Gorliwy Prałat

Krypta w kaliskim sanktuarium skrywa w swym wnętrzu doczesne szczątki gorliwego kapłana, duszpasterza sprzed niemal trzech wieków

Krypta pod prezbiterium kaliskiej bazyliki kolegiackiej jest miejscem spoczynku prymasa Karnkowskiego, biskupa Wołłowicza i kapłana. W ciągu swojego życia dosłużył się jedynie tytułu prałata. Nie było mu dane nosić purpury kardynalskiej i biskupich fioletów, jednakże przez swoją gorliwość i oddanie dla św. Józefa Kaliskiego zasłużył na taką oto pochwałę, która wyszła z ust współbrata w powołaniu: „...pierwszy pewnie i ostatni taki, i tak wiele czyniący temu kościołowi prałat”.

Ów niezwykły duchowny spoczął w bardzo skromnej trumnie, którą osobiście zamówił i za którą zapłacił z własnej kieszeni na długo przed swoją śmiercią. Być może wydaje nam się to dość osobliwe, a przecież jest świadectwem zarówno przezorności i gospodarności, jak również, a może przede wszystkim, głębokiej wiary, która nie lęka się spoglądać śmierci w twarz, wiedząc, że jest ona jedynie etapem, bramą do wieczności. Zacnego kapłana pochowano w krypcie pod prezbiterium już dwa dni po jego śmierci, to jest 25 lipca 1798 roku, a kapituła z wdzięczności i w dowód zasług postanowiła odprawiać aniwersarz, czyli co roczne wspomnienie dnia pochówku w postaci odmawiania modlitw brewiarzowych za zmarłego. Po jakimś czasie trumnę z ciałem duchownego przeniesiono pod kaplicę św. Józefa, by w 1970 roku ustawić ją w krypcie pod prezbiterium.

Kim był ów przezorny i tak dobrze wspominany duchowny? Na przytwierdzonej na trumnie tabliczce można odczytać jego imię: ks. Stanisław Józef Kłossowski. Na szczęście to nie jedyne informacje, jakie o nim posiadamy. Niezgłębioną skarbnicą wiedzy na temat życia i działalności kapłana jest książka dr Ewy Andrzejewskiej, z której autor czerpie pełnymi garściami.

Z dobroci Bożej i ludzkiej

Na początek podstawowe dane pozwalające umiejscowić życie ks. Kłossowskiego na osi czasu. Urodził się najprawdopodobniej w 1726 roku, zapewne w Kaliszu. Wywodził się z niewiele wtedy znaczącej rodziny, która należała do stanu mieszczańskiego, a może, jak chcą niektórzy, do szlacheckiego. Dość powiedzieć, że nie była zamożna. Aby zostać kapłanem, młody Stanisław musiał ukończyć nie tylko seminarium, ale także kolegium, które w Kaliszu od kilku stuleci prowadzili księża jezuici. Nauka była płatna, a zatem istniały dwa wyjścia, albo urodzić się w bogatej rodzinie, albo znaleźć hojnego dobrodzieja. Ks. Kłossowski nie miał szczęścia do pierwszego, ale udało mu się znaleźć życzliwego mu człowieka. Pisze o tym na kartach książki „Cuda i łaski”: „Boże niech Ci za mnie najniegodniejszego dostatecznie podziękuję, żeś mnie jak z gnoju nikczemności wyprowadziwszy, bez najmniejszej pomocy będącego, z jedynej Dobroci swojej przez wielkiego w Kościele Twoim męża, Maciej Sołtyka, biskupa margaritańskiego, proboszcza gnieźnieńskiego, a chełmskiego sufragana w konwikcie kaliskim z fundacji z Tobą już pewnie dawno królującego Prymasa Polskiego Stanisława Karnkowskiego, Arcybiskupa Gnieźnieńskiego będącym, w szkołach uczyć się pozwoliwszy i w nich w chorobie od lekarzów opuszczonego do życia niepodobnego cudownie uzdrowiwszy, mowę i oczy zupełnie przywróciwszy, na tak wysokim stopniu kapłaństwa postawiwszy, tuś sobie, przy tym kościele kolegiaty kaliskiej w roku 1751 na samo zaczęcie wielkiego jubileuszu świętego służyć rozkazał”.

Wiemy zatem, że w kaliskim kolegium jezuitów młody Stanisław doświadczył nie tylko dobroci ludzkiej ks. Sołtyka, ale także dobroci Bożej. Gdyż to Bogu właśnie Stanisław przypisuje uzdrowienie z choroby. Nim jednak zaczął służyć w kolegiacie kaliskiej, Kłossowski musiał jeszcze przejść formację seminaryjną. W tym celu udał się do stolicy diecezji, czyli do Gniezna, gdzie ukończywszy studia seminaryjne, otrzymał święcenia i jak wyżej wspomina, został skierowany do pracy duszpasterskiej w kaliskiej kolegiacie.

Ks. Stanisław pozostał związany z kaliską kolegiatą do końca swojego życia. Powierzano mu tu różne, acz niezbyt dochodowe beneficja: mansjonarza, czyli kapłana sprawującego Mszę św. przy jednym z ołtarzy bocznych, wikariusza, promotora Bractwa św. Józefa, podkustoszego kanonika, proboszcza w Tłokini, proboszcza kolegiackiego, prepozyta gostyczyńskiego, kanonika penitencjarza, czyli posługującego w konfesjonale, wreszcie kanonika i comendatariusza ołobockiego, a więc sprawującego opiekę nad tamtejszym klasztorem cysterek, aż wreszcie prałata kustosza.

Dobry gospodarz i promotor kultu

Tak pokrótce przedstawia się itinerarium życia duchownego. Gdyby na tym poprzestać, wyrządziłoby się niesprawiedliwość tej wspaniałej postaci. Albowiem ów kapłan pozostawił niezatarty ślad duchowy i materialny w dziejach kaliskiej kolegiaty. Zastał on kaliską świątynie w kształtach, jakie nadały jej wieki średnie, a pozostawił ją powiększoną, ozdobioną wieżą i całkowicie odmienioną w swoim kształcie. Powiemy o tym szerzej nieco później. Troszcząc się o chwałę Bożą, nakazał wystawić wszystkie istniejące do dziś ołtarze boczne, ołtarz św. Józefa, a także wielką ambonę, kilka ławek i kredencji oraz konfesjonały. Wzbogacił skarbiec o nowe szaty liturgiczne wykonane z drogocennych tkanin jedwabnych. Zadbał o nowe obrazy, a także o srebrne i złote ozdoby na niektóre z nich.

Jednakże prawdziwym opus vitae prałata Kłossowskiego było umocnienie i rozpowszechnienie kultu św. Józefa Kaliskiego. Temu dziełu poświęcił się bez reszty. To było największą troską jego życia, najżywszym pragnieniem i sprężyną wszystkich jego poczynań. Chciał otoczyć Świętego jak największą czcią. Sam doznawszy mocy wstawiennictwa Patriarchy z Nazaretu, zachęcał biednych i bogatych, wysoko urodzonych i nędzarzy, aby we wszystkich swoich potrzebach uciekali się do Józefa Kaliskiego. Wiedziony przezornością skrupulatnie zapisywał wszystkie cuda i łaski, jakich doznawali coraz liczniej przybywający do kaliskiego sanktuarium pielgrzymi. Dzięki tej wytrwałej pracy kronikarskiej, mógł rozpocząć starania o przyznanie obrazowi tytułu łaskami słynący, a nieco później cudowny.

Dla upowszechnienia kaliskiego sanktuarium, ks. Kłossowski postanowił napisać wspominaną już wielokrotnie książkę „Cuda i łaski”, w której opisał historię powstania obrazu, dawniejsze i jemu współczesne opisy cudów. Wydał także książeczkę pod tytułem „Jezus, Maryja, Józef trojakie nabożeństwo”, w której zawarł modlitwy i pieśni na cześć św. Józefa. Na tych staraniach jednakże nie poprzestał, gdyż jego pragnieniem było, aby obraz został z pozwolenia papieża ukoronowany. Udało mu się doczekać dnia uroczystej koronacji, a kiedy w 1798 roku umierał w wieku 72 lat, pozostawił kolegiatę kaliską całkowicie odmienioną, a kult Świętego Józefa w pełnym rozkwicie.

Duszpasterska gorliwość

Działalność ks. Kłossowskiego nie ograniczała się jedynie do pomnożenia stanu posiadania kaliskiej świątyni i do promocji kultu św. Józefa. Był on także gorliwym duszpasterzem. Troszczył się o rozwój powierzonego jego pieczy Bractwa św. Józefa, które za jego czasów podwoiło liczbę braci, osiągając 2000 członków. Do bractwa należeli między innymi król Polski Stanisław August Poniatowski, jak też Prymas Polski.

Staraniem ks. Kłossowskiego przywrócono w kolegiacie, założone jeszcze w XVI wieku, ale później zaniedbane, Bractwo Przenajświętszego Sakramentu. Odnowienie tego bractwa jest o tyle znaczące, że zostało ono potwierdzone osobnym dokumentem papieskim, a jego przyszłość zabezpieczona przez odpowiednie uposażenie.

Najwspanialszy jednak opis życia i gorliwości duszpasterskiej ks. Kłossowskiego pozostawił jego znajomy ks. Baltazar Pstrokoński. W książce zatytułowanej: „Nauki kościelne dla zachowania kapłańskiego ducha” ks. Pstrokoński chwalił kaliskiego kustosza za ascetyczny tryb życia: „umartwienia ciała na ustawicznych o chlebie i wodzie postach, na twardym, na desce i krótkim bardzo spaniu”, za gorliwość duszpasterską: „oprócz żarliwości o zbawienie dusz, przez ustawiczne od piątej z rana aż do południa i dłużej w konfesjonale co dzień wysiadania, chorych i umierających po wsiach, w mieście Kaliszu, po domach, bramach, gnojach, szpitalach, więzieniach nawiedzania i onych do wieczności sakramentami świętymi opatrywania” i stawiał go jako wzór życia kapłańskiego. A ks. Gabriel Cedrowicz replikował: „...rzadki w Kościele Bożym, czasy temi Kapłan”.

Jednakże najbardziej wzruszający opis ks. Kłossowskiego przekazał śląski lekarz i podróżnik Johann Joseph Kausch: „Dzięki staraniom pewnego pobożnego kanonika Kłossowskiego, cieszącego się ogólnym poważaniem, zbudowano tu w Kaliszu bardzo piękny, nowy kościół, czy może gruntownie przebudowano stary, w każdym razie robi on wrażenie nowo wzniesionej budowli. A teraz kilka słów o tym pobożnym człowieku i o tym kościele. Wspomniany kanonik jest sędziwym człowiekiem, a na jego obliczu odbija się wyraźnie pełna pokory życzliwość. Niezwykle rzadko spotkać można starca, który byłby równie pociągający i dobroduszny. Zdolny jest do takich wyrzeczeń, jak opowiadają, że wprost trudno to pojąć.”

Taką wspaniała kartę zapisał swoim życiem ks. Stanisław Józef Kłossowski, który całe swoje kapłańskie życie poświęcił głoszeniu chwały Świętego Józefa i duchowemu oraz materialnemu ubogaceniu kaliskiego sanktuarium. W dowód wdzięczności za wierną służbę i rozwój kultu Święty Józef udzielił mu wewnętrznego blasku świętości, który dostrzegali nawet przygodni podróżni.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama