Jest taki dzień, kiedy młodzież z Afryki, Europy, Australii, Azji i obu Ameryk łączy się we wspólnym świętowaniu. To 31 stycznia, uroczystość świętego Jana Bosko
Jest taki dzień, kiedy młodzież z Afryki, Europy, Australii, Azji i obu Ameryk łączy się we wspólnym świętowaniu. To 31 stycznia, uroczystość świętego Jana Bosko. Tego dnia w oratoriach, szkołach i salezjańskich parafiach można usłyszeć głośne śpiewy, dźwięki gitary, odgłosy bębnów, ukulele i innych instrumentów. Zobaczyć tańce, przedstawienia teatralne i występy artystyczne. Poczuć zapach pieczonego ciasta, świeżo wyciśniętego soku z mango oraz specjalnie przygotowanych na tę okazję miejscowych smakołyków. Wszystko po to, aby pokazać, jak ważne miejsce w życiu tysięcy młodych ludzi zajmuje ksiądz Bosko.
Fenomen świętego Jana Bosko dociera na wszystkie krańce świata, a jego duch sprawia, że powołania do pracy z młodzieżą rodzą się w wielu sercach – bez względu na to, czy są to czarne afrykańskie serca, białe europejskie czy południowoamerykańskie o kolorze kawy z mlekiem. I nieważne, czy ich właściciele noszą sutannę, habit, spódnicę czy bojówki. U wszystkich prędzej czy później pojawia się jedno pragnienie: wyjazd na misje.
A wszystko zaczęło się od Jana Bosko i jego snu misyjnego, który święty opowiedział po raz pierwszy papieżowi Piusowi IX:
„Wydawało mi się, że jestem na dzikiej i zupełnie nieznanej mi ziemi. Zobaczyłem tam mnóstwo ludzi o dzikim wyglądzie. Mieli ciemną karnację i nietypową budowę ciała. Byli prawie nadzy, ubrani jedynie w długie płaszcze ze zwierzęcych skór. Wszyscy nosili dzidy i proce. Wśród nich dało się zauważyć kilka grup. Niektórzy polowali na dzikie zwierzęta, inni biegali z kawałkami krwawiącego mięsa nabitymi na dzidy. Część z nich walczyła między sobą, a część ginęła z rąk ubranych po europejsku żołnierzy.
(…) Tymczasem w oddali zobaczyłem radosne twarze misjonarzy – kleryków i księży, którzy zbliżali się do tego miejsca. Przyjrzałem się im uważnie i rozpoznałem w nich naszych salezjanów. Zobaczyłem, że ich przybycie wzbudziło ogromną radość wśród obecnych tam ludów. Tubylcy opuścili dzidy i uprzejmie ich przyjęli. (...) Nasi misjonarze uczyli ich i upominali, a oni chętnie słuchali i wprowadzali w życie ich wskazówki. Wkrótce salezjanie zajęli miejsce w samym środku tłumu. Wszyscy otoczyli ich, a oni uklękli. Dzicy położyli broń na ziemi u stóp misjonarzy i również padli na kolana. Jeden z salezjanów zaintonował: „Chwalcie Maryję usta wierne" i wszyscy zaczęli śpiewać jednym głosem. Śpiewali z taką mocą, że ja – przerażony – obudziłem się”.
Ten pierwszy sen misyjny (który jak wszystkie sny świętego miały charakter proroczych wizji) przyśnił się księdzu Bosko w 1872 roku. Początkowo święty nie do końca zdawał sobie sprawę, z jakich okolic mogli wywodzić się owi tubylcy (ukazały mu się regiony, których nie znał, co więcej były to obszary tak odległe, że w jego czasach nawet geografowie mieli o nich mgliste pojęcie). Dopiero dwa lata później, kiedy dostał naglące zaproszenie do wysłania salezjanów do Argentyny, zrozumiał, że chodziło o Indian zamieszkujących ogromny, dziewiczy region Patagonii. Sen ten wywarł na księdzu Bosko ogromne wrażenie, był potwierdzeniem jego pragnień o misjach zagranicznych i ostatecznie skłonił go do rozpoczęcia apostolatu misyjnego.
W 1875 roku w Bazylice Maryi Wspomożycielki w Turynie we Włoszech ksiądz Bosko żegnał swoich pierwszych 10 misjonarzy i błogosławił im na drogę do oddalonej o tysiące kilometrów Argentyny. W ślad za pierwszą wyprawą misyjną poszły następne. W 1877 roku na misje do Urugwaju wyruszyło sześć sióstr salezjanek. Za życia księdza Bosko do Ameryki Południowej udało się 12 ekspedycji misyjnych. Zapoczątkowana wtedy salezjańska przygoda misyjna trwa do dzisiaj.
Obecnie salezjanie działają na terenie 131 krajów, a Córki Maryi Wspomożycielki (siostry salezjanki) w 94 krajach. Misjonarze i misjonarki docierają do najbardziej odległych i niedostępnych krajów świata na wszystkich kontynentach. Pracują w wioskach w dżungli amazońskiej, afrykańskim buszu czy na mongolskich stepach. Ewangelizują Indian, Metysów, Afrykańczyków, Arabów i Europejczyków. Zakładają szkoły, oratoria, internaty, centra alfabetyzacji, katechizacji i formacji zawodowej. Ich charyzmat wiąże się nieodłącznie z pracą z młodzieżą, zwłaszcza tą najuboższą pod względem materialnym, jak i duchowym. Ich oczkiem w głowie są dzieci ulicy. Dzieci ulicy, czyli samotne, wylęknione, obdarte i głodne kilkulatki i kilkunastolatki, dla których często salezjańskie oratorium jest jedynym domem.
Największą motywacją do działania dla salezjanów, salezjanek, animatorów i wszystkich osób działających w duchu salezjańskim jest święty Jan Bosko. Od ponad wieku postać ta niezmiennie inspiruje, zachwyca i wywołuje iskrę w sercach młodych ludzi z całego świata. Gdziekolwiek ta iskra się pojawia, roznieca płomień, którego nie jest w stanie ugasić nawet deszcz równikowy. Tam, gdzie docierają salezjańscy wychowawcy, pojawia się także duch Jana Bosko i rodzą się nowe powołania. Potwierdzeniem tego są klerycy studiujący w Kigali (Rwanda), gdzie znajduje się salezjański prenowicjat i nowicjat.
Olivier jest Burundyjczykiem. Salezjanów spotkał w 2009 roku i od tamtej pory traktuje ich jak rodziców. W systemie pracy księdza Bosko imponuje mu zwłaszcza fakt, że salezjanie zajmują się biedną i opuszczoną młodzieżą. Do prenowicjatu w Kigali wstąpił po ukończeniu szkoły średniej:
„W liceum salezjańskim powtarzano nam często przesłanie księdza Bosko: Daj mi dusze, resztę zabierz. To zdanie pomogło mi zrozumieć, jak zmieniło się moje życie - przed poznaniem salezjanów i to obecne. Dlatego postanowiłem, że przyłączę się do tego zgromadzenia. Aby naśladować salezjanów i księdza Bosko, zrobić coś dla młodzieży zaniedbanej, ubogiej i opuszczonej. Mam na myśli zwłaszcza młodzież z Burundi, z której pochodzę. A także taką, która nie zna jeszcze Jezusa Chrystusa. Zaprowadzić młodych do Chrystusa, uratować dusze – to moje największe marzenie”.
Bazyllo Cyprian pochodzi z Ugandy. Aktualnie przebywa w salezjańskim nowicjacie. Chciałby być dla młodych chłopców taki, jak Jan Bosko. Oddać się im całkowicie. Dla nich pracować, uczyć, zmieniać ich życia. Salezjanów poznał w 2012 roku w Bombo Namaliga:
„Wtedy spotkałem księdza Tomasha. Rozmawiałem z nim o moim powołaniu. On dał mi coś w rodzaju małego zeszytu, w którym było opisane życie Jana Bosko. Książeczka bardzo mnie zainspirowała. Jednak największe wrażenie wywarła na mnie jedna z historii – o chłopcu, którego Jan Bosko zapytał:
- Jaka jest najpiękniejsza rzecz na świecie?
- Ksiądz Bosko – odpowiedział chłopiec”.
Gdyby święty Jan Bosko żył trochę dłużej, być może oprócz kleryków, księży, sióstr i braci zakonnych w swoich misyjnych snach zobaczyłby także wolontariuszy świeckich. Od 2003 roku tylko z ramienia Salezjańskiego Ośrodka Misyjnego w Warszawie na misje wyjechało 320 wolontariuszy krótkoterminowych (pracujących na placówkach misyjnych od jednego do kilku miesięcy) oraz 124 długoterminowych (pozostających w krajach misyjnych na okres około roku). Wolontariusze wspierają misjonarzy w Peru, Wenezueli, Zambii, Ugandzie, Zimbabwe, Etiopii, Palestynie, Mongolii, Indiach czy na Madagaskarze.
Duch misyjny księdza Bosko krąży po wszystkich kontynentach, zagląda do wielu pokoi, izb i apartamentów różnej klasy. A gdy już się pojawi, przyciąga do siebie jak magnes. Nie jest łatwo wyrwać się z jego objęć. Wielu wolontariuszy odczuło to na własnej skórze. Ania pochodzi ze Szczecina. Skończyła prawo, a jej największą pasją jest śpiew. Gdy trafiła do „salezjańskiej oazy” nie wiedziała, jak bardzo wpłynie to na jej światopogląd i życiowe wybory.
Jedną z pierwszych rzeczy, jakie odkryła było to, że Jan Bosko nie odpoczywa w niebie, ale stąpa twardo po ziemi:
„Taki właśnie wydawał mi się zawsze ksiądz Bosko: energiczny i radosny, a jednocześnie rozmodlony i zawierzający wszystko Matce Bożej. Oczami wyobraźni przyglądałam się, jak wędruje w upale w sutannie. Jak podczas pielgrzymki, gra w piłkę, spędza czas z młodzieżą. Jak spowiada i uczy, że Bóg kocha wszystkich tak samo, nawet jeśli świat nas odrzucił. Święty Jan Bosko nigdy nie wydawał mi się kimś odległym, o kim czyta się tylko w książkach. Widziałam go w niejednym jego potomku-salezjaninie. To ksiądz Bosco sprawił, że pokochałam dzieci i młodzież. Nie mogłam i nie chciałam jechać na misje z jakiejkolwiek innej organizacji niż Salezjański Ośrodek Misyjny. Zwłaszcza, że wyjazd na misje utwierdził mnie przekonaniu, że salezjanin-misjonarz jest najwierniejszym obrazem księdza Bosko na ziemi. Ubóstwo, poświęcenie i ogrom pracy misyjnej, a także niejako konieczność zawierzenia, to rzeczy, które moim zdaniem przybliżają do świętości”.
Gosia pochodzi z Rumi. Studiowała architekturę, pasjonuje się nauką języków obcych. Być może byłaby teraz w trakcie podróży do Japonii lub projektowałaby ekskluzywną willę jakiejś parze Warszawiaków, gdyby nie fakt, że w jej życiu również namieszał Jan Bosko.
Na misje wyjechała już dwa razy – najpierw do Kazembe w Zambii, później spędziła rok w Peru. Dla niej także ks. Bosko to niedościgniony wzór do naśladowania:
„Misjonarki i misjonarze byli dla mnie zawsze jak superbohaterowie w pelerynach. Podziwiałam ich i chciałam być taka jak oni. Tak naprawdę miałam blade pojęcie o życiu na misjach. Wiedziałam jednak, że jeśli misje, to tylko z księdzem Bosko. Dla mnie, osoby, która dorastała w jego duchu, wyjazd na wolontariat był tylko kolejnym, naturalnym krokiem – pójściem na całość w dawaniu siebie młodym ludziom. Niezależnie od tego czy trzeba do nich jechać 10 minut autobusem, czy lecieć 10 godzin samolotem. Charyzmat księdza Bosko to dla mnie prosty, choć czasami niełatwy przepis na świętość. Wór radości mieszamy z dużą ilością pracowitości, przyprawiamy modlitwą i gotujemy na ogniu miłości. Sprawdza się zawsze – zarówno w polskim oratorium, jak i na slumsach w Peru. Moje życie nie byłoby tym, czym jest bez księdza Bosko. Mam nadzieję, że zerka tam czasami z salezjańskiego nieba i czeka – gdy się z nim kiedyś zobaczę, to chciałabym mu powiedzieć: >>Dziękuję<<. Dziękuję za zaufanie do Pana Boga, za miłość do Maryi i za wiarę w młodego człowieka”.
Salezjańscy misjonarze wychowują i ewangelizują dzieci i młodzież na całym świecie. Prowadzą przedszkola, szkoły podstawowe, średnie i zawodowe, centra młodzieżowe i bursy. Są głosem w obronie pokrzywdzonych. Są obecni tam, skąd słychać krzyk ludzkiego bólu i wołanie o pomoc, zwłaszcza ze strony najmniejszych, bezbronnych i narażonych na największe niebezpieczeństwa. Młodzież i misje – to były dwie wielkie pasje św. Jana Bosko, założyciela salezjanów i sióstr salezjanek. Wszystko zaczęło się od jednego marzenia.
opr. ac/ac