O dawnych i nowych ekranizacjach powieści Henryka Sienkiewicza "Quo Vadis"
Nawet Sienkiewicz, nazywany często najlepszym polskim scenarzystą, nie przypuszczał, że kiedyś światowa prapremiera filmu zrealizowanego według jego najpopularniejszej powieści odbędzie się w Rzymie, i na dodatek w obecności Papieża Polaka. Jak zapowiadają realizatorzy polskiego "Quo vadis", 30 sierpnia w Auli Pawła VI zbudowanej tam, gdzie prawie 2000 lat temu znajdowały się ogrody Nerona, Jan Paweł II zaszczyci swoją obecnością pokaz najbardziej chyba oczekiwanego polskiego filmu, jaki w tym roku wejdzie na ekrany.
Czy spełnią się nadzieje polskich widzów, że twórcom najkosztowniejszej produkcji w dziejach polskiego kina uda się przenieść na ekran nie tylko samą powieściową intrygę i dramatyczne perypetie występujących w niej bohaterów, ale oddać także filozoficzny podtekst dzieła traktującego o przełomie epok, kiedy rodzi się i rozwija chrześcijaństwo? Reżyser stanął rzeczywiście przed trudnym zadaniem, bo chociaż powieść trafiła już na ekran kilkakrotnie, większość z adaptacji prawdopodobnie nie zadowoliłaby autora literackiego pierwowzoru. Produkcja filmów wykorzystujących wątki o charakterze religijnym, zarówno w pierwszych latach kina, jak i w okresie późniejszym, nie wypływała wyłącznie z inspiracji religijnych. Film jako sztuka znajdował się jeszcze w powijakach, a producenci często bezceremonialnie poczynali sobie z podobnymi tematami. Liczyli na zyski wiedząc, że są to tematy uniwersalne, mające wielowiekową tradycję w innych gatunki sztuki. Sienkiewicz skończył pisać "Quo vadis" 18 lutego 1896 roku i w tym też roku powieść została wydana w Krakowie, a wcześniej przez dwa lata publikowała ją w odcinkach "Gazeta Polska" budząc niesłychane zainteresowanie czytelników. Przyniosła mu ona światowy rozgłos, błyskawicznie też zaczęły się ukazywać przekłady zagraniczne, często bez wiedzy i zgody autora. Pisarz z rzadka otrzymywał jakiekolwiek honoraria za wydania zagraniczne, natomiast skorzystało na niej wielu tłumaczy, jak na przykład Amerykanin Jeremiah Curtin, który za otrzymane pieniądze zafundował sobie podróż dookoła świata. Już w 1898 roku "Quo vadis" okazało się najpopularniejszą powieścią w Stanach Zjednoczonych, a do dzisiaj przetłumaczono ją na 48 języków i wydano w ponad 80 krajach. Powieścią od razu zainteresowali się filmowcy i jeszcze przed rokiem 1899 nieznany z nazwiska operator z firmy braci Lumie`re zrealizował trwający 60 sekund filmik "Neron wypróbowujący truciznę na niewolnikach". Wkrótce powstało więcej filmów, a właściwie scen historycznych inspirowanych bezpośrednio lub pośrednio powieścią. Kilkuminutowy film dla firmy Pathé nakręcił w 1901 roku Ferdinand Zecca, w tej samej wytwórni Lucien Nonquet wyreżyserował trzykrotnie dłuższe "Męczeństwo chrześcijan", a w 1908 i 1909 r. Georges Meliés pokazał w "Cywilizacji poprzez wieki" dwie sceny z epoki Nerona. W 1908 roku Sienkiewicz zawarł z francuską firmą Film d'Art, planującą przenieść na ekran wybitne dzieła literackie z udziałem znanych aktorów teatralnych, umowę na adaptację swych dzieł, w tym również "Quo vadis". Nakręcony w 1910 roku roku film reżyserował André Calmettes, ale wkrótce tytuł zmieniono na "W czasach pierwszych chrześcijan". Sienkiewicz podobno nie akceptował przeróbki. Jednak pierwsza pełnometrażowa, prawie dwugodzinna, z rozmachem zrealizowana ekranizacja powieści powstała w roku 1912 we Włoszech. W scenach przedstawiających pożar Rzymu taśmę pracowicie barwiono na kolor czerwony. Autorem filmu był malarz Enrico Guazzoni, a jego film odniósł niebywały sukces artystyczny i komercyjny. W scenach pożaru i scenach rozgrywających się w cyrku pomagał Guazzoniemu nasz rodak, krakowianin Ryszard Ordyński. Film, który kosztował kilkadziesiąt tysięcy ówczesnych lirów, przyniósł wytwórni "Cines" milionowe zyski z dystrybucji w Europie i Ameryce. Stał się również wzorem dla historycznych superprodukcji - "Cabirii" Giovanniego Pastrone i "Nietolerancji" Griffitha. W Paryżu wyświetlano go w największej sali kinowej świata, w Gaumont-Palace, a projekcji akompaniowała 150-osobowa orkiestra.
"...W Londynie w "Albert Hall" zamienionym na wiele tygodni w kino, w seansach uczestniczyło codziennie 20 tysięcy widzów. Król Jerzy V i królowa przybyli zobaczyć "Quo vadis" i osobiście pogratulować aktorowi Castellaniemu, który wystąpił w filmie w roli poczciwego siłacza, Ursusa" - pisał Georges Sadoul. W USA film wyświetlano z ogromnym powodzeniem w specjalnie wynajętych salach widowiskowych. Mniejsze kina, których nie było stać na wynajem filmu Guazzoniego, wyświetlały w tym samym czasie krótszą wersję, wyprodukowaną w 1913 roku w turyńskiej firmie "Ambrosio Film". Powodzenie filmu sprawiło, że rozpoczęła się swoista wojna pomiędzy konkurencyjnymi biurami wynajmów filmów w Warszawie i Krakowie. Kraków wyprzedził kina warszawskie i już 8 kwietnia 1913 roku "Quo vadis" miało swoją premierę w krakowskim kinie "Uciecha". W czołówce filmu znalazł się portret autora powieści, napisy niemieckie usunięto, tak że pozostały jedynie polskie, a za zgodą Feliksa Nowowiejskiego wykorzystano fragmenty jego oratorium przy opracowywaniu muzyki, która towarzyszyła pokazom. Powszechne oburzenie wywołał fakt, że producenci nakręcili film nie pytając Sienkiewicza o zgodę na ekranizację. "... W Wiedniu urządzono wspaniałe przedstawienie, na którym był cesarz i cały dwór. W Krakowie pozwolono na 60 przedstawień, za które miejscowy przedsiębiorca zapłacił 12 tysięcy koron. Pójdzie to na Amerykę, Anglię, Rosję, Australię etc. Słowem wszyscy będą zbierać pieniądze na setki tysięcy, może na miliony - prócz mnie i Pana" - pisał Sienkiewicz do tłumacza powieści. Dwanaście lat później, już w wolnej Polsce, "Przegląd Teatralny i Filmowy" zapowiadał: "Emil Jannigs, najznakomitszy aktor świata filmowego, wspaniały w każdej kreacji, wkrótce czarować będzie publiczność w najgenialniejszej swej roli Nerona w "Quo vadis"". Jannigs, znakomity aktor niemiecki, w roku 1924 zagrał w kolejnej niemej adaptacji "Quo vadis", również nakręconej we Włoszech. Film reżyserował George Jacoby, a w przygotowaniu scenariusza pomagał mu Gabriellino D'Annuzio, syn głośnego poety. Film jednak nie powtórzył sukcesu ekranizacji z 1912 roku. W 1929 roku wzbogacono tę wersję adaptacji o ścieżkę muzyczną i efekty dźwiękowe. Dopiero w 1951 roku Amerykanie korzystając z włoskiej bazy w rzymskiej Cinecittá, zrealizowali kolejną, dźwiękową już ekranizację powieści Sienkiewicza. "Quo vadis" Mervyn Le Roy odziedziczył na polecenie Louisa B. Mayera, szefa Metro Goldwyn Mayer, po Johnie Hustonie, który po wydaniu dwóch milionów dolarów opuścił plan filmowy. Była to zarazem pierwsza superprodukcja w technikolorze, praca nad nią trwała niemal dwa lata, a budżet przekroczył dziewięć i pół miliona dolarów. Wykorzystano w nim najwięcej kostiumów w historii kina, aż 32 tysiące, toteż używano ich później przy kolejnych produkcjach, m. in. "Juliusza Cezara" Josepha Mankiewicza. Ekranizacji, mimo znakomicie sfilmowanych scen masowych, nie udało się oddać myślowej zawartości powieści, niektóre dialogi wywołują wręcz uśmiech widza. Na uwagę w tej adapatcji zasługuje właściwie tylko znakomita rola Petera Ustinova grającego Nerona. Młodziutką Ligię zagrała w filmie trzydziestoletnia Deborah Kerr, a niewiele starszego Winicjusza czterdziestoletni w chwili kręcenia zdjęć gwiazdor amerykańskiego kina, Robert Taylor. Widzowie jednak i tym razem dopisali, film przyniósł wytwórni ogromne dochody. W 1985 r. powieścią zainteresowała się włoska telewizja produkując 6-odcinkowy serial w reżyserii Francesca Rossiego. Serial dwukrotnie pokazywała już polska telewizja, a widzowie z łatwością mogli się zorientować, że koncepcja reżysera daleko odbiega od zamysłu pisarza. Rossi właściwie całkowicie pominął religijne przesłanie powieści, przestawił akcenty w charakterystyce postaci, koncentrując swoją uwagę na osobie Nerona. W cieniu władcy, wbrew intencjom Sienkiewicza zniknęli gdzieś Winicjusz i Petroniusz.
Czy film Jerzego Kawalerowicza okaże się wreszcie w pełni artystycznym
przetworzeniem arcydzieła Sienkiewicza, a nie tylko zdyskontuje
po raz kolejny komercyjny walor powieści? O tym dowiemy się już
wkrótce.
opr. mg/mg
Copyright © by Gość Niedzielny (35/2001)