzenia na temat uprzedzeń, wykorzystywania, niesprawiedliwości w pracy i nawet szaleństwa na drodze! Byłoby naprawdę cudownie, gdyby ludzie kierowali się naukami Jezusa. Niestety, nie żyjemy w takim świecie. Przyznajmy to szczerze. Wszyscy mamy swoich ulubionych przyjaciół, swoje grono rodzinne, otaczamy się grupą zaufanych ludzi, na których możemy polegać, a którzy rozumieją nas i akceptują takimi, jacy jesteśmy. Łatwiej jest nam z ludźmi, których kochamy i którzy kochają nas. Znamy też osoby, od których chcielibyśmy być jak najdalej, gdybyśmy tylko mieli taką możliwość. W naszych rodzinach, miejscach pracy, szkołach, kościołach, wśród sąsiadów są tacy, których nie jest łatwo ani zaakceptować, ani pokochać. Właśnie z tego powodu Jezus spędzał tak wiele czasu, a właściwie cały swój czas, na rozmawianiu z ludźmi. Próbował rozpoznać ich potrzeby.
Wiedział, że każdy z nas potrzebuje uzdrowienia. Potrzebujemy uzdrowienia w relacjach z najbliższymi. Potrzebna nam jest wiedza o tym, jak dawać sobie radę ze sobą nawzajem, a zwłaszcza z tymi, których nie rozumiemy lub których trudno zaakceptować i pokochać. Jeśli mamy przynieść uzdrowienie temu udręczonemu i skrzywdzonemu światu, potrzebujemy do tego Bożej pomocy. Jezus rozumiał, że nie jesteśmy doskonali. Każdy z nas ma jakieś problemy z relacjami, czy to w rodzinie, czy w małżeństwie, czy z dziećmi. Za zamkniętymi drzwiami naszych domów kryją się trudne sprawy, z którymi nie potrafimy sobie poradzić. Nosimy w sobie głęboko ukrytą złość i żal, które niszczą nas od środka.
Każdy z nas potrzebuje Bożej pomocy i uzdrowienia, by poukładać relacje z innymi. Nasze życie, rodziny i tkwiące w nas urazy musimy otworzyć na uzdrawiający dotyk Boga. Jezus zauważył, że uzdrowienie relacji rodzinnych jest jak cud. W chwili gdy zmieniają się nasze serca, my także się zmieniamy. Bez tej zmiany nie uzyskamy wewnętrznego spokoju ani nie zmienimy świata. Z pewnością jednym z największych cudów, jakich doświadczamy każdego dnia, jest ludzka umiejętność wybaczania, miłości i wzajemnej troski. Jeśli się bardzo postaramy, to przypomnimy sobie sytuacje, jakich na pewno byliśmy świadkami, aktów dobroci i przebaczenia, które są częścią uzdrowienia. Na pewno każdy z nas przekonał się na sobie, co oznacza uzdrowienie relacji z najbliższymi.
opr. aw/aw