Relacja z II Zgromadzenia Specjalnego Synodu Biskupów dla Europy
Osiem lat temu uczestniczyliśmy w obradach I Zgromadzenia Specjalnego Synodu poświęconego Europie. Podczas rozpoczętych właśnie obrad kolejnego zgromadzenia jakoś automatycznie przypominamy sobie własne odczucia i oczekiwania z tamtego okresu. Symbolicznym wydarzeniem w Europie był wówczas upadek muru berlińskiego.
Po naszym przyjeździe do Rzymu zauważyliśmy pierwszy widoczny znak europejskich przemian - w miejscu zakwaterowania Sekretariatu Synodu, czyli w Domu św. Marty w Watykanie, przywitały nas pochodzące ze Słowacji siostry szarytki. Kiedy przed 10 laty, w ówczesnej Czechosłowacji, komunizm zaczął chylić się ku upadkowi, ich największą tęsknotą było zrealizowanie noszonych w sercu marzeń o życiu zakonnym. Nie było to możliwe w systemie, który deptał przekonania i narzucał ateizm jako państwowy artykuł wiary. Pamiętna Jesień Ludów w 1989 r. przyniosła nowe możliwości. Korzystając z nich, zdążyły złożyć śluby wieczyste i trafiły na placówkę położoną 100 metrów od Bazyliki świętego Piotra, gdzie czują się włączone w szczególny sposób w serce Kościoła. Niestety, nie we wszystkich rejonach Europy w ostatnich latach przemiany przebiegały równie optymistycznie. Arcybiskup Dublina, Desmond Connell, opowiedział mi w przerwie obrad o problemach, z jakimi boryka się Irlandia - jeszcze do niedawna symbol niezłomnego, wolnego od poważnych kryzysów katolicyzmu. W biskupiej posłudze w tej wielkiej archidiecezji pomaga mu pięciu biskupów pomocniczych, ale w seminarium archidiecezjalnym przygotowuje się do kapłaństwa jedynie sześciu kleryków. Głęboki kryzys dotknął wiele środowisk w Irlandii szybciej niż zaczęto sobie uświadamiać, że jest to już kryzys, a nie przejściowa niedyspozycja. W przekonaniu, że podobne trudności można pokonać, umacnia mnie rozmowa z abp. Paryża, kard. J. Lustigerem. W czasie pełnienia przez niego posługi biskupiej liczba alumnów w seminarium duchownym w Paryżu zaczęła systematycznie wzrastać, zaś wskaźniki uczestnictwa w niedzielnej Mszy Świętej w niektórych dzielnicach Paryża świadczą, iż następstwem rozwoju cywilizacyjnego wcale nie musi być obojętność religijna. Podczas obrad w auli synodalnej wymieniamy nasze spostrzeżenia, dotyczące najważniejszych wyzwań dla Kościoła na przełomie tysiącleci. Gorzko, lecz realistycznie brzmiały refleksje jednego z niemieckich misjonarzy, oblata Najświętszej Maryi Panny, który po powrocie do swej ojczyzny spotkał znacznie więcej oznak pogaństwa niż w kraju, w którym przebywał na misjach. Słowa te nie są dla nas zaskoczeniem, gdyż powszechnie wiadomo, że w niektórych rejonach dawnej NRD 80 proc. mieszkańców nie przyjęło jeszcze chrztu św. Sytuacja w krajach misyjnych jest łatwiejsza, ponieważ ich mieszkańcy interesują się przesłaniem misjonarzy i okazują głęboką wdzięczność za ich posługę. W Europie natomiast przesłanie nowej ewangelizacji zostaje bardzo często zepchnięte na margines zainteresowań, między transmisję z meczu piłki nożnej a sensacyjną informację o nowej inwazji UFO. Głoszenie Chrystusa mieszkańcom Europy staje się więc pod pewnymi względami znacznie trudniejsze niż posługa misyjna w Afryce. Celem Synodu Biskupów nie jest wymiana bolesnych doświadczeń, lecz odkrywanie znaków nadziei, której tak bardzo potrzebuje nasz kontynent. Najwięcej optymistycznych akcentów pojawiało się dotąd w wypowiedziach ojców synodu, którzy mówili o roli nowych ruchów w Kościele. Te wspólnoty wiary, które wcześniej nie potrafiły rozpoznać znaków czasu i skoncentrowały się przede wszystkim na obronie tego, co było wczoraj, doświadczają dzisiaj głębokich kryzysów. Wiosnę Kościoła widać natomiast w środowiskach, w których potrafiono szukać nowych środków ewangelizacji, tworząc stowarzyszenia i ruchy podejmujące wyzwania współczesności. Wielu biskupów z głębokim uznaniem mówi o duchowej i apostolskiej roli ruchu Focolare, reprezentowanego podczas obrad przez Chiarę Lubich. Moje lubelskie doświadczenia pozwalają mi zdecydowanie podpisać się pod tymi wypowiedziami. Współczesnej Europie potrzeba odważnych świadków, którzy radosne i ufne chrześcijaństwo poniosą do środowisk, w których żyją, nie zrażając się tym, co bolesne i dalekie od Ewangelii. Zaprzeczeniem apostolstwa jest postawa zalęknionych frustratów, którzy - zamiast głosić Ewangelię nadziei - wszystkiego się boją i wszędzie widzą przede wszystkim zagrożenia, tropiąc wrogów i nawołując do izolacji Kościoła od świata. Poczucie jedności, umacniające ewangeliczną nadzieję, dała nam wszystkim Eucharystia otwierająca obrady Synodu. W trakcie homilii Ojciec Święty ogłosił Edytę Stein, św. Katarzynę i św. Brygidę patronkami Europy. Obserwowałem reakcję uczestników. Po ogłoszeniu imion, pierwsze oklaski rozległy się wśród biskupów. Wypełniający Bazylikę świeccy byli najpierw zaskoczeni, potem usiłowali kojarzyć imiona, upewniając się, o którą świętą Katarzynę chodzi oraz czy Edyta Stein i siostra Teresa Benedykta to na pewno ta sama osoba. Jan Paweł II kontynuował komentarz na temat kobiet w uświęcaniu Europy. Następne żywiołowe oklaski rozległy się w głębi Bazyliki - miejsca te zajmowały głównie kobiety. Słowa papieskiej homilii o ich wpływie na kształtowanie oblicza nowej Europy przyjęły z wdzięcznością i wzruszeniem. Patrzyłem na przejęte twarze uczestników liturgii zaczynającej Synod. Była wśród nich szczególnie liczna grupa Polaków, zorganizowana przez księży pallotynów. W grupie włoskiej moją uwagę przyciągnął 12-letni chłopiec, najprawdopodobniej chory na białaczkę. Jego matka z jakąś szczególną nadzieją i oczekiwaniem wpatrywała się w Ojca Świętego, który szedł na końcu orszaku po zakończeniu Eucharystii. Zbliżył się do chłopca i przytulił go. Uśmiech szczęścia rozpromienił oblicze chorego, a łzy, które popłynęły z oczu jego matki, zniszczyły przygotowany pracowicie makijaż. Patrząc na tę scenę, myślałem o jej duchowej symbolice. Europa jest chora i nie trzeba tego ukrywać za pomocą makijaży ani optymistycznych deklaracji. Nowotwór jest nowotworem i nie ma sensu ukrywać jego obecności. Chrystus żyjący w Kościele pozostaje jednak źródłem nadziei dla Europy i nie wolno nam popadać w łatwy pesymizm, którego nie sposób pogodzić z ewangelicznym przesłaniem Dobrej Nowiny. Chorobę trzeba nazwać chorobą i bez upiększającego makijażu stanąć przed Chrystusem, aby uznać, że tylko On jest w stanie ukoić nasz ból oraz przywrócić nadzieję, mimo doświadczenia wielu wcześniejszych rozczarowań i smutków.
Europo trzeciego tysiąclecia, "niech nie słabną twe ręce!" (So 3, 16); nie popadaj w zniechęcenie, nie poddawaj się stylom myślenia i życia, które nie mają przed sobą przyszłości, albowiem nie opierają się na trwałej pewności Słowa Bożego! Europo trzeciego tysiąclecia, tobie i wszystkim twoim dzieciom Kościół proponuje raz jeszcze Chrystusa, jedynego Pośrednika zbawienia wczoraj, dzisiaj i na wieki (por. Hbr 13, 8). Proponuje ci Chrystusa - prawdziwą nadzieję człowieka i historii. Proponuje ci Go nie tylko i nie tyle w słowach, ale szczególnie w wymownym świadectwie świętości. Święci i Święte bowiem, poprzez swe życie oparte na ewangelicznych błogosławieństwach, stanowią najskuteczniejszą i najbardziej wiarygodną awangardę posłannictwa Kościoła. Dlatego też, Bracia i Siostry, u progu roku 2000, gdy cały Kościół, który jest w Europie, jest tu reprezentowany w najgodniejszy sposób, z radością ogłaszam trzy nowe Współpatronki kontynentu europejskiego. Są nimi: święta Edyta Stein, święta Brygida Szwedzka i święta Katarzyna ze Sieny. Europa była już pod niebieską opieką trzech wielkich świętych: Benedykta z Nursji, ojca zachodniego monastycyzmu, oraz dwu braci Cyryla i Metodego, apostołów Słowian. Obok tych wybitnych świadków Chrystusa chciałem postawić trzy postacie niewieście po to także, aby podkreślić wielką rolę, jaką kobiety odegrały i odgrywają w kościelnej i świeckiej historii kontynentu aż po nasze dni.
Z homilii Jana Pawła II, wygłoszonej podczas Mszy św. rozpoczynającej II Zgromadzenie Specjalne Synodu Biskupów dla Europy
Zarówno dyskusje w auli synodalnej, jak i osobista wymiana doświadczeń z uczestnikami Synodu prowadzą do wniosku, że ostatnie lata przyniosły wiele optymistycznych przemian w Europie - przemian, w których odnajdujemy owoce pontyfikatu Jana Pawła II. Szczególnie wymownych świadectw dostarczyły wypowiedzi zaproszonych na Synod przedstawicieli wspólnot niekatolickich, którzy dziękowali Ojcu Świętemu za jego ekumeniczną troskę.
Nie potrafimy przewidzieć wszystkiego, co przyniesie przyszłość w kontaktach między różnymi wyznaniami i religiami. Z troską trzeba myśleć zwłaszcza o relacjach z napływającymi do Europy wyznawcami islamu. Z uznaniem należy wspomnieć o przemianach, jakie dokonały się w stosunku do Kościoła katolickiego wśród wielu przedstawicieli prawosławia. Osiem lat temu, na pierwszym Synodzie Biskupów Europy, konsternację wywołało pełne pretensji i oskarżeń wystąpienie przedstawiciela siostrzanego Kościoła. Tym razem wypowiadający się przedstawiciele Kościoła prawosławnego z uznaniem mówili o przemianach, jakie dokonały się we wzajemnych relacjach dzięki ekumenicznej postawie Ojca Świętego. Ze wzruszeniem i wdzięcznością przyjęte zostało zwłaszcza wystąpienie przedstawiciela Patriarchy Teoktysta, który mówił, jak wielkim przeżyciem była dla jego rodaków wspólna modlitwa podczas pielgrzymki Jana Pawła II do Rumunii. Wyrazy wdzięczności pojawiały się także w wypowiedziach delegatów pochodzących z rejonów, które jeszcze niedawno były miejscem bolesnych konfliktów, jak Bośnia lub Hercegowina, Czarnogóra czy Słowenia. Mieszkańcy tych regionów są wdzięczni Ojcu Świętemu za to, że gdy niszczono Sarajewo i gdy bomby spadały na Dubrownik, jego wezwania do pokoju oraz słowa solidarności były dla nich źródłem nadziei i pozwalały ufać, że nie są opuszczeni i zapomniani przez resztę świata.
Bolesne doświadczenia, przez które przeszła Europa w ostatnich latach, rzutują na wizję przyszłości kontynentu. Jedynie wśród Anglików, przyzwyczajonych do tego, że Wyspy Brytyjskie żyły zawsze rytmem odmiennym od kontynentalnego, spotkałem pewne oznaki rezerwy wobec synodalnych sformułowań, popierających działania na rzecz zjednoczenia Europy. Ci, którzy przeżyli piekło konfliktów wywołanych przez nacjonalizmy, zgodnie twierdzą, że absurdalne spory o granice państw nie mogą prowadzić do przelewu krwi. Krew więzi plemiennych nie może być dla nas ważniejsza od krwi Chrystusa, którą przyjmujemy we Mszy Świętej. Triumfem współczesnego pogaństwa byłoby myślenie nacjonalistyczne, w którym narodowe związki krwi są ważniejsze od wody chrztu świętego, włączającej nas we wspólnotę Kościoła i jednoczącej z Chrystusem - powiedział reprezentujący Bośnię i Hercegowinę bp Franjo Komarica. Przedmiotem dyskusji pozostaje forma przyszłej jedności naszego kontynentu. Wszyscy obawiają się jedności biurokratów, którzy w kolejnych głosowaniach będą jedynie realizować instrukcje otrzymane od swych rządów, nie zwracając uwagi ani na człowieka i przysługujące mu prawa, ani też na podstawowe zasady etyki, które winny być respektowane zgodnie z przekonaniami poszczególnych wspólnot. Dlatego też szczególnej wagi nabiera pytanie o "duszę Europy", tzn. o zbiór takich wartości, jak solidarność, sprawiedliwość, prawda, pokój, które powinny inspirować nasze działania w poszukiwaniu doskonalszych form jedności kontynentu. Romano Prodi, prezydent Komisji Europejskiej, skierował do uczestników Synodu list, w którym pisze o zjednoczonej Europie, gwarantującej jej mieszkańcom pokój, sprawiedliwość i szacunek dla przekonań zarówno religijnych, jak i osobistych. Jej demokratyczny charakter wyrażałby się w tym, iż powstałaby w wyniku wolnych wyborów, a nie w następstwie użycia siły. Prowadzona jako długofalowy projekt "europeizacja Europy" winna położyć kres nacjonalizmom politycznym i doprowadzić do wzajemnego wspólnotowego otwarcia. Nawiązując do homilii, którą Ojciec Święty wygłosił w Gnieźnie 3 VI 1997 roku, Prodi pisze, że Europa nie może zapomnieć o swej historii, w którą w sposób trwały wpisało się dziedzictwo chrześcijaństwa. Chrześcijański przekaz ewangelicznego pokoju jawi się jako źródło nadziei dla wielu środowisk, które uczestniczyły w bolesnych wydarzeniach naszego kontynentu, naznaczonych przez ideologiczne fanatyzmy. O bolesnym dziedzictwie tych ostatnich mówił bp Clemens Pickel, wspierający abpa Tadeusza Kondrusiewicza w apostolskiej posłudze na europejskim terenie Rosji. Rita Burley, przewodnicząca Międzynarodowej Unii Przełożonych Generalnych, podziękowała Ojcu Świętemu za jego konsekwentną troskę o szacunek dla sióstr zakonnych i przedstawicieli życia konsekrowanego oraz za wrażliwość, troskę i zrozumienie okazywane kobietom. Słuchając jej ciepłych, pełnych wdzięczności słów przypomniałem sobie polską sytuację sprzed kilku lat. Kobietą roku została wybrana wtedy osoba, o której działalności nikt nie potrafił powiedzieć mi nic więcej oprócz tego, że w swym publicznym wystąpieniu spektakularnie zaatakowała Ojca Świętego za jego obojętność wobec sytuacji kobiet. Polka potrafi... O tym, iż wyrażane w synodalnej auli słowa wdzięczności nie są jedynie wyrazem kościelnego savoir-vivreŐu przekonałem się osobiście, słuchając wypowiedzi przybyłej z Paryża redaktor Myśli Rosyjskiej, Iriny Aleksejewnej Giorgi-Alberti. Dziękując Ojcu Świętemu za troskę o Rosję oraz za przypominanie o jej wielkim duchowym dziedzictwie, zakończyła swe wystąpienie dramatycznym błaganiem: "Nie odwracajcie się od nas, bo inaczej będzie to już koniec Rosji". Słuchając tych słów, myślałem o wielkich reformach, które udało się przeprowadzić w Polsce w ciągu ostatnich lat, a które w Rosji czekają ciągle zarówno na swego Balcerowicza, jak i na solidarność ponad partyjnymi podziałami. Tak łatwo przyzwyczajamy się do tego, co udane i ważne. Tak łatwo drobne niepowodzenia podnosimy do rangi dramatu. Dopiero obserwując dramaty przeżywane przez inne kraje Europy, możemy dostrzec właściwe proporcje i odnaleźć zagubiony pokój.
Przewodnim motywem Ewangelii, który inspiruje synodalne poszukiwanie nadziei, jest motyw spotkania Zmartwychwstałego Chrystusa przez dwóch smutnych wędrowców zmierzających do Emaus. Patrząc na to, co boli i niepokoi w dziedzinie europejskich przemian, staramy się wsłuchiwać w Chrystusowe słowa i troszczyć o modlitewne pałanie serc. Każdego dnia o dziewiątej rano zaczynamy obrady od wspólnego odmówienia godziny brewiarzowej. Kiedy z miejsc przeznaczonych dla sekretarzy Synodu spoglądam na przeciwległy koniec sali, widzę, jak łacińskie wersety psalmów śpiewają prof. Nicholas Lobkowicz - były rektor Uniwersytetu w Eichsttt oraz Alain Besanćon - autor cennych studiów dotyczących intelektualnych korzeni leninizmu. Obok nich zajmują miejsca Chiara Lubich, inspirująca kolejne generacje członków ruchu Focolare, oraz legendarny Kiko - współzałożyciel drogi neokatechumenalnej. Po przeciwnej stronie sali znajduje się brat Roger z Taiz. Widać, że czas odcisnął na nim swoje piętno, ale walcząc z fizycznym zmęczeniem, śpieszy na kolejne obrady. Pełna poezji scena o wędrowcach do Emaus mogłaby łatwo zrodzić pokusę ucieczki w świat naszych marzeń, tak odległy od codziennej, szarej rzeczywistości, naznaczonej przez ból i rozczarowania. Dlatego też w przyjacielskiej wymianie doświadczeń musimy uczyć się realizmu silniejszego od marzeń. Emaus nie było bynajmniej kresem apostolskiej wyprawy dwóch wędrowców opisanych w Ewangelii św. Łukasza. Po spotkaniu Chrystusa nie zamknęli się oni w swym małym świecie nadziei, aby tam nostalgicznie przywoływać wspomnienia i cieszyć się w niewielkim kręgu radością, którą odnaleźli podczas wędrówki do Emaus. Wrócili szybko do Jeruzalem, w którym czekało tyle nowych zadań. Właśnie w Jerozolimie, pośród ulic naznaczonych Chrystusową krwią, trzeba było przygotowywać odważne plany przyszłych apostolskich działań, obejmujących także Europę. Emaus nie było celem, ale środkiem odnalezienia wiary w bliskość Zmartwychwstałego Chrystusa. Na szlaku naszych codziennych wędrówek musimy odchodzić od tego, co naznaczone zwyczajną tęsknotą i marzeniami i rozpoznać nowe wyzwania, które stawia przed nami Chrystus.
Próbę podsumowania głównych nurtów dyskusji oraz ukazania wyzwań, przed którymi staje Kościół w Europie, przedstawił w trzecim tygodniu obrad abp Madrytu kard. Antonio Rouco Varela. Po jego relacji uczestnicy podjęli dyskusję nad konkretnymi zadaniami w dziewięciu grupach. Po trzech dniach pracy, podczas wspólnego zebrania w auli, przedstawiono wnioski. Uwzględniały one zarówno specyfikę warunków, w których głoszona jest Ewangelia na naszym kontynencie, jak i zadania wspólne dla wszystkich. Na tej podstawie wypracowano tzw. propozycje, które zostały przedłożone Ojcu Świętemu jako zalążek dokumentu poświęconego głoszeniu Ewangelii nadziei w Europie na przełomie tysiącleci.
Nadzieja wbrew nadziei Podczas obrad w wypowiedziach większości ojców dominowały optymizm i nadzieja. Celebrowanie pesymizmu, rozczarowań i zagrożeń stało się dziś niepokojącą praktyką wielu środowisk, także katolickich. Tymczasem obowiązkiem chrześcijanina jest postawa Abrahama, który potrafił pokładać nadzieję w Bogu nawet w sytuacjach po ludzku beznadziejnych. Naszym wzorem pozostają wędrowcy do Emaus, którzy umieli odnaleźć utraconą nadzieję dzięki temu, że szczerze przedstawili swój życiowy dramat Chrystusowi, wsłuchiwali się w Jego słowa, we wspólnocie łamanego chleba usiłowali wydobywać ze swych dusz świadectwo wierności silniejszej od rozczarowań. Styl Emaus nie może być obcy naszemu pokoleniu. Wielu ojców Synodu doświadczało w swych środowiskach sytuacji, które wydawały się całkowicie beznadziejne, np. ci, którzy obserwowali z bliska zorganizowaną walkę z Kościołem w byłym ZSRR czy wyrafinowane formy walki z religią w dawnej NRD. Ogromnym problemem jest dziś obojętność religijna, w której nie odrzuca się wprawdzie istnienia Boga, lecz układa się całe życie tak, jak gdyby Bóg nie istniał. Jak przezwyciężyć tę obojętność i ukierunkować zainteresowania współczesnych w stronę wartości wyższych niż natychmiastowy sukces czy wszechwładna przyjemność, zastanawialiśmy się podczas dyskusji w małych grupach, gromadzących zarówno przedstawicieli Wschodu, jak i Zachodu. Podsumowując przemiany w swym kraju, abp Angelo Massafra z Albanii mówił: "Odbudowujemy drogi i mosty, usuwamy absurdalne zniszczenia zostawione przez komunizm. Wiemy jednak, że znacznie trudniej jest odbudować zniszczone sumienia. Będzie to długi i trudny proces".
Wśród kulturowych przemian, które trzeba odnotować w duchu odpowiedzialności za prawdę, widać także wzrost wrażliwości obecnego pokolenia na wartości duchowe. Pół wieku temu przeważały opinie, iż wszystkie zjawiska można wyjaśnić na gruncie materializmu; obecnie podobne stanowisko przeżywa wyraźny kryzys. Dramat nieudanego poszukiwania mistrzów duchowości przejawia się jednak w tym, że zamiast wielkich arcydzieł mistyki proponuje się dziś kiczowate namiastki oferowane przez zwolenników New Age lub przez założycieli sekt, które mnożą się jak grzyby po deszczu. Kiedy Kościół proponuje wodę łaski czerpaną z Bożych źródeł, znacznie większą popularnością cieszą się plastikowe pojemniki z wodą, zaopatrzone w barwny napis reklamowy. Wybór między źródłem a opakowaniem z plastiku nie jest łatwy dla pokolenia, które odzwyczaiło się od poszukiwania źródeł. Starając się ułatwiać ten wybór, trzeba jednak unikać rozwiązań pozornych, które mają eliminować doraźnie problemy, bez zwracania uwagi na to, czy stosowane rozwiązania pozostają zgodne z duchem Ewangelii.
Podczas spotkań z dziennikarzami często słyszeliśmy pytanie, jakie przełomowe i radykalne rozwiązania zaproponuje Synod w celu przezwyciężenia podstawowych trudności, widocznych na kontynencie europejskim. Wydawało się, że autorzy tych pytań oczekiwali bardzo prostych rozwiązań skomplikowanych zjawisk. Jako przykład takiego rozwiązania powtarzali często postulat udzielania święceń kapłańskich żonatym mężczyznom, którzy jako tzw. viri probati są obdarzani społecznym szacunkiem w swoich środowiskach. Prostota sugerowanego postulatu jest równie wielka co złudna. Jeśli zarówno w wielkich miastach Holandii, jak i na wsi francuskiej niewiele osób uczestniczy w niedzielnej Mszy Świętej, a jeszcze mniej korzysta z sakramentu pokuty, to sytuacji tej nie zmieni udzielanie święceń kapłańskich osobom żonatym. Myli się każdy, kto sądzi, że rozwiązanie takie spowoduje ożywienie religijne w środowiskach, które wcześniej konsekwentnie omijały świątynie i nie interesowały się życiem sakramentalnym. Zamiast łudzić się, że istnieją proste i skuteczne środki niosące natychmiastowy sukces duszpasterski, trzeba podjąć głęboką refleksję nad istotą chrześcijańskiego świadectwa wiary. Przedstawiciele krajów, w których jeszcze niedawno usiłowano odgórnie narzucać ateizm, przytaczali wiele przykładów wiary konsekwentnej, posuniętej aż do męczeństwa. Bp Telesphore Toppo z Indii wyraził ubolewanie swych wiernych, iż w niektórych środowiskach Europy Kościół traktowany jest jedynie jako jedna z wielu instytucji, którą usiłuje się reformować za pomocą doraźnych działań, nie zwracając większej uwagi ani na nadprzyrodzoną rzeczywistość łaski, ani na Chrystusową wizję Kościoła. Tymczasem, co podkreślało wielu ojców Synodu, dramat kulturowy współczesności przejawia się w tym, że w świecie, który tak wiele mówi o wolności, sam człowiek narzuca sobie wielorakie formy zniewolenia, odchodząc od duchowej ojczyzny, na którą składały się wartości istotne dla tradycji chrześcijańskiej. Nie uświadamiamy sobie tej niewoli, gdyż nasza świadomość oswoiła się z nią pod wpływem sloganów reklamowych i uproszczonych wzorców myślenia, dominujących w środkach przekazu. Przenikają one naszą podświadomość, osłabiają krytycyzm, niszczą refleksję.
Źródeł optymizmu szukaliśmy w rozwijających się ruchach religijnych i w nowych instytutach świeckich. Rosemary Smith reprezentująca Unię, do której należy 195 instytutów świeckich, nazwała je "laboratoriami duchowości". Uczą one, jak promieniować Chrystusem w zmieniającym się kulturowym pejzażu świata. Wyrazem poszukiwania nowych form inspirowanych modlitwą są rozwijające się w Anglii clergy fraternals - ekumeniczne wspólnoty kapłanów, którzy spotykają się na modlitwie. Światowe Dni Młodych, podobnie jak międzynarodowe spotkania młodych, inspirowane duchem Taiz, gromadzą systematycznie młodzież wrażliwą na ideały i poszukującą duchowych wartości, które mogłyby jednoczyć Europę. O tym, że nad przyszłością naszego kontynentu nie musi wisieć fatum obojętności religijnej, wymownie świadczą zmiany, które udało się wprowadzić kard. Lustigerowi przez 15 lat jego pasterskiej posługi w Paryżu. Podczas obrad w grupach dyskusyjnych z wielkim szacunkiem wyrażano się o inicjatywach duszpasterskich, w których usiłuje się rozwijać chrześcijański dialog z ludźmi nauki, sztuki, polityki. Przedstawiciele wymienionych środowisk bardzo często czują się osamotnieni w obliczu jakościowo nowych wyzwań. Kościół głoszący prawdę winien umacniać ich nadzieję, rozwijając formy ewangelizacji bardzo ważne pod względem następstw społecznych. Niestety, misja ta bywa ciągle jeszcze niedoceniona. Duszpasterze szukający dialogu ze światem nauki natrafiają na fundamentalistyczne postawy swych bliskich, którzy konsekwentnie ignorują nauczanie papieskie. Zamiast formacji zmierzającej do etycznego uwrażliwiania polityków, zbyt często odnajdujemy we wspólnotach religijnych naiwną amatorską politykę, stanowiącą zaprzeczenie chrześcijańskiej nauki społecznej. Oblicze Europy kształtowano w cieniu uniwersytetów i katedr. Rzeźbili je wielcy teologowie i wielcy święci. Nasza generacja obawia się wielkości. Woli ucieczkę w średniość i anonimowość. Nie wolno nam jednak chronić się w wygodny święty spokój, kiedy Europie na kulturowym wirażu tak bardzo potrzeba chrześcijańskich inspiracji do przezwyciężenia wielu widocznych schorzeń. Obszerny zbiór propozycji przedłożonych przez Synod Ojcu Świętemu stanowi wyraz naszej troski o wspólnotę, którą jeden z synodalnych dokumentów określa łacińskim mianem domus communis europaea - wspólnym europejskim domem. Aby przezwyciężyć klimat beznadziei, który coraz częściej zaczyna ciążyć w tym domu, potrzeba ufności i refleksji, odważnych działań i modlitwy. Znamienne dla obecnego pontyfikatu jest, że na początku swej apostolskiej posługi Jan Paweł II zwrócił się do sióstr zakonnych z prośbą o modlitewne wspieranie prac kolejnych synodów. Jako pierwsze przybyły wtedy do Wiecznego Miasta siostry klaryski, aby wspierać modlitwą obrady. Dziś w tej wielkiej modlitewnej symfonii zastąpiły je siostry karmelitanki, które przybyły tutaj z kilku krajów Europy, w tym także i z Polski. Ufajmy, że to wielkie zespolenie modlitwy, refleksji i działania wyda owoc tak bardzo potrzebny zarówno Kościołowi, jak i Europie poszukującej nowych form jedności.