Rozdźwięk pomiędzy nauczaniem Kościoła a praktyką nie jest chyba nigdzie tak widoczny, jak w kwestii antykoncepcji
Jeśli jest tekst, który nie został zrozumiany, to jest nim właśnie encyklika Humanae vitae, ogłoszona przez Pawła VI w lipcu 1968 r. Zabraniając używania sztucznych metod antykoncepcji, tekst ten spowodował rozłam w Kościele katolickim i przyczynił się do odejścia z niego wielu wiernych. Dziś niemożliwe jest mówienie o Humanae vitae w społeczeństwie, ponieważ w przez 50 lat antykoncepcja stała się rzeczą zwyczajną. Encyklika nie jest znana szerokiej publiczności, a dla tych, którzy jeszcze o niej pamiętają, stanowisko Kościoła jest nieaktualne, bo przeczą mu fakty. Statystyka jest jednoznaczna: we Francji ponad 97 proc. kobiet w wieku rozrodczym stosuje antykoncepcję, a metodami naturalnymi posługuje się niewielki procent. Średni wiek, w jakim dochodzi do pierwszego stosunku płciowego, to 17 lat, kobiety mają pierwsze dziecko w wieku 28 lat, małżeństwo zawierane jest po trzydziestce. W 2017 r. 60 proc. dzieci urodziło się poza małżeństwem. Powstał zatem rozdźwięk między życiem osób i tym, co mówi Kościół. Lecz równie niemożliwe jest mówienie o Humanae vitae w Kościele. Kiedy tylko temat zostaje poruszony, środowiska bardziej konserwatywne uznają to za skandal i odejście od doktryny. Teologowie nie mają zatem żadnej chęci, by podejmować pracę nad aktualizacją, która wystawi ich na surową krytykę i nie interesuje społeczeństwa.
Tym samym Humanae vitae stała się tekstem wyciszonym. Czy jednak ta encyklika naprawdę nie ma nam już nic do powiedzenia? Oprócz sformułowania w niej zakazu Paweł VI wyraża swój niepokój, wywołany przez ryzyko odczłowieczenia relacji mężczyzna-kobieta, sprowadzenia kobiety do przedmiotu, zwykłego narzędzia przyjemności. To ryzyko wciąż istnieje, o czym świadczy niedawno powstały ruch #MeToo. Dlaczego to przesłanie Pawła VI nie zostało zrozumiane? I w jaki sposób można je zaktualizować dzisiaj? Czy Kościół może jeszcze odbudować dialog ze społeczeństwem? Adhortacja Amoris laetitia proces ten rozpoczęła. Analiza ograniczeń Humanae vitae może mu pozwolić toczyć się dalej.
Humanae vitae ukazuje nam Papieża zaniepokojonego. Paweł VI wyczuwa ryzyko, że miłość, seksualność i rozrodczość zostaną od siebie oddzielone, i ma rację. Zakazuje zatem stosowania sztucznych metod antykoncepcyjnych, tak jak ojciec zabroniłby dziecku zabawy pudełkiem zapałek. Zakaz ten opiera się na najlepszych intencjach, chodzi o to, by dziecko nie zrobiło sobie krzywdy. Wydaje się, że Papież Paweł VI nie przewidział, że wierni mogą stać się dorośli w wierze. I przede wszystkim to protekcjonalne podejście zostaje odrzucone w fazie przemian społecznych, w której powstają slogany typu „zabrania się zabraniania”. Paweł VI nie jest jedynym człowiekiem w swoim pokoleniu, który nie zrozumiał tej zmiany epokowej. Również generał De Gaulle nie zdołał zrozumieć tamtych wydarzeń. Gdyby encyklika przyjęła formę zwykłej przestrogi, pozostawiając ostateczną odpowiedzialność oświeconemu sumieniu małżonków (por. Gaudium et spes, 50), mogłaby w dalszym ciągu inspirować rozmowy i debaty. Zakaz sprawił, że jakakolwiek dyskusja stała się niemożliwa, zbędna. Należało przyjąć lub odrzucić, toteż wielu wolało odrzucić zarówno encyklikę, jak Kościół. Dziś Kościół przyznaje, że musi kształtować sumienia, ale nie musi ich zastępować (por. Amoris laetitiae, n. 37). To pierwszy krok, konieczny, ale niewystarczający, by jego głos został usłyszany po drugiej stronie fosy!
Humanae vitae opisuje nam małżeństwo wirtualne: nie ma dzieci chorych ani trudności ekonomicznych, ani też stresu związanego z pracą bądź brakiem pracy. Jest tylko czule kochająca się para. Tekst ten nie jest zakorzeniony w rzeczywistości, życie jest w nim nieobecne, a przede wszystkim kobiety są nieobecne. Gdzie jest ciężar wielokrotnego macierzyństwa i zależności od mężczyzn, który musiały znosić nasze matki i nasze babcie? Gdzie jest cena zapłacona przez tyle kobiet, które pewnego dnia ośmieliły się kochać mężczyznę, nie będąc jego żoną? Od zawsze kobiety płaciły wysoką cenę, dużo wyższą niż mężczyźni, każde nawet najmniejsze odejście od konwenansów społecznych. Piękny film Stephena Frearsa z 2013 r. Tajemnica Filomeny pokazuje jak bardzo Kościół potępiał, karał i piętnował te kobiety. W zbiorowej podświadomości kobiet strach i wstyd długo pozostały żywe. Nie dziwi zatem, że w 1968 r. w pigułce antykoncepcyjnej zobaczyły wyzwolenie, a także środek pozwalający zrównoważyć relacje mężczyzna-kobieta. Paweł VI nie dostrzegł tego dążenia kobiet do większej równości. Nie zrozumiał też ich strachu i lęków. Paweł VI mówi o kobiecie tylko po to, by wyrazić nadzieję, że mężczyzna będzie ją szanował jako ukochaną towarzyszkę. Jego życzliwość jest niezaprzeczalna, lecz nie bierze pod uwagę kobiecego doświadczenia. Stąd nieprzyjemne wrażenie, że tekst jest napisany przez mężczyzn dla mężczyzn, którzy chcą normować intymne życie kobiet. Wrażenie to wzmacnia fakt, że cnota wstrzemięźliwości zostaje przeniesiona z celibatu do małżeństwa, z pominięciem złożoności relacji, gdzie dwie osoby, ze swoimi osobistymi historiami, nie zawsze jednoczą się w sposób spontaniczny. Należy oddać hołd wysiłkowi podjętemu w Amoris laetitia, by włączyć rzeczywistość rodzin i seksualności do tematów poruszanych przez Kościół. Kwestia antykoncepcji nie zostaje w nim poruszona, a Kościół nie może o niej mówić bez brania pod uwagę kobiecego punktu widzenia.
Dziś obawy Pawła VI nabrały konkretnego kształtu. Miłość, seksualność i prokreacja są całkowicie od siebie oddzielone, do tego stopnia, że wielu młodych ludzi nie rozumie sensu małżeństwa. Zanim podejmie jakąkolwiek kwestię związaną z antykoncepcją, Kościół musi zmierzyć się z wyzwaniem, jakim jest przedstawienie chrześcijańskiego małżeństwa jako autentycznej drogi doskonalenia człowieczeństwa i źródła głębokiej radości. Aspiracje kobiet w części zostały zrealizowane. Kontrola rozrodczości w połączeniu z płatną pracą e definitywny sposób zmieniły równowagę między mężczyznami i kobietami. Jednakże równość mężczyzn i kobiet nie wszędzie są faktem dokonanym i pojawiają się inne kwestie. Współczesne młode kobiety nie zamierzają żyć w lęku, jak poprzednie pokolenia, lecz nie chcą też same dźwigać ciężaru antykoncepcji i z przyczyn ekologicznych coraz bardziej niechętnie akceptują środki hormonalne. We Francji antykoncepcja jest tematem rozważanym nie przez parę, lecz przez kobietę i jej lekarza. Mężczyźni dali się zwolnić od odpowiedzialności. Wskazując wyraźnie, że wybór metod antykoncepcyjnych należy do pary, Kościół mógłby pomóc małżonkom nawiązać na nowo dialog na ten temat i włączyć do niego również mężczyzn. W tym celu musi on jednak przyznać, że choć przedmioty wytwarzane przez technikę nie są neutralne (por. Laudato si', 107), to dają one zawsze okazję do rozeznania w sumieniu, jaki jest ich właściwy użytek.
Współczesne młode kobiety pragną również bardziej konkretnej równości między mężczyznami i kobietami. Odrzucają męskie postawy szowinistyczne i szklane sufity, które zbyt często są jeszcze przeszkodami na ich drodze do kariery zawodowej. Ruch #MeToo pokazuje, że płeć, władza i pieniądz są ze sobą zawsze powiązane. O tej rzeczywistości Kościół zbyt często milczy, co osłabia jego wypowiedzi. Toteż ma w tym zakresie spore pole działania. Kościół mówi, że jest matką, lecz to mężczyźni mają w nim zadanie wcielania jego macierzyństwa! Słowa kobiet nie mają w Kościele takiego samego ciężaru jak słowa mężczyzn, ponieważ tylko słowo duchowieństwa jest wiążące dla instytucji. Sytuacja ta mogłaby się wyrównać w Kościele synodalnym, którego pragnie gorąco Papież Franciszek, ale który nie budzi wielkiego entuzjazmu wśród biskupów...
Ryzyko dehumanizacji relacji mężczyzna-kobieta będzie istniało zawsze. To chrześcijanie muszą pokazać, że przymierze jest możliwe i że wojna między płciami nie jest nieunikniona. Kościół może zaktualizować obawy Pawła VI, zostawiając więcej przestrzeni sumieniu i odpowiedzialności osób, a także wypowiadając się w sposób realistyczny, zakorzeniony w życiu. Za cenę postawy samokrytycznej może pokonać fosę i nawiązać na nowo dialog ze społeczeństwem.
opr. mg/mg
Copyright © by L'Osservatore Romano