Złamana przysięga

O związkach niesakramentalnych

W Europie są już kraje, w których większość ludzi żyje w związkach niesakramentalnych. Polska wygląda na ich tle nieco lepiej, ale i tak - skoro rozpada się co piąte małżeństwo - mamy plagę rozwodów. Wielu zakłada potem nowe związki.

Jan Paweł II w adhortacji apostolskiej „O zadaniach rodziny chrześcijańskiej w świecie współczesnym" - „Familiaris consortio" z 1981 r. pisał, że Kościół został ustanowiony, aby prowadzić ludzi do zbawienia, toteż „nie może pozostawić swemu losowi tych, którzy - już połączeni sakramentalną więzią małżeńską - próbowali zawrzeć nowe małżeństwo. Będzie też niestrudzenie podejmował wysiłki, by oddać im do dyspozycji posiadane przez siebie środki zbawienia". W imię Jezusa Chrystusa Kościół wyciąga więc do nich rękę, powołując duszpasterstwa związków niesakramentalnych.

I po co te duszpasterstwa?

Choć w wielu diecezjach istnieją już od dobrych kilku lat, nie przestają budzić emocji, ponieważ nie wszyscy akceptują taką formę opieki duchowej. Jak to jest - podnoszą głos - że ci, którzy żyją na bakier z Ewangelią, mają w Kościele swoje duszpasterstwo? Czy to w porządku, że Kościół otwiera się na tych, których jeszcze do niedawna wierni mieli omijać?

Jedni nie kryją swego zgorszenia, drudzy pytają, czy coś się zmieniło w stanowisku Kościoła wobec rozwodów i możliwości zawierania kolejnych związków, a jeszcze inni uważają, że taka opieka ma sens tylko wtedy, gdy prowadzi ich na powrót do prawowitych małżonków oraz dzieci. Nie brak i takich, którzy określenie „związki niesakramentalne" uważają za eufemizm zamazujący rzeczywistość. Sami mówią więc nawet o „duszpasterstwie cudzołożników", którzy usiłują znaleźć uspokojenie dla swych powikłanych sumień i życiorysów. Czy nie warto jednak pamiętać, że jesteśmy „świętym Kościołem grzeszników"?

Julia jakich wiele

Julia wróciła z pracy później niż zwykle. Była wyraźnie podenerwowana. Starała się ukryć emocje przed Stefanem i dziećmi, ale na próżno. Ledwo przekroczyła próg mieszkania, a już napotkała jego badawcze spojrzenie: - Źle się czujesz? Wyglądasz jakby cię z krzyża zdjęli. -Nie, nic mi nie jest - zapewniła, ale głos jej drżał. Stefan nie dawał jednak za wygraną: - Mieliśmy być ze sobą szczerzy. Nie powiesz mi, co się stało? W końcu ustąpiła: -Już dobrze, powiem, tylko się nie denerwuj. Kiedy wychodziłam z pracy, czekał na mnie... Roman. Na dźwięk imienia jej pierwszego męża Stefana zmroziło: - Czego chciał? - zapytał z niepokojem, ale Julia zamilkła, bo nie chciała go zranić. Wystarczy, że sama cierpi.

Z Romanem poznali się jeszcze w latach szkolnych. Byli zakochani po uszy, świata poza sobą nie widzieli. Zaraz po maturze, wbrew oporom obu rodzin, wzięli ślub. Początkowo było jak w bajce, ale kiedy zaszła w ciążę, coś się zaczęło między nimi psuć. Dobrze pamięta ciągłe awantury, napady złości, krzyki i wzajemne oskarżenia. Aż wreszcie Roman spakował swoje rzeczy i odszedł do innej. Mój Boże, cały świat jej się zawalił! Kiedy urodziła Marzenkę, miała jeszcze iskierkę nadziei, że może Roman wróci, a potem przyszło borykać się z losem samotnej matki.

Pewnego dnia w jej życiu pojawił się Stefan; on także był „po przejściach", po doświadczeniu zdrady rozstał się z żoną, zabierając ze sobą Jasia. Okazał się człowiekiem dobrym, pełnym ciepła i wyrozumiałym. Po uzyskaniu rozwodów pobrali się i zaczęli nowe życie. Ślub był tylko cywilny, bo przecież Kościół nie uznaje rozwodów. I oto dzisiaj zjawił się Roman. Przyszedł z bukietem róż i nalegał, aby mu wybaczyła. Twierdził, że zrozumiał swój błąd i zapewniał, że wszystko naprawi. Przywoływał wspomnienia z lat szkolnych, ze ślubu, z pierwszych miesięcy małżeństwa. A w końcu oświadczył: -Marzenka musi mieć ojca, a ty pamiętaj, że przed Bogiem to ja jestem twoim mężem. Kwiatów nie przyjęła, ale odżyły wspomnienia. Co dalej robić?

Wyzwanie duszpasterskie

Kto zliczy, ile takich Julii, ilu Romanów i Stefanów żyje pośród nas? Wielu z nich to ludzie ochrzczeni, a często i bierzmowani, więc jak wszyscy chrześcijanie mają dążyć do uświęcenia i zbawienia. Pomimo rozbicia małżeństwa sakramentalnego i życia w nowym związku nadal pozostają członkami Kościoła. Fakt nieuznawania przez Kościół ich nowego związku jest dla nich poważnym problemem życiowym. Czują, że znaleźli się na marginesie Kościoła, zwłaszcza że nie mogą uczestniczyć w życiu sakramentalnym. W jaki sposób dopomóc im w zachowaniu słabnącej więzi z Chrystusem i Kościołem? To bowiem jedyna droga do podtrzymania życia duchowego i pełnego nawrócenia.

Na kartach „Familiaris consortio" Jan Paweł II pisał: „...wzywam gorąco pasterzy i całą wspólnotę wiernych do okazania pomocy rozwiedzionym, do podejmowania z troskliwą miłością starań o to, by nie czuli się oni odłączeni od Kościoła, skoro mogą, owszem, jako ochrzczeni, powinni uczestniczyć w jego życiu. Niech będą zachęcani do słuchania Słowa Bożego, do uczęszczania na Mszę Świętą, do wytrwania w modlitwie, do pomnażania dzieł miłości oraz inicjatyw wspólnoty na rzecz sprawiedliwości, do wychowywania dzieci w wierze chrześcijańskiej, do pielęgnowania ducha i czynów pokutnych, ażeby w ten sposób z dnia na dzień wypraszali sobie u Boga łaskę. Niech Kościół modli się za nich, niech im dodaje odwagi, niech okaże się miłosierną matką, podtrzymując ich w wierze i nadziei".

Odcięci od Stołu Pańskiego

Katechizm nie pozostawia wątpliwości w ocenie ich sytuacji, jako sprzecznej z prawem Bożym: „Pojednanie przez sakrament pokuty może być udzielone tylko tym, którzy żałują, że złamali znak Przymierza i wierności Chrystusowi, i zobowiązują się żyć w całkowitej wstrzemięźliwości" (KKK 1650).

Z kolei list Kongregacji Nauki Wiary z 14 września 1994 r., poświęcony problemowi przyjmowania Komunii św. przez wiernych rozwiedzionych żyjących w nowych związkach, głosi: „wierny, który żyje na stałe na sposób małżeński z osobą, która nie jest prawowitą małżonką albo prawowitym mężem, nie może przystępować do Komunii Świętej". We wspominanej adhortacji Ojciec Święty podkreślił wielką wartość świadectwa, jakie składa osoba rozwiedziona, która „nie zawiera nowego związku, lecz poświęca się jedynie spełnianiu swoich obowiązków rodzinnych i tych, które wynikają z odpowiedzialności życia chrześcijańskiego".

W trosce o niesakramentalnych

Duszpasterstwa są wspólnotami masowymi: jedni przychodzą, drudzy odchodzą, część trwa. Ilu w nich ludzi, tyle dramatów, bo każdy jest odmiennym przypadkiem. Różnią się stopniem winy za rozbicie małżeństwa, albo - jeśli są to osoby porzucone - rozmiarami doznanej krzywdy. Ale są wśród nich również ci, których ktoś nazwał „cudzołożnikami monogamicznymi", bo ich związek z osobą rozwiedzioną jest pierwszym i jedynym.

Duszpasterstwo to nie może prowadzić choćby tylko do pozornego zakwestionowania sensu nierozerwalności małżeństwa. Podczas spotkań próbują więc odkrywać wspólnie wartość sakramentu małżeństwa, modlą się razem i przyjmują „Komunię duchową", próbując zjednoczyć się z Chrystusem duchowo podczas adoracji. To wyraz ich pragnienia Boga...

STWIERDZENIE NIEWAŻNOŚCI MAŁŻEŃSTWA

Czasem ktoś pyta o kościelny rozwód. Czegoś takiego oczywiście nie ma. Rozwód bowiem jest rozwiązaniem tego, co było zawiązane. Był związek małżeński ważnie zawarty według prawa państwowego, a następnie według tego samego prawa został ważnie rozwiązany. Tak jest z cywilnym kontraktem małżeńskim. Kto zawiera sakrament małżeństwa, ten łączy się związkiem nierozerwalnym. Znaczy to, że takie małżeństwo ważnie zawarte i dopełnione, czyli kiedy nastąpiło współżycie małżeńskie, nie może być rozwiązane żadną ludzką władzą i z żadnej przyczyny, oprócz śmierci jednego ze współmałżonków (por. kan. 1141 KPK). Może się jednak zdarzyć, że małżeństwo sakramentalne zostaje zawarte w sposób nieważny, a to dlatego, że w momencie jego zawierania nie są spełnione wszystkie warunki co do jego ważności. Tego małżeństwa po prostu nie ma. Prawo jednak stoi po stronie ważności małżeństwa, czyli domniemywa się, że zostało ono zawarte ważnie. Jeżeli jest inaczej, należy to udowodnić przed sądem kościelnym, który po zbadaniu sprawy wydaje orzeczenie o ważności albo nieważności małżeństwa. Sąd kościelny zatem jedynie stwierdza, czy to małżeństwo zaistniało, czy nie. Jeżeli sąd kościelny stwierdzi nieważność danego małżeństwa, wówczas którakolwiek osoba z tego nieważnego związku może - czasem po spełnieniu pewnych warunków - zawrzeć nowy związek sakramentalny. Nie jest to dla tej osoby drugi, ale tak naprawdę pierwszy związek sakramentalny, ponieważ ten pierwszy, skoro został nieważnie zawarty, nigdy nie istniał.

Podsumowując: orzeczenie sądu kościelnego nie jest ani rozwiązaniem, czyli rozwodem małżeństwa, ani jego unieważnieniem, skoro nie można unieważniać czegoś, co nie zaistniało. Jest natomiast stwierdzeniem ważności albo nieważności małżeństwa sakramentalnego.

ks. Jan Glapiak doktor prawa kanonicznego

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama