Czy szczerość w małżeństwie nie popłaca? A może, zgodnie z radą jednego z czasopism, umiejętne dawkowanie kłamstwa umacnia małżeńską więź?
Małżeństwo to szczególny rodzaj więzi — intymnością dzielimy się z ukochaną osobą. Smak wspólnego życia nie polega na roztropnym dawkowaniu swoich tajemnic, tylko na powierzeniu siebie w sposób wyjątkowy — mówi Ksawery Knotz OFMCap, duszpasterz małżeństw i rodzin.
„Dzięki umiejętnemu posługiwaniu się kłamstwem możemy cieszyć się korzyściami, jakie daje więź miłosna, bez narażania jej na niebezpieczeństwo” pisała jedna z gazet, donosząc o badaniach, które rzekomo podniosły kłamstwo do rangi cnoty. Czyżby prawda w przypadku budowania więzi małżeńskiej miała destrukcyjne działanie?
To czysta socjotechnika. Owszem, można się naczytać zasad komunikacji i wiedzieć, jak wywołać określone wrażenia, unikać pewnych tematów czy też nauczyć się, co mówić, żeby druga osoba czuła się szanowana. Jednak tak sterując rozmową, żeby wywołać pożądane nastroje, manipulujemy naszym rozmówcą. Umiejętność dobrej komunikacji nie jest tożsama z umiejętnością budowania więzi małżeńskiej czy prowadzenia głębokiego dialogu z małżonkiem.
W jaki sposób budować porozumienie, jeśli nie możemy stosować gotowych technik?
Wiele zleży od intencji. Trzeba pilnować, by nie wdarło się myślenie manipulacyjne. Osiągnięcie dobrego efektu umiejętnie przeprowadzonej rozmowy nie zawsze oznacza obopólne szczęście.
Istnieje różnica pomiędzy techniką prowadzenia rozmowy a budowaniem więzi. Żeby ją poznać, trzeba odpowiedzieć na pytanie: w jakim celu posługujemy się narzędziami komunikacji? Można bowiem stworzyć sztuczną relację, w której nie chodzi wcale o zbliżenie, lepsze wzajemne poznanie i uczciwe wspólne życie, tylko o dominację osoby inteligentniejszej czy bardziej sprytnej nad słabszą. To nie buduje więzi, choć stwarza jej pozory.
A zatem ludzie nie muszą uciekać się do drobnych kłamstewek, żeby żyć ze sobą szczęśliwie?
Jeśli boimy się reakcji na przyznanie się do zakupu kolejnej sukienki albo smartfona, zwykle tego nie ujawniamy. Uciekamy się wtedy do specyficznych kłamstewek, które nie mają na celu szkodzenia drugiej osobie, ale są reakcją obronną. Niektórzy ludzie mają ją w dużym stopniu rozwiniętą, więc nie przyznają się do swoich decyzji, bo boją się konsekwencji: awantury, oskarżenia, oceny. Wycofują się do swojego świata. Pilnują, żeby inni za dużo o nich nie wiedzieli.
Trzeba jednak mieć na uwadze, do jakich granic to ukrywanie się posuwa. Nie musimy od razu przyznawać się do popełnienia drobnych błędów, np. niewłaściwego zachowania czy nietrafionych zakupów. Zupełnie naturalne jest, że staramy się zakamuflować naszą nieudolność życiową, ponieważ się jej wstydzimy. Pytanie, jak to wpłynie na więź małżeńską, zaufanie? Małżeństwo nie może być przestrzenią nieustannego kamuflażu.
Ale też jest oczyszczające, jeśli umiemy o tym powiedzieć. Tym bardziej, gdy zostaniemy przyjęci z naszą niemocą czy słabością. Nie chcę mówić: grzesznością, ponieważ nie zawsze chodzi o popełnienie zła, tylko o zwyczajne błędy, które są nieuniknione.
Problem pojawia się, kiedy druga osoba nie potrafi docenić naszej szczerości?
Trzeba umieć krytykować. Robić to z wyczuciem. Normalne jest, że ocenia się decyzje współmałżonka. Ważne natomiast, jakich słów się wtedy używa i jak długo się do tego tematu wraca, jakie komunikaty przesyła i jak postrzega się siebie w sytuacjach kryzysowych czy konfliktowych. Trzeba też mieć na uwadze obecną sytuację w związku, poziom wzajemnego zaufania oraz rodzaj osobowości współmałżonka, jego zalety i wady. Warto zastanowić się, czy za jego zachowaniem nie stoją zranienia. Nie zawsze małżonkowie zdają sobie sprawę, dlaczego jedno z nich akurat reaguje tak, a nie inaczej. A przecież każdy ma swoje wzorce zachowania, swoje kompleksy...
Żeby dobrze się porozumiewać, powinniśmy się wcześniej dobrze poznać?
Cały czas się poznajemy. Warto cenić sobie opinię i radę żony czy męża. Inna wrażliwość, inne spojrzenie, inny sposób myślenia, odbierania, kojarzenia daje lepsze rozeznanie. Zmusza do refleksji, do myślenia. Bardzo dobre jest dochodzenie do jedności, czyli tak długie dyskutowanie o pewnych kwestiach, aż wykrystalizuje się wspólny pogląd.
Katechizm Kościoła Katolickiego mówi, że „ludzie nie mogliby żyć razem, gdyby nie mieli do siebie zaufania, czyli gdyby nie przekazywali sobie prawdy”. Ale też zaraz po tym stwierdzeniu dodaje, że „prawdomówność zachowuje złoty środek między tym, co powinno być wyjawione, a sekretem, który powinien być zachowany; prowadzi ona do uczciwości i dyskrecji”. Jak to rozumieć? Gdzie leży granica między prawdomównością a uczciwością?
Każdy z nas idzie własną drogą życiową i dawkuje innym prawdę o sobie, którą uznaje za odpowiednią dla danej osoby czy właściwą w określonych okolicznościach. Tak dzieje się w relacjach zawodowych i towarzyskich. W sferę prywatności dopuszczamy stosunkowo niewielką grupę ludzi. Do naszych intymnych spraw nie mają dostępu nawet znajomi.
Małżeństwo to szczególny rodzaj więzi — intymnością dzielimy się z ukochaną osobą. Smak wspólnego życia nie polega na roztropnym dawkowaniu swoich tajemnic, tylko na powierzeniu siebie w sposób wyjątkowy.
Dajemy dostęp do tego, co nas cieszy i nadaje sens naszemu życiu, ale też do tej sfery, która nas boli...
Tak jest, ponieważ tylko ukochany człowiek zna naszą historię życia i obserwuje nas na co dzień, więc jest nas w stanie zrozumieć. On wie, dlaczego tak się zachowujemy, dlaczego pewnych rzeczy się boimy... Małżeństwo to za bliska relacja, żeby się móc ukrywać.
Zdarza się, że druga strona nie umie sobie poradzić z naszym życiem intymnym. Wróćmy do zapisu z Katechizmu Kościoła Katolickiego o dyskrecji i umiejętności wyważenia granicy. Kiedy najlepiej ujawnić prawdę?
Nie ma gotowego rozwiązania. Niebezpiecznie byłoby sformułować ogólną zasadę, że powinniśmy mówić wszystko o naszym życiu, ujawniać najgłębsze sekrety swojego myślenia czy wszystkie uczucia. Tak samo nieprawdziwa jest odwrotna zasada, żeby zachować przestrzeń sekretu, który jest nie do wypowiedzenia.
Istnieje bowiem tajemnica więzi między ludźmi. Granice bliskości zmieniają się w takim stopniu, w jakim ludzie są w stanie siebie odsłonić. Małżonkowie muszą dojrzewać do pewnych rzeczy, poznawać się. Każda para przechodzi własny proces budowania bliskości. Jedni powiedzą sobie praktycznie wszystko i to ich bardzo ze sobą złączy, pomoże odkryć, jak bardzo się kochają i do siebie należą. Inne pary będą bardzo długo nosiły swoje tajemnice, które wyjdą na jaw dopiero przypadkowo, co może być bolesne. Ujawniony sekret może bowiem bardzo mocno uderzyć we współmałżonka.
O pewnych sprawach trzeba powiedzieć bezwzględnie, ponieważ są tak ważne, że bez ich poznania druga osoba nigdy nas nie zrozumie. Oszukamy ją, jeśli ich nie ujawnimy. Wtedy narzeczony albo nas wybierze takimi, jacy jesteśmy, albo nie będzie w stanie nam zaufać i pokochać, co też jest sprawdzianem możliwości wspólnego budowania głębszej więzi.
Sekret związany z popełnieniem zła w przeszłości może być balastem. Pytanie, czy obarczać nim również drugą osobę?
Często problem wystarczy rozwiązać poza małżeństwem: porozmawiać z kapłanem czy psychologiem. Niejednokrotnie okazuje się, że tylko nam wydawał się on dramatyczny, bo w rzeczywistości aż taki nie był. Ale też nie jest powiedziane, że współmałżonek nie byłby nam w stanie pomóc. Być może machnąłby ręką i powiedział: ja też robiłem takie rzeczy. Nie jesteśmy w stanie ocenić z zewnątrz czegoś, co zależy od poziomu zaufania małżonków do siebie, ich cech osobowości i dojrzałości, doświadczenia i podejścia do życia.
Ponadto trzeba umieć ocenić, na ile wracać do przeszłości, a na ile budować więź w teraźniejszości. Większość minionych zdarzeń nie ma już większego znaczenia ani dla nas, ani dla naszej relacji, bo dokonał się proces nawrócenia, zmiany myślenia i przeżywania życia. Nie ma potrzeby do nich wracać, bo ryzyko, np. zranienia ukochanej osoby albo rozpadu związku, jest zbyt duże. Istnieją jednak takie sprawy, których skutki latami mogą odbijać się w małżeństwie, np. kiedy została zatajona informacja o niepłodności czy poważnej chorobie.
A zdrada?
Zdrada jest tematem szalenie delikatnym, ponieważ ma działanie destrukcyjne. Z zasady lepiej o niej nie mówić, tylko poprawić się jak najszybciej. Wiele osób, które ją ujawniły w szczerości, na zasadzie „prawda was wyzwoli”, doprowadziły do rozpadu związku, który mógłby się uratować, bo rzeczywiście zerwały z grzechem.
Należy jednak mieć świadomość, że kiedy się popełnia tak wielkie zło, trzeba potem bolesną tajemnicę nosić w sercu do końca życia. Jest to swoista pokuta.
Człowiek ma czasami chęć podzielić się swoim balastem z drugą osobą, żeby doznać ulgi.
Jest duża grupa ludzi, którzy będą chcieli po prostu zrzucić z siebie poczucie winy. Oni nie robią tego z wielkiej miłości do drugiej osoby, tylko z potrzeby katharsis, oczyszczenia. I jak wcześniej kamuflowali się skutecznie, tak teraz ujawniają całą prawdę. Jak dotąd byli zakłamani i nieuczciwi, tak teraz chcą być wreszcie szczerzy, prawdziwi, nie kłamać.
Zazwyczaj pojawia się wtedy również mechanizm destrukcyjny: osoba zdradzona zaczyna się dopytywać o szczegóły, żyje tymi wyobrażeniami, dopytuje się dalej, choć wie, że kolejne informacje będą ją niszczyły.
Czy nie jest to rodzaj egoizmu: oddaję swój problem, mówiąc: teraz ty sobie z tym poradź?
Tutaj odsłania się fałszywa miłość. Niewierny małżonek jest tak samo niewrażliwy w tym momencie, jak podczas popełniania zdrady: sam czuje się dobrze, bo uczciwie wszystko powiedział jak na spowiedzi. Jeżeli tak, niech powie to na spowiedzi, zamiast obarczać tak wielkim ciężarem zdradzonego współmałżonka, który do tej pory myślał, że wszystko jest dobrze.
Takie zachowanie nie ma nic wspólnego z kierowaniem się dobrem, troską, miłością. Prawda bez miłości jest nieprawdziwa! Równie dobrze można w bezwzględnej szczerości ludziom mówić: jesteś brzydki, gruby, zezowaty, masz brzydką cerę itd. Tylko czemu ma to służyć? Prawda nie jest normą oderwaną od relacji z ludźmi. Za każdą więzią stoi konkretny człowiek ze swoją wrażliwością, kompleksami, słabością, nadziejami, troskami. Miłość dyktuje, by ochronić go przed informacjami, które mogłyby go zniszczyć.
Nigdy nie odważyłbym się powiedzieć komuś: przyznaj się do zdrady! Takich rad nie można dawać, choć mają one otoczkę prawdomówności. Zwłaszcza kiedy chodzi o uratowanie małżeństwa. Dopiero wtedy sekret zyskuje znaczenie, ponieważ prowadzi ku nawróceniu. Zgrzeszyliśmy, ale doświadczyliśmy też Bożego miłosierdzia i jesteśmy wdzięczni, że nas z upadku wydobył. Tym bardziej powinniśmy się troszczyć o współmałżonka, bo wiemy, jak bardzo potrafimy oszukać i zranić.
Ksawery Knotz — kapucyn, rekolekcjonista, doktor teologii pastoralnej. Autor książek o życiu seksualnym małżeństw w kontekście nauki Kościoła katolickiego. Redaktor naczelny portalu internetowego: szansaspotkania.pl
„Głos Ojca Pio” [105/3/2017]
opr. mg/mg