Pielgrzymi 2014

Na czym polega fenomen polskiego pielgrzymowania? Co się zmieniło na przestrzeni lat w polskim "stylu" pielgrzymkowym?

Pielgrzymi 2014

Na czym polega fenomen polskiego pielgrzymowania? I dlaczego ma on tak zdecydowanie narodowy charakter? Stał się naszym znakiem szczególnym, znakiem jakości...

W środku lata co roku powracamy do tematu pielgrzymowania. Co roku bowiem — bez względu na aurę, sytuację ekonomiczną, polityczną czy jakąkolwiek inną — do Częstochowy przychodzą pieszo, przyjeżdżają autobusami, rowerami, końmi czy na wrotkach rzesze ludzi. Młodzi, starsi, radośni, zmęczeni, z nogami w bandażach, w odzieży termicznej lub w bawełnie z bazaru, wielobarwni, rozgadani, rozśpiewani. Nadają temu zanurzonemu w stagnacji miastu jakiejś odświętności. Idą — co w naszym zlaicyzowanym świecie niektórych zdumiewa — z powodów religijnych. Oddają kilka dni modlitwie, utrudzeniu i odmawianiu sobie wszelkich niemal wygód.

Sezon na pątnika

Częstochowa nie pamięta lata bez gwaru pielgrzymkowych hitów: „W drogę z naaami wyrusz Paaaanie...”, miarowego uderzania o siebie plastikowych butelek, którymi wybija się rytm kroku, dźwięków gitar, harmonii, trąbek, ale przede wszystkim napięcia, które elektryzuje powietrze. Apogeum przypada na 14 sierpnia, gdy do miasta „wkracza Warszawska”. Słowo „wkracza” jest jak najbardziej na miejscu — bo tego wielogodzinnego „zstępowania” do Częstochowy nie da się inaczej opisać. W owym wkraczaniu są majestat i powaga. Jest wzruszenie na widok konnych pielgrzymów i duma na widok chłopaków w mundurach. Jest nade wszystko entuzjazm, który udziela się witającym. Gdy o zachodzie słońca częstochowianin wybiera się na spacer wokół klasztoru, zauważa wyraźną zmianę. Już nie zaraźliwe radość, taniec i śpiew oblegają klasztor — ci sami roztańczeni, energiczni ludzie teraz klęczą, zasłuchani w modlitwie, wyciszeni i trochę nieobecni. Ciśnienie spowodowane satysfakcją z osiągnięcia celu zajmuje myśl głębsza, dotykająca spraw najważniejszych.

„Może i świat się zmienia, ale w pielgrzymce ludzie są równi. Ludzie są tacy sami. Może ich status społeczny się zmienia, ale tego w pielgrzymce nie widać, w pielgrzymce wszyscy są równi, wszyscy mają te same warunki, wszyscy mają te same problemy, trudności, żeby znaleźć ciepłą wodę i coś do jedzenia” — mówił rok temu dziennikarzom o. Dariusz Laskowski, paulin, wiceszef paulińskiej pielgrzymki warszawskiej.

Fenomen

Na czym polega? I dlaczego ma tak zdecydowanie polski charakter? Prof. Antoni Jackowski, jeden z najlepszych znawców tematu w Polsce, wyjaśnia: — To prawda, nigdzie na świecie nie ma takiej tradycji pielgrzymowania. Miało na to wpływ wiele przyczyn związanych z historią naszego kraju. Po pierwsze — pielgrzymki miały, obok elementów religijnych, mocne umocowanie w poczuciu narodowościowym. Pielgrzymowanie stanowiło element naszego patriotyzmu. To się bardzo mocno ujawniało zwłaszcza w czasach zaborów i w okresie komuny. Mieliśmy poczucie, że uczestniczenie w pielgrzymce jest równocześnie manifestacją, że jesteśmy Polakami. Tego nie ma nigdzie, w żadnym kraju.

Ks. prof. Daniel Olszewski napisał kiedyś, że po jasnogórskich ślubach Jana Kazimierza kult maryjny, który był w Polsce już powszechny, stał się również kultem państwowym czy nawet narodowościowym.

— Rzadko zwraca się uwagę na to, że pielgrzymki stanowiły jedną z nielicznych szans dla mieszkańca małej wioski czy miasteczka na poznanie kraju — tłumaczy dalej prof. Jackowski. — Pątnik poznawał inne rejony kraju, potem wracał do siebie i stawał się postacią wyróżniającą się w społeczności. To przy naszych perypetiach historycznych miało naprawdę niebagatelne znaczenie. Powracający rozpoczynał często w miejscu swojego zamieszkania rodzaj akcji patriotycznej. Na ten motyw budzenia patriotyzmu zazwyczaj nie zwraca się uwagi, choć jest on równoległy do motywu religijnego. W XIX i na początku XX wieku powstało nawet takie określenie: „pątnictwo narodowe”. Pielgrzymki te szły do miejsc niezwykle mocno związanych z historią Polski — do Częstochowy, Krakowa i Wilna. W okresie międzywojennym pojawił się jeszcze jeden aspekt — pielgrzymki sklejały, integrowały kraj podzielony przez trwające ponad 120 lat rozbiory. Po wojnie natomiast doszedł element manifestowania naszego sprzeciwu wobec rzeczywistości.

Ciągle warto...

Wrzuciłam na fora internetowe pytanie: Waham się, czy iść na pielgrzymkę...

Miro85: „Idź koniecznie, a doświadczysz obecności dobra. Takiej megażyczliwości, uprzejmości, nie wiem... fajności. Tego nie ma w normalnym życiu nigdzie i nigdy. Ja szłam bez przekonania, ale w pewnej chwili pomyślałam — chyba pierwszy raz w życiu — że realnie doświadczam Bożej obecności”.

Filo: „Najpierw idzie się z ciekawości, a po skończonej pielgrzymce nie możesz się już doczekać następnej. To wciąga, działa jak magnes. Ta pielgrzymka, w której ja szłam, idzie na Jasną Górę 9 dni. Z początku jest trudno, a potem to już nie pamiętasz, że jesteś niewyspana, że cię bolą nogi, że masz bąble. Po prostu idziesz. I jak dojdziesz, to z jednej strony odczuwasz radość — bo już doszłaś, jesteś u celu, a z drugiej strony smutek — że to już koniec”.

Luiza z Lublina: „Byłam dwa razy i było suuuuper! Rzeczywiście, można poznać wielu ludzi. Później ma się ogromną satysfakcję, no i sama droga. I chociaż po dwóch tygodniach ma się najbardziej dość jedzenia typu konserwy i zupki chińskie, warto! Nawet się nie zastanawiaj!”.

Liczby i statystyki

Przed ćwierć wiekiem na Jasną Górę wchodziło kilka ogromnych pielgrzymek. Największa — warszawska była jedyną, która nie uległa władzy ludowej i wyruszała do Częstochowy. Zdaniem wielu, to, że dziś pielgrzymuje cała Polska, jest zasługą Warszawy.

Gdy w 1992 r. nastąpił nowy podział administracyjny w Kościele polskim i pojawiło się 13 nowych diecezji i 8 metropolii, każda z nich chciała mieć własną, imienną pielgrzymkę. Pojawiła się nowa jakość. Mniejsze liczebnie pielgrzymki, które dawały szansę na lepszy kontakt między ludźmi, działały wspólnototwórczo, skracały dystans między duchownymi a świeckimi. Spowodowało to, że trzeba było m.in. przeorganizować jasnogórski klasztor, tak by pątnicy mogli wchodzić do Kaplicy Cudownego Obrazu w miarę bezkolizyjnie. Jednak i tak w szczytowym momencie — czyli w okolicach połowy sierpnia — na wejście do klasztoru czeka się kilka godzin, a w słynnych Alejach Najświętszej Maryi Panny tworzą się kilometrowe pielgrzymie korki.

W ubiegłym roku od 2 maja do 1 sierpnia na Jasną Górę przybyło łącznie 155 pielgrzymek pieszych. Przyszło w nich ponad 93 tys. ludzi. W 68 pielgrzymkach rowerowych przyjechało ponad 4 tys. osób. 360 osób przybiegło w 12 pielgrzymkach biegowych. 16 osób przyjechało konno.

Im bliżej uroczystości Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, tym pod Jasną Górą bardziej tłoczno. W ciągu pierwszych 14 dni sierpnia do Częstochowy przychodzi 55 pieszych pielgrzymek — w sumie ponad 75 tys. ludzi. Z samej tylko Warszawy w 5 pielgrzymkach wkracza do miasta w sumie ok. 14 tys. pielgrzymów.

Jednak to nie pielgrzymki warszawskie są najliczniejsze. Pierwsze miejsce należy się pielgrzymom z Krakowa (ponad 8 tys.), kolejne zajmuje Radom (ponad 7 tys. pątników), Warszawie przypadło dopiero trzecie, mocne miejsce (7 tys. pątników).

Najdłuższe trasy przechodzą pielgrzymi z Kaszub, wyruszają bowiem z Helu i w 19 dni przemierzają 638 km. Pielgrzymka szczecińsko-kamieńska ma niewiele mniejszy dystans — 636 km w 20 dni. Grupy z Ustki — 630 km, a z Augustowa, Suwałk, Gołdapi i Dubeninek — każda z nich po 559 km w 17 dni.

Nowe trendy w pielgrzymowaniu?!

A w telewizji mówią o nowych trendach w pielgrzymowaniu. Z uśmiechem wyższości o tzw. turystyce religijnej. Prof. Jackowski uspokaja, że nowe trendy to nic złego: — Pozostaje niezmienny motyw religijny, a ten jest najważniejszy. Jeśli takiego motywu nie ma, to nie ma i pielgrzymki. Zmienia się natomiast sposób spędzania czasu. I to bez względu na to, czy rozmawiamy o pielgrzymkach polskich, czy o zagranicznych, zorganizowanych przez biura podróży. Pallotyni m.in. oferują wyjazdy np. do sanktuariów Ameryki Południowej. Są one połączone z kilkudniowym pobytem wypoczynkowym. Element religijny połączono zatem z wypoczynkiem. Mnie to nie razi. Nie widzę w tym nic obrazoburczego. Ważna jest intencja — jeśli jest nią nawiedzanie miejsc świętych, modlitwa, a na koniec trochę odpoczynku, nic w tym nagannego. Jak już pojechaliśmy np. do Gwadelupy, to trochę tam posiedźmy, pozwiedzajmy, poznajmy kulturę Meksyku, jego koloryt i specyfikę. Najpewniej nie pojedziemy tam drugi raz, więc korzystajmy...

Ale zmian nie da się uniknąć. Zniknęło to, co było dawniej — że pielgrzymka to wyłącznie modlitwa i asceza, jak czytamy u Reymonta. Te zmiany obserwujemy już na własne oczy. Inny jest przecież pielgrzym z 1989 r. w porównaniu z pątnikiem w roku 2014. — Odszedł z pewnością element oporu wobec władzy ludowej, kontestowanie komunistycznej rzeczywistości — wyjaśnia prof. Jackowski. Pozostały na szczęście elementy patriotyczne — pątnicy ciągle modlą się w intencji ojczyzny. Nie podoba się natomiast, zwłaszcza starszemu pokoleniu, atmosfera fiesty, zabawy, pewnego rodzaju swobody. — Dziś młodzi ludzie idą w grupach, ze wspólnotą, którą znają, do której należą, z przyjaciółmi. — Znają się też dobrze z duszpasterzami. Pojawiają się więc zachowania, które nie kojarzą się z tradycyjną pielgrzymką — np. robią sobie wieczorami ognisko czy grilla... Ale co to zmienia? Przecież oddali swój czas Panu Bogu, idą cały dzień z modlitwą. Oni się tak zachowują, bo taka jest dziś młodzież. Mnie to absolutnie nie razi i nie widzę w tym nic złego.

...ciągle warto

Jancia: „Pielgrzymka to rodzaj nałogu. Pozytywnego. Jak raz złapiesz bakcyla, nie odpuścisz. Od kilku lat zawsze biorę urlop w sierpniu. W pracy wiedzą, że nie da się ze mną negocjować zmiany terminu. Ludzie nie rozumieją, że nudzi mnie leżenie na plaży i moczenie się w wodzie. Na Boga, tam się nic nie dzieje. A tutaj emocje, uczucia, niesamowite sytuacje i ludzie, którzy mnie stymulują do pracy nad sobą, żeby być coraz lepszym człowiekiem. Nie tylko lepszą żoną, matką, nauczycielką... ale najpierw lepszym człowiekiem. W tej kolejności. Żeby się Panu Bogu podobać. Myślę, że jeśli uda mi się ta sztuka, czeka mnie lepsze życie...”.

Gra##: „Ludzie mówią o atmosferze, o nowych znajomościach, że nawet księża są tacy... normalni. Ale przecież tym, o co w pielgrzymce chodzi — są spotkania z Bogiem. To dla Niego idziemy, trudzimy się w jakiejś intencji, z miłości do Boga, do Maryi... Ja tak pojmuję pielgrzymowanie, więc od 3 lat chodzę na pielgrzymkę sama”.

Gosc&: „Zastanawiałem się od dawna — iść czy nie iść. Od lat odprowadzałem tylko znajomych, szedłem z nimi kilka kilometrów. Chciałem pojechać rowerem, ale ciągle nie wiedziałem, czy pielgrzymka to klimaty dla mnie... Zadecydowała tegoroczna Lednica. Pojechałem tam trochę na siłę. Dla dziewczyny, rozumiecie... I zaliczyłem pełny duchowy odlot. Za kilka dni jadę na Jasną Górę. Prawie 400 km, Kurpie — Częstochowa. Trzymajcie kciuki!”.

— Proszę zwrócić uwagę jeszcze na jedną rzecz — mówi prof. Jackowski. — Przez lata w pielgrzymkach szły głównie osoby starsze. Zdecydowanie momentem przełomowym był wybór Karola Wojtyły na papieża. Pielgrzymki przejęła młodzież. Młode pokolenie, które wędruje z tymi samymi intencjami, co starsi — ale niewątpliwie nastąpiła już zmiana warty.

 

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama