Nie wiedział bowiem, co powiedzieć, tak byli przestraszeni… W pierwszym momencie może nam się wydawać, że Piotr rzeczywiście mówi całkiem od rzeczy. Przede wszystkim nie mieli ze sobą trzech namiotów. W tamtych czas sprzęt biwakowy był nieco cięższy niż dzisiaj, skórzany lub płócienny namiot to nie to samo co leciutka „dwójka” z poliestru z aluminiowym stelażem. Załóżmy jednak, że zamierzali postawić szałasy, góra Tabor jest porośnięta drzewami i krzewami. Tylko po co gościom z Nieba namioty? Chyba nie wypada proponować największym prorokom Starego Przymierza pobytu na kempingu (prawda, że pięknie położonym). Bardziej stosowne byłoby zaprosić do Świątyni Jerozolimskiej.
Piotr mówi spontanicznie, bez zastanowienia, jak to czasem mu się zdarzało. W tym przypadku jednak jego słowa miały sens, bo wyrażały najgłębsze pragnienie jego serca. Pragnienia, które nosi w sobie każdy, kto choć trochę jest świadomy tego, kim jest i jak działa Bóg. Widzi bohaterów Starego Przymierza, którzy przychodzą z chwały samego Jahwe. Przede wszystkim widzi zaś, że ta chwała przenika jego ukochanego Mistrza. Może po raz pierwszy uświadamia sobie, kim On naprawdę jest. I prosi o to, o co prosiły pokolenia wiernych od czasów Mojżesza: żeby Bóg zamieszkał między nami.
Piotr znał dobrze historię wyjścia Izraela z Egiptu, każdy pobożny Żyd ją znał. W czasie marszu przez pustynię, Bóg symbolicznie objawia się w namiocie, bo namiot oznaczał dla namadów mieszkanie. Gdziekolwiek przebywali, namiot stawał się Jego domem. Później w namiocie przechowywana jest Arka Przymierza, widzialny znak Bożej obecności wśród swego ludu. Bóg, który rozbija namiot wśród nas, to Bóg, który chce z nami mieszkać i wędrować.
Piotr nie wiedział co mówi, bo chciał, aby cudowna chwilą trwała. W tym świecie piękne chwile mijają, dopiero w Niebie szczęście nie ma kresu. Ale Bóg spełnił jego prośbę. Zrobił to trzydzieści lat wcześniej, stając się człowiekiem. I spełnia prośbę Piotra nieustannie, stając się obecny w Eucharystii. Nie bez przyczyny miejsce przechowywania Jezusa w Najświętszym Sakramencie nazywa się tabernakulum, po łacinie namiot.
Wreszcie Bóg rozbił swój namiot w sercu każdego z nas, gdy poprzez chrzest uczynił nas swymi przybranymi dziećmi. Ale tak często nie jesteśmy tego świadomi i nie umiemy odpowiednio Go traktować. Może warto powiedzieć za Piotrem: „Dobrze, że tu jesteśmy. Dobrze, że Ty tu jesteś”