Wolontariuszka pracująca w Indiach opisuje, jak wyglądają tam święta Bożego Narodzenia
Świętowanie Bożego narodzenia rozpoczęły występy dziewczynek przebranych za anioły w białych sukienkach. Potem pojawili się Józef z Maryją, w otoczeniu tańczących aniołów. Dołączyli do nich Trzej Królowie. Chłopcy odgrywający te role byli ubrani w czuridary (noszą je wyłącznie dziewczyny) różnych kolorów, które symbolizowały dary dla Dzieciątka. Na samym końcu przybyli pastuszkowie. Mieli koce zarzucone na plecy, a w rękach kije.
Na zakończenie przybył św. Mikołaj, który tańczył razem z przedszkolakami i rzucał im cukierki. Potem wszyscy podchodzili do siebie życząc sobie wzajemnie Happy Christmas.
Wszelkie przedstawienia bożonarodzeniowe mają tutaj charakter widowiskowy. Muzyka swym brzemieniem przypomina mi dyskotekowe hity i często trudno jest się powstrzymać i stać w jednym miejscu. Tańczą na zmianę dziewczyny i chłopcy. W tańcu rąk, pobrzękują bransolety. Chłopcy tańczą z ekspresją, a dziewczyny z wdziękiem. Dziewczyny tańczą w rzędach. Przez cały czas zwrócone są twarzami do publiczności. Dziewczyny zawsze tańczą wyłącznie w swojej grupie, chłopcy również w swojej. Podział jest zauważalny na każdym kroku. Wszyscy tańczą na boso. Po każdym tańcu występował chórek śpiewając kolędę w języku lokalnym.
Who is your Christmas friend? Dzieci bardzo często zadawały mi to pytanie. Odpowiadałam, że Gosia, chociaż nie za bardzo wiedziałam o co im chodzi. Dowiedziałam się, że każde dziecko z naszego internatu ma swojego Christmas Friend, dla którego przygotowuje świąteczny prezent.
Prezent ukazujący charakter człowieka
Kiedy każdy otrzymał prezent, do akcji wkroczył św. Mikołaj. Miał ze sobą prezenty, które charakteryzowały daną osobę. Było przy tym sporo śmiechu, ale też i nieco zażenowania, gdy ktoś otrzymał prezent wyśmiewający jego wady. Na zakończenie przyszedł czas na prezenty, które my pakowałyśmy, czyli czuridary dla dziewczyn oraz koszule dla chłopców. Tutaj też można było dostrzec pewien porządek. Najpierw po prezenty ustawili się chłopcy. Kiedy odebrali już swoje paczki, przyszła kolej na dziewczyny.
My również otrzymałyśmy prezenty. Na początku bardzo się ucieszyłam, że mam nowy czuridar, ale moje zadowolenie nie trwało długo. Po przyjściu do pokoju wyjęłyśmy prezenty z opakowania, a Gosia krzyknęła: „O nie, to jest sari!”. W Indiach kobiety zakładają sari na specjalne okazje. Chociaż widzę, że nie tylko. Na co dzień do szkoły nauczycielki zakładają wyłącznie sari. Pani woźna również. Pewnie dlatego, że uczennice ze starszych klas noszą jako mundurki czuridary. Poza tym na ulicach często widziałam panie noszące sari.
Ten strój, wprawdzie bardzo efektowny, przypomina mi strój dla mumii. Sari to 5 metrowej długości materiał, który kobieta owija sobie wokół tali, a końcówkę materiału zarzuca na lewe ramię. Ten strój, jak mówi Gosia, prawdopodobnie wymyślili mężowie dla swoich żon, aby daleko nie uciekły. Coś w tym jest bo sari jest wąskie u dołu i trudno w nim biec.
Mieniące się Las Vegas
W Indiach podczas świąt Bożego Narodzenia wszystko się iskrzy od kolorowych lampek. Obwieszają nimi co się da, począwszy od szopki, a skończywszy na krzakach. Kolory biją po oczach, nie trzeba stosować dodatkowego oświetlenia.
W naszej misji, Prakashpalaya, 24 grudnia nie miałyśmy uroczystej kolacji. Wieczorem udałyśmy się do kościoła św. Luisy. Idąc tam, już z daleka widziałyśmy kościół w pełnej iluminacji lampek świątecznych. Przystrojone są również pobliskie krzaki. W tym klimacie czuję się jak Alicja w krainie czarów. Wszystko dookoła bije po oczach jaskrawymi kolorami. Wewnątrz kościoła migające lampki są dosłownie wszędzie, otaczają nawet krzyż. Wszystko porusza się i miga.
Ministranci oprócz alb i komży zakładają długie czerwone spódnice, które wiąże się w pasie sznurkiem. Stopniowo kościół zapełnia się wiernymi. Kobiety przychodzą z dziećmi. W Indiach kobiety nie wożą dzieci w wózkach, ale noszą je na rękach. Gdy są zmęczone podczas mszy kładą je na podłodze na przyniesionym przez siebie ręczniku. Zarówno kobiety jak i mężczyźni przyszli na mszę opatuleni w koce i ręczniki. My również ubrałyśmy się ciepło. Wszak jesteśmy w tropikach, jednak tutaj jest aktualnie zima. Rano i po zmierzchu temperatura spada do 10°C, a w ciągu dnia temperatura sięga maksymalnie 27°C.
W kościele wszystko się mieni od światełek, a w powietrzu czuć zapach kwiatów, które Hinduski wplotły sobie we włosy. One już nie muszą się perfumować, a kwiaty mają tu pod dostatkiem każdego dnia, nawet zimą.
Pasterka w stylu disco
Podczas mszy bardzo często rozbrzmiewają hinduskie kolędy. Podkład muzyczny płynie z keyboardu w rytmie dyskotekowym i gdyby nie widok ołtarza nie wiedziałabym, że jestem w kościele. Msza jest odprawiana w języku kannada. Rozumiemy jedynie dwa słowa: praktisona (módlmy się) i szanti (pokój). Jeżeli ksiądz często wymawia słowo szanti oznacza to, że za moment wierni będą przekazywać sobie znak pokoju poprzez złożenie rąk na wysokości klatki piersiowej i wykonania ukłonu (gest namaste).
W trakcie mszy większość wiernych siada na podłodze. Część z nich na ławkach, ale jest ich tutaj niewiele. Oczywiście wszyscy są na boso, również księża i ministranci.
Komunia rozdzielana jest w dwóch rzędach, oddzielny rząd dla kobiet, oddzielny dla mężczyzn. Chociaż dzisiaj widziałam odstępstwo od tej reguły. Panie wciskały się w rząd męski.
Datki na kościół ministranci zbierali do długich łyżek, które przypominały mi wyglądem łyżki do zaparzania kawy z ekspresu. Na środku miały otwór, a pieniądze wpadały do worka umocowanego na spodzie łyżki. Nie mogłam się napatrzeć.
Na zakończenie mszy ksiądz Jose pokropił nas wodą święconą ze „szpady”(kropidło wyglądem przypomina szpadę). Kropił tak mocno, że byłyśmy z Gośką mokre.
Po każdej mszy świętej ksiądz błogosławi dzieci. Dzisiaj również i kobiety. Każde dziecko po otrzymaniu błogosławieństwa schyla się do nóg księdza, dotyka jego stóp rękoma i przykłada je do ust. Kobiety tego już nie robiły. Podobny gest wykonują podczas modlitw przy świętych figurach. Po zakończonej modlitwie dotykają prawą ręką obrazu lub figury i przykładają ją do ust.
Nowonarodzony w kwiatach
Po mszy świętej wierni przenoszą figurkę Dzieciątka do szopki, która znajduje na zewnątrz. Jedna z parafianek ozdobiła figurę girlandem z kwiatów. W ten sposób przyozdabiają wszystkie święte figury. Ten zwyczaj jest z pewnością zaczerpnięty z hinduizmu. Właśnie w taki sposób oddaje się cześć bóstwom. Wierni gromadzą się przed szopką. Modlą się do Dzieciątka i dotykają je ręką, którą przykładają sobie do ust. Wokół wiernych chodzą mężczyźni, którzy częstują parafian świątecznym ciastem. Nieopodal żłóbka chłopiec nalewa do plastykowych kubeczków mleko z tutejszymi przyprawami. Dziewczyny dzielą się z nami ciastem wkładając nam je do ust. Ta atmosfera wzajemnej otwartości bardzo mnie urzekła.
Wprawdzie klimat świąt jest tutaj zupełnie inny niż w Polsce, to cieszę się, że jest mi dane spędzać je właśnie tutaj, wśród Hindusów. Mam dzięki temu okazję doświadczyć innego smaku świąt, który teraz kojarzę z ciepłym słońcem, zielenią palm, Las Vegas przed kościołem i słodkim ciastem Bharat (korzenny piernik).
opr. mg/mg