Zabrakło grubej kreski: dlaczego nie rozliczyliśmy się z komunizmem?

Prof. Marek Wierzbicki: silne wpływy środowisk postkomunistycznych w Polsce wynikały z faktu nierozliczenia ich przedstawicieli z działalności na szkodę narodu polskiego w okresie komunizmu.

Od lat mówi się o rozliczeniu komunizmu i osób, które stały wówczas u steru naszego państwa. Kiedy tak naprawdę powinno to było nastąpić?

Te rozliczenia mogły i powinny nastąpić w pierwszych latach po upadku komunizmu w 1989 r. Na przeszkodzie stanęło kilka czynników. Utworzony w sierpniu i wrześniu 1989 r. rząd Tadeusza Mazowieckiego (pierwszy niekomunistyczny rząd powstały w bloku sowieckim po II wojnie światowej) faktycznie nie posiadał spójnej koncepcji demontażu systemu komunistycznego, przez co jego działania, pomimo niewątpliwych sukcesów, były często naznaczone niezdecydowaniem, chaotycznością i przypadkowością decyzji czy wyborów. Nie było dziełem przypadku, że sam T. Mazowiecki mówił głośno, iż obóz opozycyjno-solidarnościowy nie był właściwie przygotowany, by przejąć władzę wykonawczą w państwie polskim. Świadczył o tym sam sposób formowania tego rządu, który miał niejednokrotnie charakter prawdziwej „łapanki” prowadzącej do rekrutowania ludzi czasem absolutnie przypadkowych i niekompetentnych. Ponadto, o ile działalność gospodarcza tego gabinetu ostatecznie okazała się jego największym sukcesem - pomimo wszystkich negatywnych skutków ubocznych „terapii szokowej” Balcerowicza - podobnie jak polityka zagraniczna nastawiona na reorientację jej kierunku ze wschodniego na zachodni, to w kwestii polityki wewnętrznej brakowało spójnej wizji Polski niekomunistycznej oraz sposobu jej urzeczywistnienia.

Dlaczego?

Mazowiecki obawiał się buntu wojska i milicji kontrolowanych przez komunistów z Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, nie zauważył też momentu - mniej więcej od lipca 1990 r. - w którym można było dokonać korekty linii politycznej rządu w tym zakresie i przejąć pełną kontrolę nad „resortami siłowymi”, a potem przyśpieszyć likwidację pozostałości po PRL-u z jego mechanizmami, instytucjami i układami. Niestety, widmo stanu wojennego z lat 1981-1983, czyli najbardziej „udanej” akcji militarno-politycznej reżimu komunistycznego przeciwko zbuntowanemu społeczeństwu, uniemożliwiło przełamanie bariery strachu, która blokowała śmielsze poczynania premiera Mazowieckiego. Do tego dochodziły też skutki kompromisu zawartego przy Okrągłym Stole pomiędzy obozem komunistycznym a solidarnościowo-opozycyjnym, a w zasadzie jego większą, umiarkowaną częścią, który z jednej strony umożliwił bezkrwawe przejęcie władzy i rozpoczęcie transformacji ustrojowej w Polsce w kierunku demokracji parlamentarnej i gospodarki rynkowej (kapitalistycznej), ale z drugiej zagwarantował dawnemu obozowi władzy zachowanie wielu przywilejów i wpływów. Także niepewna sytuacja międzynarodowa, tzn. potencjalne zagrożenie militarną interwencją wojsk sowieckich, hamowała poczynania nowych, demokratycznych władz w Polsce. To wszystko doprowadziło do podziału, a potem rozpadu obozu solidarnościowego.

Umożliwiając tym samym komunistom powrót do władzy…

Tak, Polskie Stronnictwo Ludowe i Socjaldemokracja Rzeczypospolitej Polskiej, później Sojusz Lewicy Demokratycznej, wróciły do władzy w 1993 i 2001 r. W efekcie proces rozliczeń z komunizmem w Polsce został rozłożony na lata i trwa praktycznie aż do dziś. Choć w jego trakcie udało się wprowadzić procedury lustracyjne, dające możliwość eliminowania z ważnych stanowisk w państwie osób, które zataiły fakt współpracy z aparatem bezpieczeństwa państwa komunistycznego, to nie zawsze działają one bez zarzutu.

Próby były, ale zakończyły się fiaskiem - jak tzw. noc teczek, w efekcie której odwołano rząd Jana Olszewskiego. Dlaczego wtedy się nie udało?

Rząd J. Olszewskiego padł ofiarą splotu kilku czynników. Pierwszym z nich była wadliwa ordynacja wyborcza, która po pierwszych wolnych wyborach do Sejmu i Senatu RP umożliwiła wejście do parlamentu ok. 30 partiom politycznym. To zaś doprowadziło do jego skrajnej fragmentaryzacji i rozdrobnienia. W tych warunkach rząd Olszewskiego mógł liczyć jedynie na ok. 130 głosów na 231 wymaganych do osiągnięcia większości bezwzględnej w sejmie. Jako rząd mniejszościowy nie mógł przeforsować swoich pomysłów ustawodawczych, które mogłyby przyśpieszyć odchodzenie Polski i Polaków od komunizmu. W gronie pięciu partii popierających ten rząd nie było też zgody co do kierunków jego działania. Olszewski uważał, że nie ma sensu za wszelką cenę ratować rządu. Liczył raczej na przedterminowe wybory oraz dobry wynik swojego obozu politycznego. Brak większości parlamentarnej, m.in. na skutek fiaska negocjacji z Unią Demokratyczną i kilkoma mniejszymi ugrupowaniami, był więc pierwszą z przyczyn upadku gabinetu J. Olszewskiego. Należało jedynie poczekać na uformowanie się koalicji większościowej przeciwników zdolnych przegłosować tzw. negatywne wotum nieufności. Ówczesne przepisy umożliwiały bowiem odwołanie premiera oraz jego rządu bez wskazania kandydata na nowego premiera.

Drugą była niewątpliwie ogromna niechęć ówczesnego prezydenta Lecha Wałęsy do J. Olszewskiego i jego obozu politycznego, połączona z dążeniem do przejęcia przez ośrodek prezydencki pełnej kontroli nad wojskiem. Dlatego L. Wałęsa zakulisowo przekonał lidera PSL Waldemara Pawlaka, by jego formacja zagłosowała za odwołaniem premiera Olszewskiego. Ceną za zmianę miało być powierzenie Pawlakowi fotela Prezesa Rady Ministrów. Trzecim powodem było zaś uchwalenie przez Sejm (28 maja 1992 r.), na wniosek Janusza Korwin-Mikkego, szefa Unii Polityki Realnej, uchwały lustracyjnej, która przewidywała upublicznienie informacji nt. współpracy agenturalnej niektórych parlamentarzystów i wysokich urzędników państwowych wraz z odsunięciem ich od stanowisk publicznych. Wywołała ona prawdziwy popłoch wśród polityków znajdujących się na tzw. liście Macierewicza i przyśpieszyła przygotowania do odwołania rządu.

Rozliczenia nie dosięgły również sędziów. Jaka była ich rola w systemie komunistycznym?

Byli oni podporządkowani władzy politycznej, czyli partii komunistycznej, co znacznie ograniczało ich niezależność niezbędną do sprawowania przypisanych funkcji sądowych i społecznych. Część z nich stała się nawet jawnie dyspozycyjna wobec PZPR, wydając niesprawiedliwe wyroki, zgodne z wolą ich politycznych mocodawców. Po 1989 r. pomimo żądań zlustrowania sędziów przeważyła opinia, że środowisko sędziowskie nie wymaga dekomunizacji i lustracji, lecz będzie w stanie samo oczyścić się z takich osób. Niestety tak się nie stało. Zwróćmy jednak uwagę na dwa czynniki, które pokazują inną stronę tego zjawiska. Po pierwsze: nie wszyscy z sędziów pracujących w czasach PRL zasłużyli na środowiskowy i obywatelski ostracyzm, ponieważ nie wszyscy z nich dopuścili się czynów haniebnych moralnie. Po drugie: w podobnej sytuacji znaleźli się przedstawiciele innych ważnych społecznie profesji, np. dziennikarze, naukowcy, nauczyciele, urzędnicy, prokuratorzy, duchowni różnych wyznań, którzy do dziś pracują w swoich zawodach, niekiedy na eksponowanych stanowiskach. Dlatego sam fakt dzisiejszej pracy w charakterze sędziego osób pracujących w sądach przed 1989 r. nie wydaje się być nadużyciem, natomiast bulwersujące powinno być tolerowanie na tych stanowiskach osób skompromitowanych gorliwą współpracą z reżimem komunistycznym w jakiejkolwiek formie, np. działalnością w aparacie PZPR lub współpracą z SB. Ale to należy bezspornie udowodnić oskarżonym za pomocą śledczo-sądowych procedur, które obowiązują w państwie prawa, zdając sobie sprawę, że w niektórych przypadkach będzie to trudne lub niemożliwe do przeprowadzenia ze względu na zniszczenie wielu akt tajnych współpracowników SB.

Jaki wpływ na kształtowanie się naszego państwa mogło mieć nierozliczenie komunistów z ich działań?

To trudne pytanie, ponieważ wymaga spekulowania na temat spraw i wydarzeń, które mogłyby się wydarzyć, ale się nie zdarzyły. Jednak niektóre znane przypadki i doświadczenia pozwalają stwierdzić, że silne wpływy środowisk postkomunistycznych w Polsce wynikały także z faktu nierozliczenia ich przedstawicieli z działalności na szkodę narodu polskiego w okresie komunizmu. Sprzyjało temu wspomniane już rozbicie obozu solidarnościowego - nie umiał on zjednoczyć się przed decydującymi wyborami z września 1993 r., które zakończyły się zwycięstwem partii postkomunistycznych. Dzięki temu postkomuniści zajęli silne pozycje w gospodarce, polityce, na uczelniach czy w mediach. Należy jednak pamiętać, iż nie mamy pewności, czy zastosowanie procedur dekomunizacyjnych rzeczywiście przyniosłoby oczekiwane skutki.

Czy brak grubej kreski oddzielającej tamten ustrój od demokracji sprawił, że tak naprawdę komuniści rządzili jeszcze wiele lat?

Pojęcie „gruba kreska” zostało użyte przez premiera T. Mazowieckiego w czasie jego przemówienia programowego w sejmie 24 sierpnia 1989 r. Pierwotny sens oznaczał odcięcie się od szkodliwych praktyk systemu komunistycznego przez nowy, niekomunistyczny rząd, który miał odtąd działać już wyłącznie na własny rachunek. Z czasem jednak nabrało zupełnie innego znaczenia, a mianowicie zaczęto nim wyrażać krytykę wobec nadmiernej tolerancji premiera i jego rządu wobec sił postkomunistycznych. Nie odzwierciedlało to intencji T. Mazowieckiego wyrażonych we wspomnianym przemówieniu, ale niewątpliwie zawierało wiele prawdy w stosunku do polityki kierowanego przezeń rządu w 1990 r. Biorąc nawet pod uwagę jego widoczne sukcesy, m.in. w polityce zagranicznej, gdzie Polska stała się wreszcie suwerennym podmiotem stosunków międzynarodowych, polityka wewnętrzna, a zwłaszcza wobec sił starego, komunistycznego porządku była często pasmem zmarnowanych szans. To na pewno wykorzystali postkomuniści do wzmocnienia swojej pozycji w państwie i społeczeństwie, co pokazał ich demokratyczny powrót do władzy już po czterech latach od obalenia ustroju komunistycznego.

Jak mogłoby wyglądać nasze państwo, gdyby do takiego rozliczenia doszło?

Trudno mówić o czymś, co mogłoby być, ale się nie wydarzyło. Na pewno jednak w przypadku przeprowadzenia dekomunizacji społeczeństwo otrzymałoby wyraźny sygnał od elit politycznych, że system komunistyczny był złem, które hamowało możliwości rozwojowe państwa i społeczeństwa, jak również zniewalało oraz demoralizowało obywateli, np. relatywizując ich najważniejsze wartości moralne i obywatelskie, zacierając różnicę pomiędzy dobrem a złem. Tak się nie stało i dlatego przez wiele lat żyliśmy w „szarej strefie” pamięci o Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, którą wielu Polaków uznawało za „normalne” państwo polskie. Potrzeba było czasu i działań, by przywrócić właściwą miarę oceny moralnej tego najbardziej zbrodniczego i szkodliwego systemu politycznego oraz konstruktu ideologicznego w dziejach ludzkości.

Dziękuję za rozmowę.

 

Prof. Marek Wierzbicki jest pracownikiem pionu naukowego delegatury Instytutu Pamięci Narodowej w Radomiu.

 

 

Echo Katolickie 23/2023

 

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama