Słodkie brzemię

Miłość macierzyńska - jaka jest? O jej współczesnych odsłonach i wyzwaniach, jakie stoją przed matkami

Macierzyństwo to mnóstwo miłości, radości, szczęścia. Ale nie tylko… Rachunek „zysków i strat” rozkłada się różnie. Co robić, by był na plus?

Pojawienie się dzieci na świecie to coś nieodwracalnego. Odpowiedzialność za nie spoczywa na rodzicu do końca. Każdy etap rodzicielstwa, a macierzyństwa szczególnie, przynosi nowe wyzwania. Małe dzieci - mały problem, duże dzieci - duży problem. Choć nie każdy zgadza się z tym porzekadłem, jedno jest pewne: wychowywanie potomstwa nie jest usłane różami. Wiedzą o tym psycholodzy i doradcy rodzinni, do których coraz częściej zgłaszają się rodzice, by szukać wsparcia.

Mit obalony

Świat pędzi, dookoła piętrzą się wyzwania codzienności i - niestety - także sfera macierzyństwa została wpisana w kategorię „mieć” a nie „być”. Pojawiła się matka supermenka, która uśmiechała się z okładek czasopism w ubraniach z najnowszej kolekcji, reklamowała super wózek dla dzieci czy podpowiadała, którą suszarkę do ubrań koniecznie trzeba wybrać. Każda uśmiechnięta, wypoczęta… I wielu mamom wydawało się, że właśnie takie powinny być. Efekt? Brak wiary we własne umiejętności w sferze rodzicielstwa.

- Rzeczywiście taki obraz wyłania się z mediów, w ostatnim czasie także z tych społecznościowych, aczkolwiek ja takiej matki nie znam - mówi Joanna Chalimoniuk, która prowadzi zajęcia w ramach Szkoły dla Rodziców i Wychowawców przy klasztorze Braci Mniejszych Kapucynów w Białej Podlaskiej, zaś prywatnie jest mamą trzech chłopców. - Żadna z moich przyjaciółek nie jest mamą supermenką. To normalne kobiety, które na co dzień spotykają się z wieloma przeciwnościami, problemami, trudnościami. Nie można dać sobie wmówić, że możliwym jest robienie wszystkiego na 100%, bo to po prostu niewykonalne - podkreśla, zaznaczając, iż taki obraz nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. - Każda z nas ma wzloty i upadki, lepsze i gorsze dni i jest to jak najbardziej naturalne - akcentuje.

Pomocna dłoń

Pani Joasia wspomina, że kiedyś sama szukała wsparcia w swoim macierzyństwie i ktoś polecił jej Szkołę dla Rodziców i Wychowawców. - To doskonałe zajęcia, uważam, że każdy rodzic powinien z niej skorzystać - przyznaje, dodając, że po jej ukończeniu stwierdziła, iż nie może pozyskanej wiedzy pozostawić tylko dla siebie.

- Zawsze warto szukać pomocy, początkowo najlepiej w swoim otoczeniu - tłumaczy i podkreśla, jak ważna jest rola przyjaciółek, z którymi można się spotkać, porozmawiać. - Pamiętam czas, kiedy urodził się mój pierwszy synek. Było mi bardzo ciężko. Teraz wiem, że to najprawdopodobniej był baby blues - wspomina. Przyznaje, że kompletnie nie umiała się odnaleźć w tamtej sytuacji. - Dwa tygodnie po porodzie zadzwoniła przyjaciółka i powiedziała, że chce mnie odwiedzić. Byłam przerażona, bo zupełnie nie umiałam się ogarnąć, dom był nieposprzątany, ja też nie wyglądałam najlepiej. Jednak ona w ogóle nie zwróciła na to uwagi i przyjechała. Dziś nie pamiętam, o czym rozmawiałyśmy, co robiłyśmy. Pamiętam tylko uczucie ogromnego wsparcia - podkreśla, dodając jak ważne są te bliskie relacje. - Jeśli nie mamy kogoś takiego, należy poszukać profesjonalnej pomocy, ale sprawdzonej. Najgorsze, co można zrobić, to zamknąć się w czterech ścianach - dodaje. Opowiada, że do dziś z grupą mam widują się, by porozmawiać, wymienić doświadczenia, zaś ostatnie spotkanie przeciągnęło się do drugiej nad ranem. - Każda z nas mówiła o najtrudniejszych przypadkach z dziećmi. Na początku było poważnie, ale na koniec wszystkie tarzałyśmy się ze śmiechu po podłodze. Choć fizycznie byłyśmy zmęczone, psychicznie odpoczęłyśmy - opowiada, podkreślając, jak ważne jest wsparcie.

Gen oceniania

Jednak szukając miejsca i osób, które udzieliłyby wsparcia, warto być ostrożnym. Grupy powstające w sieci potrafią wyrządzić więcej zła niż pożytku, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie miał inne zdanie, ale niekoniecznie umiejętność dzielenia się nim. Za tym idzie ocenianie, krytykowanie i zamiast wsparcia pojawia się lęk, przekonanie o byciu gorszą, braku umiejętności. A to nieprawda. - Rzeczywiście, takich grup wsparcia jest bardzo dużo, ale nie wszystkie się sprawdzają - przestrzega J. Chalimoniuk, zalecając dużą ostrożność w tego typu kontaktach. Skąd w mamach taka chęć oceniania innych mam? - Naprawdę nie mam pojęcia. Paradoksalnie to kobieta kobiecie może zrobić największą krzywdę właśnie przez ocenianie, podsumowywanie, złe doradzanie. Dlatego tak ważny jest kontakt ze sprawdzonymi, zaufanymi osobami - podkreśla.

Inna nie znaczy gorsza

Ta sama zasada sprawdza się w przypadku kobiet, które matkami się są. Bo macierzyństwo nie jest dane każdej kobiecie, zaś one same często oceniane są przez pryzmat nieposiadania dzieci. A przecież nigdy nie wiadomo, jaka jest historia drugiej osoby. - Ja też jestem jedynaczką i często rozmawiałam z mamą, dlaczego tak jest - wspomina J. Chalimoniuk. - Z czasem, po wielu rozmowach zrozumiałam, że była gotowa na jedno dziecko. Zaskoczyła mnie tym, ale cieszę się, że powiedziała, wytłumaczyła. Dzięki temu obecnie nie ma we mnie postawy oceniającej względem drugiej matki, kobiety. Bo jedna ma dziesięcioro dzieci i radzi sobie doskonale, druga ma jedno i też jest szczęśliwa. Właśnie to jest niesamowite w kobietach: że są tak odmienne, mają różne powołania oraz inne potrzeby - zauważa.

Znajdź maskę tlenową

Dzień matki za chwilę się skończy, z laurek odpadną serduszka, a kwiaty zwiędną. Ale to, co najważniejsze, czyli dzieci - pozostaną. Skąd czerpać siły, gdy po raz piąty maluch ignoruje prośbę o założenie skarpetek lub nastolatka trzaska drzwiami, choć naszym zdaniem nie ma ku temu powodu? Trzeba w tym wszystkim pamiętać o sobie, dbać o siebie, słuchać własnych emocji, potrzeb. Zostawić dzieci na chwilę, wyjść, pospacerować, spotkać się z przyjaciółmi. - Dzieci są cudowne, sama mam trójkę chłopaków i jestem w nich zakochana, ale są takie momenty, kiedy potrzebuję pobyć sama ze sobą, ze swoimi myślami i zebrać się, by mieć siły dla nich. By potem słuchać moich dzieci, ich emocji, widzieć potrzeby, po prostu o nich dbać - wylicza J. Chalimoniuk.

Pani Joasia zauważa, że macierzyństwo jest jak podróż samolotem. - Kiedy zaczyna się coś dziać, maskę tlenową najpierw zakłada mama, dopiero później podaje ją dziecku. W codziennym życiu obowiązuje ta sama zasada. Jeżeli o siebie nie zadbamy, nie będziemy mieć siły, by zatroszczyć się o swoje dzieci. To bardzo ważne - podkreśla.

JAG
Echo Katolickie 21/2019

 

Do tego tanga trzeba dwojga

Rodzicielstwo jest zadaniem, które przekracza możliwości jednej osoby. Dlatego w wychowanie dziecka powinni włączyć się oboje rodzice. To wzmacnia rodzinne więzi i przynosi same korzyści.

- Dla dziecka relacja rodziców jest fundamentem, takim zwierciadłem, w którym ono się przegląda - przekonuje Jakub Chwesiuk z Klubu Ojca w Białej Podlaskiej, tata czworga dzieci. - Nawet jeśli rodzice pojedynczo zapewniają dziecko, że je kochają, chcą dla niego jak najlepiej, a pomiędzy nimi jest nieszczera relacja, ono doskonale to wyczuwa i czuje się niechciane - zauważa. Przyznaje, że to kluczowy element, bo każde dziecko podskórnie czuje, iż jest owocem miłości rodziców, w ten sposób zostało przywołane na ten świat. - Jeśli tej miłości nie ma, dziecko jej nie widzi, odczuwa niepewność. Stąd tym, co może być najlepsze dla mam, są przede wszystkim kochający małżonkowie, którzy dają im w ten sposób najlepsze wsparcie i fundament - podkreśla.

Dwa spojrzenia

Spojrzenie matki różni się od spojrzenia ojca. Choć dziś wydaje się to oczywistym, nie zawsze tak było. Powstało wiele teorii wychowania, jedne się obroniły, inne nie. - Widzimy dość dużą zmianę mentalności w kwestiach wychowywania dzieci, bo kiedyś było ono przypisane głównie do matki, a ojcowie często, zwłaszcza w tych pierwszych latach życia dziecka, niekoniecznie się angażowali - zauważa J. Chwesiuk. - Dziś jest inaczej, widzimy duże zmiany. Ojcowie stają się bardziej świadomi, ale jeszcze większą zmianę widać wśród kobiet. Bo zaczęły dostrzegać, że rola ojca jest równie ważna, że mogą korzystać z pomocy mężów, a ich obecność jest niezbędna do prawidłowego rozwoju dziecka. Przy okazji zyskują pewną wolność, czas dla siebie, przestrzeń, by się realizować - dodaje.

Żyli, ale jak?

Cały czas jesteśmy karmieni wizjami idealnego życia: czy to macierzyństwa, czy rodzicielstwa, małżeństwa. Nawet bajki kończą się słowami: „a potem żyli długo i szczęśliwie”. Ale kiedy pojawia się dziecko, wszystko się zmienia. - Życie jest jakie jest - przyznaje J. Chwesiuk, zauważając, ze wspólne wartości, coniedzielna Eucharystia, zawierzenie Bogu pozwalają poradzić sobie z emocjami w rodzicielstwie, małżeństwie. - Warto pamiętać, że człowiek może zawieść, bo jest tylko człowiekiem, zaś ludzie się ranią nawzajem. Jednak jeśli jest w naszym życiu odniesienie do Boga, to On na pewno człowieka nie zawiedzie - zauważa, potwierdzając, że relacja rodzicielstwa oparta na Bogu się sprawdza. - Współprowadzimy z żoną w Leśnej Podlaskiej kurs dla narzeczonych. Namawiamy tam ich, by ustalili zasady radzenia sobie z potencjalnymi konfliktami. Wtedy nie będą one narastać, pęcznieć do granic niemożliwości. Kiedy emocje biorą górę i nie jesteśmy w stanie ze sobą rozmawiać, bo liczy się tylko, czyje będzie na wierzchu, warto po prostu wspólnie uklęknąć i pomodlić się. Bo modlitwa może tylko pomóc i przypomnieć, że przed Bogiem złożyliśmy przysięgę, więc mamy się do czego odnieść i na czym budować - puentuje.

JAG

 

Ta sama Miriam

ROZMOWA Ks. Paweł Siedlanowski, dyrektor  Fundacji Siedleckie Hospicjum Domowe dla Dzieci.

Jest też inne oblicze macierzyństwa, bardziej przypominające Maryję stojącą pod krzyżem niż tę z Betlejem…

Zarówno w Betlejem, jak i na Golgocie to była ta sama Miriam. Nigdy nie straciła nadziei. Czasem nasza pobożność pasyjna zakuwa Ją w spiż, nawet trochę odrealnia, tymczasem cierpienie Maryi było jak najbardziej prawdziwe, bardzo ludzkie. Jej postawa, odczucia są synonimami stanów, jakie towarzyszą macierzyństwu w szerokim sensie, jako powszechnemu, uniwersalnemu doświadczeniu. Dotykamy tu sytuacji w dużej mierze pozawerbalnej. Matką jest się zawsze - nie jest to stan przemijający, ulotny.

Odwiedza Ksiądz wiele cierpiących matek tu, na ziemi. Co kryją ich serca?

Tylko one to wiedzą. Bo co się może dziać w nich, gdy dziecko cierpi, umiera? Żadne słowo nigdy tego nie odda. Albo gdy syn albo córka pogubią się w życiu, wzgardzą Bogiem, odejdą od Kościoła, wyprą się zasad, które rodzice wpajali im w domu? Najbardziej boli bezradność, choć nigdy nie jest tak, że nic już nie można zrobić. Wiara, modlitwa matki mają wielką siłę! Można powiedzieć, że szczególne przymierze z Bogiem, którego istotą jest przekazywanie życia, cały czas trwa.

Mimo choroby, bólu, cierpienia te kobiety są takimi samymi matkami, odczuwają tę samą radość…

Odwiedzam mamę, której synek jest podpięty pod skomplikowaną aparaturę medyczną. Bez niej nie jest sam w stanie funkcjonować. Ma rodzeństwo. Kiedy pytam panią Anetę, co u dzieci, odpowiada: „Wszystko dobrze, nie chorują!”. To znaczy nie kaszlą, nie mają infekcji… Piotruś, pomimo swojej sytuacji, jest też dla niej zdrowy. Jest obecny w rodzinie, choć inaczej. Zaszwankowały geny i pojawiła się neurodegradacja w postaci choroby. Nic nie da się zrobić. Ani na jotę nie zmienia to miłości matki, ojca do niego.

…i walczą o nie, jak tylko mogą.

Kiedyś nieźle oberwałem (ze wszech miar słusznie!) w innym domu. Choroba Iwonki „położyła” ją do łóżka, gdy miała 19 lat. Po prostu zaczęły kolejno wyłączać się partie mięśniowe. Dziś nie mówi, trzeba ją karmić dojelitowo, być cały czas obok. Mama jest schorowana, ubywa sił. Kiedyś „chlapnąłem” nieopatrzenie, że może trzeba Iwonkę przenieść do specjalnego ośrodka opiekuńczego, pani już nie daje rady... - Co ksiądz! - usłyszałem gorzki wyrzut! - Jak bym mogła! To moje ukochane dziecko! Nie mówi, owszem, ale my się doskonale rozumiemy. Ba, czasem nawet potrafimy się pokłócić! Wiem, kiedy ma dobry humor, a kiedy jest zły dzień. Nigdy, nigdy jej nie oddam! - powiedziała. Te mamy to prawdziwe bohaterki.

Dziękuję za rozmowę.

NOT. JAG

Moje macierzyństwo jest…

Joanna Szczepańska
mama sześciorga dzieci

…z jednej strony jest spełnieniem. Także urzeczywistnieniem marzeń o dużej, pełnej i szczęśliwej rodzinie, bo sama pochodzę z rozbitej, nie miałam rodzeństwa. To pragnienie rodziny z dużą gromadką dzieci udało się zrealizować, co daje mi wiele radości. Z drugiej jednak strony macierzyństwo pełne jest też trudnych sytuacji, doświadczania krzyża. Właśnie za mną jest taki trudny czas, choć dotyczył Pierwszej komunii Świętej mojego dziecka. Bo okazuje się, że choć chciałoby się wychowywać dzieci według własnego sytemu wartości, dziecko niekoniecznie może być tym zainteresowane. To trudne chwile, a z rozczarowaniem nie zawsze można sobie poradzić. Dlatego czasem po prostu płaczę albo dzielę się troskami z innymi, przede wszystkim z mężem, który jest dla mnie ogromnym oparciem. Kiedy zakładałam rodzinę, miałam jej zupełnie inną wizję, nie wiedziałam, jak wygląda prawdziwa, pełna, czego można oczekiwać od jej członków itp. Często doświadczam zadziwienia, jak to wszystko wygląda, jak intensywne bywają relacje między rodzeństwem. W naszym przypadku ogromną rolę odgrywa wiara, która nas łączy i pokazuje, że cierpienie jest wpisane w nasze życie. Krzyż w sumie stał się dla mnie wyzwoleniem. Dlatego doskonałą grupą wsparcia dla mnie jest wspólnota i spojrzenie znajomych, którzy wyznają te same wartości.

 

Wioletta Jóźwiuk-Jurecka
mama trojga dzieci

Moje macierzyństwo jest późne, ale spełnione potrójnie. Przeważnie jest radosne, czasem wesołe i roześmiane, nieustannie szczęśliwe... Na pewno ciekawe i pytające... W jakiś sposób codziennie odkrywcze, z pewnością rozwijające. Moje macierzyństwo bywa też niekiedy trudne oraz wymagające i zdecydowanie bardzo absorbujące. I nie ma co ukrywać, że jest też pracowite i intensywne, a czasem zatroskane i czuwające w nocy…

Jednak nade wszystko bycie mamą to dla mnie dar i zadanie. Wierzę, że jest to moja własna droga do świętości. Moje macierzyństwo dopiero rozkwita jak piękny kwiat. Ufam, że z Bożą łaską kiedyś przyniesie dobry owoc.

 

Walentyna Kuszpa
czytelniczka „Echa”

Dla mnie macierzyństwo jest wielkim darem Bożym i daje mi ogromne szczęście. Uważam, że małżeństwo bez dzieci przypomina las bez ptaków. Jestem szczęśliwą mamą dwóch synów i pięciorga wnucząt. Nie ma nic piękniejszego niż wspólne spotkania, radość przy stole - niekoniecznie suto zastawionym. Wystarczy nasza miłość, która ogrzewa na co dzień i daje wsparcie, kiedy jest ciężko. Nie umiem zrozumieć kobiet, które uchylają się przed byciem matką, bo dla mnie macierzyństwo, bycie z dziećmi, wnukami, śledzenie, jak się rozwijają, daje ogromne poczucie szczęścia. A szczęście małżeńskie jest podstawą dobrego wychowania dzieci do miłości i radości całej rodziny tu, na ziemi, i w wieczności. Jak w takich chwilach nie czuć szczęścia? Zadzwoniła do mnie niedawno wnuczka przygotowująca się do sakramentu bierzmowania. Z zachwytem oznajmiła, że została zwolniona z egzaminu. Oczywiście problemy - mniejsze czy większe - są w każdej rodzinie. Jednak wspólne uczestnictwo w coniedzielnej Mszy św., obrzędach liturgicznych świąt, podtrzymywanie tradycji pobożności naszych przodków, takich jak poświęcenie pól, śpiewanie majówki przy kapliczce, sprawiają, że lżej się żyje, a problemy stają się łatwiejsze i słodsze. Uważam, że wzór do naśladowania powinniśmy czerpać z rodziny nazaretańskiej: Jezusa, Maryi i Józefa.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama