Boża łaska silniejsza od katastrof i konfliktów

Podróż Papieża Franciszka na Sri Lankę i Filipiny obfitowała w wydarzenia: kanonizacja św. Józefa Vaz, nieoczekiwana wizyta w świątyni buddyjskiej, spotkanie w ulewnym deszczu z ofiarami tajfunu w Tacloban i spotkanie z młodzieżą w Manili

Boża łaska silniejsza od katastrof i konfliktów

Zakończona w poniedziałek 19 stycznia siódma podróż zagraniczna papieża Franciszka prowadziła do Sri Lanki i na Filipiny — dwóch krajów azjatyckich o różnej kulturze i historii, ale także sytuacji religijnej.

Dziennikarze będą się pewnie długo jeszcze spierać, które z wydarzeń tego tygodnia było najważniejsze: czy kanonizacja św. Józefa Vaz w Kolombo, nieoczekiwana wizyta w świątyni buddyjskiej, czy też spotkanie w ulewnym deszczu z ofiarami tajfunu w Tacloban, orędzie w obronie rodziny albo spotkanie z młodzieżą w Manili.

Dni, które poruszyły Sri Lanką

Sri Lanka nie jest krajem zbyt wielkim, a większość jej ludności to buddyści (niemal 70 proc.). Obok nich mieszkają wyznawcy islamu, hinduiści i chrześcijanie — każda z tych grup to około 6—7 proc. ludności. Nadal w życiu tamtejszego społeczeństwa widoczne są rany wojny domowej w latach 1983—2009 między wojskami rządowymi a dążącymi do autonomii Tamilami. Dlatego Ojciec Święty podniósł szczególnie dwie kwestie: dialog międzyreligijny oraz pojednanie narodowe.

Spotykając się z przedstawicielami władz, papież jasno wskazał, że pojednanie wymaga wzajemnej akceptacji, szacunku dla uzasadnionych odmienności i uczenia się, by żyć jak jedna rodzina.   Podkreślił znaczenie dążenia do prawdy, jako niezbędnego środka krzewienia sprawiedliwości, uzdrowienia i jedności. Rozmawiając z dziennikarzami 15 stycznia na pokładzie samolotu w drodze z Kolombo do Manili, Ojciec Święty nie ukrywał wrażenia, jakie wywarła na nim rozmowa z nowym prezydentem kraju, Mithripalą Siriseną, buddystą, który wyznał, że pragnie nie tylko pokoju, pojednania, harmonii, szczęścia i radości swych rodaków, ale także „dotrzeć do serca ludu”.

Podczas spotkania ekumenicznego i międzyreligijnego papież Franciszek wskazał na wielką wagę tych relacji w leczeniu ran przeszłości i odbudowywaniu jedności narodowej. Jednocześnie zaapelował, aby przekonania religijne nigdy nie były wykorzystywane dla sprawy przemocy i wojny. Ukazanym przez Ojca Świętego wzorem pokonywania podziałów jest kanonizowany 14 stycznia pochodzący z Indii oratorianin, św. Józef Vaz. Odegrał on ważną rolę w ewangelizacji ówczesnego Cejlonu na przełomie XVII i XVIII w. i stał się pierwszym świętym Sri Lanki. Tego samego dnia w sanktuarium Matki Bożej z Madhu papież poprosił, aby Matka Boża „wybłagała łaskę Bożego miłosierdzia, zadośćuczynienia za grzechy i za całe zło, jakiego zaznał ten kraj” i towarzyszyła swoimi modlitwami wysiłkom mieszkańców Sri Lanki w odbudowie utraconej jedności. 

Oprócz programu oficjalnego były też nieoczekiwane papieskie gesty. Przede wszystkim odwiedziny 14 stycznia świątyni buddyjskiej w Kolombo, na zaproszenie jej przełożonego, gdzie Ojciec Święty wysłuchał z szacunkiem modlitwy i pieśni wykonanych przez mnichów. Było także entuzjastyczne powitanie przez około 300 tys. mieszkańców stolicy Sri Lanki, z których nie wszyscy byli katolikami, czy pół milionowy tłum na Mszy św. kanonizacyjnej w Kolombo i nie mniejsze rzesze w sanktuarium Matki Bożej w Madhu.

Filipiny: więcej czynić dla ubogich i cierpiących

Filipiny, największy i najważniejszy kraj katolicki w Azji, od lat zmagają się z wyzwaniami natury społecznej, ale również z katastrofami naturalnymi. Jak sam papież wyznał, decyzję, aby udać się do tego kraju podjął po supertajfunie Yolanda, który 9 listopada 2013 r. spustoszył wyspę Leyte, powodując śmierć około 6 tys. osób i potworne szkody.

O ubogich Franciszek przypomniał już podczas pierwszego wystąpienia oficjalnego, podczas spotkania z władzami. Podkreślił, że troska o nich należy do istoty chrześcijaństwa i oznacza odrzucenie wszelkiej formy korupcji. 

Jednak najgłębiej w sercach wiernych, a także jak zapewnił kard. Tagle, w sercu Ojca Świętego, zapadła wizyta w sobotę 17 stycznia w najpoważniej zniszczonym mieście Tacloban. Naznaczona była zmaganiami z niesprzyjającą pogodą. Papież podobnie jak wszyscy zgromadzeni nałożył na szaty liturgiczne żółtą pelerynę dla ochrony przed rzęsistym deszczem. Po Ewangelii odłożył przygotowany tekst i zwrócił się do serc tamtejszych wiernych: „Możecie mi powiedzieć: Ojcze! Jestem zawiedziony, bo straciłem tak wiele: mój dom, dobytek, jestem chory. To prawda, jeśli tak powiecie i szanuję te uczucia, ale Jezus jest tutaj, przybity gwoźdźmi do krzyża i stamtąd nas nie zawodzi. On był namaszczony jako Pan, na tym tronie i tam doświadczył wszystkich nieszczęść, jakich my doświadczamy. Jezus jest Panem. Jest Panem Ukrzyżowanym, na krzyżu króluje, dla nas. Z tego powodu może nas zrozumieć, jak usłyszeliśmy w pierwszym czytaniu. Upodobnił się do nas we wszystkim. Dlatego mamy Pana, który może płakać wraz z nami, może nam towarzyszyć w najtrudniejszych chwilach życia”. Przypomniał, że u stóp krzyża stała Maryja i każdy z nas może uczepić się Jej ręki jak dziecko w chwilach zagrożenia. Po chwili modlitewnego milczenia dziękował też za tych, którzy pospieszyli z pomocą.

Kolejne punkty programu: obiad z przedstawicielami poszkodowanych przez tajfun, poświęcenie będącego w budowie ośrodka charytatywnego noszącego imię papieża Franciszka oraz krótkie spotkanie z duchowieństwem i z rodzinami ofiar w katedrze w Palo musiały być skrócone. Tam Ojciec Święty przekazał obecnym, że odlot samolotu do Manili musi być przyspieszony, zbliżał się bowiem tajfun drugiego stopnia. Pilotom z lotniska w  Tacloban udało się wystartować w ostatnim momencie o godz. 13.00 czasu miejscowego. Następny, wiozący przedstawicieli władz nie mógł już wystartować z powodu gwałtownego wiatru.

O innym wydarzeniu, tragicznej śmierci w wyniku upadku z wieży tuż przed Eucharystią 27-letniej wolontariuszki Kristel Padasas Franciszek przypomniał nazajutrz podczas spotkania z młodzieżą. Prosił, by modlić się za nią i spotkał się z jej ojcem. Z pracującą w Hongkongu matką dziewczyny nie udało się połączyć telefonicznie. Była ich jedynym dzieckiem.

Czasami potrzebna jest łaska łez

Los dzieci i młodzieży opuszczonych, pozostawionych na ulicy zdominował papieskie spotkanie z młodzieżą w niedzielę 18 stycznia. Przejmujące świadectwa 14-letniego Juna i 12-letniej Glyzelle o straszliwych doświadczeniach dzieci ulicy, w tym narkomanii i prostytucji, ale także wyjścia z biedy dzięki dziełom Kościoła, głęboko poruszyły Ojca Świętego. Przytulił ich ze wzruszeniem. Na pytanie: dlaczego Bóg na to pozwala i dlaczego tylko niewielu pomaga, odpowiedział, że potrzebna jest łaska łez. Pewne realia życia można bowiem zobaczyć tylko oczami oczyszczonymi przez łzy, wręcz trzeba nauczyć się płaczu, aby być dobrymi chrześcijanami. W obliczu tragedii naszą reakcją musi być albo milczenie, albo też słowo rodzące się z łez. „Bądźcie odważni. Nie bójcie się płakać” — wezwał papież.

Wrażliwość na ludzką krzywdę kazała Franciszkowi już w piątek 16 stycznia nieoczekiwanie odwiedzić ośrodek pomagający dzieciom mieszkających na ulicach lub w slumsach. Zaś w niedzielę 18 stycznia, podczas wieńczącej podróż wielkiej Mszy św. w parku im. Rizala w centrum Manili z udziałem 6 mln wiernych Ojciec Święty zaapelował, by postrzegać każde dziecko jako dar, który należy przyjąć, umiłować i strzec. Prosił też o otoczenie troską młodzieży, nie pozwalając, aby została okradziona z nadziei i skazana na życie na ulicach.

Chrońcie rodziny

W obliczu zagrożeń dla rodziny przez papież wezwał do ich rozpoznania oraz szczególnej czujności wobec „kolonizacji ideologicznej”, próbującej zniszczyć rodzinę. Wskazał na św. Józefa jako orędownika, pomagającego w zdecydowanym odrzuceniu wielu presji na życie rodzinne. Zaznaczył, że chodzi nie tylko o biedę, emigrację, ale także wpływy ideologiczne, w tym relatywizm, życie daną chwilą czy odrzucenie otwartości na życie. „Kiedy rodziny przyjmują dzieci, wychowują je w wierze i solidnych wartościach oraz uczą je wnosić swój wkład w życie społeczeństwa, to stają się błogosławieństwem w naszym świecie” — podkreślił Franciszek.

***

Papież przybyły z „krańców świata” na jego peryferiach raz jeszcze ukazał piękno planu Bożego i zachęcił cały Kościół do wyruszenia wraz z nim w pielgrzymkę wiary. Orędzie Ojca Świętego w obronie człowieka oraz jego autentycznej wolności ma zawsze charakter uniwersalny. Skierowane jest nie tylko do bezpośrednich adresatów, ale do całego Kościoła. Umacnia w wierze każdego chrześcijanina. Warto je zgłębić, by wzrastać w mądrości.


Inny świat

Z s. Francescą Lucyną Ratajczak SSpS rozmawia ks. Jarosław Czyżewski

Jakie wydarzenie z papieskiej wizyty najbardziej pozostało w pamięci Siostry?

— Najbardziej dotknęło mnie spotkanie papieża z młodzieżą. Zachwycił mnie jego sposób wchodzenia w dialog z młodymi. On słuchał ich całym sobą. Słuchał ich słów, a jeszcze bardziej łez bólu, które towarzyszyły dramatycznemu pytaniu wypowiedzianemu przez dziewczynkę: „Dlaczego tak mało ludzi nam pomaga?”. Ojciec Święty nie zatrzymał się na tym, co przygotował jako słowo dla młodych Filipińczyków, ale odpowiadał na postawione przez młodych pytania i jak dobry ojciec wskazywał kierunek. W całej pielgrzymce widoczne było ogromne zaangażowanie Filipińczyków w spotkania modlitewne. Ich postawa wiary pokazuje, że mogą być misjonarzami radości nie tylko w swoim kraju.

Pielgrzymka Franciszka pokazała, że Filipińczycy w wyrażaniu swej wiary bardzo spontaniczni. Jak można by scharakteryzować ich religijność?

— Ważną rolę w ich liturgii odgrywa muzyka. Psalm śpiewany podczas Mszy św. to jak odrębny utwór muzyczny, w dodatku wykonywany z ogromnym zaangażowaniem. Tam, gdzie jest wystarczająca liczba kapłanów, Msze św. są odprawiane wcześnie rano, aby wykorzystać porę dnia, gdy upał nie daje się jeszcze we znaki. Muszę przyznać, że widziałam naprawdę wielu ludzi uczestniczących w dni powszednie w Eucharystii. W Kościele na Filipinach ważną rolę odgrywają świeccy liderzy. Ich działania są bardzo ważne szczególnie tam, gdzie kapłani przybywają tylko co pewien czas. Często mówi się o ożywionym nabożeństwie do Bożego Miłosierdzia wśród Filipińczyków. Rzeczywiście, w kościołach, w Jeepney (popularna komunikacja miejska), a także w bambusowej chatce służącej jako budynek szkoły w zagubionej wśród gór wiosce, mogłam napotkać Jezusa Miłosiernego w obrazie „Jezu, ufam Tobie”. Także wpływy hiszpańskie w początkach chrystianizacji tego kraju odcisnęły ślady na sposobie wyrażania przez Filipińczyków swej religijności. Dla przykładu: figury świętych są ubrane w stroje i przypominają żywe osoby niepozbawione nawet imitacji włosów. Muszę przyznać, że można pozazdrościć Filipińczykom pięknych ośrodków rekolekcyjnych. Dostrzegłam, że jest ich wiele i są starannie przygotowane, by człowiek mógł doświadczyć bliskości Boga poprzez piękno i harmonię.

Kościół na Filipinach jest już na tyle ugruntowany, by nie tylko przyjmować pomoc, ale także by ją dawać i dzielić się owocami swej wiary. Ta prawda dotarła do mnie także bardzo mocno, i nie bez pewnego wzruszenia, gdy uczestniczyłam w święceniach kapłańskich młodych werbistów z Misyjnego Seminarium Duchownego w Tagaytay City. Kraj do którego 1909 r. św. o. Arnold Janssen, założyciel mojego zgromadzenia, wysyłał swych pierwszych misjonarzy, cieszy się obecnie lokalnymi powołaniami misyjnymi.

A jakim krajem są Filipiny?

— To kraj niesamowitych kontrastów. W samej Manili są dzielnice tylko dla bogatych, z wspaniałymi willami, a na obrzeżach ludzie mieszkają w tzw. fawelach, czyli na śmietniskach, utrzymują się z segregacji i sprzedaży śmieci. Bardzo smutny jest widok dzieci bawiących się na śmietniku, które być może nigdy nie zobaczą, jak piękny jest świat podarowany nam przez Boga. A właśnie w tym kraju piękno przyrody jest tak niesamowite, że w pierwszych dniach swojego pobytu na Filipinach miałam poczucie znalezienia się wręcz „w innym świecie”.

S. Francesca Lucyna Ratajczak SSpS — przełożona Zgromadzenia Misyjnego Służebnic Ducha Świętego (werbistki) w Chludowie k. Poznania, wcześniej posługiwała na Filipinach.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama