Spory najlepiej rozwiązywać przy stole

Mediacja jako sposób uniknięcia sprawy w sądzie. O sztuce rozwiązywania konfliktów

Co, Pana zdaniem, jest przyczyną międzyludzkich konfliktów?

Spory najlepiej rozwiązywać przy stole

Ludzka słabość. Tracimy jako społeczeństwo zdolność komunikowania się między sobą. Ludzie przestają ze sobą rozmawiać. Małżeństwa bardzo często nie potrafią prowadzić dialogu w sposób konstruktywny. Dzieci nie mają wzorców. Młodzież woli wysyłać do siebie esemesy, niż porozmawiać ze sobą w realu. Mamy duży problem z komunikowaniem się, a to przekłada się na relacje małżeńskie, rodzinne czy sąsiedzkie. Ludzie nie potrafią powiedzieć o tym, co ich boli, co jest dla nich ważne, co im przeszkadza. Tylko wolą napisać pozew czy pójść do prawnika, który za nich pewne rzeczy zrobi, wyjaśni.

A byłoby lepiej, gdyby swoje spory rozwiązywali za pomocą mediacji... Co to takiego?

To sposób rozwiązywania konfliktów polegający na tym, że strony sporu prowadzą negocjacje z udziałem bezstronnej osoby trzeciej. Ktoś zapyta: po co udział osoby trzeciej, skoro można usiąść i porozmawiać samemu? Okazuje się, że bardzo trudno jest ludziom, którzy angażują się emocjonalnie w konflikt, prowadzić rzeczową, spokojną rozmowę. Dobrze przygotowany mediator czuwa przede wszystkim nad tym, żeby strony wyjaśniły sobie ważne dla nich sprawy i poszukały wspólnie rozwiązania problemu.

Tylko jak doprowadzić do mediacji, jeśli nie ma woli porozumienia?

Rzadko się zdarza, że ludzie nie chcą porozumienia. Częściej nie wiedzą, że mogą je osiągnąć i że sąd nie jest im do tego potrzebny.

Co w takim razie zrobić, żeby skonfliktowane strony zechciały usiąść i próbować się dogadać?

Są dwie drogi. Strony konfliktu, którym trudno się porozumieć, uzgadniają, że wybiorą mediatora i zwrócą się do niego o przeprowadzenie mediacji, albo - jeżeli to jest utrudnione lub niemożliwe - strona zainteresowana mediacją zwraca się do mediatora, który może w jej imieniu zaprosić drugą stronę do mediacji. Innym źródłem zaistnienia mediacji są skierowania przez sąd, do którego sprawa trafiła do rozpoznania.

Kiedy możemy mówić o sukcesie?

Gdyby o to zapytać sędziego, który kieruje sprawę do mediacji, to w jego przekonaniu sukces jest wtedy, gdy jest ugoda. Natomiast z punktu widzenia mediatora sukcesem jest to, że strony podejmą ze sobą rozmowę. Czasem konflikt jest tak bolesny dla stron, że nie potrafią rozmawiać ze sobą miesiącami: są napady złości, pretensje, bardzo silne emocje, co zniechęca drugą stronę do dialogu. Jeśli strony mogą w drodze mediacji porozmawiać, wyjaśnić swoje motywy, potrzeby, oczekiwania - to już jest sukces, dlatego że taka rozmowa odblokowuje poszukiwanie rozwiązań. Mamy sytuacje, że w mediacji nie dojdzie do zawarcia ugody, sprawa wraca do sądu, ale strony, które już wyjaśniły sobie wszystko, kiedy już ochłoną, zdystansują się do problemów, przychodzą na rozprawę i zawierają ugodę. To też jest sukces. W założonym przeze mnie Centrum Mediacji Świętej Rity Fundacji Dobra dbamy o podnoszenie kompetencji, staramy się, żeby nasi mediatorzy reprezentowali wysoki poziom merytoryczny, bo to jest też warunek powodzenia mediacji. Źle przygotowany mediator, który do mediacji dodaje np. elementy terapii, próbuje po prawniczemu sam rozwiązywać konflikty, szybciej popsuje mediacje, niż doprowadzi do dobrego rezultatu.

Jakie sprawy najczęściej rozwiązywane są dzięki mediacji?

Nie prowadzę statystyk, ale mogę powiedzieć, że prowadzę mediacje we wszelkich dziedzinach prawnych. Jeśli mowa o sprawach kierowanych przez sądy, są to sprawy cywilne, głównie majątkowe, czyli podział majątku po rozwodzie, podział spadku, sprawy o zachowek, również sprawy rozwodowe, tam, gdzie jest kwestia uregulowania opieki nad dzieckiem, alimentów. Mamy też dużą liczbę mediacji karnych i w sprawach o wykroczenia, które często są przykrywką znacznie poważniejszych problemów, np. majątkowych nierozwiązanych w przeszłości, które później przejawiają się w aktach złośliwości, dewastacji itd. Są też mediacje w sprawach pracowniczych - chodzi głównie o świadczenia pracodawcy wobec pracownika: nadgodziny, dodatkowe wynagrodzenia, nieuzasadnione zwolnienie dyscyplinarne. Sąd nie daje możliwości wypowiedzenia się stronom, powiedzenia, co czują, jakie wartości zostały naruszone. A w mediacji na to wszystko jest miejsce.

Czy Polacy przekonują się do takiego sposobu rozwiązywania sporów?

W polskim prawie i życiu społecznym mediacja obecna jest już od 25 lat. Natomiast jeśli chodzi o jej rozwój, jesteśmy w dalszym ciągu w punkcie wyjścia. Sądy kierują do mediacji znikomy procent spraw. Jestem adwokatem, prowadzę kancelarię, pracuję z zespołem prawników. Mamy nawyk, że z każdym klientem, który do nas przychodzi, w pierwszej kolejności rozmawiamy na temat możliwości rozwiązania jego sprawy w mediacji. Sprawę do sądu kierujemy w ostateczności. To w dalszym ciągu egzotyczne zachowanie wśród prawników, bo najczęściej w ogóle nie informują klientów o mediacji, tylko piszą pozwy i walczą zupełnie niepotrzebnie latami o ich prawa w sądzie. Podczas gdy mediacja, nawet w skomplikowanej sprawie, może skończyć się na jednym posiedzeniu. Niedawno przeprowadziliśmy mediację, w której konieczne było wycenienie majątku, bo chodziło o podział spadku. Po wspólnym wyborze rzeczoznawcy i dokonaniu przez niego wyceny, na trzecim spotkaniu mediacyjnym doszło do zawarcia ugody i zakończenia sporu w zaledwie półtora miesiąca. A tego typu sprawa mogłaby ciągnąć się w sądzie nawet trzy lata.

Uważa Pan zatem, że znacząca większość spraw, którymi są konflikty, może zostać rozwiązana bez udziału sądu?

Oczywiście, że tak. Obecnie w sądach w Polsce mam blisko 15 mln procesów, z czego może 10% musi tam być - są to sprawy wieczystoksięgowe czy dokonywanie wpisów dotyczących spółek. Wszystkie inne sprawy mogłyby być rozwiązywane przy stole, bez udziału sądu.

Mediacja jest nieporównanie tańsza od kosztów, jakie ponosi się w procesie. Jeżeli są to mediacje zlecane przez sąd, wynagrodzenie mediatora w sprawach majątkowych nie przekracza 2 tys. zł. Natomiast jeżeli chodzi o inne sprawy, choćby rodzinne, gdzie w grę nie wchodzi majątek, a np. ochrona dóbr osobistych - wówczas mediator otrzymuje wynagrodzenie za każde posiedzenie mediacyjne. Nie są to duże pieniądze.

Po drugie, mediacja może być przeprowadzona bardzo szybko. Jeżeli sąd przysyła nam sprawę do mediacji, to moja asystentka od razu bierze telefon i umawia termin spotkania mediacyjnego. Może ono odbyć się nawet w ciągu tygodnia, a na pierwszym posiedzeniu może dojść do zawarcia ugody. Szybkość nie do osiągnięcia w sądach, które są ogromnie przeciążone, w związku z tym postępowania strasznie się wloką.

Trzeci aspekt - nie mniej ważny - mediacja pozwala na odbudowanie relacji międzyludzkich. Jeżeli np. rozwód ma być orzeczony z winy jednego z małżonków, to do procesu sądowego wciąga się rodziny stron, przyjaciół, sąsiadów, czyli zostaje zaburzony cały ekosystem relacji, w których funkcjonują strony konfliktu. Dochodzi do zerwania kontaktów z teściami, rodziną, przyjaciółmi, którzy opowiedzieli się po jednej ze stron. Psują się relacje społeczne. Natomiast w mediacji tego nie ma. Ludzie siadają, szukają rozwiązań, nie angażują w to innych osób. Mają możliwość wypowiedzenia tego, co leży im na sercu, pozwalają na uwolnienie się od złych emocji. Wtedy otwiera się możliwość rozwiązania sporu, a w konsekwencji - ustabilizowania relacji. A w procesie sądowym tego nie ma - tam zawsze jedna strona wygra, a druga przegra. I taki wyrok stanowi niejednokrotnie zarzewie nowych konfliktów.

To może mediacja powinna być obowiązkowym etapem, zanim sprawa zostanie skierowana do sądu?

Jestem orędownikiem wprowadzenia obligatoryjnej mediacji. Z tego, co wiem, ministerstwo sprawiedliwości przygotowuje projekt, aby przy sprawach rodzinnych mediacja była obowiązkowa, czyli do sądu będzie można pójść dopiero wtedy, gdy mediacja nie przyniesie rezultatu.

Sędziowie w jeszcze wielu miejscach w Polsce z dużą rezerwą i nieufnością podchodzą do mediacji. Wynika to z wielu powodów. Sam przez wiele lat pełniłem urząd sędziego. Bardzo wielu z nich uważa, że najlepszym mediatorem jest sędzia, bo doprowadzi do ugody, dzięki której strony rozwiążą swój spór. To jest fałszywe przekonanie. Zupełnie inaczej rozmawia się pod presją łańcucha i togi sędziowskiej, pod wpływem emocji, których sędzia nie potrafi rozładować, a zupełnie inaczej w komfortowych warunkach, jakie zapewnia mediacja. Nie ma presji, nikt nie czuje się oceniany, osądzany. Każdy wie, że mediacja jest poufna, więc strony nie mogą wykorzystać tych informacji. Jeżeli dojdzie do zawarcia ugody przed mediatorem, sąd ją zatwierdza, nie badając już sprawy. I taka ugoda ma moc prawną taką samą, jak ta zawarta przed sądem, czyli staje się tytułem do egzekucji, jeśli nie zostanie wykonane zobowiązanie w niej ustalone.

Dziękuję za rozmowę.

Echo Katolickie 32/2017

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama