Można ten film obejrzeć po prostu jak kryminał, skupiający się nie tyle na przestępstwie, ile na śledztwie, z różnymi jego uwarunkowaniami. Ale można też spojrzeć na kinowy ekran z innej perspektywy, zadając pytania nie tylko na poziomie prowadzonego dochodzenia, lecz dostrzegając specyfikę sytuacji i ludzkie uwikłania.
„Święty”, wchodzący właśnie do kin w Polsce film według scenariusza i w reżyserii Sebastiana Buttnego, odwołuje się do faktu, który miał miejsce trzydzieści siedem lat temu, w nocy z 19 na 20 marca 1986 roku. Trzej sprawcy włamali się wtedy do Bazyliki Archikatedralnej w Gnieźnie. Zniszczyli sarkofag św. Wojciecha, kradnąc jego srebrne elementy, w tym dużych rozmiarów figurę czczonego w całym kraju od wieków głównego patrona Polski. „pamiętajmy, że włamanie miało miejsce w trakcie remontu Bazyliki” - podkreślają autorzy informacji na temat tamtego przestępstwa, dostępnej na stronach policji.
Złodziei dość szybko złapano. Jak twierdzą późniejsi analitycy tej sprawy, głównie za sprawą telefonu z donosem, wykonanego przez sąsiada, który dostrzegł, że w pobliskim garażu ktoś przetapia srebro. Wyrok skazujący sprawców kradzieży i zniszczenia sarkofagu zapadł już 1 lipca 1986 r, niespełna trzy i pół miesiąca po przestępstwie.
Gdy dochodziło do wspomnianych wydarzeń Sebastian Buttny, który jest gnieźnianinem, miał tylko dziesięć lat. Jak można się dowiedzieć z mediów, nad swoim filmem pracował przez osiem lat, badając najbardziej medialną kradzież z czasów PRL-u. A jednak jego film nie jest precyzyjną rekonstrukcją zdarzeń. Jak podkreślają sami twórcy, mamy do czynienia, z subiektywnym, fabularnym obrazem przebiegu sensacyjnych wydarzeń z przeszłości.
Nie ma wątpliwości, że przedmiotem poważnego zainteresowania scenarzysty i reżysera jest sytuacja społeczno-polityczna, w jakiej do kradzieży w Gnieźnie doszło. Sytuacji, w której bardzo trudno było o zaufanie między przedstawicielami Kościoła i ówczesnych władz państwowych. Kontekstem włamania do prymasowskiej bazyliki i zmierzającego do znalezienia sprawców śledztwa, było zamordowanie przez funkcjonariuszy SB ks. Jerzego Popiełuszki. Do tej zbrodni doszło zaledwie siedemnaście miesięcy przed kradzieżą, której dotyczy dochodzenie.
Czy w takiej atmosferze możliwa jest współpraca między państwowymi służbami a przedstawicielami Kościoła? Buttny nie tylko stawia w swym filmie takie pytanie, ale również formułuje odpowiedź, wskazując na motywy, które za podejmowanymi decyzjami stoją. Motywy, które pokazują, czy nawet w tak drastycznych okolicznościach, przy tak radykalnym podziale i rachunku krzywd, możliwe są wspólne cele. Czy są wartości oczywiste nie tylko dla jednej ze stron, ale pozwalające przekroczyć lęki i nieufność?
Kluczowe dla zrozumienia specyfiki wydarzeń i uwarunkowań w jakich się dokonują, jest miejsce przestępstwa. Do kradzieży doszło w świątyni, co prawda będącej w remoncie, ale wciąż spełniającej swoje podstawowe zadanie, gwarantowania wierzącym przestrzeni sacrum. Na pozór wydaje się, że można również takie kryminalne działanie potraktować jak zwykłe włamanie. Czy jednak rzeczywiście naruszenie świętości nie pociąga za sobą znacznie dalej idących konsekwencji, niż grabież w innym miejscu?
W „Świętym” pojawia się bardzo ciekawie wykorzystany wątek Drzwi Gnieźnieńskich. Choć ten unikatowy zabytek nie doznał żadnego uszczerbku i nie był przedmiotem zainteresowania przestępców, to jednak treść, którą niesie, treść ściśle związaną z miejscem opowiadanej w filmie historii, okazuje się istotna. Co więcej, być może jest kluczem nie tylko dla interpretacji związanych ze śledztwem faktów, ale dla odkrycia ich głębszego sensu. Możliwe, że na tym swoistym średniowiecznym komiksie, oparto scenariusz wydarzeń, do których doszło w związku z włamaniem i kradzieżą w gnieźnieńskim sanktuarium.
Nie da się w tym świetle wykluczyć, że całe przedsięwzięcie to robota Służby Bezpieczeństwa, realizującej polityczne zlecenie. Może szybkie i sprawne złapanie oraz ukaranie złodziei ma służyć poprawie relacji państwo-Kościół, a przynajmniej tego, jak one wyglądają w oczach duchownych i wiernych.
Najnowszy film Sebastiana Buttnego skłania do wielu pytań. Opowiada widzowi historię sprzed prawie czterech dekad wyraźnie sugerując, że można w niej znaleźć także odniesienia do współczesności. Jednak robi to bez nachalności. Od widza zależy, czy zechce te odniesienia dostrzec i jakie wyciągnie wnioski.
ks. Artur Stopka