W drodze do Emaus

   "A myśmy się spodziewali". To jedno z najsmutniejszych zdań w Ewangelii. Znak beznadziei, porażki, bezdennego bólu i żalu. Historia uczniów idących do Emaus ukazuje nam, że jest tylko jeden sposób na przezwyciężenie tego stanu: nie kochać go! Nie szukać nadziei i sensu życia w przeszłości. One są zawsze krok przed nami, jak Jezus, którego uczniowie spotkali wychodząc z umarłego miasta.

   "Jeden z nich, imieniem Kleofas". Komentatorzy dzisiejszej Ewangelii lubią wpisywać ją w kontekst Eucharystii, miejsca gdzie najłatwiej spotkać i rozpoznać Zmartwychwstałego. Nie przypadkiem, mówią, tylko jeden z uczniów nosi imię (Kleofas), drugi pozostaje bezimienny, abyśmy mogli w nim się rozpoznać i z nim utożsamić. Jakże często bowiem i my wędrujemy w życiu tą samą drogą smutku: wypaleni, załamani, zgorzkniali. Jakże często w takim stanie przychodzimy na niedzielną mszę świętą: szczęśliwi ci, którzy przychodzą! Bo to właśnie na Eucharystii, podczas liturgii słowa, sam Jezus najpierw wyjaśnia nam Pisma (czyż nie pała nam wtedy serce) i sam Jezus łamie dla nas Chleb (ileż razy otwierają nam się wówczas oczy!). Tak, Eucharystia to naprawdę uprzywilejowane miejsce spotkania ze Zmartwychwstałym, i uprzywilejowane miejsce naszego zmartwychwstania.

   "Wtedy oczy im się otworzyły i poznali Go, lecz On zniknął im z oczu". Fenomen wiary. Bez wiary możemy Jezusa widzieć, słyszeć, a jednak Go nie rozpoznać. Z wiarą, nawet wtedy, gdy znika nam z oczu, gdy Go nie widzimy, jesteśmy pewni, że On jest, że żyje i nic wtedy nie jest już dla nas trudne, nawet nocą wyruszyć tam, skąd uciekliśmy.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama