Recenzja koncertu AACM Quartet.
Era Jazzu - AACM - Żywa MuzykaTomasz Jakub Handzlik
Kameralna sala Centrum Sztuki i Techniki Japońskiej „Manggha” była miejscem pierwszego w tym roku projektu Ery Jazzu w Krakowie. Drugiego lutego wystąpił tu AACM Quartet. Liderem zespołu jest Ernest Dawkins — wybitny saxofonista, perkusjonista, a także prezes Association for the Advancement of Creative Musicians. Założeniem, czy nawet sercem tworzonej przez nich sztuki jest czarna muzyka (Black Music of America, Africa, and throughout the world). Źródło z którego czerpią natchnienie nie jest ograniczone tylko do tej rdzennej kultury jazzu. Muzycy stowarzyszenia są otwarci na wpływy innych nurtów, grają pop, rock, jazz, a nawet muzykę klasyczną. Doświadczenia takie pozwalają im na umiejętne wplatanie tych pierwiastków do swoich kompozycji, dzięki czemu stają się one niezwykle barwne i wielopłaszczyznowe. Jak to wygląda na koncertach? Nieustający kontakt wzrokowy, wrażliwość, wsłuchanie się w siebie nawzajem i najważniejsze, improwizowane komponowanie, powoduje, że artyści tworzą na scenie żywą muzykę. Uważni słuchacze i obserwatorzy stają się świadkami powstawania nowego utworu — bez formalnych ograniczeń i utartych szlaków harmonicznych. Kreatywność ta nie jest jednak jedyną zaletą AACM Quartet. Fotoreportaż z koncertu - Piotr Sztencel Saksofon altowy i tenorowy, gitara elektryczna i klasyczna, bardzo ubogi zestaw perkusyjny i gitara basowa. Na środku sceny stolik zapełniony przeróżnymi perkusjonaliami — od trąbek i gwizdków, przez grzechotki i pałeczki, aż do plastikowej rury. Rozpoczyna się przedstawienie. Pierwszy utwór w konwencji free. Motorem rozpędzającym jazzową machinę jest perkusista Hamid Drake. Wspólnie z basista Rollo Radfordem tworzą podstawę rytmiczno — harmoniczną. Pulsacja ta wyznacza drogę grającym temat — Ernestowi Dawkinsowi i gitarzyście — Fareedowi Haque. Spokojny, choć dysonansowy temat, jest pierwszą fazą tej gry. Już po chwili, po ekspozycji tematu, rozpoczyna się akt wielkiej kreacji. Napięcie jest budowane stopniowo. Najpierw Dawkins improwizuje sam. Ostre, bebopowe tony saxofonu zachęcają wirtuoza gitary do podjęcia wyzwania. To moment podwójnej solówki. Po chwili orientujemy się, że wtórujący im perkusista oddala się od ustalonego pulsu. Tworzy odrębną warstwę, zdaje się być zupełnie obok, poza zespołem. Nie ma jednak mowy o chaosie. Nad pędzącym w nieznane bębniarzem panuje nie tylko lider. Zdolnością dyrygowania zespołem popisuje się także Fareed Haque. Dając harmoniczną podstawę, wciąż czuwa nad przebiegiem utworu. Stopniowe zwiększanie dynamiki prowadzi do basowego sola. Grający na bezprogowym instrumencie Rollo Radford wyróżnia się wspaniałym, miękkim brzmieniem, kojącym efekty brawurowej kulminacji. Powracając do głównego tematu melodycznego, zaskakuje ekspresyjnym klangiem. Utwór kończy się powoli gasnącą frazą, której dysonansowe współbrzmienia zapowiadają kolejne, emocjonujące kompozycje.
Niezwykle ważnym, ujmującym elementem koncertu było wyczucie oczekiwań słuchaczy. To chyba największa zaleta tego zespołu. Bliski, wręcz fizyczny kontakt Dawkinsa z publicznością pozwolił mu na mistrzowskie budowanie dynamicznego przedstawienia. Od stylu free, przez blues i balladę, aż do swingowych i bebopowych fraz. Kolejność dobranych utworów była nie bez znaczenia, a ich płynne połączenia nie raziło ogromnymi przecież różnicami stylistycznymi. Zaśpiewany przez lidera „Cracow Blues” rozgrzał sztywnych na początku słuchaczy tak, że wypuszczenie gości bez kilku bisów było niemożliwe. Muzyka którą tworzy AACM Quartet jest tak złożona i porażająca ogromną przestrzennością, że nawet po wielokrotnym jej przesłuchaniu nie jesteśmy pewni czy poznaliśmy ją do końca. Nie jest osiągalna natychmiast. Trzeba jej się poświęcić, by móc za każdym razem odkrywać jej nowe poziomy. Taka jest właśnie żywa muzyka
|