Włodzimierz Fijałkowski - jeden z pierwszych promotorów i obrońców życia ludzkiego, twórca polskiej szkoły rodzenia
Każdy może być obrońcą życia, więcej — powinien nim być. Przecież najważniejsze, co posiadamy, to życie. Trudne i niezrozumiałe jest stykanie się z postawami przeciwnymi życiu, tak powszechnymi i zakorzenionymi w społeczeństwie. Ludzie broniący życia, stawiający sobie za cel służbę i afirmację tego największego daru, są prześladowani, w wyrafinowany sposób eliminowani przez „świat”. Muszą płacić wysoką cenę za wierność wartościom. Doświadczył tego dobitnie śp. pan profesor Włodzimierz Fijałkowski. Lata jego życia i pracy to długi czas obowiązywania prawa zezwalającego na swobodną eksterminację dzieci w łonach matek; dopiero od 1993 r. można mówić o większej ochronie życia ludzkiego. Swoją niezłomną postawą lekarza walczącego o uznanie człowieczeństwa dziecka poczętego i godności rodzicielskiej przyczynił się do tego w wielkim stopniu prof. Fijałkowski. Jego przyjaciele, rodzina i pacjenci, do tej pory go wspominający i dziękujący opatrzności Bożej za osobę śp. pana profesora, pamiętają, jak dużo kosztowało go to upokorzeń, ośmieszeń, utraty zatrudnienia i innych szykan.
Dzieło życia Włodzimierza Fijałkowskiego było tak doniosłe, że zaowocowało powołaniem go do Papieskiej Akademii „Pro Vita”. Otrzymał wiele wyróżnień i odznaczeń, jego prace i książki zostały przetłumaczone na wiele języków obcych. Jednak to, co szczególnie zasługuje na podkreślenie, to wierna i zdecydowana służba życiu w codziennej praktyce lekarskiej — w trudnych czasach komunizmu profesor raz na zawsze odmówił powszechnego wówczas zabijania dzieci poczętych. Ku przypomnieniu haniebnej statystyki: w latach 1959-1993 około 10 mln dzieci pozbawiono życia poprzez tzw. aborcję, dostępną nawet w gabinetach lekarzy zakładowych. Po stwierdzeniu stanu błogosławionego przez zakładowego ginekologa pracownice fabryk były kierowane na aborcję tak zwyczajnie, jak na usunięcie zęba. Pytanie: „To co, usuwamy?” pozostawało praktycznie retoryczne... Przykład profesora w tym mrocznym czasie był jak promień światła i nadziei. Za nim poszli następni lekarze, obrońcy życia, a szczególnie małżeństwa, pragnące realizować w swoim życiu powołanie do rodzicielstwa w sposób naturalny, zgodny z przyrodzoną godnością człowieka. Istnieją piękne świadectwa, że wychowanie do szacunku dla życia w rodzinie trafiło poprzez Włodzimierza Fijałkowskiego „pod strzechy”, w Bogu tylko wiadomy sposób. Nawet przez sny. Zofia Barbara Kupiec, mieszkanka Mazowsza, rolniczka, która nigdy wcześniej nie słyszała o profesorze, właśnie w czasie snu otrzymała polecenie przeczytania książek Włodzimierza Fijałkowskiego. Nikt w jej otoczeniu nawet nie wiedział, że ktoś taki istnieje. Los zrządził, że przez przypadek natknęła się na jego książki. Przeczytała je, a potem zaczęła wprowadzać do swojego życia zalecenia w nich zawarte.
Włodzimierz Fijałkowski działał profesjonalnie. Jest twórcą słynnej polskiej szkoły rodzenia, jego nowatorskie pomysły do dzisiaj wyznaczają standardy postępowania z rodziną oczekującą przyjścia dziecka na świat. Pan profesor łączył w sobie ogromną wiedzę, pracowitość i wysoką moralność, której deficyt stanowi dzisiaj najtrudniejszy problem wielu specjalistów. Ojciec Święty Jan Paweł II przestrzegał przed ludźmi posiadającymi ogromny intelekt, ale pozbawionymi humanizmu, przypominał, że tacy właśnie są odpowiedzialni za totalitaryzmy... Przed medycyną widać kolejne wyzwania, ale też pokusy zabawy w Pana Boga — procedura in vitro w powoływaniu na świat ludzi, klonowanie, tworzenie hybryd ludzko-zwierzęcych itd. Jak nigdy potrzeba dziś ludzi podobnych do śp. prof. Włodzimierza Fijałkowskiego — potrafiących odróżnić, co rzeczywiście służy życiu, a co je niszczy, a nawet dostrzegających jeszcze więcej.
opr. mg/mg