Darmowy dar mowy

A co, gdybyśmy dostawali ograniczoną ilość słów, po których mowa by zanikała?

A co, gdybyśmy dostawali ograniczoną ilość słów, po których mowa by zanikała?

Otrzymaliśmy od Pana Boga dar mowy całkowicie za darmo, bez żadnej zasługi z naszej strony. Pytamy się regularnie zarówno samych siebie, jak i naszych wychowanków: jak go wykorzystujemy? Przecież wiemy, zgodnie z tym, co mówił św. Jan Paweł II, że z każdym darem łączy się zadanie. Otrzymaliśmy dar, aby nim służyć, aby wykonać pewne zadanie. Ciekawe jest to, że dziś dysponujemy też wieloma środkami komunikacji społecznej i w jednej chwili możemy się porozumieć z kimś, kto jest na innym kontynencie. Jednak okazuje się, że często zamiast budować relacje – do czego jesteśmy zobowiązani przez Boga, to je niszczymy, źle wykorzystując dar mowy i komunikacji. W pewnym skeczu kabaretu Paranienormalni pojawia się postać Jacka Balcerzaka (fenomenalnie zagranego przez Igora Kwiatkowskiego – tak, tego od Mariolki!), który przychodzi do doktora Prozaka i próbuje rozwiązać swój problem. W pewnym momencie proponuje lekarzowi: „A może byśmy tę sprawę załatwili bez używania słów?”. Mamy tu do czynienia z pewnym paradoksem: mowa zamiast być pomocą okazuje się przeszkodą. Tyle kabaret. Jednak także w codzienności takich przykładów niestety nie brakuje. Także w komunikacji ludzi młodych napotykamy trudności. Szczególnie przyjrzyjmy się agresji w ich języku. Dodajmy jednak: skąd młodzi ludzie czerpią swoje wzorce?

Bardzo często jest tak, że agresja, także słowna, ma źródło w potrzebie bycia zauważonym przez dane środowisko. Co jako wychowawcy możemy zrobić? Pójść w głąb, spróbować się przedrzeć przez tę zewnętrzną barierę słownej agresji, dowiedzieć się, dlaczego dana osoba się tak wypowiada? Pamiętam takie spotkanie z pewnym nastolatkiem z Albanii, który uczęszczał na zajęcia do naszego oratorium salezjańskiego w Maceracie we Włoszech. Był niezwykle agresywny w czynach i słowach. Okazało się, że tej agresji doświadczał w swoim domu. Wystarczyło poświęcić mu czas, wysłuchać go, dać się wypowiedzieć i pożalić na swoją sytuację. Nawet nie musiałem dużo mówić, on poczuł się dostrzeżony i w konsekwencji zmienił swoje zachowanie.

Pierwszym zadaniem dorosłych i wychowawców jest własne świadectwo. Nie tylko należy mówić o dobrym sposobie wypowiadania się, ale także samemu to pokazać: „Słowa uczą, przykłady pociągają”. Przypominam sobie też historię, którą opowiedział mi niedawno uczeń w szkole. Nie traktuje ona co prawda o agresji słownej, ale jest dość istotna w tym kontekście. Michał wspominał pogadankę, którą przeprowadzili z nim rodzice na początku szkoły podstawowej na temat mówienia prawdy. W pewnym momencie ktoś zadzwonił domofonem, odebrała mama, osoba stojąca przy domofonie pytała o ojca, który natychmiast kiwnął do żony i wyszeptał: „Powiedz, że mnie nie ma”. Ciężko o bardziej spektakularnego wychowawczego samobója! Tym akcentem pogadanka na temat prawdomówności dobiegła końca. Minęło 10 lat, a ten uczeń wciąż pamięta tę sytuację i opowiada o niej jako o antyświadectwie. Rodzice chcieli dobrze, ale dzieci i młodzież są bardzo pilnymi obserwatorami, nie dadzą się nabrać na takie sztuczki.

Oprócz świadectwa należy młodzieży zwracać uwagę na wdzięczność. Wdzięczność w ogóle, ale także za ten konkretny dar mowy. Warto wychowywać podopiecznych do bycia wdzięcznymi także za to, że otrzymali ten dar, że mogą się wypowiedzieć. Świadomość tego, że można go stracić, może pomóc w dobrym wykorzystaniu go. Można też postawić takie pytanie: a co, gdybyśmy dostawali ograniczoną ilość słów, po których mowa by zanikała? Jak pisze Katarzyna Nosowska w swojej fascynującej książce pt. „A ja żem jej powiedziała”: „I zastanawiam się, czy gdybyśmy mieli ograniczoną ilość słów do wykorzystania, to czy paplalibyśmy bez opamiętania, czy zostawili sobie jakąś pulę, by móc powiedzieć coś ważnego”? Warto to pytanie postawić swoim dzieciom i wychowankom. Ale przede wszystkim sobie.

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama