Zawołał ją po imieniu

W święto Marii Magdaleny czytamy opis najważniejszego momentu w jej życiu, który zarazem jest jednym z najważniejszych wydarzeń w historii rodzącego się Kościoła. Jest pierwszą osobą, która spotkała zmartwychwstałego Jezusa. Według tradycji jako pierwszej ukazał się Maryi, ale tego w Ewangeliach nie ma. Maria Magdalena jest pierwszą, która Go spotkała i o tym opowiedziała.

Według św. Łukasza Maria Magdalena z innymi kobietami przybyły do pustego grobu i tam miały widzenie anioła, który powiedział im o zmartwychwstaniu. Następnie one wezwały uczniów. Czemu więc ta dzielna kobieta stoi i płacze? Czy świadectwo aniołów nie wystarczyło? Ewangelia wskazuje, że niewiasty uwierzyły, ale potem zderzają się z niewiarą uczniów, którzy traktują ich świadectwo jako efekt kobiecej histerii. I wtedy w Marii mogły zrodzić się wątpliwości. Może rzeczywiście to było złudzenie, spowodowane ogromnym smutkiem i tęsknotą? Maria postanowiła rozwiać te wątpliwości w bardzo sensowny sposób. Ponownie udała się do pustego grobu, jakby to miejsce mogło dać jej odpowiedź. Miejsce gdzie ostatni raz widziała Pana Jezusa, przygotowując Jego ciało do pogrzebu.

Pan Jezus mógł się jej ukazać gdziekolwiek, ale czekał tam, gdzie Go szukała. W pierwszym momencie Go nie poznaje. Przez łzy widzi jakiegoś człowieka, ale nie Boga-człowieka. Rozpoznaje Go dopiero, gdy słyszy swe imię. Pan Jezus pozwala się poznać przypominając jej, kim są dla siebie. Przyjaciółmi. Ona, zawsze pełna szacunku, mówiła doń „Nauczycielu”, nie wypadało inaczej. On jednak zwracał się zawsze do niej po imieniu, co podkreśla osobistą więź. Od tego momentu wiara Marii Magdaleny została utwierdzona. Uczniowie uwierzą tego samego dnia, ale przecież do końca życia będzie się spotykała z ludźmi wątpiącymi czy wprost odrzucającymi wiarę w Chrystusa zmartwychwstałego. Niewiara innych już nie może zachwiać jej wiary, bo ma w pamięci osobiste spotkanie z Nim.

Nasza wiara na ogół zaczyna się od spotkania z innymi, którzy wierzą. Ktoś nam opowiedział o Jezusie Chrystusie, czy to w dzieciństwie, czy w wieku dojrzałym. To zwykły sposób, w jaki Bóg nam mówi o sobie – przez naszych bliźnich, a szerzej – przez swój Kościół. Ale potrzebny jest drugi krok. Potrzebujemy wejść w osobistą, świadomą relację z Chrystusem. On nas woła po imieniu zawsze, ale nie zawsze słyszymy. Starajmy się usłyszeć Jego głos, poprzez głęboką modlitwę, poprzez życie sakramentami, spowiedzią i Komunią Świętą, które zawsze są bezpośrednim spotkaniem z Jezusem. Nie chodzi o jeden konkretny moment w życiu, choć pewnie wielu z nas może wskazać konkretne sytuacje, w których wyraźnie słyszeli w swym sercu Jego głos i były to chwile przełomowe. Starajmy się raczej ciągle pogłębiać osobistą więź z Jezusem Chrystusem. Pośrednictwo naszych bliźnich jest ważne. Na przykład, powiedziano mi, że Msza jest wydarzeniem ważnym i dlatego należy w niedzielę i w niektóry święta uczestniczyć w Eucharystii. Wielu katolików ufając tym, co przekazali im wiarę, ufając Kościołowi, stara się wypełnić obowiązek niedzielnej Mszy Świętej. Jeśli jednak jest to tylko obowiązek wynikający z przynależności do wspólnoty, łatwo można ulec zwątpieniu, czy rzeczywiście ma sens. Jeśli zaś uczestnicząc we Mszy staram się o nawiązanie osobistej relacji z Bogiem, wówczas będę pragną w niej uczestniczyć jak najczęściej i nie będę już potrzebował do tego przykazania kościelnego. Będzie mną poruszała przyjaźń z Jezusem, która popchnęła Marię Magdalenę, aby pobiegła do grobu, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama