W kraju ateistycznych autobusów

Przed podróżą Benedykta XVI do Wielkiej Brytanii

Przed niemal każdą pielgrzymką Benedykta XVI wieszczę, że będzie to jego najtrudniejsza podróż apostolska. Nie inaczej napiszę w przededniu papieskiej wizyty w Wielkiej Brytanii.

Przeciwko pobytowi Benedykta XVI na Wyspach protestowały i nadal protestują ateistyczne środowiska oraz aktywiści homoseksualni. Próbowano straszyć Watykan wizją aresztowania papieża na brytyjskiej ziemi w związku z rzekomym tuszowaniem przestępstw pedofilii wśród księży. Niewybredne żarty z papieskiej wizyty urządzali sobie nawet urzędnicy brytyjskiego MSZ. To wszystko jednak nic wobec prawdziwych wyzwań, jakie czekają Benedykta XVI w kraju, w którym pozycja chrześcijaństwa słabnie z roku na rok, a sami chrześcijanie niemal codziennie stają w sytuacji realnego konfliktu: albo wierność wierze, albo podporządkowanie się świeckiemu ustawodawstwu, coraz bardziej ograniczającemu wolność religijną jednostek i grup wyznaniowych.

Prawie jak w ZSRR

Wcale nie na wskroś laicka Francja ani zawsze postępowa Holandia, ale z pozoru stateczna, konserwatywna Anglia ma dziś opinię kraju, w którym zmiany obyczajowe zachodzą najszybciej i najgłębiej. To Londyn uznawany jest obecnie za nieformalną stolicę światowego ruchy ateistycznego i mekkę politycznej poprawności. Nieprzypadkowo właśnie na ulicach brytyjskiej stolicy po raz pierwszy pojawiły się autobusy z głośną ateistyczną kampanią reklamową „Boga prawdopodobnie nie ma”, autorstwa Brytyjskiego Stowarzyszenia Humanistów (BHA), której patronuje brytyjski naukowiec Richard Dawkins - zapiekły krytyk religii pod wszelkimi jej postaciami i zarazem autor ateistycznej „biblii” „Bóg Urojony” .

Londyn to także europejska stolica środowisk homoseksualnych szczycąca się swoją otwartością i przyjaznością wobec ruchu gejowskiego. Różowi dżentelmeni uznawani są dziś zresztą za śmietankę miejscowego społeczeństwa i cieszą się nieproporcjonalnie wielkimi przywilejami oraz pozycją społeczną. Ich praw strzeże niezwykle opresyjne ustawodawstwo antydyskryminacyjne. To właśnie za sprawą drakońskich przepisów prawnych doprowadzono w ciągu zaledwie trzech lat do likwidacji wszystkich katolickich ośrodków adopcyjnych, ponieważ sprzeciwiały się przekazywaniu dzieci do adopcji parom homoseksualnym (prawo takie zostało zalegalizowane w Wielkiej Brytanii w 2005 roku). Na nic zdały się protesty katolików i powoływanie się na zapisy o wolności sumienia - brytyjski Sąd Najwyższy orzekł, że nie może być żadnych wyjątków od praw dla homoseksualistów. Natomiast komisja nadzorująca instytucje użyteczności publicznej oświadczyła, że lepiej, by agencja Catholic Care (ostatnia z funkcjonujących jeszcze do niedawna katolickich agend adopcyjnych) przestała działać, niż miała „dyskryminować homoseksualistów”.

- To symbol Wielkiej Brytanii, w jakiej obecnie żyjemy. Jeśli nie zgadzasz się z obowiązującym podejściem, żyjesz prawie jak w Związku Radzieckim — skomentowała zamknięcie ostatniego katolickiego ośrodka adopcyjnego posłanka konserwatystów Ann Widdecombe.

Lordowska interwencja

Benedykt XVI za kilka dni stanie więc na ziemi, na której sekularyzacyjny młot uderza z niespotykaną nigdy wcześniej mocą. - W Wielkiej Brytanii ma miejsce nasilony atak na chrześcijaństwo w ogóle, a na katolicyzm w szczególności — stwierdził niedawno publicznie wybitny anglikański uczony prof. John Milbank.

Każda, najmniejsza nawet wzmianka o religijności w tzw. przestrzeni publicznej spotyka się bowiem z natychmiastową reakcją ze strony państwa. - Jestem zdumiona, że w kraju o tak silnej chrześcijańskiej tradycji jak Anglia, tak trudno jest mówić o wierze — powiedziała gorzko 54-letnia nauczycielka matematyki Olive Jones z hrabstwa Somerset, wyrzucona z pracy za to, że napomknęła o Bogu w czasie prowadzenia indywidualnej lekcji z chorą dziewczynką. Stało się tak, ponieważ szkolne władze zakwalifikowały jej zachowanie jako „zmuszanie” do praktyk religijnych. Ta historia nie jest jednak żadnym ewenementem — tak właśnie wygląda dziś rzeczywistość brytyjskich chrześcijan, zmuszanych do wyznawania swojej wiary wyłącznie w warunkach katakumbowych.

W tych okolicznościach za prawdziwy cud należy uznać niepowodzenie inicjatywy poprzedniego brytyjskiego rządu, który usiłował narzucić organizacjom i wspólnotom religijnym nowe zapisy ustawy o równouprawnieniu. W ich myśl Kościoły miały mieć obowiązek przyjmowania do seminariów również kandydatów o orientacji homoseksualnej, kobiety oraz żonatych mężczyzn. Na szczęście, dosłownie w ostatniej chwili, owa orwellowska wizja religii została odżegnana dzięki interwencji Izby Lordów - izby wyższej brytyjskiego parlamentu - która przeforsowała poprawkę wyłączającą organizacje wyznaniowe spod działania przepisów ustawy równościowej.

Serce do serca

Zakusy brytyjskich polityków w kierunku sprawowania rządu dusz w tamtejszym społeczeństwie są o tyle realne, że dominujący w Wielkiej Brytanii Kościół anglikański praktycznie nie stanowi dziś żadnej przeciwwagi duchowej dla forsowanej nad Tamizą opcji politycznej poprawności. W tym znaczeniu jest więc rzeczywiście Kościołem państwowym, ponieważ zachowuje się dokładnie tak, jak zagra brytyjski premier w swojej siedzibie przy londyńskiej Downing Street. Zaczęło się od wyświęcania kobiet i uznania za w pełni uzasadnione teologicznie biskupstwa kobiet, potem było ordynowanie praktykujących homoseksualistów, teraz już są sakry biskupie dla nich. Efektem takiej polityki jest oczywiście spadek liczby wiernych, a także masowy exodus anglikańskich tradycjonalistów na łono Kościoła katolickiego. Odkąd bowiem w ubiegłym roku Watykańska Kongregacja Nauki Wiary ogłosiła konstytucję apostolską „Anglicanorum coetibus”, ustanawiającą ordynariaty personalne dla byłych anglikanów, drzwi Kościoła stanęły przed nimi otworem. Dziś mówi się nawet o ponad 400 tys. anglikańskich tradycjonalistów, którzy pragną powrócić do pełnej komunii z Rzymem. A to już pachnie realną groźbą schizmy w Kościele anglikańskim, której żadną miarą nie potrafi zapobiec honorowy zwierzchnik anglikanizmu, politycznie poprawny abp Canterbury Rowan Williams. Sprawa ta będzie więc z pewnością jedną z najważniejszych kwestii poruszanych podczas papieskiej wizyty w Wielkiej Brytanii.

Wydaje się jednak, że Benedykt XVI podczas tegorocznej pielgrzymki zamierza przede wszystkim wystąpić jako ekumeniczny obrońca całego chrześcijaństwa na Wyspach. Nieprzypadkowo centralnym punktem wizyty będzie beatyfikacja Johna Henry'ego Newmana, XIX-wiecznego anglikańskiego konwertyty na katolicyzm, którego kardynalskie zawołanie „Cor ad cor loquitur” (Serce mówi do serca) stanowić ma hasło całej papieskiej pielgrzymki. Znaczenie beatyfikacji kardynała podkreślał także niedawno wspomniany już wyżej anglikański uczony prof. John Milbank: „Newman jest znakiem jedności. Należy on do obydwu Kościołów i jestem przekonany, że nasze modlitwy do Boga za jego wstawiennictwem pomogą sprawie jedności Kościoła oraz odrodzenia chrześcijańskiej Brytanii” — zauważył teolog.

Do tego dojdzie zapewne także stałe posłanie, które wpisane jest w posługę współczesnych papieży pielgrzymujących po tyleż sytym, co ubogim duchowo Zachodzie: podtrzymywanie na duchu tych wszystkich, którzy dają nadal dowody swojej żywej wiary i pobożności. „Przy okazji mojej zbliżającej się wizyty apostolskiej w Wielkiej Brytanii będą mógł osobiście doświadczyć tej wiary i jako Następca Piotra ją umocnić i pokrzepić” - stwierdził papież podczas lutowego spotkania z biskupami Anglii i Walii.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama