Cywilizacja zachodnia uzurpuje sobie dziś absolutny przywilej werdyktu nad tym, co ma być modne intelektualnie i na czym polega medialne urobienie poglądów. Dlatego mentalne i moralne pójście pod prąd to wyczyn tylko dla herosów. Niemniej w czas i nie w czas, życie ewangeliczne zawsze zakłada w duszy wierzącego szczerość intencji, przemyślane w duchu wiary rozeznanie, bezwzględną wierność sumieniu oraz uległość woli Bożej, która z ideami tego świata ma niewiele wspólnego. Nie da się wierzyć Chrystusowi i dryfować z prądem. Ewangeliczny styl życia automatycznie jawi się więc jako znak sprzeciwu. Nie będzie on jednak jakimś ruchem rewolucji, wojną religijną czy ustrojowym narzucaniem komukolwiek etycznych reguł Kościoła. Znak sprzeciwu nie jest wcale żadną kontrą wobec niewiernych. Rozchwytywanym współcześnie charyzmatykom, religijnym wizjonerom czy egzorcystom na scenie, co patrzą z wyżyn ekstazy na degrengoladę cywilizacji i podają dokładną datę końca świata, bliżej jest niestety do histerii niż do znaku sprzeciwu. Aż dziw, że tak wielu skatechizowanych i ochrzczonych Polaków biega za nimi pośród mgieł mitycznego amoku. Zasadą chrześcijańskiego pójścia pod prąd nie jest potępienie upadłych lecz pozytywna uprawa ducha wiary bez względu na kontekst. A to właśnie wywołuje opór, gniew a niekiedy czynną agresję. Tak rodzą się na pniu ewangelii ludzie, których życie bierze się za znak sprzeciwu. Nie przeciwko nikomu. Wystarczy być za Chrystusem, by zderzyć się z falą protestu.
Na całym katolickim Zakaukaziu, szczególnie po stronie gruzińskiej, do dziś wspomina się duchownego, który od trudnych lat siedemdziesiątych dwudziestego wieku, przez długi czas był tam jedynym księdzem obrządku rzymskiego. Ludzie z najodleglejszych stron Kaukazu przywozili księdzu Janowi Świeżyńskiemu swoje dzieci do Chrztu albo młodych na pierwszą spowiedź, Komunię świętą oraz bierzmowanie. Na nim zasadzał się wtedy kaukaski katolicyzm. Ksiądz Jan proboszczował w tak zwanym polskim kościele Piotra i Pawła w Tbilisi. Sam jak palec spośród księży, na obraz Mojżesza kroczącego z Izraelitami przez Morze Czerwone. Po jednej stronie mur wód komunizmu, po drugiej zawzięty, nieskory do żadnego dialogu, gruziński format prawosławia. Ksiądz Świeżyński nie wygłaszał kazań ani przeciwko pierwszym sekretarzom, ani przeciwko popowi. Wystarczyło, że żył i służył jak na katolickiego księdza przystało, stając się tym samym znakiem sprzeciwu w sutannie. Na marginesie tego wspomnienia warto motywować watykańskie służby, by nie opuszczały tak wprost bohaterskiego Kościoła katolickiego na Zakaukaziu. Los katolików w Gruzji jest bardziej niż złożony. Mimo ekumenicznych deklaracji, muszą modlić się i funkcjonować pod jawną presją prawosławnej niechęci. Odbiera się im podstępem lub nawet przemocą wybudowane przez ich przodków świątynie. Nie ma żadnego dialogu, jest za to wiele pomówień, łącznie z negowaniem ważności Chrztu przyjętego w rzymskim obrządku. Watykan nie może udawać, że pisze palcem po piasku, podczas gdy dzielni katolicy na Zakaukaziu cierpią za znak sprzeciwu.
Gest rozbicia przez Mojżesza tablic z Dekalogiem pod Synajem to jeden z najbardziej poruszających fragmentów Pisma Świętego (por. Wj 32, 19). Gdyby prorok przemilczał odstępstwo, zmarnowałby drogę wolności przez pustynię. Ewangeliczna gorczyca jest maleńkim nasieniem sięgającym wielkości jednego milimetra. Bez jego potencji nie wyrośnie jednak drzewo, w którego gałęziach chronią się orły. Bez zaczynu, co rozsadza masę, nie będzie zaś chleba, tym samym bliscy nie zasiądą razem do stołu (por. Mt 13, 31-33). Wielkie sprawy opierają się na maleńkich znakach sprzeciwu.
Rozmyślaj często nad pięknymi fragmentami „Tryptyku rzymskiego” Karola Wojtyły. Zrozumiesz wówczas, że chrześcijaństwo to nie parcie dla zasady pod prąd. To żmudne lecz świadome przedzieranie się w górę strumienia.