Kiedy ojciec nagle umiera

Katastrofa pod Smoleńskiem pokazała, że śmierć jest zawsze tragedią, zwłaszcza gdy jesteśmy na nią nieprzygotowani

Dzisiejszy człowiek żyje tak, jakby miał nie umierać. Tragedia pod Smoleńskiem pokazała, że śmierć jest zawsze tragedią, tym większą, gdy nie jesteśmy w stanie na nią się przygotować.

Nie wiemy, ile osób wsiadających 10 kwietnia do prezydenckiego samolotu nie zdążyło pożegnać się z najbliższymi, może w pośpiechu nie wypowiedzieli jakichś ważnych słów, być może pozostawili niezałatwione sprawy z Bogiem i ludźmi. Ich nagła śmierć to ważne dla nas przesłanie: nie czekajmy na uporządkowanie własnych spraw.

Wypowiedź Beaty Stachowskiej — psychologa Hospicjum im. ks. Eugeniusza Dutkiewicza SAC w Gdańsku

- Życie jest pełne strat i już od dzieciństwa jesteśmy na nie narażani. Dziecko najczęściej samo zadaje pytania, a skoro je zadaje, to znaczy jest otwarte na dany problem. Naszym zadaniem jest tylko stosownie odpowiadać na zadane pytania. W ten sposób dajemy mu komunikat, że może wszystkie trudne emocje przeżywać i radzić sobie z nimi. Gdy zamykamy się na przeżycia dziecka, przekazujemy mu tym samym informację, że nie wolno czuć trudnych emocji: np. gniewu, smutku... Dziecko zostaje wówczas samo ze swoimi emocjami, a to jest dla niego bardzo niekorzystne. Niektóre osoby dorosłe są zdolne do przeżywania nagłej straty bliskiej osoby i raczej radzą sobie z silnymi emocjami, które tej stracie towarzyszą przy mniejszym czy też większym wsparciu ze strony najbliższego otoczenia. Obecność innych w takiej sytuacji jest bardzo potrzebna. Jednak wielu z nas nie dopuszcza do świadomości trudnych emocji, nie może wówczas ich zrozumieć i potrzebuje przewodnika-psychologa, czyli takiej osoby, która przyjmie te emocje, pozwoli mu je zrozumieć, będzie towarzyszyć w tym niewątpliwie bardzo trudnym procesie. Jeśli chcemy pomóc komuś, kto doświadczył śmierci bliskiej osoby, to musimy sobie uświadomić, że nasze słowa nie spowodują, iż poczuje się dobrze. Natomiast damy tej osobie ulgę, gdy zaakceptujemy jej przeżycia, to co mówi, czy te emocje, które przeżywa. Przykładowo osoby, które w tragicznych okolicznościach tracą kogoś bliskiego, mają poczucie winy, że nie zrobiły nic, żeby temu zapobiec. Odruchowo chcemy oponować, a nie powinniśmy tego robić. Powinniśmy to poczucie winy przyjąć, pomimo że jest ono dla nas niezrozumiałe. Możemy także nie rozumieć manifestacji nadmiernej złości na siebie, na świat, także na Boga, jednak nie możemy zapominać, że naszą rolą współtowarzyszenia jest wysłuchiwanie, akceptowanie, a także próbowanie nazwania emocji. Często też staramy się pocieszać, a to przynosi odwrotny efekt. Wzorcowe słowa pociechy: będzie dobrze, jesteś silna, czas leczy rany w takiej sytuacji nie są pomocne. To jest zamykanie rozmowy o stracie, bólu, doświadczaniu żałoby. Ponadto rodzą one w osobach pogrążonych w żalu najczęściej dodatkowy ból i złość. W społeczeństwie prowadzi się dysputy na różne tematy, o radzeniu sobie: w interesach, ze złymi i dobrymi emocjami w pracy itp. Akcentuje się te treści, które są dla nas pozytywne, natomiast pomija się milczeniem tę sferę życia, która dotyka wielu z nas i dotknie każdego z nas - śmierci i umierania. Panuje takie przekonanie, że nie można dzielić się trudnymi emocjami. O śmierci należy mówić, niezależnie czy jest to medialne, czy też nie jest. Tak samo należy rozmawiać o przeżywaniu czasu żałoby. Blokowanie tego stanu może bowiem doprowadzić do depresji, melancholii, nieangażowania się w uczucia. Myślę, że w naszym społeczeństwie funkcjonuje wiele osób, które ukrywają swoją niekończącą się żałobę.

Ci, co pozostali

Marta Kaczyńska, jedyna córka Pary Prezydenckiej, jako jedyna w katastrofie straciła oboje rodziców. W mediach niejednokrotnie padały słusznie słowa, że ból malujący się na jej twarzy jest symbolem cierpienia wszystkich osieroconych dzieci tragedii smoleńskiej. Wicemarszałek Krzysztof Putra osierocił ośmioro dzieci; dwie córki, sześciu synów. Najstarszy syn, Rafał, ma prawie trzydzieści lat, najmłodszy, Paweł, niedługo skończy dziesięć. Po jego narodzinach Krzysztof Putra zrezygnował z ogólnopolskiej kariery politycznej na kilka lat, by móc być bliżej rodziny. Bo to ona zawsze u niego była na pierwszym miejscu. Po Rafale na świat przyszedł Sebastian, potem Katarzyna, Agnieszka, Kamil, Karol, Krzysztof i wreszcie Paweł. Dwóch najmłodszych synów wicemarszałka uczęszcza do szkoły podstawowej, dwóch do gimnazjum, córka Agnieszka w tym roku zdaje maturę. Żona Elżbieta zajmuje się wychowywaniem dzieci i domem, z pracy zawodowej zrezygnowała. Jedynym żywicielem rodziny był wicemarszałek.

Przyjaciele rodziny wspominają, że małżeństwo Krzysztofa i Elżbiety Putrów było niezwykle udane, pełne miłości i szacunku. W takiej atmosferze wzrastały ich dzieci. Ojciec w domu cieszył się ogromnym autorytetem. Będzie go bardzo brakowało. Także kolegom w Sejmie, którzy wspominają go jako prawdziwego ojca, który zawsze umiał doradzić, porozmawiać. Będzie im brakowało jego ojcowskiej intuicji, bowiem bezbłędnie wyczuwał, gdy komuś sprawy osobiste bardzo się komplikowały, nigdy wówczas nie pozostawił takiej osoby bez wsparcia czy długiej, przyjacielskiej rozmowy.

Krzysztof Putra słynął także ze swoich długich wąsów, które zgolił ponoć tylko raz, trzy lata temu; więcej już tego nie uczynił na wyraźną prośbę żony i córek, którym bardzo się w nich podobał. Cała rodzina, oprócz córki Katarzyny, mieszka w samodzielnie wyremontowanym domku jednorodzinnym w Białymstoku. Osieroconą rodzinę po śmierci Krzysztofa Putry wspierają zarówno psychicznie, jak i finansowo przyjaciele, rodzina i wiele osób, czasem obcych, do których on kiedyś wyciągnął pomocną dłoń.

Marszałek, minister, po prostu ojciec

Minister Janusz Krupski to nie tylko legendarny opozycjonista, człowiek wielkiej skromności, ale nade wszystko ojciec wielodzietnej rodziny. Osierocił siedmioro dzieci: Piotra, Pawła, Tomasza, Łukasza, Jana, Marię i Teresę. Teresa jest rówieśniczką Pawła Putry, ma dziesięć lat. Minister Krupski razem z żoną Joanną i dziećmi mieszkał w Grodzisku Mazowieckim, także w domku jednorodzinnym. Pani Joanna Krupska znana jest z aktywności w Związku Dużych Rodzin Trzy Plus. Głównie jednak zajmowała się wychowywaniem dzieci i pracą w domu. Na utrzymanie rodziny zarabiał pan minister. Jego tragiczna śmierć pozostawiła nie tylko rodzinę w bólu i tęsknocie, ale także trudnej sytuacji finansowej. Wspierają ją teraz przyjaciele, rodzina i podobnie jak państwa Putrów, ludzie nieznajomi, życzliwi, którzy uważają, że w ten sposób spełniają swój chrześcijański i patriotyczny obowiązek.

Maciej Płażyński, prezes Stowarzyszenia Wspólnota Polska, były marszałek Sejmu, dla najbliższych przede wszystkim mąż i ojciec. Osierocił trójkę dzieci: Jakuba, Katarzynę i Kacpra. Mimo wielu wykonywanych zajęć nigdy nie stronił od robienia zakupów, a w przeszłości także przewijania dzieci. Podobnie jak dla Krzysztofa Putry i Janusza Krupskiego, także dla niego zawsze najważniejsza była rodzina i dzieci. Sercem jego oliwskiego domu była kuchnia, gdzie przy stole koncentrowało się rodzinne życie. W odróżnieniu od żony Krzysztofa Putry i Janusza Krupskiego, pani Elżbieta Płażyńska pracuje, jest sędzią sądu okręgowego. Troje dzieci osierocił także Przemysław Gosiewski, wiceprezes Prawa i Sprawiedliwości. Mariusz Handzlik, podsekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta, również pozostawił trójkę dzieci; Julię, Iwonę i Jana. Tomasz Merta, wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego, jak o nim początkowo mawiano bardziej historyk niż polityk, osierocił cztery kochane kobiety swojego życia, żonę i trzy córki.

Smoleńska lista osieroconych dzieci

Córka Andrzeja Przewoźnika przyjechała do Katynia dzień wcześniej, pociągiem, wraz z Rodzinami Katyńskimi. W piątkowy wieczór ojciec odprowadził ją na dworzec kolejowy. Rano mieli się spotkać w Katyniu. Tam czekała na ojca, który leciał samolotem, z prezydentem. W czasie Mszy św. odprawianej na cmentarzu katyńskim czekało na niego puste krzesło. Takim pozostało. Andrzej Przewoźnik zabiegał o budowę cmentarza w Katyniu i nadzorował ją, podobnie jak odbudowę Cmentarza Orląt we Lwowie i cmentarza w Jedwabnem. Brał również udział w spotkaniach polsko-rosyjskiej Grupy ds. Trudnych. Andrzej Przewoźnik, sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, odpowiedzialny ze strony polskiej za organizację wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego z osobami towarzyszącymi na cmentarzu w Lesie Katyńskim koło Smoleńska, na miejsce nie dotarł. Pozostawił żonę Jolantę i córki Joannę i Katarzynę. Paweł Wypych, sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta, już nie wrócił ze Smoleńska do żony i dwójki dzieci. Andrzej Kremer, Podsekretarz Stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, pozostawił żonę i trzech synów.

Troje dzieci osierocili również wiceminister obrony narodowej Stanisław Jerzy Komorowski oraz poseł PiS Zbigniew Wassermann.

Ta smoleńska lista tragicznie pozostawionych żon, mężów i osieroconych dzieci jakby nie miała końca...


opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama