Odpowiadam na zarzuty

Jeszcze raz w sprawie istotnych mankamentów życia publicznego w Polsce - celowo przemilczanych przez władze i środowiska opiniotwórcze

1. Publikując na łamach GN artykuł „O czym się milczy", pragnąłem zwrócić uwagę na te problemy i mankamenty w polskim życiu publicznym, które skrupulatnie pomija propaganda, bo są niewygodne. Nie był to bilans ostatnich dwunastu lat. Tekst o takim charakterze musiałby uwzględniać wszystko, również pozytywy. Nie rozumiem więc głosów, które nazbyt łatwo dają mi odpór, przytaczając dane, jakich u mnie nie ma, np. przynależność do NATO itp. Czyżby zakres spraw, którymi się zająłem był mało czytelny? Powtórzę więc jeszcze raz: interesowały mnie zjawiska i tendencje ciągnące nas wszystkich w dół.

2. Przyznaję, że zdenerwował mnie głos Czytelnika, który twierdzi, że „O czym się milczy" to szkalowanie Polski, zarzucając mi tym samym, bez przytaczania dowodów, że kierowały mną złe intencje. Szkalować oznacza również rozpowszechniać nieprawdę. W tej sprawie nie mam nic do dodania. Mogę tylko pogratulować autorowi listu dobrego samopoczucia. Mnie takiego błogostanu, niestety, brakuje, dlatego od czasu do czasu piszę o aktualnych polskich problemach nie w nastroju sielanki, bo wystarczy popatrzeć, co się dzieje, aby zupełnie zmienić nastrój.

3. Obecna sytuacja społeczna Polski nie została opisana. Nie wiem, czym się zajmuje nauka. Widocznie tak jest wygodniej dla establishmentu politycznego, niezależnie od jego opcji i barw. Pisaniem o problemach aktualnych zajmuję się od dawna. Teksty o Polsce współczesnej zamieściłem również w książkach. Niczego, jak do tej pory, nie muszę odwoływać. Diagnozy sprawdzają się. Niestety, zwykle rzeczywistość przebija moje najbardziej pesymistyczne przewidywania.

4. Trochę więcej miejsca wymaga polemiczna wypowiedź red. Andrzeja Grajewskiego pt. „Zbytnie uproszczenie", w której autor przytacza całą litanię osiągnięć III Rzeczypospolitej. Zapewniam autora, że naprawdę wiem o tym, że mamy twardą złotówkę i że należymy do NATO. Nie to było przedmiotem artykułu.

Nie zaskoczyły mnie argumenty przytoczone przez autora, lecz jego metoda. Grajewski zgadza się ze mną, że toczy nas korupcja, ale natychmiast wpada w ton pomniejszająco-usprawiedliwiający: przecież łapówkarstwo mają również Czesi i Węgrzy. To ulubiony tok rozumowania polskiego establishmentu. Przypomina to zachowanie człowieka, który zaraził się ciężką i trudną do wyleczenia chorobą, ale zamiast myśleć o skutecznej kuracji, pociesza się, że jeden i drugi sąsiad również jest chory na to samo. W tym momencie kończy się myślenie. Pisząc, że kapitalista musi przede wszystkim zarobić, z czym trzeba się zgodzić, polemista, moim zdaniem, idzie troszeczkę za daleko i zdaje się wyrażać ideologię darwinizmu społecznego: kto sobie nie radzi, niech ginie. W każdym razie tak to zrozumiałem.

W jednym miejscu Grajewski wyraźnie wpada w euforię, gdy pisze o sukcesach polskiej polityki zagranicznej. Zachęcam do umiaru. Wstąpienie Polski do NATO, a potem kandydowanie do Unii Europejskiej, to pomysły Lecha Wałęsy, początkowo traktowane z dużą rezerwą przez establishment. Ale są to jedyne pomysły realizowane od 12 lat. Tak zwane elity polityczne niczego innego nie potrafiły wykoncypować, co świadczy tylko o tym, jak kiepsko jest w tych środowiskach z myśleniem.

A propos NATO, kiedyś zapytano Jerzego Giedroycia, jak zachowałby się Zachód, gdyby Polska była rzeczywiście zagrożona. Książę odpowiedział, że prawdopodobnie tak, jak w 1939 roku, ograniczając się do protestów i akcji humanitarnej. Na szczęście dzisiaj takiego zagrożenia nie ma, ale to wcale nie znaczy, że nie pojawi się ono za kilka czy kilkanaście lat. Na przykład polska polityka wschodnia to katastrofa.

A nasze negocjacje z Unią? Kompletny brak zręczności. Daliśmy się sprowadzić do roli Estonii. Niegdyś ludzie innej opcji jeździli aportować do Moskwy, dzisiaj przedstawiciele wolnej Polski aportują w Brukseli. Czasem przyjmuje to wręcz żenujące formy. Nie potrafimy wystawić rachunku. Tymczasem Europa Zachodnia i Stany Zjednoczone, za sprawą Polski, zarobiły gigantyczne pieniądze. Dzięki obaleniu komunizmu, w czym mieliśmy tak wielki udział, państwa europejskie oszczędzają rocznie ponad 30 miliardów dolarów, które trzeba by przeznaczyć na zbrojenia konwencjonalne. A Amerykanie oszczędzają jeszcze więcej. Do tego każdego roku Europa Zachodnia upycha u nas towary za grubo ponad 10 miliardów. Eksport unijnych towarów do Polski utrzymuje w Europie Zachodniej 1200000 miejsc pracy. Same tylko Niemcy, sprzedając swoje wyroby w Polsce, zyskały 400 000 stanowisk pracy. Zachód wykorzystuje Polskę bezwzględnie. Ale z przyjęciem nas do UE zwleka. A po co ma się spieszyć, skoro wszystko, co tylko chciał, otrzymał za darmo i na tacy?

Własnych interesów trzeba bronić także przed sojusznikami, czego nasi politycy pojąć nie potrafią. Czasami taka obrona jest trudniejsza, niż kiedy ma się do czynienia z wrogiem. Wszędzie, gdzie się nie obrócić, panuje dyletantyzm, niekompetencja i to, co Anglicy nazywają „myśleniem życzeniowym", gdy słowa zastępują rzeczywistość.

Mój polemista jest z wykształcenia historykiem i choćby ze względu na to wie doskonale, że w chwilach i momentach dramatycznych lub przełomowych, przeważnie zawodziły polskie elity przywódcze. Obserwujemy to również dzisiaj. I na nic zda się poprawianie sobie na siłę samopoczucia.

5. Pewien mój znajomy prawnik zainteresował się, jak od strony jego dyscypliny zawodowej przedstawiają się działania kapitału zagranicznego, operującego w Polsce. Był załamany. 65 proc. posunięć tego biznesu byłoby ścigane w ich macierzystych krajach przez prokuraturę bądź służby fiskalne. U nas można łamać prawo bezkarnie. O czym to świadczy? A no o tym, że większość napływającego do nas kapitału zagranicznego, to pranie brudnych pieniędzy lub kapitał spekulacyjny. On nie zajmuje się produkcją, czyli tworzeniem miejsc pracy. Zarabia i natychmiast ucieka.

Potwierdza to również prywatyzacja po polsku, zlepek korupcji i zwyczajnego złodziejstwa. Obowiązuje następujący tok postępowania. Gdy jakaś firma zagraniczna chce nabyć przedsiębiorstwo państwowe, w pierwszej kolejności nawiązuje kontakt z jego kierownictwem. Za odpowiednie apanaże lub obietnicę pracy, szefowie mają za zadanie jak najszybciej „zdołować" firmę. Po co? Aby podczas przetargu nabywca mógł zapłacić możliwie najniższą cenę. Oto tajemnica: państwo polskie nie ma potem na nic pieniędzy, skoro pozbywa się majątku czasami za 10 proc. jego rynkowej, faktycznej wartości.

Ale na tym nie koniec. Będąc już właścicielem polskiej fabryki, zagraniczny inwestor nie będzie przecież produkował wyrobów konkurencyjnych dla własnych produktów. Upadek zakładu trwa więc dalej. Jeśli na dodatek położony jest on w centrum miasta i zajmuje rozległe tereny, śmierć firmy jest przesądzona. Zagraniczny właściciel szybko dąży do jej likwidacji, a potem spekuluje atrakcyjnymi terenami budowlanymi i zarabia na tym procederze gigantyczne kwoty. Taką sytuację obserwujemy właśnie w hucie w Katowicach.

6. Szkoda, że tak mało uwagi poświecono w dyskusji głównemu mechanizmowi sprawowania władzy w Polsce, tj. procesowi społecznego wykluczenia. Ma on, co udowodniłem, pochodzenie totalitarne i nikt nie zdołał mnie przekonać, że jest inaczej. Od siebie dodam tylko, że społeczne wykluczenie nie ma nic wspólnego z kapitalizmem, który traktuje wszystkich obywateli jak konsumentów. Dlatego, aby w życiu zbiorowym nie pojawiły się procesy społecznego wykluczenia, bogate kraje zachodnie posiadają rozbudowany, czasem aż do przesady, program socjalny. Prowadzi to do przegięcia w drugą stronę. Wielu obywateli żyje, i to na przyzwoitym poziomie, z zasiłków. Po co mają się wysilać w pracy. W żadnym jednak wypadku nie ma w tych krajach zjawiska społecznego wykluczenia. Proces ten w naszych polskich warunkach to bomba zegarowa, która prędzej czy później wybuchnie. Brylujące dzisiaj na scenie publicznej polskie elity polityczne, niezależnie od opcji, jaką reprezentują i partyjnych barw, nie odejdą w pokoju. Jestem tego pewien.

7. Dziękuję za listy, w których Czytelnicy GN wyrażają swoje niepokoje i przytaczają fakty, które ich bolą. O wszystkich mankamentach życia publicznego w Polsce musimy głośno mówić, bez względu na to, czy się to komu podoba czy nie za bardzo. To pierwszy i niezbędny krok, by można było skutecznie się im przeciwstawić i naprawiać błędy. Nie bójmy się sporów, nawet kłótni. Poglądy rozwijają się dzięki dyskusji, a nie ma dyskusji bez różnicy zdań, gdy wszyscy mówią to samo.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama