Recenzja nowego filmu Ridley'a Scotta o krucjatach
Kiedy ponad pół roku temu donosiłam o zakończeniu zdjęć do nowego filmu Ridley'a Scotta o wyprawach krzyżowych, miałam nadzieję, że obejrzę ciekawy i głęboki obraz. „Królestwo Niebieskie" jest wspaniałym widowiskiem, jednak przepełnionym schematami i poprawnością polityczną. Żal mi ludzi, którzy na tym filmie będą budować swoją znajomość historii.
Niestety, taka możliwość jest jak najbardziej realna, bo choć reżyser podkreśla, że to film historyczny, a nie dokumentalny, to jednak i postaci, i wydarzenia są autentyczne, a przesłanie całkiem jasne - tylko chrześcijanie byli, są jedynymi winnymi niepokojom na Wschodzie. Historia młodego kowala Baliana (Orlando Bloom), który na skutek
przedziwnych zawirowań życiowych staje się rycerzem i obrońcą Jerozolimy, aż prowokuje do pokazania jego przemiany wewnętrznej. Niestety, reżyser wykorzystał tę bogatą psychologicznie sytuację do napiętnowania chrześcijańskiej wiary. Balian prostaczek wierzy w Boga, Balian rycerz w Ziemi Świętej doznaje olśnienia, patrząc na działania złych i głupich templariuszy i kapłanów, i decyduje, że Bóg nie jest taki dobry, a może nawet Go nie ma. Świat według Scotta jest bardzo prosty: kler jest po prostu bezduszny, chciwy i fanatyczny. Templariusze szukają tylko okazji do mordu i łupienia, podpierając się Słowem Bożym. Wyjątki, czyli chrześcijański król Baldwin IV (Edward Norton) czy krzyżowiec i doradca króla Tyberiusz (Jeremy Irons) oraz Balian, nawet jeśli wierzą, to na pewno nie w Kościół, a raczej w jakiegoś swojego Boga; albo wiarę tracą. Muzułmanie natomiast są bez wyjątku szlachetni i prawdziwie wierzący, dużo się modlą (w przeciwieństwie do chrześcijan), są skłonni do ugody i przebaczenia, nikomu nie chcą zawadzać, a tylko żyć w przyjaźni obok siebie. Tak więc Scott, aby uzyskać taki obraz, odpowiednio preparuje fakty historyczne.
Daleka jestem od wybielania wypraw krzyżowych, ale trzeba powiedzieć prawdę. A prawda jest taka, że w 1010 roku sułtan Hakim zniszczył Grób Święty i to dlatego świat chrześcijański wyruszył do Jerozolimy na pierwszą krucjatę. Jerozolima została zdobyta w 1099 roku, a „Królestwo Niebieskie" dotyczy lat osiemdziesiątych XII wieku. W tym czasie w Ziemi Świętej panował pokój, Baldwin IV ułożył się z wodzem muzułmańskim Saladynem (Ghassan Massoud), a templariusze chronili licznych pielgrzymów przed napadami okrutnych Turków z Aska-lonu. Niestety, król zmarł w młodym wieku, a jego następcą został mąż jego siostry Gwidon z Lusignan - osobnik mierny, który trzymał stronę niesławnego mistrza templariuszy Gerarda z Ridefort. To właśnie jego awanturnicze działania sprowokowały wojnę z Saladynem. Jej punktem kulminacyjnym była walka na polach Hitti-nu, gdzie armia frankońska poniosła klęskę. Scott nie poświęcił jej dużo czasu, widzimy tylko leżące trupy, ale ani słowa o masakrze, jaką z rozkazu Saladyna urządzili jeńcom - templariuszom pobożni muzułmanie. Dokładnie opisał ją osobisty sekretarz Saladyna Imad ed-Din: „Był z nim [Saladynem] cały zastęp uczonych i sufi, a także pewna liczba ludzi pobożnych i ascetów. Każdy prosił, aby mógł zabić chociaż jednego [templariusza], i dobywał z pochwy szpadę, i podciągał rękaw. Sułtan siedział z twarzą promieniującą radością, podczas gdy niewierni byli posępni".
W źródłach historycznych tutaj właśnie pojawia się imię Baliana z Ibelinu, któremu udało się uciec z Hittinu i który stał się obrońcą Jerozolimy - sekwencja ataku na miasto trwa w filmie długo i zadowoli każdego miłośnika batalistyki. W rzeczywistości bitwa nie była aż tak zaciekła i dość szybko Saladyn zgodził się nie zabijać wszystkich mieszkańców miasta. Scott wkłada mu w usta słowa: „nie będę postępował tak jak oni". Wspaniały i szlachetny muzułmanin wypuszcza wolno całą ludność. Jednak przy okazji nieźle się wzbogacił, bo Scott przemilcza, iż za tę nienaruszalność słono trzeba było zapłacić.
Ta wojna nie była czarno-biała, jak tego chce Scott, a ludzie są i źli, i dobrzy, niezależnie od wyznawanej wiary. Niestety, płycizna „Królestwa Niebieskiego" skłania mnie do smutnych wniosków: albo to film głupi, albo propagandowy.
opr. mg/mg