Kiedy Bóg mówi: „Jestem tutaj”. Świadectwo wiary sanitariuszki Wiktorii z pierwszej linii frotnu

„Na pierwszej linii frontu nie spotkałam ludzi niewierzących. Każdy w coś wierzy. Osobiście wiele razy byłem świadkiem, jak Pan zbawia zarówno wierzących, jak i niewierzących, jakby przemawiał przez pewne okoliczności: Jestem tutaj, nie opuściłem cię” – powiedziała 30-letnia Wiktoria, która od dwóch lat służy jako lekarz wojskowy i ewakuuje rannych żołnierzy z linii frontu.

Na początku wojny na pełną skalę Wiktoria była w stolicy i w czasie, gdy wiele osób opuszczało miasto, Postanowiła zostać. „Zrozumiałam, że wszyscy i tak nie wyjadą” – wspomina – „Przede wszystkim będą ludzie, którzy mają pewne ograniczenia fizyczne lub nie mogą wyjechać z powodu pewnych okoliczności w ich życiu. Ale będą też nasi wojskowi, którzy będą potrzebować opieki medycznej. A ponieważ z wykształcenia jestem lekarzem, postanowiłam zostać w Kijowie. Nie miałem zbyt wiele czasu do namysłu, ale była to świadoma decyzja”.

Wiktoria bardzo dobrze pamięta swój pierwszy dzień służby w strefie walk, który nazywa „w oczach śmierci”.

Była częścią zespołu reanimacyjnego. Zostali wezwani do 21-letniego mężczyzny, który był kierowcą karetki. Z ratownikiem medycznym na pokładzie mieli wypadek, ponieważ, jak to często bywa na froncie, zostali zmuszeni do jazdy z dużą prędkością. Zdarzyło się to w Bachmucie, kiedy miasto nie było jeszcze zajęte przez Rosjan. Kierowca był obcokrajowcem, który przyjechał do Ukrainy jako wolontariusz. „Niestety, mężczyzna miał obrażenia niedające nadziei na życie. Zespół reanimacyjny, my wszyscy, bardzo staraliśmy się uratować mu życie. Stabilizowaliśmy go przez ponad trzydzieści minut, czyli dłużej niż wymaga tego protokół, i pomogliśmy mu we wszystkim, co mogliśmy. Ale niestety nie udało się go uratować. Byłam ostatnią osobą, która opuściła oddział intensywnej terapii. Zamknęłam mu oczy i oddałam go miłosierdziu Bożemu. I jestem wdzięczna człowiekowi, który do nas przybył. Modliłam się za niego, aby Pan przyjął go do siebie za tak wielkie poświęcenie. Ponieważ w rzeczywistości jest to bardzo wielkie poświęcenie, aby przybyć z innego kraju i umrzeć tutaj jako bohater” – mówi Wiktoria.

To bolesne doświadczenie było pierwszym dla młodej lekarki, ale niestety nie ostatnim. Jej głęboka wiara pomaga jej przetrwać takie chwile. „Na pierwszej linii frontu”, mówi, „nie spotkałam ludzi, którzy nie byliby wierzący. Każdy w coś wierzy. To wiara podtrzymuje cię w całym tym chaosie wojny, bólu, cierpienia, a może nawet rozczarowania. Ale trudno jest wyjaśnić, jak działa Bóg. To się czuje w sercu. Osobiście wiele razy widziałem, jak Pan zbawia zarówno wierzących, jak i niewierzących, jakby przemawiał przez pewne okoliczności: Jestem tutaj. Nie opuściłem cię”.

Wiktoria zrozumiała te słowa Pana w szczególny sposób, kiedy sama miała wypadek. Mówi, że wcześniej przechodziła przez okres duchowej oschłości: czuła się bardzo zmęczona z powodu dużego obciążenia pracą i nie była nawet w stanie się modlić. Zanurzona w tej wyczerpującej codziennej rutynie, mogła tylko powiedzieć w myślach: „Boże, gdzie jesteś?”. Pewnego dnia, w drodze powrotnej z ewakuacji ciężko rannego mężczyzny, karetka, w której jechała wraz z kierowcą, miała wypadek samochodowy: kierowca przegapił zakręt i samochód przewrócił się kilka razy. „Pamiętam tylko, że wszystko wirowało, a samochód zatrzymał się kołami do góry, ale ja stałam prosto” – mówi Wiktoria.

„Zostałam wyciągnięta z samochodu bez jednego zadrapania, bez jednej kropli krwi. Maszyna była tak pogięta, że nie dało się jej naprawić. Poza tym w kapsule znajdowała się butla z tlenem, która mogła eksplodować w każdej chwili z powodu wysokiego ciśnienia w samochodzie. Kiedy wyciągnięto mnie z samochodu, modliłem się tak, jak nigdy wcześniej. Powiedziałem do Boga: Dziękuję Ci za to doświadczenie, przez które mnie przeprowadziłeś. Ponieważ poprzez to doświadczenie Pan powiedział do mnie: Jestem tutaj. Widzisz, co mogło ci się przydarzyć. Miałam wrażenie, że aniołowie postawili mnie na nogi w tym samochodzie. Moje mięśnie klatki piersiowej były tylko posiniaczone, to wszystko. Zarówno mój kierowca, jak i ja wyszliśmy z tego żywi i bez szwanku. Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem, było pójście do kościoła w Kramatorsku i podziękowanie Bogu za ocalenie” – wspomina Wiktoria.

Wojskowi lekarze i ratownicy medyczni muszą wykonywać swoją pracę szybko i skutecznie, ponieważ nie tylko walczą o życie innych, ale także ryzykują własne.

Mają protokoły, których muszą przestrzegać, aby ratować życie, ale często wykraczają poza nie. „Spojrzenie w oczy, życzliwy uśmiech, słowo zachęty – to rzeczy, które nie są zapisane w protokołach” – mówi Wiktoria –  „ale są integralną częścią mojej codziennej pracy. Często pacjenci trzymają mnie za rękę, zwłaszcza ci, którzy odnieśli obrażenia oczu: rany od odłamków lub chemiczne oparzenia oczu. Nawet nie potrafię powiedzieć, jakie to dla nich ważne. Pamiętam jedną z takich ewakuacji, kiedy wieźliśmy żołnierza do Dniepru. Jechaliśmy około czterech godzin. Pacjent trzymał mnie za rękę, a kiedy zabrałam rękę, aby zrobić zastrzyk innemu rannemu w samochodzie, zaczął się bardzo martwić i zapytał: „Wiktoria, gdzie jesteś? Widzisz, co mogło ci się przydarzyć”.

Dla Wiktorii ważne jest, aby pozostać człowiekiem we wszystkich okolicznościach życia, w tym podczas ewakuacji cywilów ze wschodnich regionów, którzy na przykład nie popierają proukraińskiego stanowiska.

„Ale nadal staram się przyjmować tych ludzi z miłością” – mówi – „bo może zmienią się w sercach, może będzie to dla nich taka mała inspiracja, że jest tu dobrze traktowany”. Dziękuję więc Bogu za wszystkie dobre ewakuacje i trudne ewakuacje, ponieważ poprzez trudne ewakuacje, poprzez trudnych ludzi, których spotykasz, Pan zmienia cię, daje ci możliwość rozwinięcia większej cierpliwości i częściowo kogoś zmienia”.

Chociaż Wiktoria stara się patrzeć na cierpienie przez pryzmat wiary, czasami trudno jej zrozumieć wolę Pana.

„Oczywiście, jako człowiekowi, czasami trudno mi zrozumieć, dlaczego wszystko stało się tak, jak się stało, dlaczego młody człowiek odszedł do Pana. Dlatego proszę Boga: Daj mi mądrość, daj mi siłę, aby to zaakceptować, a On daje mi siłę. Nie od razu, nie tego samego dnia. Może za tydzień lub dwa, ale zaczynam akceptować, że tak musiało się stać, że taka jest wola Boża i taki jest Boży plan” – wyznaje.

Wiktoria mówi o tych trudnych tematach z własnego doświadczenia: w czasie wojny straciła kuzyna, który miał 28 lat i z którym czuła więź jak brat i siostra. „Było mi niezwykle trudno się z tym pogodzić”, mówi, „ale po pewnym czasie wypowiedziałam słowa, których nigdy nie sądziłam, że wypowiem: Boże, Ty jesteś miłosierny i Ty wiesz, komu jest teraz lepiej, a kto przyjdzie do Ciebie później. Gdyby nie moja wiara i nadzieja, że będzie lepiej, prawdopodobnie nie byłbym w stanie tego zaakceptować i nie przetrwałbym tego doświadczenia”.

Znalazłszy w modlitwie siłę do zaakceptowania tak trudnej rzeczywistości, Wiktoria chce podzielić się swoim doświadczeniem z innymi, którzy są w żałobie: „Po prostu proszę tych ludzi, którzy słyszą te słowa, aby zaakceptowali wolę Pana, cokolwiek to jest, aby zaakceptowali i modlili się. Jeśli nie możesz tego zaakceptować, módl się, aby Pan pozwolił ci zaakceptować Jego wolę, abyś poczuł lub poczuła ten pokój w swoim sercu”.

Dla wielu osób, które Witoria spotyka i którym ratuje życie, jest ona promieniem światła. Gdzie sama widzi te promienie światła? Gdzie widzi nadzieję w kraju, który od ponad trzech lat codziennie budzi się przy dźwiękach rakiet, dronów i wybuchających bomb? „Dla mnie”, mówi, „promyk nadziei jest w naszej wierze. Wierzę, że w każdym człowieku Pan zasiał ziarno siebie i swojej nadziei. I wierzę, że w nas, w każdym z naszych serc, są promyki wiary i nadziei. A wiara zachęca do działania. Na przykład mówię za siebie: wierzę, że Ukraina wygra, więc jadę na wschód, pomagam ratować życie i robię wszystko, co w mojej mocy. Jeśli jestem małą kroplą w morzu, to dziękuję Bogu. I wierzę, że nasza Ukraina będzie wolna i niezależna, wolna od agresora. Wierzę, że wszyscy ludzie, których ewakuuję, wrócą do domu cali i zdrowi. Wierzę, że ich rodziny będą niesamowicie szczęśliwe, gdy otrzymają wiadomość, że ich ojciec, brat, matka lub ktokolwiek inny żyje lub nie żyje. Wierzę, że Bóg prowadzi każdego z nas i działa przez każdego z nas”.

Dla tych, którzy szukają sposobu, aby pomóc innym, niezależnie od tego, czy chcą zostać ratownikiem medycznym, czy tylko wolontariuszem, młody Ukrainiec radzi „uzbroić się w moc wiary”. „Kiedy wyjeżdżaliśmy na trudne misje - opowiada - a nasz samochód jechał z dużą prędkością, miałam w kieszeni różaniec i jedyne, o co mogłam się wtedy modlić, to: „Jezu, ufam Tobie, Jezu, ufam Tobie”. Chcę więc powiedzieć, że uzbrojony w moc wiary, możesz zrobić wszystko. Możesz zrobić nawet to, co wydaje ci się niemożliwe. Ponieważ, uwierz mi, dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Z mojego ludzkiego punktu widzenia myślałam, że nie mogę tego zrobić. Jestem tak słabą osobą, że nigdy nie zrobiłbym tego sama, gdyby Pan nie dał mi tego miłosierdzia i tej pomocy. Ponieważ nigdy nie czułam Boga tak bardzo, jak na wschodzie, widząc zniszczenia, śmierć, cierpienie. Czujesz tę moc od Boga, ale tylko wtedy, gdy wierzysz. Przez wiarę Bóg dokonuje wielkich cudów, wielkich uzdrowień i daje wielkie dary. Dlatego szczerze życzę każdej osobie, która chce się spełnić, ale nie wie, jak to zrobić, aby uzbroiła się w moc wiary, ponieważ Pan czyni rzeczy niewyobrażalne”.

Źródło: KAI

Dziękujemy za przeczytanie artykułu. Jeśli chcesz wesprzeć naszą działalność, możesz to zrobić tutaj.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama